Wakacje GS. Życie jako obietnica
Chęć poznania Ruchu u jego źródeł, traktowanie każdego momentu na poważnie, jako bardzo osobistego daru od kochającego Boga. Życie, które jest obietnicą. Świadectwa z wakacji z młodymi z GS w BoloniiNa wstępie chciałbym zacząć od tego, jak to przedsięwzięcie powstało i skąd się w ogóle wzięliśmy we Włoszech. Początkowo plan zakładał wymianę - my pojedziemy do rodzin CL we Włoszech a dzieci z tamtych rodzin przyjadą do Polski, ale koncepcje zmieniały się parę razy. W pewnym momencie nawet myśleliśmy ze Stasiem, że w ogóle się nic nie wydarzy, bo długo panowała cisza w tej sprawie i nagle pojawił się pomysł, że pojedziemy na wakacje z młodymi z GS z Bolonii. Było to duże zaskoczenie i w sumie nie wiedziałem do końca, czy się cieszę, czy nie. Po rozmowach ze Stasiem, który sporo mówił o swojej chęci poznania Ruchu u jego źródeł, u mnie również zrodziło się podobne pragnienie.
Już podczas lotu byłem pełen euforii nawet na samą myśl przeżycia takiego wyjazdu ze znajomymi. Nie jechałem z konkretnymi potrzebami czy pytaniami. Na miejscu zaczęliśmy od wspólnego posiłku, a następnie prawie od razu było pierwsze spotkanie otwierające, gdzie bardzo szybko uderzyła mnie niesamowita postawa jednej z dorosłych osób - Chiary. Chiara jest Włoszką mieszkającą w Irlandii, zna bardzo dobrze angielski. Od razu się do nas dosiadła i zaczęła nam wszystko tłumaczyć, później przez cały wyjazd się o nas troszczyła, zawsze znajdując dla nas tłumaczenia tekstów albo kogoś, kto je dla nas przetłumaczy, organizowała spotkania na Zoomie, gdzie nauczyciel angielskiego z Ruchu tłumaczył nam wszystko na bieżąco. Zawsze się upewniała, czy wszystko rozumiemy, była osobą, która w mojej ocenie potrafiła prawdziwie kochać drugiego człowieka, pomimo że nigdy wcześniej go nie widziała. Najlepszym potwierdzeniem moich odczuć był moment, kiedy pod koniec wyjazdu na frizzi [pogodny wieczór - przyp. red.] zobaczyła, że nie mamy tłumacza. Podbiegła do nas (wszyscy siedzieliśmy na ziemi) i ta dorosła kobieta uklękła przy nas tylko po to, żeby nam tłumaczyć to, co się działo. Była to dla mnie postawa, z jaką ja chciałbym zawsze podchodzić do drugiego człowieka. Chiara również prowadziła naszą (anglojęzyczną) Szkołę Wspólnoty z Irlandczykami.
Temat wakacji brzmiał „Życie jako obietnica” i podczas Szkoły Wspólnoty, na której omawialiśmy, co on oznacza dla nas, dowiedziałem się, czego szukam na tych wakacjach, po co tam jestem. Aby dowiedzieć się, jak żyć bliżej Boga. Parę lat temu doszedłem do tego, że nieważne jak bardzo będę się starał, co uda mi się osiągnąć, jaką będę miał pracę, jak cudownych będę mieć znajomych, zawsze pewne miejsce w moim sercu pozostanie puste. To też jeden z powodów, dla którego wiem, że staram się iść słuszną drogą bo moje niepokoje i obawy naprawdę gasną, kiedy czasami bezradny w obliczu jakiejś sytuacji, znajduję się w kościele, więc wiem, że życie w relacji z Bogiem i docelowa wieczność z Nim jest jedynym miejscem bez „pustki”. Odpowiedzi na moje pytania oczywiście nie są wyczerpujące. Raczej są to pytania bez jednoznacznego rozstrzygnięcia, pewnie dla każdego będą też inne rzeczy odpowiadały na potrzeby jego serca, w kontekście relacji z Bogiem, ale wracając z górskich wycieczek odbyliśmy sporo rozmów, które przynosiły mi jasne podpowiedzi, co ja mogę czynić w swoim życiu, żeby znaleźć się bliżej Niego i aby umieć przeżywać razem z Nim codzienność. Najbardziej pomogło mi zdanie: „aby traktować siebie poważnie, muszę robić każdą rzecz intencjonalnie (wszystko, co robimy, jest modlitwą)”. Często rezonuje to w moim życiu, na przykład w pytaniach o to jak moja praca, którą czasami uważam za bezcelową lub promującą odmienne wartości od tych uznawanych za moje, ma mnie umacniać w relacji z Nim lub jak po prostu podejmować słuszne decyzje w codzienności.
Kolejnym istotnym dla mnie doświadczeniem na tym wyjeździe była spontaniczna Szkoła Wspólnoty, która odbyła się już po wyjeździe z oficjalnych wakacji, gdzie zostaliśmy z paroma nowo poznanymi na wakacjach przyjaciółmi, w ich domach, przed wylotem z powrotem do Polski. Dużo było tam mowy o gestach i ich wadze i wtedy dopiero zrozumiałem, jak przez te wszystkie lata, na wszystkich wakacjach, feriach itp. proponowane gesty są ważne, że nigdy nie są przypadkowe i są prawdziwym okazaniem miłości do nas przez osoby, które je dla nas organizują i mają nam pomóc w naszym życiu. Jasne, nie wszystko jest dla każdego, ale nie próbując pójść za gestem, który wiem, że wynika z miłości do mnie, nie przekonam się, co dobrego mogłem z niego wyciągnąć.
Podsumowując - ten wyjazd był dla mnie czasem, w którym udało mi się sprecyzować moje pragnienia, pokazał mi moją drogę, o co mam walczyć każdego dnia, podsunął pomysły, jak mogę to robić, oraz pokazał mi miłość, którą chciałbym się dzielić z innymi.
Sławek, Warszawa
Postaram się, żeby to świadectwo było krótkie i zwięzłe, bez niepotrzebnych opisów. Tego lipca wzięliśmy udział we włoskich wakacjach GS, dla osób z regionu Bolonii. Było nas sześcioro - wszyscy z tej samej wspólnoty - warszawskiej. Temat wakacji: „Życie jako obietnica". Czas spędzaliśmy tam bardzo intensywnie, szczególnie pod względem towarzyskim i myślałem, że nie będzie miejsca na jego duchowe przeżycie – ale myliłem się. Mimo całej dynamiki tych dni, doświadczyłem w moim życiu tematu tego wyjazdu, doświadczyłem, że moje życie jest obietnicą. Wydarzyło mi się to i doświadczyłem wiele piękna: zaprzyjaźniliśmy się z wieloma wspaniałymi osobami, szczególnie z fantastycznym Matteo, z którym od razu weszliśmy w głębszą relację. Z nim też mieliśmy, wraz z moim przyjacielem Sławkiem, piękną rozmowę. Pomogła mi ona przeżyć te dni jako obietnicę. To, co dla mnie było w niej najważniejsze, to by traktować każdy moment na poważnie, jako bardzo osobisty dar dla nas od kochającego Boga.
CZYTAJ TAKŻE: Wakacje GS. Listy
Potraktować rzeczywistość na poważnie, to znaczy zaangażować się w każdą chwilę, która jest nam dana, nawet w te momenty nudy, obowiązku czy cierpienia. Nie czekać na ciekawszy, bardziej przez nas upragniony czas, ale żyć tu i teraz, bo właśnie teraz wydarza się najlepsze, co mogło się wydarzyć. Przecież sam Bóg nam to dał, Przedwieczna Miłość. Takie przeżywanie swojego życia czyni je naprawdę pięknym i na tym właśnie polega jego intensywność. Ważnym i poruszającym doświadczeniem było dla mnie również obserwowanie i słuchanie o pięknie przyjaźni między tamtymi Włochami, jak intensywnie żyją. Chcę tego samego dla siebie również w Polsce. Te dwie rzeczy to najważniejsze, co zostało mi podarowane. Moje serce wciąż drży na wspomnienie tamtego czasu. Nie wiem, na jakie potrzeby tego serca On odpowiedział, ale wiem i czuję, że to coś wielkiego.
Stasiu, Warszawa