Robienie zapasów wody w Dhace w Bangladeszu z powodu suszy (Kazi Salahuddin Razu/NurPhoto via Getty Images)

Ekologia integralna. Przeciwko indywidualizmowi

Kryzys ekologiczny wiąże się z migracją, wyzyskiem, bezrobociem, walką o zasoby, które wywołują konflikty i generują ubóstwo. W styczniowych „Tracce” opowiada o tym Simona Beretta
Maria Acqua Simi

Nie jest łatwo mówić o transformacji ekologicznej. Nie dlatego, że istnieje duże ryzyko popadnięcia w polaryzację lub stereotypy, które niewiele lub nic nie pomagają zrozumieć z tego, o czym mówimy. Walka o zasoby planety, która wywołuje konflikty i generuje ubóstwo i migrację, zubożenie zasobów Ziemi, bezrobocie wśród młodzieży i jego dramatyczne konsekwencje: są to mocno związane ze sobą tematy. Za wieloma zakłóceniami, których doświadcza świat, wyjaśnia Simona Beretta, profesor wykładająca międzynarodową politykę gospodarczą na Uniwersytecie Katolickim Najświętszego Serca w Mediolanie, kryje się błędne postrzeganie naszej relacji z Tajemnicą. Abstrakcja? Absolutnie nie. „Dziś stawianie problemu transformacji ekologicznej, troski o stworzenie nie jest już czymś oczywistym, ponieważ postrzegamy siebie wyłącznie jako jednostki, więc trudno nam poczuć się członkami wspólnoty. Myślimy, że świat, inni, są czymś absolutnie od nas odległym, podobnie jak polityka i instytucje. Zamiast tego katolicka otwartość, otwartość na to, co uniwersalne, jest cechą, do której możemy się wychowywać, musimy się wychowywać”.

Co rozumiesz przez „otwartość na uniwersalność”?
W Myślach niespodziewanych Andriej Sienawiski (z ros. przeł. Józef Łobodowski, Instytut Literacki, Paryż 1965) opowiada o chłopie, który zatrzymuje się pod gwiazdami na ogromnym rosyjskim stepie, patrzy na nie i czyni znak krzyża. W tym momencie, mówi Sieniawski, człowiek ten ma nieporównywalnie bardziej znaczący związek ze wszechświatem niż człowiek, który siedzi na kanapie, nosi skórzane buty importowane z Czechosłowacji i pali kubańskie cygaro. Globalizacja to nie palenie kubańskiego cygara. Prawdziwe postrzeganie świata ma miejsce wtedy, gdy jesteśmy w stanie spojrzeć na gwiazdy. Zanurzenie się w doświadczeniach innych jest jedynym narzędziem, jakie mamy, by zrozumieć ubóstwo, migrację, wyczerpywanie się zasobów Ziemi. A potem, ostatecznie, do działania. Jesteśmy wezwani do wyjścia z naszej bańki.

Simona Beretta wykłada międzynarodową politykę gospodarczą na Uniwersytecie Katolickim w Mediolanie

Obecnie na Ziemi żyje osiem miliardów ludzi, ale dostęp do zasobów jest bardzo niezrównoważony…
Żyjemy w zaludnionym świecie, odsetek młodych ludzi jest największy w historii: ponad 40% światowej populacji ma mniej niż 24 lata - ponad trzy miliardy ludzi - skoncentrowanych w południowej części basenu Morza Śródziemnego. Jest to piękne zjawisko, ale sytuacja jest problematyczna: bezrobocie wśród młodych pracowników i intelektualistów jest rzeczywistością na wszystkich szerokościach geograficznych. Ci, którzy powinni być nosicielami najzdolniejszych, najbardziej dynamicznych zasobów ludzkich, są odcięci od pomagania w budowaniu świata, podczas gdy gerontokracje są normą. Poza aspektem demograficznym jest jeszcze jeden decydujący: dostęp do dóbr materialnych nie jest zagwarantowany dla wszystkich. Większość populacji nie ma dostępu do żywności, edukacji, opieki zdrowotnej, partycypowania w życiu społecznym i politycznym. Brakuje miejsc pracy. Stwarza to ogromną nierówność konkretnych możliwości uczestniczenia w życiu w godny sposób.

Problem braku pracy jest odczuwalny wszędzie.
Nie możemy oczekiwać, że społeczeństwo będzie rozwijać się w zdrowy sposób, jeśli ludzie nie mają pracy. Jak tworzyć miejsca pracy? Nie ma na to recepty. Można tworzyć dochód w fałszywy sposób, ale nie pracę: w niej człowiek wyraża swoje prawo i obowiązek uczestnictwa. Godność człowieka wynika z możliwości pracy. Jedno z badań, które prowadzimy na naszym Uniwersytecie, nosi tytuł „Working out of poverty” [Praca nad ubóstwem] i jest to projekt, który bada, jak wyjść z ubóstwa poprzez stabilne relacje wspierające. Zastanówmy się, jaka jest różnica między organizacją, która zajmuje się wyłącznie pomocą socjalną, a taką, która zamiast tego zajmuje się całą osobą, zachęcając ją do działania w obliczu rozsądnej i realnej propozycji. Wciąż pamiętam piękne zdanie Jego Ekscelencji Eugenio Corecco, biskupa Lugano i bliskiego przyjaciela księdza Giussaniego, wywieszone na zewnątrz Caritas Ticino w Szwajcarii: „Ubogi jest zawsze czymś więcej niż jego potrzeby”. To wszystko tam jest. Nie rozwiązujmy problemu ubóstwa, bezrobocia czy ochrony środowiska w sposób technokratyczny czy moralistyczny. Raczej zadajmy sobie realistyczne pytanie, jakie są powiązania między ubóstwem a środowiskiem, dlaczego środowisko jest degradowane lub odnawiane; zbadajmy istotną różnicę między welfaryzmem a promowaniem zdolności ludzi do samowystarczalności, aby mogli przejąć inicjatywę.

Czy istnieje zrównoważony sposób radzenia sobie z tymi kwestiami na poziomie społeczno-gospodarczym?
Nie ma łatwych rozwiązań. Pierwszym punktem, który należy odzyskać, jest zasada godności osoby, która jest podstawą chrześcijańskiej nauki społecznej i nauki społecznej Kościoła. Życie we wspólnocie jest istotną częścią godności osoby, ponieważ daje jej możliwość uczestniczenia we wspólnym dobru i budowania jutra. Po prostu żyjemy w czasach, w których spłaszczyliśmy horyzont czasowy: przyszłość nas przeraża, ale nie rzutuje to na nasze rozumienie teraźniejszości, tego, co oznacza dla nas praca lub konsumpcja. Nie mamy pojęcia, jak zainicjować procesy zmian.

Jak to możliwe?
Jesteśmy przyzwyczajeni do szybkich czasów, do natychmiastowych, instynktownych, emocjonalnych reakcji, a nie do identyfikacji z wszechświatem większym niż my sami, z rzeczywistością gospodarczą, społeczną i polityczną większą niż nasze małe interesy. Tak więc rozwiązujemy tylko małe problemy za pomocą technokratycznych narzędzi, z fragmentarycznym wykorzystaniem nauki, która nie jest już w stanie utrzymać wszystkich elementów razem. Na przykład nie wiemy już, czym tak naprawdę jest praca uniwersytecka, podczas gdy uniwersytety były kiedyś miejscem, w którym w jakiś sposób poszukiwano jednolitego zrozumienia świata. Budowanie powiązań to wielka praca, którą wykonał rosyjski chłop, kontemplując gwiazdy na stepie, i to zależy od każdego. Inny przykład związany z transformacją ekologiczną: wydaje się, że nie możemy już podążać ścieżką całości, czyli multilateralizmu. Jest to bardzo realistyczne spostrzeżenie, które znalazło odzwierciedlenie w przesłaniu przygotowanym przez papieża na szczyt Cop28 w grudniu ubiegłego roku. Mówi on również, że to pokolenie musi położyć podwaliny pod nowy multilateralizm, pozostawiając za sobą narodowe partykularyzmy, a nawet mielizny jałowych debat między katastrofistami i negacjonistami klimatycznymi. To konieczna zmiana, ale „nie ma trwałych zmian bez zmian kulturowych” (Laudate Deum, 70).

Czy każdy może zostać wyedukowany w zakresie transformacji ekologicznej?
Z pewnością trzeba! Pozostając przy Cop28, przesłanie Franciszka z okazji inauguracji „Pawilonu Wiary” (w Dubaju, 3.12.2023) stwierdza, że dramat klimatyczny jest dramatem religijnym, którego korzenie tkwią w domniemaniu samowystarczalności stworzenia. Zjednoczenie wspólnot religijnych w naszym pluralistycznym świecie jest realistycznym sposobem działania na rzecz zmian kulturowych. Zwracamy się do chrześcijańskiego przesłania - które nie jest moralizatorskie („musisz być wegetarianinem”, „musisz spożywać mało wody”, „musisz zużywać mało energii”) - które przypomina nam, że istnieje znaczenie, istnieje wspólne przeznaczenie, które nie jest obce osobistemu doświadczeniu. Zakorzenienie w rzeczywistości i pewność przeznaczenia pozwala obrać właściwy kurs. Świadomość tego, kim jesteśmy i jakie jest nasze zadanie, pozwala nam kroczyć, bez względu na to, jak zawiłe są problemy, ponieważ wszystko jest ze sobą połączone. Metodą podróży jest godność ludzka: każdy, kogo spotykamy, jest odbiorcą daru Boga, który stworzył nas wszystkich na swój obraz. Tak samo jak migrant, który próbuje przepłynąć Morze Śródziemne, tak samo jak ten, który ucieka ze swojej ziemi sztucznie wyludnionej w celu wydobycia metali ziem rzadkich. Z tego punktu widzenia przesłanie encykliki Fratelli Tutti jest bardzo potężne. I dotyka decydującego tematu transformacji: zasady uniwersalnego przeznaczenia dóbr.

Co to konkretnie oznacza?
Własność prywatna jest dobrą koncepcją, ale tylko w horyzoncie uniwersalnego przeznaczenia. Dziś człowiek stara się gromadzić wszystko: zasoby, a nawet gwiazdy. Zadam banalne pytanie: do kogo należą cenne minerały znalezione w Afryce? Do tych, którzy mają władzę. Stąd biorą się wojny: z roszczenia wobec rzeczywistości. Żyjemy zanurzeni w tym, co papież Franciszek nazywa „paradygmatem technokratycznym”: patrzymy na rzeczywistość jak na przedmiot, nie potrafimy już dostrzec Tajemnicy, z której jest utkana. Rozwiązanie może istnieć tylko w ramach braterstwa, które jest naszą najgłębszą tożsamością: stąd pochodzi prawdziwa sprawiedliwość, czyli oddanie każdemu tego, co mu się należy. Ale uwaga: osąd jest potrzebny, bez osądzania rzeczywistości jesteśmy zagubieni.

Co Pani przez to rozumie?
Osąd oznacza całkowite zaangażowanie osoby, jej inteligencji i serca, w rzeczywistość. To właśnie mówi Caritas in Veritate, encyklika, która będzie prawdziwa nawet za sto lat, ponieważ z prostotą potwierdza, że Chrystus jest zasadą, która napędza rozwój osoby i rozwój ludzkości. Rozwiązujemy problemy świata w ramach tej zdolności, tego pragnienia, by przynajmniej łączyć inteligencję i miłość.

Ale czy wysiłki jednostki nie mogą okazać się niewystarczające?
Nie, nigdy. To właśnie te gesty zmieniają historię. Podam dwa przykłady. Pierwszy dotyczy Dorothy Day, która powiedziała: „Chcę religijnego realizmu. Chcę, aby ktoś modlił się, aby zobaczyć rzeczy takimi, jakimi są i coś z tym zrobić”. Jej życie nie było dobre, ale miała tę intuicję, świadomość, że są biedni i trzeba im pomóc. Jak to zrobiła? Używając swojego serca i inteligencji, otworzyła swój dom i tam, nie gdzie indziej, zaczęła tworzyć czasopismo The Catholic Worker i przyjmować ubogich. Musimy modlić się, aby zrozumieć, jakie są prawdziwe przyczyny ubóstwa, trudności, w przeciwnym razie zastosujemy tylko środki łagodzące.

A drugi przykład?
Szczegół z Laudate Deum, który bardzo mnie uderzył. W punkcie 38 mówi się, że jeśli narody się zjednoczą (przywodzi mi to na myśl wielkie tradycje religijne), możliwy stanie się multilateralizm „od dołu”, a nie tylko decyzje elit rządzących.

CZYTAJ TAKŻE: Głos pewnej historii

Wróćmy do transformacji i jej konsekwencji: instytucje również odgrywają swoją rolę. Jak możemy sobie z tym poradzić w Europie? Jeśli spojrzymy na przykład na kwestię migracji, nie ma wielkiego porozumienia między państwami.
Na nowo odkrywamy zadanie tego niezwykłego kontynentu. Postacie takie jak Schumann, Adenauer i De Gasperi - i w tym tkwi ich geniusz - zinterpretowały poczucie człowieczeństwa, radykalne poczucie braterstwa, które jest znakiem rozpoznawczym Europy. Europy, która była w stanie doświadczyć, pomimo wszystkich wojen, wspólnego porozumienia związanego z pewnością (dziś utraconą), że jesteśmy braćmi, ponieważ jesteśmy kochani przez Boga. Leo Moulin, znany belgijski socjolog, starał się zrozumieć, w jaki sposób instytucje i technologia ewoluowały w Europie, a jego badania mają dziś fundamentalne znaczenie dla zrozumienia, w jakim kierunku należy podążać. Był wielkim fanem cystersów: jako pierwsi zdali sobie sprawę z konieczności demokratycznych wyborów (opat), studiowali nowe technologie, a ich geniusz zaowocował nie tylko piwem i dżemem, ale także drogami, które połączyły Europę. Jest to dziedzictwo, które odrzucamy, jeśli uważamy, że Europa jest kwestią zrównoważenia sił. Europa, mówi Moulin, jest wielka, ponieważ historycznie zawsze była otwarta na innych, inwestowała w nowe przepływy odmienności, z „inwazjami”, które stopniowo generowały oryginalne formy współistnienia. Nie zapominajmy, że Europa klasztorów naprawdę uprawiała i strzegła ziemi w harmonijny sposób! Słudzy Boga, mistrzowie technologii, a nie niewolnicy technokracji. Zamiast tego technokratyczne dryfowanie pozbawiło nas zdolności do wejścia z całkowitą serdecznością w doświadczenie drugiego. Ale tylko to ostatnie spojrzenie zmienia organizację społeczną, a także zmienia zdolność do innowacji, tworzenia instytucji, tworzenia polityki, inicjowania szczytnych procesów zmian i myślenia o daleko idącej transformacji ekologicznej.