Spotkanie inauguracyjne z kardynałem Pizzaballą (fot. Meeting Rimini)

„Nic nie jest bardziej prawdziwe niż spotkanie z Chrystusem”

Powołanie i św. Franciszek, wojna i przebaczenie, chrześcijańska obecność w Ziemi Świętej i prawdziwy dialog. Patriarcha Pierbattista Pizzaballa podczas inauguracji Meetingu w Rimini

Tekst spotkania inaugurującego Meeting w Rimini, zatytułowanego „Obecność na rzecz pokoju”, podczas którego dyrektor Meetingu Bernhard Scholz rozmawiał z kardynałem Pierbattistą Pizzaballą, łacińskim patriarchą Jerozolimy, na temat dramatycznej sytuacji w Ziemi Świętej. Przed rozpoczęciem dialogu biskup Rimini Nicolò Anselmi, odczytał przesłanie Papieża Franciszka, a Bernhard Scholz przekazał pozdrowienia od prezydenta Republiki, Sergio Mattarelliego.

Bernhard Scholz. Jesteśmy bardzo wdzięczni, że możemy otworzyć Meeting z osobą, która dzień po dniu, w dramatyczny sposób, stawia czoła wyzwaniu, temu co najważniejsze, w miejscu, gdzie teraźniejszość jest pełna bólu, a przyszłość wydaje się pozornie pozbawiona perspektyw, gdzie wiara domaga się ponownego podjęcia w coraz bardziej radykalny sposób i gdzie nadzieja okazuje się prawdziwie heroiczną cnotą. Wraz z wami pozdrawiam i dziękuję patriarsze Jerozolimy Pierbattiście Pizzaballi. Dziękuję za przybycie. Doskonale zdajemy sobie sprawę z powagi sytuacji, tak wielkiej, że nawet sama podróż była trudna. Eminencjo, chciałbym rozpocząć ten dialog od rozmowy o powołaniu Jego Eminencji. Dokładnie 40 lat temu wstąpił Jego Eminencja do zakonu franciszkanów. Kilkakrotnie odnosił się Jego Eminencja do św. Franciszka, ponieważ był on być może jednym z najważniejszych świętych w życiu Jego Eminencji, zdolnym do docenienia stworzenia w naprawdę niesamowity sposób, w każdym jego wyrazie, nawet w szczegółach. Jednocześnie stworzył braterstwo bez granic, posuwając się nawet do spotkania z sułtanem w czasie krucjat. Co dziś oznacza dla Jego Eminencji bycie franciszkaninem?

Kard. Pierbattista Pizzaballa. Postaram się mówić krótko. Po pierwsze, każde powołanie chrześcijańskie koncentruje się na osobie Jezusa Chrystusa. I wszystko kręci się wokół tego doświadczenia, które buduje i jest fundamentalne. Być franciszkaninem to spotykać Chrystusa, doświadczać Chrystusa w taki sposób, który pokazał Franciszek. To, co było konstytutywne, powiedziałbym, dla tożsamości św. Franciszka, to wcielenie, człowieczeństwo Jezusa. Było to doświadczenie, które weszło w jego życie w realny, konkretny sposób. Odkupiło ono całe jego spojrzenie na ludzkość, na świat, na stworzenie, na wszystko. Zbliżałem się do tego, odkąd byłem chłopcem; nawiasem mówiąc, zacząłem tutaj, w Rimini, kiedy byłem chłopcem... Pociągała mnie ta konkretność, z jaką św. Franciszek przeżywał swoje spotkanie z Chrystusem. Ponieważ zawsze istnieje niebezpieczeństwo myślenia o Jezusie jako o abstrakcyjnej rzeczywistości. Tymczasem tak nie jest. Nie ma nic bardziej realnego niż spotkanie z Chrystusem. Dzisiaj, nawet jeśli można to rozpoznać po tym, jak jestem ubrany, jestem w innej rzeczywistości. Kiedy byłem z braćmi, wszystko to było o wiele bardziej naturalne, nawet zewnętrzny, widzialny aspekt, wspierał cię w jakiś sposób, mniej lub bardziej. Teraz muszę wnieść to doświadczenie wcielenia, człowieczeństwa Chrystusa, spotkania z Chrystusem, w rzeczywistość, którą żyję dzisiaj, czyli w bycie pasterzem Kościoła, Kościoła łacińskiego w Jerozolimie, który żyje w sytuacji, która zawsze była bardzo szczególna, bardzo trudna i konfliktowa. Tak więc moje dzisiejsze pytanie brzmi: co to znaczy być franciszkaninem? Oznacza to, przede wszystkim dla mnie osobiście, nieustanne zadawanie sobie pytania, co Jezus mówi do mnie w tym momencie. To musi stać się kryterium odczytywania sytuacji, bólu, podziału, trudu w każdym tego słowa znaczeniu, upewniając się, że to, czym żyję, przechodzi przez konkretne doświadczenie, które musi nadal być fundamentem mojego życia. A potem szukać, na poziomie osobistym, jak przekazać to doświadczenie wspólnocie, mojej wspólnocie kościelnej. Aby pomóc, zwłaszcza w tym rozdartym i spolaryzowanym kontekście, aby powiedzieć: chwileczkę, zacznijmy od Chrystusa. I każda ocena, każda decyzja, każdy wybór, każde słowo musi być zgodne z tym doświadczeniem, z tą relacją, z tą przyjaźnią. Dla mnie bycie franciszkaninem jest dzisiaj właśnie tym.

Bernhard Scholz. W 1990 roku zakon wysłał Jego Eminencję do Studium Biblicum Francescanum w Jerozolimie. Oprócz studiowania Pisma Świętego został Jego Eminencja natychmiast zaangażowany w dialog z innymi religiami, z żydami, z muzułmanami. Jaki wpływ wywarł ten dialog, którego doświadczył Jego Eminencja nie tylko na poziomie akademickim i teologicznym, ale osobiście?

Kard. Pizzaballa. Myślę, że wspominałem już o tym na Meetingu kilka lat temu. Było to ważne przejście, także osobiste. Pochodzę z Bassa Bergamasca, gdzie, teraz już nie, ale w tamtych czasach było się katolikiem jeszcze przed urodzeniem. Następnie, w wieku jedenastu lat, poszedłem do niższego seminarium w Le Grazie, tutaj w Rimini, do braci. Dorastałem więc w kontekście, powiedzmy, „hiper-katolickim”, gdzie katechizm, formacja, wszystko było katolickie. Więc byłeś wewnątrz swojej „katolickiej bańki”, powiedzmy. Kiedy wyjechałem do Jerozolimy – studiowałem wtedy pisarstwo – był to pierwszy moment, w którym zdałem sobie sprawę, że ogromna większość ludzi nie tylko nie jest katolikami, ale nawet nie jest chrześcijanami. Zostałem wysłany przez moich ówczesnych przełożonych na studia na Uniwersytecie Hebrajskim, gdzie byłem jedynym chrześcijaninem na moim roku, wśród kolegów, którzy byli żydami, religijnymi żydami, którzy chcieli studiować Pismo Święte. Tam pojawiły się pierwsze pytania: „Co to znaczy być chrześcijaninem?”; „Kim jest Jezus?”. Z powodu przyjaźni zaczęliśmy wspólnie czytać Ewangelię. I to był dla mnie przełom. To, moim zdaniem, jest prawdziwy dialog międzyreligijny. Ja, który byłem katolikiem, zanim się urodziłem, więc wiedziałem wszystko, życie, śmierć i cuda Jezusa, i wszystkie pytania, na które wiedziałem, jak odpowiedzieć, z katechizmu i tak dalej, zdałem sobie sprawę, że nie wiem, jak odpowiedzieć na ich pytania o Jezusa. Odpowiadałem, ale oni nie rozumieli. Moje odpowiedzi były przemyślane, skonstruowane dla tych, którzy byli już katolikami. Ale ci, którzy nie byli katolikami ani chrześcijanami, nic nie rozumieli. Posłużę się przykładem. Na zawsze zapamiętam bardzo ważny dla mnie osobiście moment, który odrodził moją wiarę, a także moje powołanie. Shulamit – z którą nadal od czasu do czasu rozmawiam - Żydówka, religijna, zamężna z rabinem, w pewnym momencie powiedziała do mnie: „Słuchaj, muszę pracować wieczorami, nie mogę co tydzień czytać Ewangelii, więc muszę przestać. Ale mam do ciebie pytanie, teraz, kiedy przełamaliśmy lody między nami. Jezus jest fascynujący, Ewangelia jest piękną księgą, nie znajduję w niej nic problematycznego, z wyjątkiem jednej rzeczy, którą musisz mi wyjaśnić: zmartwychwstania. Nawet bez zmartwychwstania Jezus jest fascynującą postacią, a Ewangelia pozostaje bardzo ważną księgą. Dlaczego musicie Go wskrzeszać?”. Popadłem w kryzys, ponieważ moja odpowiedź nie była dla niej zrozumiała. Z jej spojrzenia zrozumiałem, że nic nie zrozumiała. I tak się rozstaliśmy. To był kornik, który gryzł mnie w środku. Nie byłem w stanie wyjaśnić Zmartwychwstania. Ale ta Żydówka, która nie wierzy w Chrystusa, przywróciła mi aspekt mojej wiary, nad którym nie pochyliłem się w pełni: Zmartwychwstanie. I zaczynasz rozumieć, że Zmartwychwstania nie da się wyjaśnić, Zmartwychwstania się doświadcza. W Ewangeliach nie znajdujemy opisu Zmartwychwstania, ale spotkania ze Zmartwychwstałym. Tym jest dla mnie dialog międzyreligijny. Jest to spotkanie między ludźmi, którzy mają doświadczenie wiary, nawet odmienne, ale które raz współdzielone pomaga ci pełniej oświetlić to, kim jesteś, a także lepiej poznać drugiego. Jest to doświadczenie, które jest bardzo potrzebne.

Scholz. Powróćmy do tego dialogu międzyreligijnego. Zaczynając od pytania o sprawy bieżące, mieszka Ksiądz Kardynał w Jerozolimie od prawie 35 lat. Być może jak niewielu innych zna Jego Eminencja głębię konfliktów i kontrastów. Po wybuchu wojny, 7 października, powiedział Ksiądz Kardynał, że jest to „bezprecedensowa tragedia”. I nie odnosił się Jego Eminencja tylko do konfliktu zbrojnego. Co Ksiądz Kardynał miał na myśli mówiąc „bezprecedensowa”?

Kard. Pizzaballa. Konflikt zbrojny jest również bezprecedensowy: to taka długa wojna... ale nie będę teraz zagłębiał się w kronikę wojskową, ponieważ myślę, że widać to cały czas. Mimo że znajdujemy się w decydującym momencie, proponuję, aby skupić się na trwającym dialogu. Muszę powiedzieć, że wpływ tej wojny na obie społeczności, izraelską i palestyńską, jest wyjątkowy, bezprecedensowy. W przypadku Izraela interpretacje są różne. Nie będę się tym teraz zajmował. Ale dla Izraela to, co wydarzyło się 7 października, było niesamowitym szokiem. Izrael narodził się jako kraj, w którym Żydzi są u siebie i czują się bezpiecznie, a 7 października pokazał, że nie są już bezpieczni. Oczywiście dla Palestyńczyków to, co się dzieje, nie tylko w Gazie, ale na całym świecie, jest czymś, czego nigdy wcześniej nie widzieli, więc ma to ogromny wpływ, który zaostrzył już istniejące emocje, które teraz stały się, powiedzmy, wspólnym językiem: nienawiść, uraza, zemsta, sprawiedliwość rozumiana jako zemsta, głęboka nieufność, niezdolność do wzajemnego uznania swojego istnienia. Jest taki fragment w Księdze Izajasza, rozdział 47, wersety 8 i 10, do którego często wracałem w ostatnich miesiącach. Izajasz prorokował przeciwko Babilonowi, ówczesnemu Babilonowi, prorokował [A teraz posłuchaj tego, Wykwintna, siedząca sobie bezpiecznie, która mówisz w sercu swoim: „Tylko ja i nikt inny! Nie zostanę wdową i nie zaznam sieroctwa”], i to był powód, dla którego był prześladowany: „Tylko ja i nikt inny”. „Tylko ja i nikt inny” to także imię Boga: „Nie będziesz miał innego Boga oprócz Mnie”. „Tylko ja i nikt inny” - powiedział Babilon. Mam wrażenie, że to, co się teraz mówi, to jest właśnie to „Tylko ja i nikt inny”: odrzucanie wzajemnego istnienia i język odrzucania drugiego, który stał się codziennością, którym oddycha się w mediach społecznościowych i tak dalej, i jest to coś naprawdę dramatycznego. Wojna się skończy. Mam nadzieję, że wraz z trwającymi negocjacjami do czegoś dojdzie, ale mam pewne wątpliwości.... W każdym razie to ostatni pociąg. Jeśli nie uda się teraz osiągnąć zawieszenia broni, będzie to naprawdę dramatyczne. Jesteśmy w kluczowym momencie. Można iść w kierunku zawieszenia broni, ale można też iść w kierunku degeneracji. Wszystko zależy od najbliższych dni, dlatego prosiłem o modlitwę, bo to jedyna rzecz, która nam pozostała i jest ważna. Tak czy inaczej, wojna się skończy. Ale pozbycie się tych postaw nieufności, nienawiści i głębokiej pogardy będzie ogromnym wysiłkiem, wymagającym zaangażowania nas wszystkich.

Scholz. A jaką rolę w tej odbudowie odgrywają przywódcy różnych religii?

Kard. Pizzaballa. Odgrywają ważną rolę. Powiedzmy, że obecnie dialog międzyreligijny przeżywa kryzys. Sytuacja ta stanowi również przełom dla dialogu międzyreligijnego. Faktem jest, że obecnie chrześcijanie, żydzi i muzułmanie nie mogą się spotkać, przynajmniej nie publicznie. Nawet na poziomie instytucjonalnym trudno nam ze sobą rozmawiać. To wielki ból, także dla mnie osobiście. Dialog religijny w ostatnich pokoleniach stworzył kilka pięknych dokumentów, takich jak ostatni w Abu Zabi na temat braterstwa. Ale faktem jest, że obecnie nie możemy się spotkać i ze sobą rozmawiać. Wszystko, co zostało zrobione do tej pory, jest ważne, nie wolno tego odrzucać, ale potem będziemy musieli zacząć od nowa. Dialog międzyreligijny musi być, jeśli mogę tak powiedzieć, mniej elitarny, a bardziej wspólnotowy, musi sięgać do korzeni. Jeśli nie udaje nam się teraz zrozumieć siebie nawzajem, być może dzieje się tak również z tego powodu. A potem, odpowiadając na twoje pytanie, przywódcy religijni ponoszą wielką odpowiedzialność, nie tylko za słuchanie, myślę też o mojej własnej społeczności, nie tylko za bycie głosem własnej społeczności, ale także za pomaganie jej, aby nie zamykała się we własnej narracji, ale patrzyła w górę, patrzyła na innych, rozpoznawała ich. Pewien rabin żyjący w latach sześćdziesiątych, Abraham Joshua Heschel, powiedział, że żadna religia nie jest samotną wyspą, a dziś, bardziej niż kiedykolwiek, nikt nie jest samotną wyspą: musimy odnosić się do wszystkich, a to ma swoje konsekwencje. Rozpoznanie siebie, przyjęcie siebie oznacza zaakceptowanie drugiego takim, jakim jest, a nie narzucanie się drugiemu. Nie jest to łatwe, nie jest oczywiste, ale jest konieczne. W tej chwili mam wrażenie, że wróciliśmy do bycia trochę wyspą, do dbania tylko o siebie. Zamiast tego musimy spojrzeć w górę i zdać sobie sprawę, że nie jesteśmy wyspami.

Scholz. Najpierw jako Kustosz Ziemi Świętej, a teraz jako łaciński Patriarcha Jerozolimy, zawsze był Ksiądz Kardynał odpowiedzialny za wspólnoty należące do…

Kard. Pizzaballa. Niestety, tak. Wygodniej jest nie ponosić odpowiedzialności.

Scholz. Tak, rozumiem. Chodzi o to, że miałeś jeszcze większą odpowiedzialność niż zwykle, ponieważ musiałeś przewodzić wspólnotom złożonym z ludzi należących do bardzo różnych narodów: Izraelczyków, Palestyńczyków i wielu innych. Co to znaczy żyć w komunii chrześcijańskiej, kiedy należy się do narodów, które są politycznie podzielone?

Kard. Pizzaballa. To prawda, a miesiące następujące po październiku były trudne dla naszej diecezji. Nasza diecezja obejmuje cztery różne narody: Jordanię, Izrael, Palestynę i Cypr. Izrael arabski, ale także żydowski. Mieliśmy ludzi w Gazie pod izraelskimi bombami, ale mieliśmy też chrześcijańskich katolików służących w wojsku. A więc na zupełnie różnych frontach. Chcę przez to powiedzieć, że abstrakcyjne chrześcijaństwo nie istnieje. Chrześcijaństwo jest zawsze wcielone. Trzeba też pogodzić się z własną przynależnością. Izraelski chrześcijanin jest Izraelczykiem, palestyński chrześcijanin jest Palestyńczykiem na wskroś. Uzdrowienie jedności nie było łatwe. Chciałem powiedzieć, iż jasne jest, że należysz do swojego narodu, ale istnieje również przynależność do Chrystusa, która musi pomóc ci mieć inne spojrzenie. Nie zawsze jest to takie natychmiastowe. W ostatnich miesiącach myślałem o fragmencie Ewangelii: Jezus w Getsemani z uczniami. Co zrobili uczniowie? Niektórzy spali, inni uciekli, jeszcze inni chwycili za miecz. I to jest pokusa, którą mamy: spać, nie chcieć widzieć tego, co się dzieje, zamknąć się w czymś w rodzaju wyrafinowanej pobożności, gdzie modlitwa, liturgia, sakramenty nie chcą widzieć tego, co dzieje się wokół nas, i to jest jedna z możliwych odpowiedzi. Drugą możliwością jest ucieczka, odejście, czyli chęć zobaczenia tego, co się dzieje, ale brak chęci zajęcia się tym.
Kolejną możliwością jest chwycenie za miecz, czyli przejście do walki: użycie miecza, a więc aktywna faza polityczna, powiedzmy, walki. Z drugiej strony odpowiedzią Jezusa było oddanie siebie, co nie oznacza, że musimy się poddać, poddać się, ale jest to oddanie życia, ufając Bogu, ufając. „Ojcze, jeśli to możliwe, oddal ode mnie ten kielich, ale bądź wola Twoja”, powierzam się Tobie. Staram się więc przekazać mojej wspólnocie, że nie znamy odpowiedzi na te sytuacje, ale mamy odniesienie, którym jest Bóg. I razem, każdy z własnej perspektywy, z własnym bólem, kierujemy to pytanie do Tego, który nadaje sens wszystkiemu, co robimy.

Scholz. Chrześcijanie stanowią około 3% populacji w Ziemi Świętej, co jest znacznie mniejszą liczbą w porównaniu z poprzednimi latami. Jak Kościół jest postrzegany lokalnie i jakie są możliwości przyczynienia się do pojednania?

Kard. Pizzaballa. Bądźmy szczerzy, nikt nie oczekuje od wspólnoty chrześcijańskiej rozwiązywania problemów. Politycznie jesteśmy mniej lub bardziej nieistotni, jeśli mogę tak powiedzieć. Być może niektórych to rozgniewa, ale tak właśnie jest. Pierwszą rzeczą jest być tam, być tam. Nie ulegać pokusie, by koniecznie chcieć odgrywać rolę w takich sytuacjach, ale by być w stanie choć coś powiedzieć. Po pierwsze, wspierać swoją społeczność, pocieszać ją i być tam. Nie możemy rozwiązać wszystkich problemów, ale musimy być obecni. Bardzo często, gdy pojawia się kryzys lub trudności, pierwsze pytanie, jakie pada, brzmi: „Gdzie byłeś?”. Odpowiedź musi brzmieć: „Byłem tam, musiałem tam być”. To jest pierwsza rzecz. Następnie wsparcie, pomoc również z materialnego punktu widzenia, nie tylko własnego, ale także innych. Jednym z powodów, dla których na przykład nasza wspólnota, mała parafia w Gazie, licząca nieco ponad 600 osób, wciąż zachowuje swoją dynamikę, jest to, że nie zamknęła się w sobie, czekając na koniec wojny, ale stara się pomagać, oczywiście przy naszym wsparciu, poprzez dystrybucję pomocy i tak dalej. Innym słowem często używanym przez papieża Franciszka jest „parezja” [wolna, otwarta, szczera i jasna wypowiedź, przyp. tłum.]. Nie możemy rozwiązać problemu, ale możemy mówić prawdę o tym, co się dzieje, gdzie ludzie mogą się odnaleźć, nie stając się częścią konfliktu. Wierzę, że taką rolę może odegrać Kościół.

Scholz. Wielokrotnie mówiłeś o tym, że nie ma pojednania bez przebaczenia, ale jednocześnie zawsze podkreślałeś, że przebaczenia nie można narzucić. Czy można jednak w jakiś sposób zachęcać do przebaczenia, zwłaszcza w obiektywnych i bardzo rażących sytuacjach niesprawiedliwości?

Kard. Pizzaballa. Jak powinienem odpowiedzieć... Nie jest łatwo odpowiedzieć na te pytania, ponieważ nie są one abstrakcyjne. Dla nas w Ziemi Świętej przebaczenie i sprawiedliwość są ważnymi, trudnymi słowami, które dotykają konkretnego ludzkiego życia. Dlatego należy zachować ostrożność, mówiąc o nich. Wiara chrześcijańska nie może być oddzielona od przebaczenia. Wiara chrześcijańska to spotkanie z Chrystusem, który zbawia i przebacza. Spotykając Chrystusa, w spotkaniu z Bogiem, pierwszym doświadczeniem jest uświadomienie sobie swojej grzeszności. Ale ta świadomość, świadomość bycia grzesznikiem, nie jest potępieniem, jest proklamacją zbawienia. Grzech został zbawiony, odkupiony, nie ma już żadnej wartości przed Bogiem. Na poziomie osobistym przebaczenie i sprawiedliwość są niemal synonimami. Jezus na krzyżu nie czekał, aż sprawiedliwości stanie się zadość, by przebaczyć. On przebaczył. W historii byli ludzie, którzy przebaczali nawet przed plutonem egzekucyjnym, mimo że byli niewinni. To bardzo silne, piękne doświadczenie. Tak więc na poziomie osobistym sprawiedliwość i przebaczenie nie mogą być całkowicie oddzielone, są niemal synonimami, jeśli są podyktowane wiarą. Na poziomie społeczności dynamika jest inna. Na poziomie publicznym i społecznym wspólnota opiera się również na innych pojęciach: godność, równość, które są konstytutywne dla życia wspólnoty. Zatem przebaczenie bez godności i równości nie jest gestem, który przynosi godność i równość, ale oznacza usprawiedliwienie wyrządzonego zła. Zatem przebaczenie musi mieć miejsce, ale jego dynamika jest zupełnie inna, wymaga czasu. Proces uzdrawiania to przede wszystkim przyjęcie i uznanie zła, popełnionej niesprawiedliwości, a następnie potrzeba również uznania prawdy o tym, co się dzieje. Bo jeśli nie mówisz prawdy, jeśli nie mówisz rzeczy jasno, to co wybaczasz? Ale to musi być zrobione na poziomie społeczności, o bardzo różnej dynamice. W RPA, po Apartheidzie, istniała komisja, która musiała pracować przez lata, aby odzyskać, rozpoznać, zrozumieć, ocenić, uzdrowić i tak dalej. Nie jest to więc łatwe. Jako pasterz zawsze znajduję się w tej trudnej sytuacji. Dla Palestyńczyka przebaczenie oznacza dziś usprawiedliwienie tego, co się dzieje, nie może więc przebaczyć, musi czekać. Jednak jako pasterz nie mogę powiedzieć: „Słuchaj, to prawda, że musisz wymierzyć sprawiedliwość, ale pamiętaj, że sprawiedliwość bez przebaczenia staje się po prostu oskarżeniem, postawieniem osoby w kącie”. To może stać się zemstą, wymierzeniem sprawiedliwości. Celem nie jest zamknięcie się, skonstruowanie jakiejś prawdy i dopasowanie do niej drugiego, ale przezwyciężenie tej sytuacji. A tego można dokonać jedynie poprzez przebaczenie. Dlatego wspólnota chrześcijańska, wiara chrześcijańska, musi wnieść ten wkład, musi wprowadzić tę możliwość do debaty publicznej. Być może nie da się tego zrobić w tej chwili. Będziemy musieli poczekać, będziemy musieli pracować na poziomie osobistym, w małych grupach i tak dalej, ale będziemy dążyli do momentu, kiedy będziemy mogli to zrobić, ponieważ jest to jedyny sposób na przezwyciężenie tego impasu.

Scholz. Aby zagłębić się w ten bardzo trudny, egzystencjalnie trudny temat, chciałbym zadać pytanie. Tak wiele urazów, tak wiele nienawiści ma bardzo głębokie korzenie, wręcz nie do wykorzenienia. W związku z tym papież Franciszek wezwał również do pokutnej pamięci, a Jego Eminencja sam użyłeś wyrażenia „oczyszczenie pamięci”. Co masz na myśli mówiąc o oczyszczeniu pamięci?

Kard. Pizzaballa. Również tutaj, powiem bardzo krótko. Kiedy byłem dzieckiem, uczono mnie robić rachunek sumienia. Teraz niestety już się tego nie robi, ale kiedy byłem dzieckiem, uczono mnie robić rachunek sumienia. Nie wiedziałem, czym jest grzech, ale zakonnice mówiły mi: „A co powinieneś powiedzieć?”. To były grzechy, które popełniłem. Była to jednak formacja, wychowanie, aby uświadomić sobie, że nie wszystko w życiu jest przejrzyste, piękne, jasne i zdrowe. Tak więc oczyszczenie pamięci oznacza przede wszystkim uświadomienie sobie tego. Dziś, mając prawie sześćdziesiąt lat, jestem świadomy, że pewnych rzeczy, które zrobiłem dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści lat temu, nie powinienem był robić, że były one złe, ale wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Oczyszczanie pamięci oznacza więc świadomość, że zawsze musimy ponownie odczytywać siebie, ponownie odczytywać nasze relacje w świetle nowych relacji, pogłębionej świadomości i zdać sobie sprawę, że wcześniej mogłem się mylić. Mogłem mieć w przeszłości sposób pojmowania, który być może usprawiedliwiał pewne gesty, ale dziś jest on przestarzały. Dlatego pogłębianie świadomości, oczyszczanie pamięci nie oznacza wymazywania wszystkiego. Nie oznacza porzucenia wszystkiego czy deprecjonowania siebie. To nie to. To raczej uświadomienie sobie, że muszę nieustannie na nowo odczytywać swoją historię w świetle obecnej świadomości. A to może pomóc w relacjach z innymi, zwłaszcza gdy dotykamy kwestii relacji z innymi, w historii, mam na myśli nasze relacje z judaizmem na przykład, w przeszłości. Dziś zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak źle postąpiliśmy. Nie oznacza to, że deprecjonujemy siebie. Ale uświadomienie sobie tego pomaga mi dziś ponownie odczytać i zrekonstruować te relacje w oparciu o inny model, który nie jest modelem z przeszłości. I to właśnie musimy robić przez cały czas. Jeśli pozostaniemy zamknięci w naszych narracjach, a tak często dzieje się dziś w Ziemi Świętej, zamknięci w zamykających narracjach, również wykluczających, nigdy się z nich nie wydostaniemy. Dziś w Ziemi Świętej narracje są wykluczające, jedna przeciwko drugiej, nie obok siebie, ale przeciwko sobie. Tutaj więc musimy oczyścić tę pamięć, co nie oznacza wymazania własnej historii, ale odczytanie jej na nowo w taki sposób, aby ta historia pomogła mi dziś żyć inaczej niż w przeszłości.

Scholz. W odniesieniu do tego „oczyszczenia pamięci”, wszyscy, a może nie wszyscy, ale zdecydowana większość, myśleliśmy, że nastąpiło oczyszczenie, nawet na poziomie świeckim, dramatycznego, tragicznego zjawiska historycznego, takiego jak antysemityzm. Zamiast tego zdajemy sobie sprawę, że zjawisko to powraca. To nie tylko krytyka izraelskiego rządu, to naprawdę antysemityzm, nawet wśród wielu młodych ludzi, który powraca. Jak wyjaśnić to zjawisko?

Kard. Pizzaballa. Antysemityzm to dramat. Jedną rzeczą jest krytykowanie polityki rządu, co samo w sobie jest uzasadnione. Czym innym jest mówienie, że nie można być Żydem. To niedopuszczalne i musi zostać potępione. Również w tym przypadku, jak powiedziałem wcześniej, istnieją wykluczające narracje, pro-palestyńska, pro-izraelska, jedna wykluczająca drugą i tak dalej. Odpowiedzialność religijna – nawet jeśli obecny antysemityzm jest bardziej polityczny niż religijny – jest ważna, aby uniknąć stania się w tym procederze instrumentem. Musimy stworzyć kulturę relacji, wzajemnej akceptacji, w której nikt nie jest wykluczony. Antysemityzm jest rodzajem papierka lakmusowego, który pozwala zrozumieć, na jakich modelach opiera się społeczeństwo. Cywilizację buduje się z kimś, a nie przeciwko komuś.

Scholz. W tak wielu obrazach, które docierają do nas z tej wojny, zwłaszcza z Gazy, jest coś, co za każdym razem, gdy je widzimy, stawia pytanie, na które być może masz odpowiedź, a jest to cierpienie dzieci. Dlaczego widzimy dzieci bez wody, bez jedzenia, osierocone, z traumą...? Czy istnieje wytłumaczenie tego cierpienia niewinnych?

Kard. Pizzaballa. Nie. Wydaje mi się, że na przestrzeni ostatnich lat zdarza nam się sprowadzać wiarę do pewnego rodzaju panaceum, które rozwiązuje wszystkie problemy, do przynależności do Kościoła jako doskonałej wspólnoty i tak dalej. Tak nie jest. Jednak nawet w wierze chrześcijańskiej pozostaje element tragiczny, tragiczny, który trwa, który istnieje. Nasze pytania są pytaniami wszystkich: dlaczego? Tragiczny ponieważ wiemy dlaczego. To niegodziwość człowieka czyni te rzeczy. Nie ma sensu, aby Bóg musiał tłumaczyć się z tego, co robimy. Nie rozwiązuje to jednak problemu, dramatu, tragicznego elementu wiary. W wierze możemy jedynie skierować to pytanie do Boga. Pozostać z tym pytaniem, które jednak podtrzymuje nas i pomaga nam zrobić wszystko, co możliwe, aby tak się nie stało, lub aby gestami miłości zrównoważyć, na ile to możliwe, ten ból i tragedię, którą widzimy na obrazach z Gazy i z wielu innych części świata. Ale tutaj wiara nie jest odpowiedzią na wszystkie pytania. Wiara jest relacją, w której wszystkie pytania znajdują swoje miejsce.

Scholz. Dziękuję, dziękuję. Chciałbym również pozostawić te ostatnie słowa Jego Eminencji jako zaproszenie do naszego nawrócenia, ponieważ między poczuciem bezsilności a poczuciem wszechmocy doprowadziła nas Jego Eminencja do spojrzenia na te dramatyczne konflikty w innym świetle. Nie dlatego, że istnieje rozwiązanie, ale dlatego, że istnieje nadzieja wbrew wszelkiej nadziei, której nas dzisiaj Jego Eminencja nauczyła, i za to bardzo Jego Eminencji dziękuję.

Kard. Pizzaballa. Dziękuję.

z www.meetingrimini.org