Misje we Wrocławiu. Przeżywać napięcie

W ubiegłą sobotę spotkaliśmy we Wrocławiu młodych. Marysia, Tobiasz i Dominik byli podczas ubiegłych wakacji na Kubie w Bayamo u księdza Adama Wińskiego, a Jakub już teraz podjął przygotowania do wyjazdu w przyszłym roku
Miłosz Greszta

Bardzo pragnęliśmy podjąć temat misji i gestu charytatywnego podążając za wezwaniem papieża Franciszka i ks. Carróna w kontekście tegorocznego specjalnego miesiąca misyjnego, który przeżywamy z okazji setnej rocznicy ogłoszenia Listu apostolskiego Maximum illud Benedykta XV o misjach.

To było proste spotkanie, a w swej prostocie piękne. Ujęło mnie przede wszystkim poważne potraktowanie go przez studentów, którzy dzielili się z nami świadectwem. To nie były przypadkowe, spontaniczne słowa, ale przemyślane i osądzone doświadczenie. Więc już zrodziło się pierwsze pytanie: dlaczego z taką uwagą podjęli ten gest i podjęli trud, aby z nami się spotkać w swoim czasie wolnym?

Każde świadectwo było inne, a jednocześnie każde z nich podkreśliło te same rzeczy, które miały dla nich największe znacznie. Przede wszystkim Szkoła Wspólnoty i osąd. Codziennie wieczorem spotykali się z ks. Adamem, aby osądzić dzień, a Szkoła Wspólnoty, czyli praca nad tekstem odbywała się w zasadzie co drugi dzień. Na Kubie zobaczyli swoją bezradność wobec panujących tam okoliczności - komunistycznej władzy, braku szacunku dla człowieka doświadczonego już na lotnisku, biedy, braku paliwa i innych podstawowych produktów niezbędnych do życia, których potencjalny brak, nam w Polsce, nie przychodzi nawet do głowy. Zrozumieli sens wspólnoty poprzez tak intensywne bycie razem, a także patrząc jak rodzi się Kościół pierwszych chrześcijan: poprzez relacje. To kapłan posłany w miejsce, gdzie nie ma katolików zaczyna od spotkań z ludźmi, wchodzi z nimi w relacje, staje się obecnością niosącą tę ostateczną Obecność a z niej rodzi się wspólnota. Dopiero potem budują kościół i plebanię. Marysia podczas adoracji, doświadczyła jak bardzo potrzebuje modlitwy, gdy w około panuje hałaśliwe rozproszenie, dlatego tak bardzo dowartościowała to, że każdy dzień rozpoczynał się od jutrzni.

Wydawało się im, że pojechali tam z niczym, dali tylko trochę swojego czasu, byli jedynie dyspozycyjni, a zobaczyli, że ziściły się słowa papieża Franciszka wypowiedziane przez ks. Carróna w podsumowaniu Inauguracji: „Bóg nas kocha, stał się bliższy, niż możemy to sobie wyobrazić, przyjął nasze ciało, by nas ocalić. To orędzie jest sercem wiary, musi poprzedzać i ożywiać każdą naszą inicjatywę. Istniejemy, by uczynić namacalną tę bliskość. Ale nie można komunikować bliskości Boga, nie doświadczywszy jej, bez doświadczania jej każdego dnia...”.

Dzięki temu, że przylgnęli do ks. Adama, który pomagał im w towarzyszeniu potrzebującym, który pomagał im w osądzie, który w Eucharystii rozdzielał między nich Chleb życia, doświadczali tej bliskości Boga każdego dnia. I dzięki temu mogli tę bliskość przekazywać dalej.

Ale ostatecznie - czy przypadkiem nie była to tylko sentymentalna studencka przygoda? Wakacje? Odpowiadając sobie na to pytanie, jestem pewny, że nie bez znaczenia była prawie całoroczna droga przygotowania do misji zaproponowana przez Maćka. Czytali razem m.in. broszurę ks. Giussaniego Sens gestu charytatywnego, podjęli trud osądu już wcześniej i w większości jechali tam przygotowani - tzn. z otwartym sercem i wolni wobec tego, co ma się wydarzyć. A teraz, gdy słucham tych młodych ludzi, niektórych dopiero po maturze – tak jak Marysia i Tobiasz – słyszę, że ich życie teraz jest inne, że zostało przemienione, czym są zdumieni – jak stwierdził Dominik; gdy Jakub dzieli się tym, że od samego początku temat misji na Kubie ożywiał ich całe towarzystwo, to jestem przekonany, że to nie może być coś, co jest zredukowane tylko do sentymentu.

Ci młodzi mieli otwarte serca, dlatego dali się sprowokować i pociągnąć autorytetowi. Jestem wdzięczny za ich świadectwo, ponieważ uzdalnia mnie ono, aby nie zapominać o prowokacji ks. Carróna z Inauguracji: „To jest wyzwanie, które mamy przed sobą na początku tego roku: przeżywać napięcie, by dostrzegać tę obecność, która nas rodzi, te autorytety, które zwyciężają nihilizm, obecność tak bardzo nadzwyczajną, że skłania nas ona do zadania sobie pytania: „Kim On jest?”.


Dla zainteresowanych tematem misji na Kubie polecamy:
Listy z Kuby
Wywiad z ks. Adamem Wińskim