Odcisk stopy Achille
Drugie dziecko, bardzo rzadka choroba genetyczna, towarzyszenie kapłana i powrót do wiary. Aż po narodziny Adele i decyzji o ślubie kościelnym. Historia Laury i Marcello„Kiedy się poznaliśmy, zarówno ja, jaki i mój mąż byliśmy osobami wierzącymi, ale niezbyt praktykującymi. Klasyczny przypadek tych, którzy po bierzmowaniu oddalają się od Kościoła bez żadnego konkretnego powodu”. Laura i Marcello to dwójka młodych ludzi, jakich wielu. Poznali się w 2011 roku, zakochali i postanowili razem zamieszkać. Najpierw w wynajmowanym mieszkaniu, a potem w pięknym domu w Piadenie, w prowincji Cremona. „Wszystko układało się tak dobrze, że zdecydowaliśmy się na dziecko. Nie trzeba było długo czekać i już we wrześniu 2018 roku urodził się Ascanio.
„Po dwóch latach – opowiada Laura – wpadliśmy na pomysł, żeby dać mu małą siostrzyczkę. Naprawdę bardzo chciałam mieć dziewczynkę i wkrótce zaszłam w ciążę”. Jednak nie wszystko poszło tak, jak sobie wymarzyli i zapragnęli. „Podczas rutynowego badania USG ginekolog powiedziała mi, że to będzie kolejny chłopiec. Byłam naprawdę rozczarowana. Nie mogłam sobie jednak wyobrazić tego, co wydarzy się później. Tego, co później oznaczała uniesiona brew lekarza podczas ostatniego badania kontrolnego. Coś było nie tak.
Zanim Laura zdążyła cokolwiek zrozumieć, wywołano poród. Była zdezorientowana, ponieważ ciąża do tego momentu przebiegała prawidłowo, w domu wszystko było gotowe na przyjście na świat drugiego małego księcia. A tymczasem: „Historia Achille, która jest też naszą historią, zaczyna się od jego narodzin, 1 października 2021 roku. Od samego początku był wyjątkowy: urodził się z zupełnie białym kosmykiem włosów. A także z poważną i niepewną diagnozą”. Problemy żołądkowe, nie, być może jelitowe.
„W tamtym momencie niewiele wiedzieliśmy, tylko tyle, że sytuacja jest niepokojąca. Achille natychmiast przewieziono do szpitala w Brescii. Pierwsze 10 dni jego życia spędziliśmy na oddziale intensywnej terapii. Nie minęły nawet 24 godziny od narodzin, kiedy podjęto decyzję o przeprowadzeniu operacji. Niedługo potem druga operacja. Nie był w stanie się wypróżnić i lekarze pomimo podejmowanych prób nie potrafili ustalić, co dolega jego jelitom. Aż pewnego dnia wspomnieli o bardzo rzadkiej chorobie, zespole genetycznym powodującym całkowity lub częściowy brak zakończeń nerwowych w jelitach. Postanowili więc przeprowadzić kolejną operację, żeby dowiedzieć się, gdzie brakuje tych zakończeń nerwowych. Cztery godziny operacji: zadzwonili do nas, że Achille nadal przebywa na sali operacyjnej. Powiedzieli nam, że nie znaleziono żadnego zakończenia i że nadzieja na to, że będzie żył, jest bliska zeru”.
Laura i Marcello długo dyskutowali, po czym postanowili nie upierać się. Achille został przywieziony z powrotem na salę. „Nie wiedzieliśmy, jak długo będzie jeszcze z nami. Pozostało nam tylko czekać. W tych tygodniach było wiele wzlotów i upadków. Ewentualną alternatywą był przeszczep wielonarządowy za granicą, ale było to praktycznie niemożliwe, ponieważ musielibyśmy czekać na zgodne organy od innego noworodka. W tamtym momencie nie akceptowałam rzeczywistości. Oprócz tego, że on był! Achille istniał. Nie miałam zobaczyć, jak się zestarzeje, ale to był czas, który został nam dany, i musieliśmy go przeżyć razem”. Dziecko zostało ochrzczone na oddziale intensywnej terapii szpitala w Brescii, a następnie przewieziono je z powrotem do Cremony.
„To Marcello naciskał na chrzest. W tamtym czasie nie przywiązywałam do tego większej wagi, nie byłam świadoma tego, co się działo. Jednak kilka dni później, w Cremonie, lekarka z oddziału intensywnej terapii noworodków – która już wcześniej zapewniła nam pomoc psychologa – zapytała nas, czy chcemy spotkać się z kapelanem szpitalnym. Żeby porozmawiać, spróbować uczynić bardziej znośną tak trudną sytuację. I tak poznaliśmy księdza Marco”.
Ksiądz Marco Genzini jest księdzem z Ruchu, który od kilku lat posługuje jako kapelan szpitala Maggiore w Cremonie. „Myślałam, że nic nam to nie da, a tymczasem spotkanie z nim było jak dotyk Boga, nasz anioł stróż. Pamiętam, kiedy wszedł do sali na palcach, trzymałam Achille w ramionach. Nie wygłaszał wielkich przemówień, ale odwiedzał nas każdego dnia i dotrzymywał towarzystwa. Mówiliśmy mu o naszych wątpliwościach i problemach, a on nas słuchał. Co jakiś czas kierował do nas kilka krótkich zdań i zawsze był obecny. W ten sposób mimo że nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, ja i Marcello ponowne zbliżyliśmy się do wiary”.
Laura wyjaśnia, że był to naturalny proces, ale nie oczywisty, ponieważ patrzenie na śmierć dziecka to coś, co może zniszczyć parę, nie mówiąc już o relacji z Bogiem… „Tymczasem Marcello i ja czuliśmy się bardziej zjednoczeni i oboje na nowo odkrywaliśmy wiarę. Jeśli mnie ktoś zapyta, jak to się stało, mogę tylko powiedzieć, że nie zwróciłam się do Boga z rozpaczy. Stając wobec Achille, wciąż zadawałam sobie pytania, które nie dawały mi spokoju. Dlaczego to przytrafia się nam? Dlaczego Achille? Dlaczego nie można go wyleczyć? Dlaczego on musi cierpieć? Pielęgniarki prosiły mnie, żebym go myła, była blisko niego, zrobiła odciski jego dłoni w gipsie, a ja czułam, że tracę rozum, bo jaki to miało sens, skoro nie miał przed sobą żadnej przyszłości? Wtedy, w relacji z księdzem Marco, zaczęłam rozumieć, że rzeczywistość tych chwil była cenna, że to, iż Achille był, nie było tym samym, co jakby go nie było. A także, że moje pytania nie są niewłaściwe, a złe myśli należało po prostu odgonić i na tym koniec. To były otwarte rany, na które musieliśmy patrzeć, tak jak musieliśmy patrzeć na naszego małego chłopca z białym kosmykiem włosów. Marcello i ja zrozumieliśmy, że chcemy go kochać do ostatniej sekundy, jaka była mu przeznaczona. Życie, które zostało mu dane, przeżył kochany przez nas, przez swojego braciszka, przez personel szpitala, przez każdego, kto go spotkał, i przez wszystkich, którzy, nawet go nie znając, modlili się za niego. Nie był niczym. Achille zmarł 28 listopada, a jego pogrzeb odbył się 1 grudnia, przewodniczył mu ksiądz Marco. I w tym krótkim czasie zmienił nasze życie”.
Laura i Marcello nadal odwiedzali księdza Marco. Także dzisiaj ta młoda matka raz w tygodniu przyjeżdża do Cremony, aby się z nim spotkać. „Po śmierci syna kontynuowaliśmy nasz dialog z księdzem. Im więcej rozmawialiśmy, tym więcej mieliśmy do opowiedzenia, tym więcej doświadczeń do współdzielenia. Zaprzyjaźniliśmy się. Również w tym okresie – po wykonaniu badań genetycznych – mój mąż i ja odkryliśmy, że mamy tę samą mutację genetyczną, co oznacza, że istnieje możliwość urodzenia kolejnego chorego dziecka. Życie jednak pokazało nam, że jest większe niż nasze kalkulacje, i w ten sposób z ufnością postanowiliśmy spróbować jeszcze raz”.
CZYTAJ TAKŻE: W bólach rodzenia świata
19 grudnia 2022 roku urodziła się Adele. „Ascanio, Achille, Adele. Troje naszych dzieci. Ksiądz Marco zawsze był obecny w tych ważnych momentach! I w ten sposób po narodzinach naszego trzeciego dziecka, we mnie i w Marcello dojrzało pragnienie, by wziąć ślub przed Bogiem, w kościele i w obecności księdza Marco jako celebransa”. Żadnego gromu z jasnego nieba, żadnego widocznego cudu – mówi Laura. „Pobraliśmy się 7 września 2024 roku. Nasza droga doprowadziła nas tutaj. Do powiedzenia z przekonaniem „tak” przed Bogiem wraz z naszymi dziećmi u boku. Całą trójką. Powraca do mnie myśl, że zrobiliśmy wszystko na opak, ale patrząc na drogę, którą przeszliśmy, wiem, że była to właściwa droga. Bóg ma wyobraźnię. Nie jesteśmy wyjątkowymi ludźmi, nie uczepiliśmy się wiary w poszukiwaniu cudu. Zawierzyliśmy wierze poprzez naszą przyjaźń z księdzem Marco, żebyśmy mieli to wsparcie, to coś dodatkowego, co pomogłoby nam stawić czoła rzeczywistości. Wiara nie po to, żeby prosić, lecz żeby zawierzyć. Ponowne odkrycie Boga było dla nas niczym spadochron, który uchronił nas przed runięciem w dół. Choroba Achille była czymś wielkim, pomimo tego, ze gdy o nim mówię, wiele osób nie chce zadawać nam pytań, bo boi się, że nas zrani. Tymczasem on był wszystkim. Straciliśmy dziecko… a właściwie nie. Zyskaliśmy wszystko”.