Betlejem. Wierni modlący się w grocie Bożego Narodzenia

Chcę wszystkiego

Jeden z największych rynków handlu narkotykami w Europie. Narkotyki, morderstwa, bieda. I dużo życia. „Zanurzony w problemach odkryłem źródło radości”
ks. Maurizio Patriciello proboszcz parafii w dzielnicy Parco Verde we włoskim Caivano

Grzechem, który często popełniałem i którego nigdy nie wyznałem – wyjaśnię później dlaczego – jest zazdrość. Zazdroszczę ludziom spiskującym ze względu na uznania i tytuły, które nic nie dodają ich osobie; zazdroszczę tym młodym ludziom wariującym, aby napełnić się substancjami odurzającymi, które ich mamią i przygnębiają; zazdroszczę tym, którzy ciężko pracują, aby powiększyć i tak już rozdęte konto bankowe. Szczęśliwi oni. Ja też próbowałem kilka razy, ale bezskutecznie, nigdy mi się to nie udało. Czuję, jak przez moją skórę przepływa czas, który mi podarowuje i kradnie życie. Próbuję sobie wyobrazić, jak będzie wyglądał świat za sto, tysiąc, dziesięć tysięcy lat. Patrzę, jak okiem sięgnąć, na niebo. Powiedzieli mi, że kula, która mnie podtrzymuje, jest zanurzona pośród stu miliardów galaktyk, z których każda jest wypełniona stu miliardami gwiazd. Koszmar.
Czym jestem? Atomem? Mniej, dużo mniej. Zazdroszczę mojemu kotu i mojemu psu; jaszczurce i jaskółce; słonecznikowi i topoli mojego sąsiada. Szczęśliwi oni, którzy nie zadają pytań. Jestem żarłokiem. Pedantem, nienasyconym, chciwym. Niestety – i mówię niestety – rzeczy mnie nie fascynują. To za mało. Chcę wszystkiego. Jasne, przydałoby mi się trochę więcej pieniędzy, ale po to, żeby dać je żebrakowi pod mostem. Kim jestem? Dokąd zmierzam? A Miziotto, przyjaciel z dzieciństwa, który tak szybko odszedł z tego świata? Gdzie jest?
Bóg? Przeraża mnie. Zazdroszczę naukowcom, którzy deklarują, że są ateistami. Nie rozumiem, jak udaje im się – to oni właśnie szukają przyczyny każdego zaobserwowanego zjawiska – wywiesić białą flagę, a potem uroczyście ogłosić, że wszechświat jako całość nie potrzebuje żadnej przyczyny. Szanuję ich, czytam ich teksty, ale nie przekonują mnie i nie pomagają. Uparty, idę do przodu. Wierzę, że istnieje pierwsza przyczyna, musi istnieć, istnieje. Tak, wspaniałe odkrycie, cofnąłem się tylko. „Przyczyna”, nawet jeśli pisana z dużej litery, która się o mnie troszczy, o Maurizio Patriciello, urodzonego w maleńkim miasteczku w prowincji Neapolu z biednych i niepiśmiennych rodziców. Miałem okazję widzieć szkielety królów i królowych, były dokładnie takie same jak szkielety ich sług i kamerdynerów.

Możni tego świata chorują, cierpią i umierają, tak jak choruje, cierpi i umiera najbardziej nieszczęsny chłop w Andach. Żaden z nich, bez względu na to, jak bardzo się starał, nie był w stanie odpowiedzieć na zagadkę życia i śmierci. I zrezygnowali. I wymyślili tysiąc kłamstw, żeby oszukać samych siebie i młodych. Przetrwaj. Ciesz się ulotną chwilą. Ale – mówię – jeśli ta błogosławiona chwila umyka, jak możesz się nią cieszyć? Zastanów się. Jutro w południe zostaniesz powieszony, w ogrodzie już kołysze się pętla, a ty myślisz, że w przeddzień wieczorem możesz bawić się tak, jakby nigdy nic? A co powiecie na to? Ateista? Nie, nie przekonuje mnie to. Lepiej agnostyk. Tak, to prawda, Bóg musi istnieć, ale jest głuchy i niemy; bytuje błogo w chmurach, napawając się widowiskiem. Nędzna pociecha. Zatem lepiej, żeby Go nie było. Tak nie może być, nie przekonuje mnie to. Idę dalej. Poszukiwania trwają. Umysł płonie.
Skąd w takim razie wziął się ten Bóg? Nie daję rady. Cierpię na zawroty głowy. Pocieszam się, nie rozumiem nawet, jak działa mój telefon komórkowy. Używam go, ale nadal nic z tego nie rozumiem. Tysiące odkryć dokonanych na przestrzeni lat przyniosło wiele wygód, ale nie szczęście. Powody, dla których jesteśmy dzisiaj szczęśliwi lub nieszczęśliwi, są prawie wciąż takie same jak te, dla których dziadkowie naszych dziadków byli szczęśliwi lub nieszczęśliwi. Jest dla ciebie wiadomość, mówili mi. A co to jest? Bóg, ta niezmierzona energia, która stworzyła wszystko z niczego, stała się człowiekiem. Dokładnie takim jak ty i ja. Ale co wy gadacie? Proszę, przestań ze mnie żartować. A dlaczego miałby to zrobić? Bo kocha nas do szaleństwa. Zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Tak piękne, że aż serce pęka z radości. I pokoju.

Ks. Maurizio Patricello

Kto wie, może Bóg bawiąc się w wymyślanie nowych rzeczy i zwierząt, powołując nas do życia, przeszedł samego siebie. I jak każdy wielki artysta, zachwycony i niedowierzający, zakochał się w dziele sztuki, które wyszło spod jego rąk. Zachwycił się pierworodnym i nadal zachwyca się każdym noworodkiem. Nie wiem, czy gdzieś we wszechświecie istnieje inne życie; jeśli tak, nie ma problemu. Jestem jednak skłonny wierzyć, że nie; że ludzie deptający po tym ziarnku pieprzu, które nazywamy Ziemią, są jedynymi mieszkańcami kosmosu. Mały okruszek, kolorowy i piękny do tego stopnia, że nawet On, Stwórca, wybrał go na swój dom.
Boga nikt nigdy nie widział, Jezus Chrystus powiedział nam, kim On jest. Jest miłością. Najczystszą miłością. Możesz to zobaczyć w Dzieciątku leżącym w szopce. Zatrzymuję się. Patrzę. Obserwuję. Kontempluję Tajemnicę. Zakochuję się w Niej. Bóg stał się człowiekiem. Zatem każdy człowiek przynależy do mnie. Jestem dłużnikiem każdego człowieka. Rozumiem. Służba człowiekowi jest służbą Bogu. Caivano, Parco Verde, jeden z największych rynków handlu narkotykami w Europie. To moja parafia. Narkotyki, przemoc, morderstwa, bieda. Ale też dużo życia. Na zdegradowanych i zaniedbanych peryferiach przed chrześcijaninem, który chce być użyteczny, stoi tylko wprawiający w zakłopotanie wybór. Trzeba nadrobić dziesięciolecia zaniedbań ze strony państwa. Trzeba wzmocnić krzyk bólu ubogich.

CZYTAJ TAKŻE: Gorszące Wcielenie

Twoim dzieciom, za którymi Jezus szaleje, odmówiono najbardziej podstawowych praw. A ty co robisz? Udajesz, że nie widzisz? Oczywiście, że nie. Zakasz rękawy, wyostrz wzrok, nabierz odwagi i z mocą Ducha Świętego wyjdź na pole walki. Brudzisz sobie ręce, ranisz stopy. Głosisz Ewangelię, potępiasz zło, nazywając je po imieniu: camorra, korupcja, zmowa polityczna. Podejmujesz ryzyko. Dostajesz ochroniarzy. Denerwujesz innych. „Proszę księdza, niech ksiądz odprawi mszę św., odmówi Różaniec, pobłogosławi naszych zmarłych i milczy” – mówią ci wrogowie wiary i życia. Jesteś na dobrej drodze. Bóg przestał mieszkać wśród gwiazd, przeniósł się do Parco Verde. Widzę to wszędzie. Łzy Anny, Ciro, Angeliny, Peppino i Raffaele, rodziców, którzy nie są w stanie utrzymać rodziny.
To On przychodzi niemal każdego wieczoru i prosi mnie o wstawiennictwo w sprawie pracy. To On jest tym lekkomyślnym młodym człowiekiem, którego odwiedzam w więzieniu, modląc się do Boga, żeby nalał mu trochę oleju do głowy. To wciąż On miał zostać wrzucony do rynsztoka – rozumiesz? Bóg w kanałach! – przez przyszłą, biedną, ciężarną matkę, która obawiała się, że nie będzie w stanie Go wykarmić. Przyjechaliśmy na czas. Udało nam się. Dziecko się urodziło. Bóg po raz kolejny stał się człowiekiem. Mogę go pogłaskać, przytulić, ochrzcić. Jakąż przygodą, chłopaki, jest wiara. Po uszy zanurzony w problemach – daję słowo – odkryłem źródło radości. A głupia, stara zazdrość ustąpiła miejsca nieskończonej wdzięczności. Jedyne słowo – dla mnie, ale jak sądzę, dla każdego chrześcijanina – godne, by wypowiedzieć je dzisiaj, brzmi: dziękuję!