Foto Unsplash/Annie Spratt

Genua. „Teraz możesz przytulać oczami”

Nauczycielka i zupełnie nowa klasa, poznana tylko w maskach. Potem święta Bożego Narodzenia z kolacją charytatywną online i dwoma dniami nauki. I powrót do klasy, która „nie jest już taka sama”

Ten ostatni okres, między szkołą a wakacjami spędzonymi w domu, był pełen niespodzianek, jeszcze bardziej nieoczekiwanych, biorąc pod uwagę sytuację. Na początku wielką prowokacją było nauczanie na odległość, z zachowaniem jednak pewności, że tak też coś może się wydarzyć. Nie brakowało konsternacji, lęków, zwłaszcza w konfrontacji z nową klasą, trzecią klasą, z którą spotkałam się najpierw w maskach, a potem już tylko przez Internet. Jakiś mniej formalny związek wydawał mi się prawie niemożliwy i cierpiałam z tego powodu. Jednak po uprzednim pojawieniu się małych znaków nastąpił punkt zwrotny.

Przed świętami Bożego Narodzenia, w moim liceum, zwykle organizujemy w Genui, w dużej sali zbiórkę pieniędzy dla Namiotów AVSI. Od dwudziestu trzech lat jest to regularna impreza, w której uczestniczy ponad 300 osób, ale w dzisiejszych czasach byłaby to maksymalna liczba. W ten sposób zrodził się pomysł, aby niektórzy zrobili to online, zamawiając genueńskie „pandolci” do domu „uczestnikom”, gotowane przez szefa kuchni, który zwykle przygotowuje obiad, aby „wspólnie” zjeść przed komputerem.

Niektórzy młodzi przyjaciele włożyli serce w ten pomysł. W końcu zostaje zmodyfikowany co do formy, podobnie jak Meeting w Rimini 2020. Ponad trzysta połączonych osób zapewniło wspaniały wieczór, w tym występy dorosłych i dzieci, w atmosferze niesamowitej przyjaźni i z świadectwem Davida i Eriki, wspaniałych przyjaciół przebywających przez kilka miesięcy w Burundi. Na tym niespodzianki się nie skończyły: chłopaki z mojej nowej trzeciej klasy, zaproszeni na Dad, przyjechali rozdawać pandolci, rozstawili scenę, a potem napisali do mnie, dziękując mi za to… Krótko mówiąc, „złapali się na lep”.

W okresie wakacyjnym zorganizowaliśmy więc dwudniowe studium dla uczniów szkół średnich z naszymi przyjaciółmi nauczycielami - „seminarium online”. Zapisało się około pięćdziesięciu młodych z różnych szkół z całej Ligurii. Kilku kolegów się zaangażowało. Spędziliśmy dwa bardzo żywe dni. Zakończyliśmy wieczorem świadectw otwartym dla wszystkich, wspominając Davide'a i Erikę, którzy szerzej opowiadają nam o powodach swojego wyboru związanego z wyjazdem do Burundii i krótko mówią o tym, co to znaczy podążać za prawdziwym pragnieniem. Nieoczekiwanie jest nas setka, a moi trzecioklasiści są jednymi z pierwszych, którzy nawiązują kontakt i tylko oni zadają na tym spotkaniu pytania o życie, wolność, miłość. Jeden z nich, który wstydzi się przemawiać przed tyloma osobami, pisze na czacie, aby jego pytanie przeczytali inni. Nie tylko nic nie przeszkadza nam ani nie ogranicza nas w byciu online a nie fizycznie, a nawet przekraczane są granice czasu i przestrzeni, więc Burundia jest tak, jakby było ona tuż obok.

CZYTAJ TAKŻE: Firma. Na czym możemy się oprzeć w czasie burzy?

Potem wracamy do szkoły i to już nie jest to samo. Porusza nas komentowanie przeczytanej książki, uczymy się i studiujemy. Są tam uczniowie z mojej trzeciej klasy, mogę ich kochać przez ekran, możemy na siebie patrzeć, możemy się przytulać oczami. Może nie ma normalnych wydarzeń, zaproszeń do gestów, które mam w głowie, ale te relacje są „odległe” tylko formalnie, są bardziej obecne niż kiedykolwiek.

Marina, Genua