Izraelski czołg patroluje granicę z Gazą po podpisaniu zawieszenia broni

Władze odchodzą, ale nuncjusze pozostają

Podróż przez dyplomację watykańską, przykład Kościoła, który bardziej niż ktokolwiek inny rozumie, co porusza serca całych narodów i poszczególnych wspólnot
Matteo Matzuzzi*

*Redaktor naczelny „Il Foglio Quotidiano”

Kiedy 19 marca 2003 roku wybuchła druga wojna w Zatoce Perskiej, wraz z anglo-amerykańskim bombardowaniem Iraku, rządzonego wówczas przez Saddama Husajna, jedynym „zachodnim” ambasadorem, który tam pozostał, był nuncjusz Fernando Filoni. Wszyscy inni wyjechali, gdy tylko operacja wojskowa została zatwierdzona, zamykając swoje domy i biura i wracając do ojczyzny. Nie on. Bomby? „Nie martwcie się, dopóki je słyszymy, to znaczy, że żyjemy” – powiedział personelowi nuncjatury, przerażonemu coraz bliższymi eksplozjami. Była to demonstracja obecności nie tylko fizycznej, ale i duchowej. Kiedy mocarstwa tego świata odchodzą, Kościół pozostaje. Tego pragnął Jan Paweł II, który w międzyczasie próbował ścieżek dyplomacji, starożytnej i chwalebnej dyplomacji Stolicy Apostolskiej: wysłał kardynała Rogera Etchegaraya na rozmowy z Saddamem i kardynałem Pio Laghim, aby przystopować plany George’a W. Busha.

Świat, który nie chciał nowego konfliktu na Bliskim Wschodzie, rozdartym i naznaczonym już latami wojen, exodusów i konfliktów religijnych, zwracał się ku Rzymowi, mając nadzieję, że autorytetowi papieża uda się zapobiec temu, co wydawało się nieuniknione. Nie poszło dobrze, a próby skierowania kryzysu z powrotem na ścieżkę negocjacji pozostały wołaniem Jana Pawła II na zakończenie modlitwy Anioł Pański 16 marca, kiedy to improwizując, przypomniał: „Należę do pokolenia, które przeżyło II wojnę światową. Mam obowiązek powiedzieć wszystkim młodym ludziom, młodszym ode mnie, którzy nie mieli tego doświadczenia: «Nigdy więcej wojny!», jak powiedział Paweł VI podczas swojej pierwszej wizyty w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Musimy zrobić wszystko, co możliwe! Wiemy dobrze, że pokój za wszelką cenę nie jest możliwy. Jednak wszyscy wiemy, jak wielka jest ta odpowiedzialność. Dlatego modlitwa i pokuta!”.
Po ponad 20 latach ten historyczny moment jest wciąż wspominany jako przykład Kościoła, który potrafi zrozumieć, bardziej niż jakakolwiek świecka potęga światowa, co porusza serca całych narodów i poszczególnych wspólnot. A nuncjusz apostolski, przedstawiciel papieża w danej części świata, to ktoś zdolny do włączenia się w te konkretne realia, działając jako ambasador „dobrych wieści dla ludzi, dając im do zrozumienia, że ​​nie są skazani na powtarzanie w nowych formach tych samych tragedii wynikających z wojen i bratobójczych konfliktów”, jak powiedział w 2023 roku kardynał Pietro Parolin, sekretarz stanu. Nuncjusz ma misję sprzyjania pojednaniu „wszędzie tam, gdzie istnieją nieporozumienia i konflikty”, ale przede wszystkim wie, że bycie orędownikiem pokoju oznacza „głoszenie Boga-Miłości, nawet jeśli tylko w sposób ukryty i dyskretny”.

Kard. Pietro Parolin, sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej

To właśnie wyróżnia ambasadora papieża spośród innych: pierwsze i ostatnie odniesienie do Ewangelii. „Aby być wiarygodnym budowniczym pokoju, nieść pojednanie, które oferuje Bóg, być ambasadorem dobra, trzeba przede wszystkim kochać Miłość i kochać bliźniego tak, jak kochał Chrystus aż do wstąpienia na krzyż” – dodał kardynał Parolin. „Naszą rolą jest i pozostaje głoszenie Ewangelii, ponieważ podczas wojny rozpacz może ogarnąć z wielu powodów: trudności, strat, ran, myśli o członkach rodziny, którzy są cywilnymi więźniami lub jeńcami wojennymi – potwierdził nuncjusz w Ukrainie, arcybiskup Visvaldas Kulbokas, który ze swojego biura w Kijowie najpierw usłyszał syreny alarmowe, a następnie rosyjskie bombardowania w lutym 2022 roku. – Często zastanawiam się, jak rodziny więźniów są w stanie spać, zatem dla Kościoła bycie z ludźmi oznacza niesienie światła pośród ciemności”.

Być tam, dokładnie tak, jak uczynił to nuncjusz w Damaszku Mario Zenari: „To moralny obowiązek; pasterz musi być blisko owczarni; nie może uciec, gdy nadchodzą wilki. Mamy przykład świętych męczenników z Damaszku: chrześcijanin musi być gotowy dawać świadectwo, nawet oddając życie”. Zenari, mianowany kardynałem przez papieża Franciszka w 2016 roku, przebywa w Damaszku od 2008 roku. Przeżył Arabską Wiosnę, która wstrząsnęła Bliskim i Środkowym Wschodem, był świadkiem powstania i zniszczeń dokonanych przez ISIS pod wodzą kalifa Abu Bakra al-Baghdadiego, widział opór Baszara al-Assada, gdy część Zachodu dążyła do jego obalenia już w 2013 roku, a następnie niemal natychmiastowy upadek reżimu, zastąpionego rządem, którego charakter do dziś trudno zdefiniować.

Dyplomacja watykańska to nie tylko biurokracja, a nuncjusz nie jest jedynie pośrednikiem między papieżem – władzą centralną – a lokalnymi rządami i Kościołami: nuncjusz, jak zauważył papież Franciszek w 2019 roku, „jest człowiekiem mediacji, komunii, dialogu i pojednania”. Wiara jednak zawsze odgrywa kluczową rolę, ponieważ „nuncjusz, który zapomina, że ​​jest mężem Bożym, rujnuje siebie i innych; zbacza z drogi i niszczy także Kościół, któremu poświęcił swoje życie”.

Patrząc na wielkie dzieła sztuki minionych wieków, na których papiescy ambasadorzy i rzymscy pełnomocnicy są przedstawiani przed królami i cesarzami, odziani w cappa magna, można by wnioskować, że nacisk na duchowość jest późną, XX-wieczną i posoborową ewolucją. Czytając jednak osobiste pamiętniki tych duchownych, łatwiej zrozumieć, że siła wiary pozwoliła im również oprzeć się wpływom spraw doczesnych. Doskonałym przykładem jest kardynał Ercole Consalvi (1757–1824), sekretarz stanu Piusa VII, który musiał stawić czoła dominacji i sukcesowi Napoleona oraz wynikającej z tego fali „świeckości”, która przetoczyła się przez połowę Europy. Consalvi umiejętnie poruszał się w tak zwanych „nowych czasach”, a jednak do samego końca pozostał człowiekiem niezachwianej wiary, „solidnej i głębokiej”, jak podkreślił kardynał Parolin.
Jest to również widoczne w jego Memorie („Wspomnieniach”, Il Prato, 2024), gdzie jasno widać, że jego ostatecznym celem było przywrócenie Kościołowi katolickiemu miejsca w centrum sceny międzynarodowej, nawet za cenę kompromisów i bolesnych ustępstw. Mówi się, że jego ostatnie słowa – zmarł kilka miesięcy po papieżu, któremu długo służył – brzmiały: „Jestem spokojny”. Rzeczywiście, w świecie ogarniętym rewolucjami i restauracjami Napoleon ostatecznie zmarł na Wyspie Świętej Heleny, a papież powrócił na Kwirynał. W 1951 roku ówczesny zastępca sekretarza stanu, biskup Giovanni Battista Montini, opisał w istocie postać nuncjusza apostolskiego jako „tego, który naprawdę ma świadomość zanoszenia Chrystusa ze sobą”.

Papież Franciszek zauważył ponadto, że Chrystus jest „cennym dobrem, które należy komunikować, głosić, reprezentować. Dobra i perspektywy tego świata ostatecznie rozczarowują, popychają nas do tego, by nigdy nie być zadowolonymi; Pan jest dobrem, które nie rozczarowuje, jedynym, które nie rozczarowuje. A to wymaga oderwania się od siebie, co można osiągnąć jedynie poprzez stałą relację z Panem i życie zjednoczone wokół Chrystusa. I to nazywa się zażyłością z Jezusem. Zażyłość z Jezusem Chrystusem powinna być codziennym pokarmem przedstawiciela papieskiego, ponieważ jest pokarmem biorącym się ze wspomnienia pierwszego spotkania z Nim i ponieważ stanowi również codzienny wyraz wierności Jego wezwaniu”.

CZYTAJ TAKŻE: To niewidzialne „tak”

I właśnie tam, dokąd jesteśmy posyłani przez Kościół, możemy odkrywać skarby, których nigdy nawet sobie nie wyobrażaliśmy: „Dla mnie bycie nuncjuszem w Iraku to przywilej – powiedział arcybiskup Alberto Ortega (obecnie nuncjusz w Wenezueli) podczas Meetingu w Rimini w 2018 roku. Przywilej codziennego obserwowania świadectwa chrześcijan, którzy „przypominają nam o wartości wiary, przypominają nam, że tym, co jest nam najdroższe, jest sam Chrystus. Oni, aby powiedzieć «tak» Chrystusowi, stracili wszystko”. To spojrzenie jest właściwe przedstawicielom papieskim, ponieważ „jesteśmy zjednoczeni w Chrystusie i jesteśmy zjednoczeni w Kościele”, jak powiedział papież Leon XIV zaledwie kilka miesięcy temu, spotykając się z nimi w Watykanie.