Podążając za gwiazdą
Rodziny, niedawni absolwenci, młodzi. Było ich 360, wszyscy w wieku od 25 do 35 lat, na wakacjach zorganizowanych kilka tygodni temu przez jedną z mediolańskich wspólnot CL. List wspomina tamte dniPod koniec wakacji w Rawennie, zorganizowanych przez jedną z mediolańskich wspólnot CL, w których brałem udział, pewien młody człowiek - od lat niezaangażowany w Ruch - powiedział do swoich przyjaciół: „Byliście dla mnie jak gwiazda dla Trzech Króli: podążałem za wami, aby uczestniczyć we wszystkim, co widziałem podczas tych dni wakacji. Dziękuję, zawsze chciałbym być z wami”.
Było nas około 360 osób, głównie młodych ludzi w wieku od 25 do 35 lat: niedawnych absolwentów, pracowników, młodych i rodzin. Nie ma między nami żadnej ustalonej, historycznej więzi, nie wiąże nas to, że jesteśmy w tym samym wieku, że chodziliśmy na tę samą uczelnię, że mamy podobne zawody, nie znamy się od zawsze ani na co dzień. Jednak w tamtym czasie widać było, że nie istniał problem „z kim być”, a raczej istniała niezwykła łatwość spotykania się i poznawania. Każdy dostrzegał chęć wejścia w relację z drugim, w prostocie proponowanych rzeczy.
Pierwszego wieczoru wysłuchaliśmy dwóch świadectw: Davide De Santisa, prezesa „Mongolfiery”, stowarzyszenia założonego w celu wspierania rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi; oraz Pierluigiego Strippoliego, profesora biologii stosowanej na Uniwersytecie Bolońskim, który studiował u profesora Jérômego Lejeune`a, który prowadził swoje prace badawcze nad zespołem Downa.
Davide sprowokował nas zadając pytanie, które, jak nam powiedział, nasunęło mu się samo: dlaczego ja? Dlaczego moja rodzina? To pytanie, w różnych zakamarkach i okolicznościach życia, nosiło w sobie tak wielu z nas. Jeden z uczestników, następnego dnia, zapytał: „Dlaczego mój ojciec umarł?”. Przyjaciel odpowiedział mu: „Odpowiedź nie leży w 'wyjaśnieniu', w dyskursie. Chrześcijaństwo tworzą ludzie, którzy nieustannie noszą w sobie pytanie”.
Natomiast wystąpienie profesora Strippoliego było świadectwem życia, pracy i kultury naukowej. Fascynowało nas przede wszystkim to, jak patrzył na badania, na dzieci z zespołem Downa i na siebie. Pozytywność i całościowość spojrzenia - bez miary, a jednocześnie w granicach takiej dyscypliny naukowej - która imponowała wszystkim. Brak doświadczenia, przynajmniej bezpośrednio, tych samych okoliczności nie było przeszkodą w zaangażowaniu się w to, co się przed nami wydarzało, ponieważ słuchanie o fizycznej i intelektualnej kruchości stanowi wyzwanie dla naszej strukturalnej kruchości. Tak jak napisała mała dziewczynka z zespołem Downa w tekście pokazanym nam przez Strippoliego: „Moim zdaniem «down» oznacza, że nawet jeśli masz problemy i korzystasz z dodatkowej pomocy, to nie znaczy, że jesteś down, bo wszyscy mają problemy, nie tylko ci z zespołem Downa. Ważne jest to, jak sobie z tymi problemami radzisz”.
W sobotnie popołudnie na ulicach w centrum Rawenny zorganizowaliśmy gest zbiórki pieniędzy dla AVSI. Postawiliśmy stoisko oferujące herbatę, grzane wino i różnego rodzaju słodycze, a chór śpiewał ujmujące piosenki, które intrygowały przechodniów, a także dotrzymywały towarzystwa nam i naszym dzieciom.
Wielu z nas nie uczestniczyło w takim momencie od czasów uniwersyteckich, ale nie sposób było nie przystać na propozycję, którą otrzymaliśmy. Podzieleni na małe grupy, każda z własnym temperamentem, spotykaliśmy ludzi - wielu chłopców i dziewcząt oraz wiele młodych rodzin - którzy byli zainteresowani i zaintrygowani zarówno nami, jak i propozycją AVSI. Fakt, który postawił nam pytanie o możliwości bycia misyjnym w codziennym życiu i środowisku pracy.
CZYTAJ TAKŻE: RAZEM PRZY STOLE BEZ MASEK
Tym, co nas uprzedza, nie jest fakt, że chodziliśmy razem na uniwersytet czy znajdujemy się w tych samych okolicznościach życiowych, ale fakt, że podążamy za „gwiazdą”: uczestniczyliśmy w wakacjach charakteryzujących się obfitością dobra i bezinteresowności.
Maddalena, Mediolan