ŚDM. Wyjazd pełen cudów

Bóg się o nas troszczy i codziennie dokonuje wielu cudów. Świadectwo uczestniczki w Światowych Dniach Młodzieży w Lizbonie

Rok 2022. Jedna z przerw w liceum i pytanie Nataszy: „Asia pojedziesz na ŚDM w Lizbonie?”
Trochę się migałam ale wraz z kolejnymi pytaniami Nataszy, zapragnęłam tego, tak samo jak ona. Miałam w pamięci ŚDM w Krakowie, moją siostrę z Brazylii, z którą mam kontakt do dziś i wciąż jest mi bliska. Pamiętałam wielką radość, która mi wtedy towarzyszyła i chciałam bardziej świadomie uczestniczyć w tych ŚDM w Lizbonie. Potem spotkałam się z dziewczyną z Duszpasterstwa Młodych Archidiecezji Krakowskiej, i to spowodowało, że przygotowania nabrały rozpędu. Pojechałam 28 kwietnia do Matki Bożej Częstochowskiej z prośbą o dobre wyniki egzaminów maturalnych oraz jeśli mamy jako Ruch CL tam być, to by pomogła nam tam dotrzeć. Tego samego dnia dostaliśmy zielone światło do podjęcia przygotowań.

Po roku wielu przygotowań nadszedł dzień wyjazdu. Bóg tak chciał, że przed wyjazdem znalazłam się w Lutyni. Ksiądz Adamowicz na Mszy św. dla młodych powiedział, że musimy pamiętać każdego dnia, że jesteśmy posłani. Dzięki tym słowom każdy gest, trud związany z jazdą i zmęczenie miało sens - nawet wstanie z łóżka!
Na początku ciężko było skupić się na tym głównym celu, gdy masz przy sobie cudne morze. Jednak liturgia godzin pomagała mi znaleźć sens każdego dnia, jak też wszystkie rozmowy, które odpowiadały na moje pytania, z którymi jechałam. Można powiedzieć, że pierwszy raz „poczułam” klimat ŚDM, gdy byliśmy w Saragossie, w kościele, w którym właśnie rozpoczęła się Msza św. w języku włoskim. Ten śpiew pełen radości i życia oraz osobista modlitwa spowodowały, że byłam bardzo radosna, czułam się na swoim miejscu, bezpieczna.



Dojechaliśmy po wielu trudach do Santarém, miejsca naszego pobytu. Tam byłam wypełniona ciekawością co mnie spotka, trochę kreowałam i próbowałam sobie wyobrazić do jakiej rodziny trafię. Moje wyobrażenia był zgoła inne. Trafiłam do starszego małżeństwa, niesamowitego pod wieloma względami. Poruszyła mnie ich otwartość, nie wiedzieli na kogo trafią, a oni od razu, na progu domu powitali nas mówiąc, że jest to nasz dom. Jak powiedział Patriarcha Lizbony, każdy dom stał się domem Elżbiety, która przyjęła z radością Maryję. Odbyliśmy wiele pięknych rozmów, które skwitowaliśmy stwierdzeniem, że gdyby nie Chrystus, nie umielibyśmy tak otwarcie rozmawiać. Dla mnie ważnym elementem było to, że ta rodzina znała Ruch, co nie jest dość typowe dla Portugalii. Dzięki temu bardziej mnie zrozumieli i moją duchowość. Troszczyli się o nas jak o własne dzieci, gdy wychodziłyśmy na czuwanie z Ojcem Świętym pobłogosławili nas przy wyjściu. Muszę przyznać, że bardzo mi tego brakowało, bo rodzice często mnie błogosławią. Tym gestem dali mi największy dowód swojej miłości do nas.

Dla mnie ŚDM to spotkania z ludźmi, ich twarze, rozmowy oraz ich darmowość. Najpiękniejszy był bieg mojej przyjaciółki przez całą Lizbonę, by spotkać się ze mną. Radości nie było końca! Pośród miliona osób spotkałyśmy się, tylko na 7 minut, ale kto by się przejmował czasem! Sam fakt, że się widzimy był przejmujący. Wszystko było niecodzienne. Można było poczuć radość bijącą od każdego, chęć bliższego poznania osoby, która siedzi obok ciebie w pociągu i zapytanie się, po co tu przyjechała. Patrzyłam pełna podziwu na ludzi, na moich przyjaciół, jak zmieniają się na moich oczach, jak zaczynają jaśnieć, pomimo zmęczenia. To niesamowite co robi Boża obecność z człowiekiem! Czasem zamiast rozmawiać w drodze powrotnej wyśpiewywaliśmy swoją radość. Ktokolwiek zaczął śpiewać zaraz wszyscy się dołączali. Coś niesamowitego! Jedynie śpiew mógł wyrazić naszą radość płynącą z serca!

Z głównych obchodów mam kilka momentów, o których chcę opowiedzieć. Pierwszy to radość z widoku tylu chrześcijan, którzy przyszli razem z nami na spotkanie, że jest nas tak dużo! Drugi to cisza i dwa kulminacyjne momenty. Cisza po Drodze Krzyżowej, jakby każdy potrzebował zostać na niej dłużej, pośród osób, które spieszyły się do wyjścia. Druga to 1.5 miliona osób przed Najświętszym Sakramentem i moje słowa: „Nie wiem jak się modlić ale dziękuję Ci za wszystko”. Chwilę wcześniej z około 10 osobami poszliśmy po siatki pełne jedzenia dla całej naszej grupy. W środku było bardzo dużo jedzenia, wody, soki. Całość bardzo dużo ważyła a znalezienie ciężarówek graniczyło z cudem. No właśnie... z cudem.



Wszystkie okoliczności tamtego dnia wskazują na to, że były to cuda. Modliłam się o to, byśmy doszli bezpiecznie na miejsce. Okazało się, że byliśmy jednymi z ostatnich osób, które weszły do naszego sektora. Kolejne osoby musiały spać pomiędzy sektorami lub na ulicy. Gdy szliśmy po jedzenie byłam tak zdenerwowana, że powiedziałam wszystkim, że to ostatni mój wyjazd na ŚDM. Krzyk, masa ludzi, brak jedzenia, zdezorientowana policja, robiły swoje. Jednak przypomniały mi się nagle wszystkie osoby, które prosiły mnie o modlitwę, jak i moja intencja, z którą przyjechałam. W sekundę trud stał się znośny, gdy znalazłam powód, dla którego mogę się pomęczyć. Zaczęłam się modlić do Boga, „Daj nam jedzenie, zjem nawet coś, czego nie lubię. Ale ślicznie proszę”. Po 10 minutach znaleźliśmy ciężarówkę w bocznej uliczce. Tak samo pomodliłam się o to, by ktoś nam przyszedł pomóc z jedzeniem. Przecież się nie zabierzemy z 50 siatami! Pojawili się znikąd nasi przyjaciele. CUD! Rosło we mnie poczucie, że Bóg się o nas troszczy i chce naszego dobra. Wracając z siatkami razem odmówiliśmy dziesiątek Różańca i wezwaliśmy Ducha Świętego, aby pomógł nam dojść. Osobiście uważam, że to Matka Boża mi pomogła, bo inaczej bym nie wytrzymała. Sama jeszcze odmówiłam dalszą część Różańca. Co ciekawe okazało się, że na jednym z identyfikatorów, które niosłam, ktoś przypiął cudowny medalik, dla mnie jest to znak, że Ona niosła to wszystko ze mną. Naprawdę! Było jeszcze kilka sytuacji, w których czułam Jej obecność oraz świętych i wiedziałam, że mi pomagają.

Teraz, po wyjeździe chcę, by to słowo z ŚDM żyło we mnie, więc dzięki YouTube słucham, co mówił Papież. Na jednym ze spotkań Papież mówił, że Kościół jest dla wszystkich i zostaliśmy wezwani po imieniu. Dlatego każdemu opowiadam o ŚDM. Bóg pokazał mi, że w każdym sercu jest pragnienie szczęścia. Dzięki rozmowom o ŚDM, rozpoczęło się dużo dyskusji.

CZYTAJ TAKŻE: Coś, co trafia prosto w serce

Wróciłam z ŚDM spokojniejsza, umocniona tym, że Bóg mnie wspiera, chce mojego dobra. Na co dzień też daje mi wiele małych cudów. Kocha mnie i moich braci, nikogo nie zostawi, wzywa nas po imieniu. Trzeba tylko się zawierzyć, co jest trudne ale On da więcej niż oczekujemy, niż sobie wyobrażamy. On mi pokazał, że nawet moja wyobraźnia tego nie wykreuje. On to poprowadził: od pytania Nataszy, aż po przystanek końcowy we Wrocławiu. Co najważniejsze: na nowo przekonałam się, że na tej ziemskiej drodze nie jestem sama, mam przyjaciół.
BÓG NAS KOCHA!

PS. Zachęcam do wysłuchania przemówienia Ojca Świętego.
Asia