
Nadzieja nowego człowieka
„Nasze towarzystwo jest jedynym, w którym bez względu na to, co robisz, nawet jeśli wrócisz po trzydziestu latach, przyjmą cię, jakbyś odszedł poprzedniego wieczoru”. Niepublikowany dotąd tekst księdza Giussaniego, wydany przez LEVZa uprzejmą zgodą Libreria Editrice Vaticana publikujemy tekst księdza Giussaniego pochodzący z książki L’incontro che accende la speranza („Spotkanie, które rozpala nadzieję”), wydanej z okazji Jubileuszu 2025. Tom pod redakcją Davide Prosperiego ze wstępem kardynała Pietro Parolina zawiera fragment Rekolekcji – dotychczas niepublikowanych – wygłoszonych przez księdza Giussaniego do studentów z Comunione e Liberazione w 1985 roku.
W jaki sposób miłosierdzie Chrystusa objawia się w naszym towarzystwie? Przede wszystkim nasze towarzystwo jest jedynym towarzystwem, w którym bez względu na to, co robisz, jakie przestępstwo popełnisz, bez względu na to, jak bardzo się oddalisz, nawet jeśli wrócisz po trzydziestu latach, przyjmą cię tak, jakbyś odszedł poprzedniego wieczoru. A ty zastaniesz nasze towarzystwo dokładnie takie samo, jakim je opuściłeś, z tym samym słowem, tą samą nadzieją i tym samym sercem. W naturze istnieje tylko jedno porównanie – rodzice; do pewnego stopnia, ponieważ nie mają możliwości przekroczenia pewnych granic.
Po drugie, to miłosierdzie w naszym towarzystwie musi się urzeczywistniać jako zrozumienie drugiego. Mówi o tym zdanie z Ewangelii, które święty Paweł bardzo trafnie przytacza, gdy mówi: „Nie sądźcie nikogo!”. Ponieważ można osądzić coś, czyn, który dana osoba dokonuje, ale nigdy samą osobę. „I nawet ja sam siebie nie osądzam”1 – mówi święty Paweł, ponieważ tym, kto osądza – to znaczy, kto może ocenić wszystkie czynniki wchodzące w grę – jest tylko Bóg. Towarzystwo jest miejscem miłosierdzia, ponieważ nikt nie może osądzać. Nie ma nic bardziej sprzecznego z naszym towarzystwem niż plotkarstwo, plotkarstwo, które szerzy zło. Włóżcie czasem garść ziemi w usta temu, kto mówi źle. Nie uduście go jednak!
Po trzecie, miłosierdzie nigdy nie gasi tlącego się knotka, to znaczy: nawet jeśli wspólnota prosi o sto procent, a jedna osoba jest w stanie dać jeden, przyjmuję go, ponieważ daje mi jeden, dziękuję mu, ponieważ daje mi jeden. Nie mówię mu: „Mógłbyś dać jednak więcej!”, nie mówię tego, ale nie przestaję mówić: „Dajcie mi sto procent, dajcie mi sto procent!”, a jeśli ktoś dalej daje mi jeden, niech mi da jeden. Jest bratem, ponieważ daje mi jeden procent i nikt go nie osądza.
Tymczasem problem moralizmu jest jednak bardziej złożony. Chciałbym to dobrze wyjaśnić, nawet jeśli jest trochę trudno dobrze to wyjaśnić. Jest to jednak bardzo ważna rzecz, jest to coś, co pokazuje rewolucję, jaka dokonuje się w życiu chrześcijańskim, w człowieczeństwie, na obliczu człowieka chrześcijańskiego i na zwykłym ludzkim obliczu. Tutaj chrześcijańskie ludzkie oblicze ma głęboki związek z pierwszymi latami życia człowieka, czyli z relacją dziecka z rodzicami.
Moralność to lojalny udział w fakcie, w wydarzeniu. Na przykład: trwa wojna, jestem zatem lojalny wobec armii sił wyzwoleńczych, biorę udział we wszystkich działaniach, jestem posłuszny itd., ale to miłość do celu, dla którego walczę, czyni mnie lojalnym. Teraz, bez szukania porównań, przyjmijmy naturalne porównanie, jakim jest porównanie z dzieckiem. Ileż razy podaję ten przykład! To jest najbardziej oczywisty przykład. Jest jednak analogiczny do każdego innego przypadku, gdy człowiek kocha, ponieważ udział w jakimś fakcie oznacza przylgnięcie, zaangażowanie, kochanie. Dlatego Jezus powiedział, że całe prawo można sprowadzić do jednego słowa: kochać2. Kochać znaczy afirmować coś innego. Zatem moje posłuszeństwo, moje przylgnięcie jest afirmacją czegoś innego, a nie uspokojeniem sumienia ani powiedzeniem sobie: „Jestem porządnym człowiekiem” lub przemilczeniem, kto wie, przyszłości. W Myślach niespodziewanych Siniawskiego3 pojawia się myśl o istnieniu Boga, która jest analogiczna do tego, co zaraz powiem: moralność jest przylgnięciem do faktu.
Dziecko rozwija się dobrze, jeśli przywiera do faktu, którego jest częścią, czyli rodziny, taty i mamy. Rośnie dobrze nie dlatego, że jego rodzice umieszczają je po drugiej stronie stołu i, korzystając z tablicy, udzielają mu lekcji na temat etycznego zachowania, praw moralnych (choć oczywiście tata i mama muszą przekładać pewne sytuacje kryzysowe na krótkie definicje moralne). Dziecko dorasta, ponieważ jego oczy są szeroko otwarte na tatę i mamę, i jego serce jest otwarte na tatę i mamę, i wówczas lgnie: lgnie do skłonności, bodźców, akcentów, i w ten sposób rośnie. To jest moralność: udział w organicznym fakcie, udział w wydarzeniu, jeśli to wydarzenie dotyczy mojego życia (tak jak w przypadku dziecka rodzice dotyczą jego życia, ponieważ muszą je wychować), jeśli jest to towarzystwo zmierzające ku przeznaczeniu. Przylgnięcie do towarzystwa zmierzającego ku przeznaczeniu – to jest chrześcijańska moralność. Ponieważ towarzystwo zmierzające do przeznaczenia nazywa się, w oryginalnym znaczeniu, „Kościołem” lub, lepiej, „komunią”. Udział w tym fakcie wytwarza, poprzez osmozę, poprzez ciśnienie osmotyczne, postawy. Jest to zdrowy sposób na zmianę swojego oblicza, na stworzenie metanoi – jak mówi Ewangelia4 – nowej mentalności.
Natomiast moralizm jest sygnalizowaniem praw zachowania, definicją sposobów zachowania, do których należy się dostosować. Należy dostosować się do praw, aby być w porządku, aby czuć się w porządku. Rozumiecie, że podczas gdy w pierwszym przypadku jest się całkowicie ekstrawertycznym, czyli afirmuje się coś innego, w drugim przypadku jest się całkowicie introwertycznym, ponieważ cała gra toczy się w samym człowieku: „Jestem zdolny dostosować się do tego”. Podobnie jak faryzeusz w świątyni: „Panie, ja nie jestem jak ten nędznik z tyłu. Daję dziesięcinę, nie cudzołożę, jestem porządnym człowiekiem”5. I było prawdą, że tak postępował, ale był fałszywy. W istocie w pierwszym przypadku jesteśmy ciągle w napięciu, ekstra-wertyczni, zwróceni ku czemuś innemu. Tymczasem w drugim przypadku człowiek kalkuluje, jest pełen kalkulacji, jak bogaty młodzieniec. Bogaty młodzieniec przyszedł do Chrystusa, aby zadać mu pytanie, oczekując odpowiedzi pasującej do tego, co już wiedział. A tymczasem Chrystus „rozwalił” go, powiedział mu: „Chodź ze Mną” 6, to znaczy: „Przylgnij do tego faktu, że Ja jestem!”. W moralizmie definicja właściwych zachowań jest nieuchronnie podana, narzucana przez dominującą kulturę. Dominująca kultura wybiera właściwe zachowania w punktach, które ją interesują (takich jak na przykład obecnie uczciwość, odwoływanie się do uczciwych ludzi, jako narzędzie polityki, narzędzie danego momentu). Moralizm jest porównywaniem z prawem, jest fizyczno-matematycznym zastosowaniem prawa, dynamiki, i naturalnie każdy postrzega definicję tak, jak uważa, to znaczy tak, jak czuje, ponieważ nie ma żadnego innego kryterium, innego trybunału, aby osądzać, poza wspólną mentalnością, wspólną kulturą. Dlatego w gruncie rzeczy w moralizmie zawsze jest się niewolnikiem mentalności ogółu, to znaczy mentalności władzy. Tymczasem moralność jest organicznym przylgnięciem do faktu urzeczywistniającym twoje życie w jego prawdzie. Dlatego Kościół sprowadza wszystko do jednego prawa, którym jest caritas, czyli miłość. Miłość jest uznaniem, że moim sensem jest coś innego, że znaczeniem mojego życia jest coś innego, jesteś nim Ty. Zatem we wszystkim szukam Ciebie, to znaczy: wszystko czynię na rzecz Twojego królestwa, to znaczy zgodnie z Twoim znaczeniem, które musi się potwierdzić i objawić.
Tak czy inaczej u bogatego młodzieńca jest to jasne. Bogaty młodzieniec zachowywał wszystkie prawa, przyszedł i powiedział: „Czego mi brakuje?”, spodziewając się w najlepszym razie, że Chrystus da mu inne prawo, nowe prawo. Tymczasem Chrystus wywraca wszystko do góry nogami i mówi mu: „Chodź ze Mną!”, to znaczy: „Musisz przylgnąć do obecności”. Zauważcie, że Jezus powiedział to już wcześniej, gdy odpowiedział: „Nie przyszedłem, aby znieść nawet przecinek w Prawie, ale aby uczynić je możliwym, aby uczynić je prawdziwym”7. Otóż prawo jest naprawdę przestrzegane, to znaczy jest naprawdę przeżywane, kiedy kocha się to, na podstawie czego to prawo się ujawnia, to, czemu służy to prawo. Jeśli ktoś nie kocha wydarzenia, któremu służy to prawo, wówczas nie przestrzega on naprawdę prawa, lecz jest posłuszny samemu sobie – i w istocie prawa zawsze podlegają interpretacji. Dlatego także w życiu społecznym i politycznym uczciwość przejawia się w tym, w czym naprawdę uczestniczysz, w tym, co uznajesz za własność, do czego należysz. To właśnie to, do czego należysz, ocala cię lub nie, a nie prawa.
CZYTAJ TAKŻE: „Świętość jest także dla mnie”
Przypowieść o faryzeuszu i celniku jest przepiękna. Celnik, który stał na tyłach świątyni, mówił: „Zmiłuj się nade mną, Boże, bo jestem przestępcą”8. I nie ma tam mowy o tym, że odszedłszy stamtąd, nie popełnił już więcej błędów, nie. „Zmiłuj się, Boże” – co dyktowało postawę tego człowieka, który klęczał na ziemi z tyłu świątyni i nie odważył się podejść naprzód? Fakt, że należał do Boga. Co ożywiało nadętego faryzeusza przed ołtarzem? Fakt, że przestrzegał prawa. Dla faryzeusza najważniejszym czynnikiem był on sam, dla celnika najważniejszym czynnikiem był Bóg, do którego należał i przeciwko któremu postępował źle. Dlatego w chrześcijaństwie najbardziej skandaliczną rzeczą jest odpowiedź Boga, Chrystusa, dana apostołom. Zapytali Go: „Ile razy musimy wybaczać?”. „Zawsze” 9. „Och, ale wtedy jest wygodnie: ktoś popełnia błąd, a potem zostaje mu przebaczone!” – jest to zarzut, który słyszymy tysiąc razy. Trudno to zrozumieć, ponieważ największą trudnością jest zrozumienie różnicy między moralnością a moralizmem.
Prawdziwe nawrócenie – metanoia – prawdziwa zmiana w postrzeganiu samego siebie polega na uznaniu, że należymy do czegoś innego, tak jak dzieci, jeśli można tak powiedzieć, należą do swoich rodziców (co ostatecznie nie jest prawdą, ponieważ należą do czegoś większego), a nie do praw, a zatem do władzy, która je stanowi i ich broni.
1 Por. 2 Kor 4, 3-5
2 Por. Mt 22, 35-40
3 Andriej Siniawski (1925–1997), rosyjski pisarz dysydent
4 Por. Mt 4, 17; Mk 1, 14-15
5 Por. Łk 18, 11-12
6 Por. Mk 10, 17-23
7 Por. Mt 5, 17
8 Por. Łk 18, 13
9„Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?» Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy” (Mt 18, 21-22)