Kardynał Zuppi z Ahmedem bin Rakkad Al Ameri, przewodniczącym wydawnictwa Sharjah Book Authority, również on był gościem Meetingu

„Konstruktorzy więzi”

Kardynał Matteo Zuppi i misja szukania „przestrzeni do dialogu między Ukrainą i Rosją”: „punkt wyjścia dla Kościoła i cierpienie osoby. Tam, gdzie jest wojna, wszystko jest stracone. Spotkanie rodzi nowość”
Davide Perillo

„Prorocy nie zamykają oczu, by wyobrazić sobie to, czego nie ma”, ale „pomagają nam dzisiaj dostrzec i szukać to, czego jeszcze nie ma, naszą przyszłość” – powiedział podczas mszy inauguracyjnej. Było jasnym, że miał na myśli również papieża Franciszka i jego „proroctwo na rzecz pokoju” w momencie, gdy mówienie o przyjaźni brzmi dziwnie, ponieważ szaleją wojny i „powietrze jest skażone epidemią wrogości”. Matteo Zuppi, kardynał, arcybiskup Bolonii i przewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch, zna to skażone powietrze z bliska: Papież powierzył mu zadanie stworzenia przestrzeni dla dialogu między Ukrainą i Rosją. A on przemierza świat, nie szczędząc wysiłków: Kijów, Moskwa, Washington, za niedługo Pekin. W międzyczasie Meeting w Rimini. Rozpoczął się tą homilią, której kontynuacja miała miejsce na spotkaniu poświęconym encyklice Fratelli tutti, gdzie Kardynał mówił również o swojej misji.
Bez wchodzenia w istotę rozmów i w szczegóły geopolityczne, ale wyjaśniając, że próba dotarcia do „sprawiedliwego i bezpiecznego pokoju” poprzez dialog „nie jest naiwnością”.

Dlaczego Eminencja? Na pierwszy rzut oka dialog w tym momencie wydaje się być czymś irracjonalnym…

Wychodzimy zawsze od Fratelli tutti, która przedstawia bardzo jasno konieczność zaangażowania się w roli rozjemców, twórców pokoju, aby przeciwdziałać nienawiści, urazie, uprzedzeniu, wykluczeniu… Jeśli chcesz pokoju, musisz działać w ten sposób. Jak rzemieślnicy, mówi Papież. Niewątpliwie istnieje potrzeba, aby stało się to kulturą, to znaczy wizją podzielaną przez możliwie jak najszersze grono ludzi. Istnieje również tak zwany aspekt architektury: rozjemcy potrzebują również pewnej architektury pokoju. Oznacza to zaopatrzenie się w narzędzia, które mogą rozwiązać konflikty nie bronią, ale prawem, sprawiedliwością, multilateralizmem. Nawet przy ponadnarodowej suwerenności gwarantującej współistnienie narodów. Dzisiaj orgnizacje utworzone po drugiej wojnie światowej ewidentnie mają z tym problemy. Coraz bardziej potrzeba, by rozjemcy znaleźli również architektów umiejących przenieść tę pracę na mechanizmy, zasady, relacje pomiędzy krajami. Również dlatego, że w tej ogólnej architekturze zdarzają się potem pożary.

Jak Ukraina…
Oczywiście, ale nie tylko. Dzisiaj jest ich wiele a problem stanowi pytanie, jak je ugasić. Powinniśmy wyciągnąć z tego lekcję, jak sobie z nimi radzić. Niewiele zrobiliśmy w tej sprawie.

W Rimini Wasza Eminencja powiedział, że punkt wyjścia dla Kościoła nie ma charakteru politycznego, ale jest nim „tęsknotą za osobą”. Niektórym może się to wydawać sentymentalne. Dlaczego więc jest to najbardziej realistyczna droga?
Bo w przeciwnym razie istnieje tylko logika wygody i kalkulacji. Podczas gdy my musimy wierzyć, że historia może się zmienić. Musimy zawsze zachowywać tę tęsknotę i przełożyć ją na humanizację, na kontakty, na miejsca dialogu. W sposób, który pomaga bohaterom zobaczyć, że oni także mogą ponownie odnaleźć harmonię i pchnąć ich w pożądanym kierunku, czyli ku zakończeniu konfliktu.

Jego Eminencja podkreśla, że „naszym dążeniem nie jest mediacja, ale przede wszystkim demonstracja bliskości” z narodami, z ludźmi…
Oczywiście. Wtedy jest jasne, że gdyby było to potrzebne, gdyby było to konieczne i możliwe, też by do tego doszło. Dziś jednak nie jest to możliwe, władze Ukrainy mówią: „Nie nam potrzebna jest mediacja”. Więcej, boją się jej, ponieważ obawiają się, że oznacza to ratyfikację status quo i okupację rosyjską części ich terytoriów. Jakże można się z nimi nie zgodzić? Istnieje prawo. Jest to oczywiście prawo do samoobrony. Jednak obok uzasadnionej samoobrony, w porozumieniu ze społecznością międzynarodową, musimy też pomyśleć o znalezieniu rozwiązania, które nie byłoby tylko rozwiązaniem militarnym.

Oprowadzenie po wystawie O młodzieży z Kayrós, Portofranco e Piazza dei Mestieri

Dojdźmy do „sprawiedliwego i pewnego” pokoju. Jego Eminencja powtórzył to także na Meetingu, że dialog nie poddaje się logice najsilniejszego: jest ofiara i agresor, są racje i prawa, które trzeba brać pod uwagę. Również to wydaje mi się odrobiną realizmu typowego dla Kościoła. Jednak co pozwala zachować ten szeroki horyzont wzięcia pod uwagę wszystkich istniejących racji, ale bez uwięzienia się w klatce?
Jest to typowe dla Kościoła, bo nie ma on w tym innego interesu, jak tylko pokój. Jeśli chcielibyśmy to ująć w sposób bardziej laicki, Kościół jest ponadnarodowy, ale jednocześnie umie głęboko interpretować oczekiwania narodów. I dlatego może wiele zdziałać. Właśnie dlatego ma dwa rejestry: rejestr tożsamości i przynależności, ale także ten o szerszej wizji. Więc urzeczywistnia oczekiwania dotyczące sprawiedliwości i bezpieczeństwa, ale jednocześnie ma uniwersalne spojrzenie, które może pomóc stronom w zaufaniu mu. Aby pokój rzeczywiście był sprawiedliwy i pewny, potrzeba wielu ludzi zdolnych do uspokojenia zainteresowanych stron. I w tym Kościół odgrywa ważną rolę.

Oprócz działalności dyplomatycznej, Jego Eminencja pracuje nad otwarciem korytarzy humanitarnych i zwróceniem porwanych dzieci. Dlaczego robienie małych kroków, konkretnych rzeczy, jest decydujące w osiągnięciu pokoju?
Ponieważ w czasie wojny rany, zdrady, podziały się kumulują. Rozpoczęcie leczenia tych ran nie tylko zabiera przestrzeń konfliktowi, ale wskazuje również metodę. Pokazuje, że jest możliwa inna logika, że wspólnie można znaleźć rozwiązania redukujące przyczyny konfliktu. To jest decydujące.

Jego Ekscelencja nalega, by „nie przyzwyczajać się do logiki wojny”. Co powoduje, że Jego Ekscelencja się do niej nie przyzwyczaja?
Cierpienie. Ból, który widzę. Jest on niewyobrażalny.

Wracamy do tęsknoty za człowiekiem?
Wracamy do Matki, którą jest Kościół, która ​rozpacza, bo jeśli jesteśmy „wszyscy braćmi”, nie tylko wszystkie wojny są bratobójcze, ale każda wojna to kawałek wojny światowej. Tak czy inaczej, to dotyczy nas. Ta świadomość przynależności do rodziny ludzkiej musi wzrosnąć w sposób znaczący. Dlatego właśnie powinniśmy dać przestrzeń tej tęsknocie. Następnie, po bliższym przyjrzeniu się, istnieje również wiele innych wspólnych powodów dotyczących prostego współżycia.

Na przykład?
Wojny, oprócz śmierci i zniszczeń, przynoszą zanieczyszczenia, za co wszyscy płacimy rachunek. Zanieczyszczenie ogólne, nie tylko środowiskowe. W tak małym świecie nie do pomyślenia jest, by konflikt dotyczył tylko tych, którzy są w niego bezpośrednio zaangażowani. Często używam analogii z pandemią, ponieważ niektórym pomaga to zrozumieć wiele rzeczy. Nadchodzi wariant południowoafrykański i ktoś mógłby pomyśleć: „No dobrze, jest w Republice Południowej Afryki, co mnie to obchodzi?”. I tak zanieczyszczenie wojny powoduje, że będzie więcej uchodźców, więcej ludzi, którzy są głodni... Również z tego powodu musimy znaleźć na to sposoby skuteczniejszej relacji i interwencji. Musimy odtworzyć ugody między narodami, harmonię między krajami, która wie, jak przezwyciężyć stare konflikty i znaleźć to, co łączy. Ostatecznie słynna „ugoda”, tym właśnie jest. To tak jak z covidem: tylko razem możemy z tego wyjść.

Papież twierdzi, że jest potrzebny „twórczy spokój”. Gdzie się rodzi kreatywność w poszukiwaniu rozwiązań?
Z braku łatwego poczucia zadowolenia. Z poszukiwania wszystkich połączeń, przestrzeni, możliwości, znalezienia luk. Z wiary, że spotkanie zawsze coś generuje i to właśnie w tym początku jest kreatywność. Nie oznacza to myślenia: „Robię różne rzeczy, bo jestem już pewien co do efektu, który przyniosą”, ale aby wprawić w ruch doświadczenia, które mogą zrodzić coś pozytywnego.

Co najbardziej uderzyło Jego Eminencję w tym, co widział Eminencja podczas swoich podróży?
Siła zniszczenia. Naprawdę, tam gdzie jest wojna, wszystko jest stracone. Człowieczeństwo jest poddane dyskusji. Uderza mnie, że ta sytuacja prowokuje kontrasty pozornie nieuleczalne. Musimy jednak zawsze wierzyć, że możemy się nauczyć żyć razem.

A czego uczy się Jego Eminencja?
Że istnieje ogromna solidarność. Uderza mnie, gdy widzę, ilu ludzi się modli, jakże wielkie jest zaufanie, jakież wielkie jest oczekiwanie pokoju. I w pewnym sensie świadczy to o dużej świadomości, która, mamy nadzieję, będzie mogła rosnąć. Jakże bardzo zanieczyszczenie wojną może uczynić życie i samo serce pustynią!

Jakie zadanie przypada nam w całej tej sytuacji? Co możemy zrobić, aby pomóc w rozprzestrzenianiu się „proroctwa dla pokoju”?
Przede wszystkim walczyć z niewiedzą, podziałem i fakenewsami… Zawsze i wszędzie. Nigdy nie wolno nam się oszukiwać, że są to rzeczy obojętne czy ostatecznie możliwe do opanowania: istnieje także generatywność zła. Dobro zawsze jest generatywne, ale zło ​​potrafi wciągnąć w przekaz nienawiści. A więc z inteligencją, z prostotą i przebiegłością, z wolnością nieposiadania żadnych innych interesów – za darmo, moglibyśmy powiedzieć – musimy z tym walczyć, jest to coś, co wszyscy możemy zrobić. Następnie musimy pogłębić świadomość tego, co oznacza przynależność do rodziny ludzkiej. I kontynuować budowanie więzi: uwagi, solidarności, świadomości i wspólnej pracy. Dzień po dniu, tam, gdzie jesteśmy, w codzienności.

CZYTAJ TAKŻE: Cierpliwość jest drogą

Siódmego września w Mediolanie, CL i inne ruchy zorganizowały moment modlitwy: „Dona nobis pacem”. Jaką wagę mają takie gesty publiczne?
Są one bardzo ważne. Poszerzają świadomość pokazując tym samym, że nie zadawalamy się obecną sytuacją. Tylko we wspólnym działaniu można spowodować, że obok rzemieślników pojawią się również architekci pokoju. Inicjatywy takie jak ta pomagają odtworzyć humus współistnienia, wspólnego myślenia. Płyniemy w tej samej łodzi. Wszyscy razem musimy szukać rozwiązań.