Głos pewnej historii
Pippo Molino, muzyk i kompozytor, opowiada w swojej książce o śpiewie w Ruchu i mówi o nim w styczniowych „Śladach”: „Rodzi się w żywej wspólnocie, jest proporcjonalny do przeżywanego doświadczenia. A chór to miłość w czystej postaci”Jedno jest pewne: w Ruchu CL się śpiewa. Podczas rekolekcji, podczas liturgii, przed spotkaniem. Ale także na wycieczce lub wieczorem z przyjaciółmi. Jest to być może jedna z najbardziej charakterystycznych form wyrazu. „To wrażliwość, wychowanie od samego początku” - wyjaśnia Pippo Molino, muzyk i kompozytor, który od lat 80-tych jest odpowiedzialny za śpiew w CL, zwłaszcza muzykę chóralną. Obecnie towarzyszy mu Carlo Carabelli, który oprócz ogólnej odpowiedzialności za śpiew opiekuje się studentami podczas gdy on nadal kieruje chórem dorosłych. Niedawno opublikował książkę Un'altra musica [Inna muzyka] (wyd. Volontè & Co), w której opowiada historię śpiewu w CL, jego główne wymiary oraz oferuje przykłady repertuaru z nutami i, za pośrednictwem kodów QR, odniesienia audio do odsłuchania. „Istnienie dobrego śpiewu w CL, to nie dzieło kogoś jednego, ale historia, która rozpoczęła się wraz z księdzem Giussanim i nadal jest żywa” - wyjaśnia. „Po co tyle muzyki w książce? - zapytano mnie. Spróbuj posłuchać!”. I przeczytaj, co przez lata sam ksiądz Giussani mówił o muzyce i śpiewie.
Dlaczego ludzie są pod wrażeniem pieśni Ruchu? Nawet w Kościele...
Pozostają pod wrażeniem, po prostu, czasami nawet podczas wycieczki, to znaczy niekoniecznie w kościele. Są pod wrażeniem, ponieważ dzisiaj, na ogół, nie śpiewamy już razem. Kiedyś, w 2004 roku, ksiądz Giussani powiedział mi: „Pippo, już się nie śpiewa!”. Już wtedy martwił się, że nie ma śpiewu. Kiedyś tak nie było: na przykład śpiewało się także podczas pracy. W kręgach kościelnych wielu uznaje, że „tak, jak śpiewa CL, nie śpiewa nikt”. Ale, powtarzam, nie jest to zasługo kogoś jednego.
Dlaczego śpiew i dobry śpiew stał się tak rzadką rzeczą?
Z pewnością śpiew jest proporcjonalny do przeżywanego doświadczenia. Dobry śpiew słyszy się w kościele, gdzie jest żywa wspólnota chrześcijańska lub gdzie są mnisi i mniszki, którzy wierzą. Tam, gdzie jest wiara, tam jest śpiew, prawdziwe człowieczeństwo. Mówimy o śpiewie ludu, a nie o indywidualnym geniuszu. Potem z ludu wychodzi jednostka, solista. Nasi najsłynniejsi pieśniarze wyszli z ludu. Najpierw Adriana Mascagni, która również kierowała chórem. Potem Claudio Chieffo, z ważnymi piosenkami. I wielu innych.
Więc pisanie przez nich piosenek było konwencją...
Oczywiście! Ktoś kiedyś powiedział, że śpiew w Ruchu narodził się wraz z jego pieśniarzami. Ksiądz Giussani usłyszał te słowa i sprostował: „Na pierwszej Mszy GS, pierwszej w historii: tam narodził się śpiew Ruchu... Początek śpiewu Ruchu jest początkiem Ruchu. Nie ma różnicy... Przynależy się i rodzi się śpiew”.
Jak wyglądała praca z księdzem Giussanim? O co prosił?
Jako chłopiec, w liceum Berchet czy na Uniwersytecie Cattolica, zajmując się muzyką, zawsze widziałem go z bliska. W 1986 roku, kiedy miałem prawie czterdzieści lat, zdecydowałem się poprowadzić chór. A w międzyczasie, w ciągu tamtych lat, dojrzewała przyjaźń, coraz bardziej wolna: w relacji z nim bardzo liczyła się wolność, do tego stopnia, że nigdy nie prosił mnie o podjęcie tej odpowiedzialności, to ja sam zdecydowałem, bardzo powoli w odniesieniu do mojej historii. Mówił: „To jest wielka miłość. Chór, śpiew jest najbardziej użyteczną i darmową służbą na rzecz wspólnoty. Jeśli wspólnota nie ma chóru, to znaczy, że nie ma pasji”. Kiedy wracam do tych słów, zdaję sobie sprawę, że nie jestem jeszcze w punkcie, o którym wspominał. Teraz jest to przypomnienie. I zawsze zadaję sobie pytanie: „Ale jak sprawować tę służbę?”.
Jak wybierane są pieśni w znaczących momentach Ruchu?
Wybór pieśni zawsze należał do księdza Giussaniego, składaliśmy mu propozycje, a on zawsze powtarzał, że to osoba, która prowadzi Ruch, wybiera pieśni. Tak było z księdzem Juliánem Carrónem a teraz z Davide Prosperim: decyduje ten, kto przewodzi Ruchowi. Właśnie dlatego, że śpiew jest czymś fundamentalnym. Pewnego razu byliśmy na Rekolekcjach CLU. Nowa pieśń do nauczenia, Estote fortes in bello. Ćwiczę ją. Potem słyszę, że przybył ksiądz Giussani i pytam go, co o tym myśli. „Piękne, piękne. Jeśli mogę powiedzieć: trochę lepkie”. Otóż, zdałem sobie sprawę, że jest jeszcze wiele do zrobienia i odłożyłem ją na potem. Miał takie ucho. Nie mówię tego, żeby mu schlebiać, ale był kształcony od najmłodszych lat. W książce przytaczam również fragment, w którym ksiądz Giussani wspomina, że jego ojciec wybierał uczestnictwo we Mszach tam, gdzie wiedział, że jest chór. Dla małego Luigiego polifonia wydawała się pomieszaniem głosów. Aż pewnego razu usłyszał Caligaverunt, jedno z wielkopiątkowych responsoriów De Victorii: „I od tego momentu”, mówi, „zakochałem się w De Victorii i całej polifonii”. To życie, to, co mu się wydarzało, sprawiało, że pasjonowało go to czy tamto. Wszystkie jego uwagi, jeśli się nad tym zastanowić, nigdy nie były obok rzeczy, które przeżywamy, ale wewnątrz, więc teraz pomagają nam te jego słowa. Inny przykład: Wielki Czwartek 1994, klasztor Certosa di Pavia. Próba chóru, on przychodzi, patrzy na nas i mówi: „Sprawujcie tę służbę z uczuciem, to znaczy wymawiajcie słowa jak własne. Nawet jeśli teraz nie jest to jeszcze prawdą, sprawicie, że On się wydarzy ponownie. Narzucacie się nieprzejrzystej rzeczywistości”. To nie jest duchowy dyskurs, to istnieje wewnątrz pieśni. Ekscytujące!
„Podczas Rekolekcji Bractwa wykonanie solo nie «przed», ale «dla» szesnastu tysięcy ludzi! Wyrażacie te szesnaście tysięcy, ich sumienie, jesteście głosem ludu, przeznaczenia”, powiedział w 1994 roku. Jak się tego nauczyć?
Uczymy się, identyfikując się z doświadczeniem Ruchu: jest to tak samo prawdziwe dzisiaj, jak było wtedy z nim. Dzięki Bogu, wzrastamy w tej wrażliwości. Ludzie przychodzą do naszego chóru dzięki przeżywanemu doświadczeniu. Nie tylko po to, by śpiewać. Carlo i ja zawsze bierzemy udział w przesłuchaniach. Na wstępne przesłuchania do chóru uniwersyteckiego ostatnim razem zgłosiło się 120 osób. Nie chodzi więc o to, „kiedy był ksiądz Giussani”, ale teraz! Znowu w 1994 r. mówił: „Jeśli mogę dać wam jakąś radę: nie przejmujcie się zbytnio sobą, waszą zdolnością do wyrażania ekspresji. Treścią troski nie może być wyrażanie siebie, ale wyrażanie sumienia tego ludu. Dlatego chór, śpiew, jest najbardziej pożyteczną i darmową służbą na rzecz wspólnoty”. Istnieje pewien sposób śpiewania, który jest inny, jeśli wypływa z wnętrza, można powiedzieć, jeśli jest religijny. Tytuł mojej książki, daleki od arystokratycznego, nawiązuje do popularnego sposobu mówienia w dialekcie mediolańskim „l'è n'altra müsica” , to znaczy, że w śpiewie Ruchu jest coś więcej, co nie jest naszą zasługą.
W książce mówi Pan o „trybie ekspresyjnym” i wymienia szereg praktycznych wskazówek. Jak one powstały?
Z czasem, stopniowo. Kiedy byłem w Berchet jako chłopiec, odmawialiśmy Laudesy, ale nie na tonie recytatywnym. Z czasem, w Memores Domini Giussani zauważył, że ton recytatywny, zaczerpnięty z chorału gregoriańskiego, pomaga i stosowano go częściej. A trudność w utrzymaniu tonu podkreśla czujność, jaką trzeba mieć podczas modlitwy. Kiedy mówimy, że jest to doświadczenie, można to dostrzec również w tym, że z czasem zrozumieliśmy wiele rzeczy.
Więc odmawianie Liturgii Godzin jest śpiewem?
Nie ma wyraźnej granicy między tym, co jest śpiewem, a co nie. Na przykład Psalmy Gelinaua, które bardzo podobały się księdzu Giussaniemu, nadają psalmowi muzyczny charakter poprzez przywołanie tonu recytatywnego, są bardzo sylabiczne.
Kolejny rozdział: różnorodność naszych śpiewów. Co łączy wszystkie te gatunki?
Różnorodność bierze się z życia i różnych etapów historii. Ksiądz Giussani zaczął od Vero amor è Gesù [Prawdziwą miłością jest Jezus], od O cor soave (filipińskiej laudy, której nauczył się w seminarium). Są to albo pieśni do wspólnego śpiewania, albo do słuchania. Zaczął od tych, a potem przejął piosenki skautów, takie jak La traccia czy Inno alle scolte. Śledził to, co się wydarzało: życie.
Potem pojawili się autorzy piosenek...
Oprócz Mascagni i Chieffo, ludzie tacy jak Roscio, Valmaggi, aż po Riro Maniscalconiego czy ks. Anastasia (o którym nie zdążyłem wspomnieć w książce). A potem chorał gregoriański. Wszyscy papieże mówili o nim, że jest śpiewem Kościoła. Ale kto dziś śpiewa chorał? Albo popularna pieśń rosyjska Dzwon... Większość wyborów pochodzi z pasji Giussaniego. A potem ze spotkań: w przypadku pieśni neapolitańskiej tak właśnie było.
W CL są momenty bardziej uporządkowane, ale wspólne śpiewanie na wakacjach też ma swoje znaczenie...
Oczywiście. Ważne jest, aby śpiew towarzyszył zwyczajnemu życiu. To cenny sposób bycia razem. Słuchania siebie nawzajem. To jest wychowanie. Albo dowiadujesz się, że na Tajwanie, w świecie zupełnie innym od naszego, śpiewają nasze piosenki. Albo Afrykańczycy, którzy kilka lat temu śpiewali piosenki alpejskie na Meetingu w Rimini: śpiewali je dobrze. Wiadomo było, że głos jest inny, ale śpiewali z przekonaniem. Cudo!
CZYTAJ TAKŻE: Niezniszczalna, uparta obecność
Powróćmy do wcześniejszego pytania: co łączy te wszystkie śpiewy?
Istota polega na tym, że nie odrzuca się metody księdza Giussaniego. Kiedy szukamy pieśni, kiedy prosimy naszych śpiewaków o propozycje, jest to ogromna praca. Na przykład Lucio Dalla pokazuje niezwykłą głębię, ale bardzo trudno jest śpiewać jego piosenki razem, nie jest to łatwe.
Słuchasz solisty, chóru i masz ochotę śpiewać. Czy pasja jest zaraźliwa?
Jak najbardziej. I wychowuje. Ileż to razy ksiądz Giussani mówił nam, że o wiele więcej można zrozumieć ze śpiewu niż z wielu rozumowań. Śpiew na naszych spotkaniach ma takie samo znaczenie jak słowa tego, który przemawia i wcześniej rozumie się koncepcję, którą zamierza się zakomunikować.
Święty Augustyn, również cytowany w książce, powiedział, że „ten, kto śpiewa, modli się dwa razy”.
Dobrze wykonany śpiew generuje ciszę. Tak właśnie jest w Kościele. On, Augustyn, tym żył. I my również żyjemy tą łaską.