Tam, gdzie rozpala się ogień
Massimo Recalcati i Julián Carrón: nieoczekiwana konfrontacja na temat wychowania między dwoma na pierwszy rzut oka odległymi światami. Dlaczego pragnienie jest wszystkim? Jakie jest zadanie dorosłego?Istnieją decydujące słowa służące opisaniu współczesnych czasów. Słowa, które gdy je wypowiadasz, stawiają cię na rozstaju dróg. Tak wiele razy powtarza się je – lub się ich słucha – ze zmęczeniem, wciśnięte w dyskursy i teorie bez uwzględnienia rzeczywistości. Ale stajesz się świadkiem prawdziwego widowiska, kiedy widzisz, jak wyłaniają się z doświadczenia i pozostają trwale z nim związane, kiedy mówią o czymś, co dzieje się w kimś, kto je wypowiada. Tam właśnie, przyjmując ciało, stają się drogą możliwą dla wszystkich. Tworzą relacje, więzi, towarzystwo. Nawet pomiędzy światami, które na pierwszy rzut oka wydają się odległe.
Weźmy spotkanie zatytułowane: „Pragnienie rozpala się na nowo w pewnym miejscu”, zorganizowane przez grupę stowarzyszeń związanych ze szkolnictwem (Diesse, DiSAL, Educational Risk, CdO Opere Educative, Portofranco). Tematem było wychowywanie, z całym stanem wyjątkowym, jaki się z nim wiąże. Odbyło się 22 października, ale warto do niego powrócić ze względu na konfrontację twarzą w twarz między dwoma protagonistami, która ukazała nieoczekiwane podobieństwa, akcenty sugerujące bliskość idei i podobną wrażliwość między osobami z różnym bagażem doświadczeń, a jednak potrafiącymi przejść wspólnie spory kawałek drogi.
Jednym z nich był Julián Carrón, przewodniczący ruchu Comunione e Liberazione, autor niedawno wydanej książki (Wychowywanie. Komunikowanie siebie), będącej wkładem w pracę związaną z Globalnym Paktem Wychowawczym, zainicjowanym przez papieża Franciszka. Drugi, Massimo Recalcati, psychoanalityk, jest piórem czasopism „la Repubblica” i „Stampa”, ale przede wszystkim autorem wielu książek, które badają teraźniejszość i nasze dusze (wśród ostatnich: Gesto di Caino – „Gest Kaina” oraz La tentazione del muro – „Pokusa muru”), ze szczególnym spojrzeniem właśnie na problemy młodych ludzi, na relację ojciec-syn, na dramat społeczeństwa, które wydaje się, że zagubiło kanony zdrowej ścieżki wychowawczej. Zagubienie to stało się bardziej dotkliwe wraz z pojawieniem się pandemii oraz ciągłymi zmianami związanymi z nauczaniem w szkołach w trybie stacjonarnym i zdalnym.
W takiej sytuacji – zauważył Ezio Delfino, prezes DiSAL (stowarzyszenia skupiającego dyrektorów szkół) i moderator rozmowy – z jednej strony staje się jeszcze bardziej naglące zdanie księdza Giussaniego, które było podtytułem spotkania: „Potrzebne będą miejsca, których widok sprawi, że pragnienie zamieszkujące w sercu każdego człowieka będzie mogło zostać przebudzone”. Ale z drugiej strony rodzą się nurtujące pytania: czy szkoła naprawdę jest takim miejscem? Czy jest to środowisko, które wyczuwa pragnienie i je budzi?
Pierwsza odpowiedź pochodzi z krótkiego nagrania. Chodzi właśnie o doświadczenie. Jest to kolaż wypowiedzi nauczycieli i dyrektorów szkół, którzy opowiadają o „wyzwaniu związanym z rozpoczynaniem od nowa”, pośród protokołów i kwarantann; o przygarnianiu młodych ludzi, „z zachowaniem zasad, ale nie wychodząc od zasad”; o odkryciu, że patrząc w oczy dzieci („ponieważ maseczka na to pozwala, możesz zobaczyć spojrzenie”), możesz znaleźć światło, które daje ci nowy bodziec, większy niż wiele zdań wypowiadanych przez dorosłych. A w tym wszystkim pojawia się najbardziej palące pytanie: „Wielki głód, potrzeba sensu, którą ci wykrzykują”, powiedział jeden z nauczycieli, opowiadając o pewnej uczennicy.
To jest pierwsze słowo-klucz: sens. Mówi o wielkim problemie, który dotyka dzisiejszych czasów: nihilizmie, utracie atrakcyjności rzeczywistości, znaczenia – i smaku – w życiu. Delfino wychodzi właśnie od tego, od tej „choroby teoretycznie bezobjawowej, ale konkretnie obecnej, jak nazwał ją Carrón”, która u młodych ludzi uzewnętrznia się „skrępowaniem, apatią”, podczas gdy u dorosłych uwidacznia się „w niepewności i strachu”, które zwłaszcza dzisiaj, blokują „ja”. Jak rozpocząć na nowo?
Carrón mówi jasno: „Wydaje mi się, że sytuacja tak naprawdę już jest punktem wyjścia, by rozpocząć na nowo”. Opiera się na ostatnich sygnałach. Przywołuje kilka artykułów, które ukazały się w ostatnich dniach w prasie codziennej (jeden z nich pióra samego Recalcatiego), co daje różne perspektywy, ale ten sam wniosek: nie wyjdziemy z tego, trzymając się kurczowo zasad, potrzeba naszej odpowiedzialności. Jednym słowem – które jest drugim decydującym słowem w tym dialogu – potrzeba naszego „ja”. „Wyzwanie Covidu, oprócz tego, że ujawnia słabość podmiotu, może stać się zdumiewającą prowokacją: prowokacją, której «ja» potrzebuje, by się przebudzić”.
Zderzenie z rzeczywistością wydobywa radykalne pytania, „tak jak u studentki przywołanej w nagraniu”. Dlatego w obliczu braku sensu „młodzi potrzebują kogoś, kto zakomunikuje znaczenie i smak codzienności”. Konsekwencja: „Trzeba tylko sprawdzić, czy jesteśmy lojalni wobec tych prowokacji, których rzeczywistość nam nie oszczędza, czy za nimi podążamy”. Co więcej, nasze własne człowieczeństwo „będzie zależało od tego”, od faktu, że „nasze «ja» nie będzie spoglądało w innym kierunku i naprawdę zaangażuje się w te pytania”.
A zatem lojalność. I rzeczywistość. Dlatego, jak natychmiast podejmuje Recalcati, „ryzyko wychowawcze zawsze staje w relacji do rzeczywistości”, nie do abstrakcyjnego ideału: „Staje w relacji do kanciastości, szorstkości, do próby rzeczywistości. W pewien sposób mówił o tym także ksiądz Giussani”. Jest to pierwsze zaskakujące przywołanie, ale przyjdą też inne. Recalcati wraca do początkowego nagrania: „Zaskoczyło mnie. Zobaczyliśmy, że szkoła nie jest tylko autorytarnym i represyjnym mechanizmem”, „szarym i anonimowym” środowiskiem, jak często bywa pojmowana. W świadectwach tych nauczycieli, mówi: „Odczytujemy szkołę jako doświadczenie światła i akceptacji”. Przede wszystkim światła, ponieważ „wychowawczy dyskurs występuje, kiedy coś się rozjaśnia. Kiedy nauczyciel mówi, rzeczy wyłaniają się z ciemności”.
Wtedy właśnie można odpowiadać na nihilizm, którego Recalcati proponuje prostą i trafną definicję, opartą o jego doświadczenie lekarza mającego do czynienia z depresją: „Nihilizm występuje wtedy, kiedy drogi życia i sensu się rozchodzą”. Problem polega zatem na tym, jak „możemy skojarzyć je na nowo. Zjednoczyć”.
Z ważnym dopowiedzeniem: nie możemy już oczekiwać jedności zapewnionej a priori przez Boga i przez Jego nakazy, jak w społeczeństwach religijnych. Nie istnieje już Bóg-poręczyciel („który nie ma nic wspólnego ze zmysłem religijnym”), roztrzaskał się pod ciosami Oświecenia. Połączenie na nowo życia i znaczenia zależy od nas. A to, jak do tego dochodzi, wyraża się w jednym słowie, które nie daje spokoju: świadectwo. Gest wychowawczy, utrzymuje Recalcati, musi być „laickim sposobem świadczenia o możliwości nadania życiu sensu”. Nie jest to „mówienie a priori, jaki jest sens”, ale „pokazywanie, że – nawet tam, gdzie ciemność jest najgęstsza – zawsze można nadać życiu sens”.
To nie przypadek, że profesor wydobywa z książki Carróna cytat Pasoliniego: „Gdyby ktoś miał cię wychowywać, mógłby to zrobić jedynie swoim byciem, a nie swoim mówieniem”. To właśnie wychowuje: bycie – akty, istnienie, świadectwo właśnie – nie słowo. Nie mówiąc już, tym bardziej, o drugim słabym ogniwie w pedagogice, które jest pozbawione sensu w obecnej sytuacji: o zasadach. „Zasady nie wystarczają” – nalega Recalcati. A wyjaśniając, opiera się na księdzu Giussanim („Oddałem się w ostatnich tygodniach – jak mówi – wsłuchiwaniu się w jego głos”): „Jednym z jego celów było właśnie uniezależnienie dyskursu wychowawczego od dyskursu czysto normatywnego”. Reguły nie mają nic wspólnego z tym, co profesor nazywa „prawem”. Prawo nie jest regułą, nie jest czymś zewnętrznym: „Znajduje się w sercu. Jest tym, co ukierunkowuje życie, jest to miejsce, w którym odpowiedzialność ucieleśnia się w naszym sercu”. Dlatego, mówi Recalcati, „zgadzam się z definicją Carróna: «Zasadniczo zadaniem wychowawczym jest wprawienie w ruch wolności». Nie dostosowywanie życia do wcześniej istniejących wartości, ale ukierunkowanie życia na poszukiwanie wartości, sensu”.
Co oznacza, w pewnym sensie, przebudzanie pragnienia – to kolejne słowo-klucz tej konfrontacji. Recalcati napisał na ten temat całe książki, tymczasem Carrón mówi o tym często w swoim nieprzerwanym dialogu z młodzieżą i dorosłymi. Druga runda pytań dotyczy właśnie tego: „Dlaczego pragnienie, by rozpalić się na nowo, potrzebuje jakiegoś miejsca? Jakie cechy musi posiadać to miejsce?”.
Recalcati odpowiada, przywołując dwa możliwe obrazy drogi wychowawczej. Pierwszy przedstawia „drabinę: istnieje pewien potencjał, znajdujący się w życiu dziecka, i wychowywanie jest linearnym rozwojem wzrostowym”; ale jest to idea, „która nie przekonuje”. Albo – i to właśnie jest porównanie, które otwiera zupełnie inny scenariusz – ogień: „Rozpalić życie, wyprowadzić je na otwartą przestrzeń. Sprawić, by życie zaczęło żyć”. Oto właśnie pragnienie jest „tym, co czyni życie bardziej żywym”.
Ale potrzebny jest jeden warunek: nie wolno redukować pragnienia. Nie wolno pochylać się nad tym, co nazywa „dwoma wielkimi oszustwami” (i wydaje się niemal, że słychać Giussaniego, właśnie w języku): nie wolno opisywać go jako „pogoni za czymś, czego się nie posiada”, a zatem jako „zmartwienia, przekleństwa, niezadowolenia – to jest wersja nihilistyczna”. Albo też pojmować je jako „wykroczenie”, ponieważ do tego prowadzi nas pewien moralizm, którym jesteśmy przesiąknięci: z jednej strony jest moja potrzeba spełnienia, z drugiej zaś obowiązek, który zabija tę potrzebę. „A jeśli zamiast tego pomyślelibyśmy, że pragnienie jest prawdziwą nazwą powinności, jest tym, co sprawia, że życie jest zdolne do realizacji, konkluzji, rodzenia?”. Jednym słowem: co czyni je żywym?
Jest to znajomy teren, na którym Carrón szybko dołącza i znowu podbija stawkę. W starożytności pragnienie było czymś, co trzeba było miarkować: zbyt wielkie pragnienie nazywano hybris – pychą. Ale samo chrześcijaństwo, kiedy nie przedstawiało odpowiedniej propozycji, znowu zaczynało bać się pragnienia”; również w kontekście chrześcijańskim pewna próba „podporządkowania go regułom” wynika z utraty „pewnej propozycji, która byłaby w stanie je spełnić”. Tymczasem to właśnie „do tej strukturalnej dysproporcji, jak nazywa ją ksiądz Giussani”, do tego bycia stworzonymi „na obraz i podobieństwo Boga, czyli ze względu na spełnienie życia”, odwołuje się propozycja Jezusa. Zwraca się do pragnienia Samarytanki, do głodu spełnienia Zacheusza. I proponuje sto razy więcej, „stokroć więcej tu, na ziemi!”. „Jest to przeciwieństwo umartwienia pragnienia, jak wielokrotnie się myśli”.
To właśnie pragnienie, ta „zdolność identyfikowania, którą posiada młodzież, tego co jest w stanie naprawdę spełnić życie”, jest kluczowym punktem. „Pytanie zatem brzmi: czy coś jest w stanie je spełnić?” Co dla wychowawców przekłada się na wyzwanie: „Czy mamy jakąś propozycję do przedstawienia im?”. Jeśli pragnienie jest motorem życia, musi być stale zapalane. „I stale potrzebna jest obecność, która by je zapalała”, aby można było wznowić grę.
To tutaj właśnie znowu wyłania się zasadnicze słowo pojawiające się w tytule spotkania: miejsce. Szkoła powinna być miejscem, w którym nikt nie boi się pragnienia. I muszą znaleźć się dorośli, w których życie go nie zgasiło”. Jeśli młodzież nie może zobaczyć tam, w wychowawcach, „osób, w których życie się spełnia, nie ma sensu mówić o pragnieniu: ponieważ nie znajdą potwierdzenia w doświadczeniu dorosłych”.
Dlatego wyzwanie przenosi się na rolę odgrywaną przez dorosłego. Tego dotyczy następne pytanie Delfino: jeśli wychowywanie jest „komunikowaniem siebie”, jak mówi tytuł książki, jakie zadanie czeka tego, kto wychowuje? Co znaczy być propozycją?
Carrón podkreśla dwa inne słowa. Nierozłączne od siebie z jego perspektywy. Pierwszym jest rzeczywistość. „Co matka przekazuje dziecku? Swój sposób stawania wobec rzeczywistości”. I w tej kwestii nie da się oszukiwać: „My, dorośli, mamy wymalowane na twarzach to, jak przeżywamy rzeczywistość”. Ale drugim elementem jest doświadczenie. Powraca do zasadniczej intuicji księdza Giussaniego: „Pokazywać drogę, która pozwoliłaby młodzieży zobaczyć, że propozycja odpowiada wymogom życia”. To dlatego główną metodą jest doświadczenie. To znaczy weryfikacja „w ścisłym porównaniu” między propozycją a „tym, co postrzegam jako wymóg sensu, prawdy, piękna, sprawiedliwości…”. Dlatego właśnie „pragnienie jest fundamentalne: to właśnie z nim wszystko porównujemy”.
Recalcati, „by zinterpretować postawę wychowawcy”, używa czterech słów. Jak sam zauważa, są to słowa „biblijne” i „chrześcijańskie”, ale nie dziwi, że posługuje się nimi osoba świecka, ponieważ opisują właśnie doświadczenie. Pierwsze: jestem. „W Biblii posiada ono potężną siłę – pomyślcie o Abrahamie”. Tutaj oznacza pierwszy podstawowy warunek: obecność dorosłego, to że nie pozwala się, by dziecko «było osamotnione w życiu»”. Następnie kolejnym słowem, pozornie o przeciwnym znaczeniu jest słowo: idź.
To znaczy otwarcie rodzinnej zagrody, wypuszczenie. „Zachodzi pewien kontrast między tymi dwoma słowami; ale staje się on patologiczny tylko wtedy, gdy jedno pojawia się bez drugiego”, jeśli zatrzymuje się dla siebie lub, przeciwnie, unika się tego. „Sztuka dyskursu wychowawczego polega na balansowaniu między tym podwójnym ruchem” oraz na ciągłym prowokowaniu wolności dziecka, nie pozwalając, by przeważyły oczekiwania co do niego (Recalcati cytuje Sartre’a: „Kiedy rodzice mają plany względem swoich dzieci, nieszczęśliwe są ich losy”).
Ale są jeszcze dwa inne słowa, zasadnicze. Pierwsze powraca ponownie: świadectwo. „Carrón mówi o nim jako o «metodzie Boga»”, zauważa profesor. Jego zdaniem polega ono przede wszystkim na dawaniu świadectwa o miłości, o preferencji wobec młodego człowieka, która zawsze jest precyzyjna, niepowtarzalna: „Jak mówi Lacan: «Nigdy nie kocha się życia, zawsze kocha się imię»”. Miłość nie istnieje abstrakcyjnie: jest czymś ucieleśnionym, jedynym w swoim rodzaju. Ale innym aspektem jest „dawanie świadectwa o swoim pragnieniu – jest to jedyny warunek, by je przekazać”.
Także ostatnie słowo-klucz Recalcatiego jest bliskie jego rozmówcy: wiara. „Dobry rodzic musi wierzyć w pragnienie dziecka. To właśnie, wierząc w to pragnienie, które je podtrzymuje, wzmacnia je”. Nie jest to ostatni punkt styczny. Jest jeszcze jedno pytanie, a dotyczy szkoły: „Co jest zatem potrzebne, by stała się ona miejscem, które rodziłoby osoby, kulturę i innowację?”.
Recalcati wraca do początku, do nagrania: „Szkoła to przede wszystkim miejsce, w którym rozpalają się ognie”. Nie dlatego, że mówi się pewne rzeczy, ale ponieważ mogą się one zdarzyć. Może zdarzyć się to, co nazywa „erotyzacją pragnienia poznania” – chodzi o nauczycieli, którzy „sprawiają, że zakochujesz się w ich przedmiocie”. To właśnie wprawia w ruch pragnienie.
Tutaj także Carrón podejmuje wyzwanie i podbija stawkę. Jeśli wychowywanie jest „komunikowaniem siebie”, w tym komunikowaniu zawsze znajduje się oferta hipotezy pracy. „Tak naprawdę to właśnie robi każda mama od samego początku”: swoją obecnością proponuje dzieciom także pewną tradycję, „zbiór wartości, odpowiedzi na zasadnicze pytania życia, które przekazujemy z pokolenia na pokolenie”; zostają one „zaoferowane osobie, by sama je zweryfikowała”.
CZYTAJ TAKŻE: „Uniwersytet nie jest zamknięty, dopóki my żyjemy”
Jest to przedostatnie decydujące słowo dialogu: weryfikacja. A ostatnie pojawia się jako konsekwencja, ponieważ każda wychowawcza droga musi tamtędy prowadzić: przez fakt, że młodzież „decyduje za pośrednictwem swoich cech, co – z tego, co zostaje przekazane – jest jej potrzebne do życia. Tutaj rozgrywa się całe ryzyko wolności”.
W ten sposób szkoła spełnia swoje zadanie, jeśli jest w stanie zaproponować coś, „co mogłoby naprawdę zakorzenić się w sercu młodych, ponieważ oferuje coś, co rozświetla życie i rozpala pragnienie”. I tutaj, zauważa przewodniczący CL, „wszyscy podejmujemy ryzyko: rodzice, wychowawcy, dorośli… Ponieważ jeśli w tej kwestii poniesiemy porażkę, będzie to oznaczało kłopoty dla społeczeństwa, które nie jest w stanie przekazać racji własnego istnienia”. W społeczeństwie takim jak nasze, „pakt wychowawczy ma fundamentalne znaczenie dla współdzielenia życia; bez tego nie jesteśmy już w stanie iść dalej razem”. Jeśli usiłowanie się powiedzie – konkluduje – „zobaczymy to, podążając drogą”. Ale jest to droga, którą można przejść razem. Znajdując towarzyszy, których się nie spodziewasz.