Listy. Chwała, dla której stworzony jest człowiek

Giulia, Luisella i Elisa - Listy (z październikowych „Tracce”)

Kilka miesięcy temu rzuciłam pracę. Droga, która doprowadziła mnie do tej decyzji, była długa i bolesna. Przez wiele lat moja praca pozwalała mi podążać za potrzebami rodziny, ale w ostatnich latach ogarnął mnie silny niepokój. Czułam duży dyskomfort, daleko wykraczający poza stres i ciężar moich obowiązków. Zastanawiałam się, jaką wartość ma moja praca i moja osoba.

Odpowiedź, jakiej sobie udzieliłam, była niestety taka, że jestem niewiele warta. Z biegiem czasu takie postrzeganie siebie stawało się również osądem samej siebie: to był wielki sygnał ostrzegawczy. Moja osoba ma wartość, zawsze ma wartość, a wychowanie, które otrzymuję w Ruchu, polega na uczciwym spojrzeniu na moje kompetencje. W marcu miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu młodych w Asyżu i przyjechałam tam z całym tym ciężarem. Wykład ks. Paolo Prosperiego na temat pracy otworzył mnie jeszcze bardziej. Pamiętam łzy, które spływały mi po twarzy, gdy mówił o byciu „niewolnikiem”. W kolejnych tygodniach często przypominał mi się psalm: „czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym - syn człowieczy, że się nim zajmujesz? Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią go uwieńczyłeś”. Powróciło do mnie pytanie: „Czym jest chwała, dla której człowiek został stworzony?”. Zaczęłam się modlić i coraz bardziej skupiać na pytaniu, które wydawało mi się naglące. W ten sposób uświadomiłam sobie, że nie jestem już powołana do przebywania w tym miejscu. Od tego momentu nie czułam już tego samego ciężaru. Wtedy niespodziewanie pojawiła się możliwość podjęcia innej pracy. Dla mnie była to szansa na zweryfikowanie wszystkiego, co zobaczyłam w ciągu tych miesięcy. Wdzięczna za to, czego doświadczam i mając w oczach piękno, ale także dramat niektórych świadectw, których wysłuchałam na Międzynarodowej Assemblei Odpowiedzialnych, pomyślałam o przekazaniu dodatkowej kwoty na fundusz wspólny. Pragnę, poprzez mój niewielki wkład, być razem z tymi, którzy cierpią, jako część tego samego ciała, i wspierać tych, którzy są posłani, aby podtrzymywać „nostalgię za Bogiem” i wspierać dialog między człowiekiem a Tajemnicą w każdej części świata.
Giulia, Werona

Jak Apostołowie
Drogi Davide, byłam bardzo zadowolona z tego, co wydarzyło się podczas Dnia Inauguracji Roku Pracy. Ponownie otrzymałam wezwanie, by odbyć systematyczną drogę weryfikacji otrzymanej propozycji, głoszenia Chrystusa i Jego wpływu na moje życie i rzeczy, które mi się przydarzają. Nie zrozumiałam wszystkiego, ale dostrzegłam, że jest to droga, która mnie dotyczy i którą uznaję za już we mnie rozpoczętą. Czułam bliskość między wypowiadanymi słowami a moją osobą. Wiara jest ważną drogą, ponieważ zaspokaja moją potrzebę sensu w obliczu rzeczy, które mi się przydarzają. Wewnątrz pytań, czasem buntów, pozostaje moja relacja z Chrystusem, która im dalej idę, tym bardziej staje się przynaglająca i ważna. Nauka patrzenia Chrystusowi w twarz rzuca wyzwanie mojemu sposobowi bycia w rzeczywistości i coraz bardziej odkrywam, jaka jestem niezdolna. Odkrywam, że jeśli chcę powiedzieć „tak” Chrystusowi, nie mogę tego zrobić sama, potrzebuję ludzi, którzy żyją tak jak ja. Moim pragnieniem jest, aby moje życie było relacją z Chrystusem i aby On wkraczał w każdy jego aspekt. Mam pewność, ponieważ kiedy żyję w ten sposób, doświadczam spokoju, który w innym przypadku byłby niemożliwy. Świadectwo Jone uderzyło mnie właśnie z tego powodu. Okazała się zdolna do takiej postawy, w stanie choroby, ponieważ patrząc na księdza Giussaniego nauczyła się wpuszczać Chrystusa, patrzeć Mu w twarz, to znaczy poszła za charyzmatem (tak rozumiem utożsamianie się z charyzmatem). Dla mnie, podobnie jak dla Jone i jej męża, chodzenie na Szkołę Wspólnoty jest doświadczeniem podobnym do doświadczenia apostołów, którzy byli z Jezusem.
Luisella, Treviglio (Bergamo)

„Czułam duży dyskomfort w pracy, zastanawiałam się, jaką mam wartość w tym miejscu i odpowiedziałam sobie: bardzo niewielką. Ale to pytanie również stawało się osądem samej siebie. To był wielki sygnał ostrzegawczy. Ponieważ moja osoba ma wartość zawsze”.

Ten uśmiech po szkole
Zaczęłam ponownie uczyć po ponad rocznym urlopie macierzyńskim. Pierwszego dnia, w drodze z domu do szkoły, byłam pełna obaw: czy dam radę, zgodnie z moim wyobrażeniem o sobie, jaka powinnam być, ile czasu powinnam poświęcić na przygotowanie się do zajęć... Innym aspektem, który martwił mnie po raz pierwszy, było to, czy przy tej liczbie dzieci i nieuniknionych kwestiach organizacyjnych nadal warto pracować. Tak więc w moim sercu pojawiła się walka między obrazami a innym sposobem, w jaki Grazia patrzyła na mnie przez te wszystkie lata. Z tym zamętem zmartwień i pytań weszłam do szkoły podczas przerwy: na schodach potknęłam się, a raczej powiedziałabym „wpadłam”, na młodą dziewczynę, córkę naszych przyjaciół, jedną z najbardziej lojalnych uczennic, która z uśmiechem na twarzy przywitała mnie, szczęśliwa, że wróciłam i że mogę uczestniczyć z nią w programie pozaszkolnym.

„Po powrocie do szkoły po ponad rocznym urlopie macierzyńskim, nie wiedziałam, czy sprostam swoim oczekiwaniom. To mała dziewczynka uświadomiła mi, że Bóg chce mnie tam taką, jaką jestem, z moim człowieczeństwem w relacji z Nim”.

CZYTAJ TAKŻE: Weryfikacja wiary

To spotkanie całkowicie mnie odmieniło, ponieważ sprawiło, że miłosierdzie Jezusa wobec mnie stało się oczywiste. Miłosierdzie tak wielkie, że na nowo poczułam, że jestem chciana, kochana, po prostu dlatego, że tam jestem. Pomogło mi to również zrozumieć, że dobry Bóg chce mnie właśnie tam, taką, jaką jestem, powołuje mnie w pracy i w rodzinie nie przede wszystkim po to, abym coś robiła lub umiała robić, ale po to, abym tam była, z moim człowieczeństwem, w relacji z Nim.
Elisa