Polska. Ulmowie i świętość tuż obok
Nasi przyjaciele z Ruchu wzięli udział w beatyfikacji rodziny rozstrzelanej przez nazistów za ukrywanie Żydów. „Nauczyli nas, że świętość jest drogą możliwą dla każdego”Pierwszy raz w historii doszło do beatyfikowania wspólnie całej rodziny. 10 września 2023 roku w Markowej (woj. podkarpackie) została beatyfikowana rodzina Ulmów. Kim była ta rodzina? W książce, która ocalała w spadku po nich, pod tytułem Dzieje Biblijne Starego i Nowego Przymierza został przez nich zakreślony na czerwono pewien ustęp. To rozdział Przykazanie Miłości - Miłosierny Samarytanin, stanowiący fragment przypowieści z Ewangelii św. Łukasza. Przy tekście małżonkowie dopisali ręcznie jedno słowo „tak”. To niezwykłe świadectwo ich samarytańskiej postawy wobec tych, którzy potrzebowali pomocy. Rodzina Ulmów w czasie II wojny światowej ukrywała Żydów, a warto przypomnieć, że Polska była jedynym krajem, w którym Niemcy za pomoc Żydom karali śmiercią. Ta męczeńska śmierć była jednakże tylko zwieńczeniem całego ich życia. Aby właściwie zrozumieć sens beatyfikacji, należy się bliżej przyjrzeć tej rodzinie.
Józef Ulma urodził się w roku 1900. Był człowiekiem oczytanym i ciekawym świata. Jego wielką pasją była fotografia, dzięki czemu zachowały się zdjęcia, które pokazują, jacy byli, jak żyli, jak modlili się, co robili jako rodzina. Na jednej z fotografii zachowały się ślady krwi – z dnia ich śmierci.
Dzięki społecznemu zaangażowaniu Józef poznał swoją przyszłą żonę – pierwszy raz spotkali się na jednym z zebrań koła Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”. Młodsza od niego o 12 lat Wiktoria Niemczak mieszkała kilka domów dalej. Zbliżyły ich wspólne zainteresowania i aktywność społeczna. Wiktoria była słuchaczką kursów na wiejskim Uniwersytecie Orkanowym (instytucja edukacji dorosłych działająca głównie w XX-leciu międzywojennym, tzw. Uniwersytet ludowy) i angażowała się także w lokalne życie kulturalne. Podczas jednej z przedstawień jasełkowych powierzono jej rolę Matki Bożej.
Pobrali się w roku 1935 i wkrótce zaczęły pojawiać się dzieci. W ciągu dziewięciu lat małżeństwa urodziło się ich sześcioro: Stanisław w roku 1936, Barbara w 1937, Władysława 1938, Franciszka w 1940, Antoni w 1941 i Maria w 1942. Dzieci te były wychowywane w duchu wiary i miłości. Józef i Wiktoria byli członkami wspólnot parafialnych pod wezwaniem świętej Doroty w Markowej, Józef należał też do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Jako małżonkowie brali udział w sakramentalnym życiu Kościoła oraz należeli do Bractwa Żywego Różańca.
W związku z powiększaniem się rodziny Wiktoria i Józef nabyli pięć hektarów ziemi w Wojsławicach w województwie lwowskim, jednak wybuch wojny uniemożliwił im przeprowadzkę. Wojska niemieckie wkroczyły do Markowej 9 września 1939 roku. Od pierwszych dni okupacji Niemcy stosowali terror wobec miejscowej ludności. Latem 1942 roku, w całym Generalnym Gubernatorstwie, rozpoczęto akcję likwidacji gett żydowskich, wywożąc ich mieszkańców do obozów zagłady. Większość Żydów mieszkających w Markowej, a było to 30 rodzin i około 120 osób, została pozbawiona wszelkich praw i własności, pozostała jednak we wsi i tam próbowała przetrwać. Niemcy postanowili wymordować ich w samej Markowej. Żydzi szukali schronienia w różnych miejscach we wsi. Ponieważ pomoc im była karana śmiercią, chłopi zazwyczaj zgadzali się wyłącznie na kilkudniowy pobyt, potem dawali im jedzenie i kazali iść. Niektóre polskie rodziny zdecydowały się przyjąć uciekinierów. Wśród nich była rodzina Ulmów, która ukrywała na strychu członków rodziny Goldmanów. Było ich ośmioro: Saul Goldman z synami Baruchem, Mechelem, Joachimem i Mojżeszem oraz córki Chajma Goldmana: Gołda Grünfeld, Lea Didner i mała Reszla. Chociaż dom Ulmów znajdował się na skraju wioski, wkrótce zauważono, że kupują oni więcej żywności niż zwykle, więc zostali zdekonspirowani.
Do egzekucji doszło 24 marca 1944 roku. Rankiem niemieccy żandarmi, dowodzeni przez Eilerta Diekena, wraz z tak zwanymi granatowymi policjantami otoczyli dom Ulmów i przystąpili do likwidacji jego mieszkańców. Najpierw zamordowano ukrywających się Żydów, potem wyciągnięto przed dom Józefa i Wiktorię Ulmów i zastrzelono na miejscu. Po rodzicach na osobisty rozkaz Diekena zgładzono sześcioro dzieci: Stasia, Basię, Władzia, Franusia, Antosia, Marysię i siódme dziecko, które zaczęło rodzić się w trakcie morderstwa. Kilkorgu mieszkańcom Markowej, ściągniętym wcześniej wraz z furmankami przed dom, Niemcy rozkazali wykopać dwa duże doły, pochować w nim ciała wszystkich zamordowanych i nie rozgłaszać tego, czego byli świadkami. Mimo to wiadomość o tych wydarzeniach rozniosła się bardzo szybko, choć i tak ponad 20 Żydów dalej było ukrywanych w Markowej i przeżyło wojnę. Po zakończeniu okupacji niemieckiej 11 stycznia 1945 roku ciała rodziny Ulmów przewieziono na cmentarz parafialny w Markowej. Od dnia beatyfikacji relikwie rodziny Ulmów są wystawione do publicznego kultu w kościele parafialnym w Markowej.
Początkowo rodzina Ulmów włączona była w trwający od 1994 roku zbiorowy proces 122 kandydatów na ołtarze, męczenników II wojny światowej, ale w roku 2017 nowy metropolita przemyski arcybiskup, Adam Szal, zwrócił się do watykańskiej kongregacji spraw kanonizacyjnych, aby sprawę Ulmów wyłączyć z procesu zbiorowego i prowadzić oddzielne postępowanie. Do tej prośby się przychylono i wówczas doszło do otwarcia osobnego, tak zwanego drugiego procesu beatyfikacyjnego rodziny Ulmów. Przy procesie pracowało więc dwóch postulatorów, na etapie zbiorowym biskup Jamrozek, a na etapie tak zwanego drugiego procesu beatyfikacyjnego ksiądz dr Witold Burda. W grudniu 2022 roku proces zakończył się po tym, jak papież Franciszek zaakceptował publikację stanowiącą dowód męczeństwa, czyli tak zwane Positio, które przygotował ksiądz dr Burda. Kongregacja ds. świętych ogłosiła wówczas dekret o męczeństwie Ulmów i wyznaczyła datę beatyfikacji.
Ta beatyfikacja jest wielkim darem. Ja koniecznie chciałem na niej być i zmieniłem wszystkie swoje plany (nawet urlop z żoną, który miałem zaplanowany po raz pierwszy od pięciu lat), żeby być w Markowej. Czułem, że to będzie bardzo ważne wydarzenie dla Kościoła, społecznie, ale przede wszystkim ważne dla mnie. Atmosfera była odmienna niż na innych beatyfikacjach, na których byłem. Tamte były takim jednorazowym wydarzeniem, a tutaj było inaczej. Mogliśmy się spotkać jeszcze w poniedziałek z markowianami i z burmistrzem Esens, z którego pochodził zbrodniarz niemiecki Eilert Dieken. Dla mnie było to wydarzenie o wymiarze przede wszystkim duchowym. Mam takie przekonanie, że rzeczywiście rodzina Ulmów może być wzorem rodziny, dlatego też cieszę się, że ich wspomnienie liturgiczne będziemy obchodzić w dniu 7 lipca, a to jest właśnie dzień zawarcia przez nich małżeństwa a nie dzień męczeństwa. Powiedziałbym: jest takie ryzyko, że można się skoncentrować wyłącznie na tym ostatnim akcie ich miłości – męczeństwie, czyli poświęceniu własnego życia. Jak powiedział w homilii, w czasie mszy beatyfikacyjnej, kard. Semeraro: „byłoby błędem, gdyby dzień beatyfikacji rodziny Ulmów posłużył jedynie przywołaniu na myśl terroru i okrucieństw (…). Chcemy natomiast, aby dzisiejszy dzień był dniem radości, ponieważ słowa Ewangelii, spisane na papierze, stały się dla nas przeżywaną rzeczywistością, która jaśnieje w chrześcijańskim świadectwie małżonków Ulmów i w męczeństwie nowych błogosławionych”. Warto spojrzeć na całe ich życie, trudno bowiem dawać za wzór samo męczeństwo, bo ludzie mogą bać się cierpienia. Natomiast można mówić o tym pięknym życiu, które było wcześniej i że to jest wzór rodziny na współczesne czasy. Druga myśl co do samej uroczystości beatyfikacji to po części radosna, a po części poważna atmosfera. Takie drobne zdarzenie: ja noszę szkaplerz karmelitański i zauważyła to siostra z okolic Lourdes, z którą potem miałem ważną rozmowę o trudnym własnym życiu. Czułem, że beatyfikacja Ulmów stała się okazją do powstania wspólnoty, która po prostu chce sobie coś dać. Mam w sobie takie pragnienie, żeby do Markowej przyjeżdżać, bo beatyfikacja była niezwykłym przeżyciem duchowym i bardzo jestem za to wdzięczny, że przyjaciele z różnych wspólnot Comunione e Liberazione byli wtedy ze mną.
Paweł
Kraków-Warszawa
Historia polskiej rodziny Ulmów jest przykładem odwagi i poświęcenia w obliczu okrucieństwa wojny i Holokaustu. Ich heroiczne działania, ryzykowanie własnym życiem, aby ratować innych, stanowią wzór ludzkiej solidarności i niezłomności w obliczu największego zła, bo nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za innego człowieka. Mimo trudności, jakie niesie ze sobą wojna, udało im się stworzyć rodzinę i wprowadzić w niej fundamentalne wartości, takie jak uczciwość, poświęcenie czy niezłomność, u których podstaw stoi wiara chrześcijańska. Rodzina ta była wzorem, a szczególnie ich zwykła, codzienna praca.
(...) W czasach kryzysu rodziny, kryzysu narodzin, kryzysu wychowania i wynikającego z niego kryzysu postaw wśród młodzieży, to piękne, że zwykła, normalna rodzina jest na drodze świętości. Każdy jest powołany do świętości, która jest procesem, drogą, w którą wpisane są także upadki i ludzkie słabości. Trzeba pamiętać, że święci rodzą się w konkretnych okolicznościach, którym wiele zawdzięczają a zarazem je tworzą. W danym kontekście zwykłe czyny chrześcijanina stają się motywami wiary dla świata.
Izabela i Tomasz z Dziećmi: Barbarą, Felicjanem i Tadeuszem
Łódź
Świadectwem, które onieśmiela i porusza, jest heroizm błogosławionej rodziny Ulmów. Skąd brały się uśmiechy na twarzach tych dzieci w środku straszliwej wojny, które zostały uwiecznione na fotografiach wykonanych przez ich ojca? Co sprawiło, że oni wszyscy zachowali poczucie pewności w okolicznościach, które ich zastały? Tylko silne przylgnięcie do Boga, wzmocnione miłością, zaufaniem i wychowaniem w rodzinie, mogło ich pokierować do tego, aby podjąć dramatyczny gest pomocy tym, którym odebrano prawo do człowieczeństwa. W okupowanej Polsce jakiekolwiek wsparcie dla Żydów było karane najsurowiej w Europie. Zatem już samo przyjęcie ich pod dach było czymś ponadprzeciętnym! A w obliczu życiowej katastrofy, kiedy zło zdawało się zatriumfować, Ulmowie odnieśli zwycięstwo, mimo że stali się rozstrzelaną miłością. Wszyscy. Razem.
CZYTAJ TAKŻE: Zaskoczeni przyjaźnią
Beatyfikacja jest przypomnieniem ich zmartwychwstania w społecznej świadomości. Znani Polakom od dawna, spośród ponad 7 tys. odznaczonych polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata (choć było ich więcej), stali się znani również innym na świecie. Zdeptani przez nienawiść, skazani na wymazanie z pamięci, zostali postawieni za jednoznaczny i wyrazisty wzór. To nie tylko wydarzenie dla Kościoła powszechnego, ale i dla Polski. Kraj, będący ofiarą dwóch totalitaryzmów (niemieckiego i sowieckiego), który nie splamił się kolaboracją i stworzył największe struktury państwa podziemnego w czasie II wojny światowej, wielokrotnie był przedmiotem ideologicznych ataków ze strony tych, którzy próbowali go rozliczać za „zbyt małą pomoc”. Błogosławieni Polacy z Markowej upomnieli się o dobre imię swojej ojczyzny, a światu pomogli dokonać osądu, że nawet w największą burzę Pan jest i działa.
Barbara i Damian z Dziećmi: Janem i Marią
Wspólnota CL w Łodzi, Polska