Rozbroić serce
Podróż papieża do Bahrajnu w opowieściach tych, którzy uczestniczyli w jego wizycie, przybywając z różnych miejsc Półwyspu Arabskiego (z listopadowych „Tracce”)Jesteśmy grupą przyjaciół, którzy ze względu na pracę mieszkają w różnych miejscach na Półwyspie Arabskim. Chociaż niektórzy znali się już wcześniej, tak naprawdę spotkaliśmy się tutaj, na pustyni. Przeżywamy nasze życie zanurzeni w społeczeństwie islamskim, niektórzy od kilku lat, inni krócej, ale staramy się sobie pomagać utrzymywać wiarę żywą i pogłębioną spotkaniem z Ruchem, z Jezusem. Kiedy dowiedzieliśmy się o podróży papieża do Bahrajnu, w naszej grupce Szkoły Wspólnoty pomyśleliśmy, że pojedziemy razem – ten, kto może – przeżyć ten gest bycia z nim w dniach jego wizyty pasterskiej. Wyjechaliśmy z Kataru, z Omanu i Arabii Saudyjskiej, niektórzy samochodem, inni samolotem. Spotkaliśmy się w tym samym hotelu w Manamie. To spotkanie z Franciszkiem uderzyło w sedno doświadczenia każdego z nas. Spróbowaliśmy opowiedzieć o tym, co nam się przydarzyło. Oto nasze listy.
Z tej podróży zabieram do domu zwłaszcza dwie rzeczy. Po pierwsze: ta ziemia, pustynia, sprawia, że jesteś spragniony serca. Sprawia, że jesteś w ciągłym ruchu w poszukiwaniu obecności Jezusa. Kiedy papież przybył na stadion w Awali, wzruszył mnie fakt, że Kościół, czyli Jezus obecny dzisiaj pośród nas, okazał mi miłosierdzie i szuka mnie, nawet jeśli znajduję się tysiące kilometrów od mojego kraju, w Chile. Jestem tutaj i Kościół jest obecny dla mnie teraz, tam, gdzie najmniej bym się tego spodziewała. Po drugie: papież poprosił nas o „rozbrojenie” serca. Mówił nie tylko w sensie geopolitycznym, ale odnosił się do codzienności w pracy, rodzinie, w relacjach. I nie mówił tylko o relacji z ludźmi innych religii i kultur, ale także z tymi, którzy pochodzą z tego samego co ja zachodniego kontekstu, osobach, przed którymi często staram się bronić, jeśli nie ukrywać, rozbrajać moją wiarę. To rozbrojenie, powiedział nam Franciszek, „nie może być tylko owocem naszych starań – jest przede wszystkim łaską. Łaską, o którą trzeba natarczywie prosić: «Jezu, Ty, który mnie miłujesz, naucz mnie miłować tak, jak Ty. Jezu, Ty, który przebaczasz, naucz mnie przebaczać tak, jak Ty»”. Wracam do mojej pracy w Arabii Saudyjskiej na kolanach, prosząc o tę przemianę serca.
Barbara, Arabia Saudyjska
Oto jedyna definitywna rzecz dotycząca historii ludzkości: Chrystus, Król Pokoju dla wszystkich. Jakże wzruszający jest widok papieża, jego odwaga w uznawaniu siebie za ojca wszystkich, niestrudzenie głoszącego Chrystusowy pokój i Jego miłość. W Bahrajnie, w tym małym zakątku świata… Podczas mszy św., gdy wydawał się niestrudzony w swoim głoszeniu, pomimo ograniczeń fizycznych, myślałam o tłumie zgromadzonym przed nim, w tym wielu migrujących pracownikach, którzy często żyją tu pośród trudności i nadużyć. Jakąż pociechą jest posiadanie ojca, który cię odwiedza i ci towarzyszy! Na trybunach, bardziej odosobnionych, stało kilku muzułmanów w tradycyjnym stroju, pozornie rozkojarzonych i mało zaangażowanych. Myślałam i modliłam się: „Gdybyście także wy mogli zrozumieć, co znaczy otrzymać przebaczenie i przebaczyć, nadstawić drugi policzek, bo Bóg tak uczynił… bezbronna pokora wdzięczności, która porusza”. Ale od razu pomyślałam: „Co ja wiem o ich sercach?! To ja muszę to zrozumieć w moim życiu. I wreszcie zdecydować się na Jezusa”. Wracam myślami do zaproszenia papieża, skierowanego podczas audiencji 15 października, że oczekuje od nas „więcej”, „dużo więcej”… Co to znaczy? Wystarczy spojrzeć na to, jak żyje on, aby zrozumieć.
Sara, Katar
Wyjeżdżając, odkryłam w sobie wielką radość, ze względu na preferencję, której Pan pozwalał nam doświadczyć w związku z wizytą papieża w naszej Zatoce. Poza tym nie jechałyśmy same: byłyśmy z tą cząstką ludu, towarzystwem Ruchu, z którym zawsze czujesz się jak w domu. Byli też młodzi z innej parafii z Maskatu, których tam poznaliśmy, i inni nowi przyjaciele. Sądzę, że każdy z nas przybył, przynosząc przed papieża nie tylko siebie i własne intencje, ale cały kraj, w którym mieszka. My, z Omanu, czułyśmy się „wysłane” ze względu na młodych z naszej parafii, którzy, nie mogąc przybyć, napisali do Franciszka. Co za radość, kiedy udało nam się przekazać Ojcu Świętemu ich listy! Po wylądowaniu w Bahrajnie, młoda hinduska przyjaciółka, która przyjechała odebrać nas z lotniska, opowiedziała nam o trudach tego okresu, w którym wydaje jej się, że życie „popada” jakby w brak zainteresowania czymkolwiek. Następnego dnia uczestniczyła w spotkaniu z papieżem wraz z kilkoma studentami i byłymi uczniami ze swojej szkoły. Zadzwoniła do mnie wieczorem, bardzo podekscytowana: Franciszek mówił dokładnie o tym, czego doświadczała, i odpowiedział na każde pytanie jej serca. Powiedziała mi, że nigdy nie była tak szczęśliwa w swoim życiu: w końcu została zrozumiana i ukochana, i udało jej się nawet uścisnąć mu dłoń. Tak bardzo nas to uderzyło, że papież podkreślił, iż jesteśmy tutaj, aby kochać bliźniego. Współdzielenie życia i przyjaźń z tymi wszystkimi, którzy nas otaczają, tak różnymi od nas, jest nieprzerwanie nowością Jego obecności. W tych tak pustynnych krajach, gdzie woda i małe rzeczki są zawsze odświeżającym orzeźwieniem dla wszystkich, Kościół jest jak rzeka, która wypływa z boku Chrystusa.
Fiorenza, Oman
«Zadzwoniła do mnie wieczorem, bardzo podekscytowana: Franciszek mówił dokładnie o tym, czego doświadczała, i odpowiedział na każde pytanie jej serca»
Kiedy dowiedziałem się, że papież przyjdzie do Bahrajnu, od razu przyjąłem zaproszenie. Pragnąłem pojechać, aby wesprzeć go w tej podróży misyjnej tak bardzo znaczącej dla mnie i dla tej części świata, i zrobić to z przyjaciółmi z miejscowej parafii: pojechaliśmy w około dwa tysiące osób z Arabii. Pragnąłem też przeżyć kilka dni razem z innymi przyjaciółmi, którzy mieszkają w różnych krajach Zatoki Perskiej i z którymi spotykam się na Szkole Wspólnoty. Te dni były wydarzeniem, cudem dla mojego życia. Z racji tego, że przyjechałem z Arabii Saudyjskiej, w której publiczne wyrażanie wiary nie jest wskazane, doświadczenie słuchania i spotkania się z Ojcem Świętym w pobliskim kraju, w otwartej przestrzeni i bez ukrywania się, w jednym miejscu z wyeksponowanym krzyżem Chrystusa, wśród 30 tysięcy… przyjaciół – dla mnie wszystko to jest dowodem obecności Chrystusa pośród nas. Widok wyeksponowanego krzyża sprawia, że czujesz w „domu”, wśród twoich przyjaciół czujesz się jak w rodzinie, pośród 30 tysięcy osób czujesz się częścią ludu. A możliwość słuchania papieża, tego, co nam powiedział, sprawiła, że poczułem się kochany. Darem jest możliwość powrotu do serca pustyni, w prawie całkowitym osamotnieniu, ze świadomością bycia częścią bractwa, bractwa zmartwychwstałego Jezusa, zawsze obecnego, który nie pozwala, by brakowało mi tego, czego potrzebuję. Gdziekolwiek jestem.
Luca, Arabia Saudyjska
«Darem jest możliwość powrotu do serca pustyni, w prawie całkowitym osamotnieniu, ze świadomością bycia częścią bractwa, bractwa zmartwychwstałego Jezusa, zawsze obecnego, który nie pozwala, by brakowało mi tego, czego potrzebuję. Gdziekolwiek jestem»
Najbardziej uderzyła mnie w papieżu siła, wytrwałość, z jaką podkreślił pilną potrzebę kochania, niepozostawania samemu, podążania za jednością i pokojem. Jego wizyta na tych ziemiach jest urzeczywistnieniem tego, co mówi, biorąc pod uwagę wiele zagrożeń i siły zaangażowane w jej umożliwienie. Także moje osobiste przeżycia tamtych dni polegały na widzeniu i przeżywaniu komunii z przyjaciółmi, którzy przybyli po wyczerpującej podróży, i z tymi spotkanymi po raz pierwszy w Bahrajnie. Do tego dochodzi dobro dostrzeżone w spotkaniu z kardynałem Christophem Schönbornem, poznanym podczas mszy św. na stadionie, i z księdzem Derrickiem, który nam pomagał, abyśmy mogli uczestniczyć w uroczystości. Obydwaj darzą zdumiewającą sympatią naszą historię. Tak jak bliskość odkryta z niektórymi nieznajomymi: filipińskim przyjacielem jednego z nas lub Pakistańczykiem, który miał za dużo walizek na lotnisku i nie był w stanie ich załadować: przewieźliśmy mu je jako nasz bagaż.
Patrizia, Oman
CZYTAJ TAKŻE: MIŁOŚĆ TANJI
Długa i monotonna podróż z Kataru do Bahrajnu spotęgowała tylko oczekiwanie na spotkanie, które może ożywić moje życie w Katarze, moją misję. Przynoszę ze sobą trudności i konflikty w pracy, które biorą się zwłaszcza z luki kulturowej z Arabami. Od tytułu wizyty duszpasterskiej: „Pokój na ziemi ludziom dobrej woli” oczekuję, że papież będzie wciąż podejmował swój serdeczny apel antywojenny. Ale przede wszystkim zdumiewa mnie osobiste przywołanie każdego, mnie, w „konkretnych sytuacjach naszego życia”. Będą tarcia, chwile napięcia, będą konflikty, różnorodność poglądów, „ale kto podąża za Księciem Pokoju, musi dążyć zawsze do pokoju. Trzeba «rozbroić», przerwać łańcuch zła. Zawsze kochać”. Wracam do Kataru, ciesząc się, że współdzieliłam to spotkanie z wieloma przyjaciółmi, i z pewnością, że pierwszym terenem do „rozminowywania” jest moje serce.
Chiara, Katar
#Ślady