Sao Paulo, Brazylia. Joao Matos Junior (pierwszy z prawej) podczas Dnia Inauguracji CL

Nowe rozumienie wynikające z wiary. Również w więzieniu

Amazonia. „Nie mogę już wydawać wyroków ani odwiedzać więźniów bez dogłębnego przyjrzenia się każdemu z nich”. Wyznanie sędziego wydziału karnego sądu w Macapá (z listopadowych „Tracce”)
Joao Matos Junior

„Znalazłem się w sekcji, do której wielu moich kolegów nie lubi chodzić. Trzeba sobie radzić z tą mniejszością ludzi, których większość nawet nie chce widzieć.”

Zastanawiałem się nad pytaniem dotyczącym tego gestu, które jest również moim pytaniem: czy wiara może odpowiedzieć na potrzeby współczesnego człowieka? Moje spotkanie z Ruchem, z tym chrześcijańskim doświadczeniem, z charyzmatem księdza Giussaniego miało miejsce na uniwersytecie. Tam odkryłem, że można stawać wobec wszystkich sytuacji, odpowiadać na wielkie i małe wyzwania, wychodząc od wiary. To było zwykłe spotkanie z ludźmi, którzy byli na uniwersytecie, i zwróciłem na nich uwagę, ponieważ mówili o wierze nie jako o „przekonaniu”, ale jako o inteligencji, która mnie prowokowała i pociągała: wiara jako metoda poznania pośredniego.
To mnie uderzyło, nie tylko dlatego, że byłem ciekawy, czym naprawdę jest wiara, czym naprawdę jest rozum, ale dlatego, że dzięki takiemu spojrzeniu, dzięki tej inteligencji w wyjaśnianiu wiary, mogłem porównać siebie i nadal to robię, ze wszystkimi trudnościami, których doświadczam.
Wciąż widzę oznaki nowego człowieczeństwa, inteligencji, którą pokazali mi moi przyjaciele w tamtym czasie. Na przykład w moim wyborze ścieżki kariery zawodowej. W rzeczywistości moi ówcześni przyjaciele pomogli mi w podjęciu decyzji o pracy w sądownictwie i nie byłbym w stanie wykonywać tej pracy, gdyby nie to spotkanie.

Po tym, jak zostałem sędzią i spędziłem piętnaście lat w różnych sekcjach, doświadczając zalet i wad tej pracy, trafiłem do sekcji, w której wielu moich kolegów nie lubi być: do sądu karnego wykonawczego. Trzeba radzić sobie z tą mniejszością ludzi, których większość nawet nie chce widzieć, nie chce na nich patrzeć, dla których nie chcą tracić ani sekundy swojej pracy, ponieważ uczynili zło i reprezentują zło w społeczeństwie. Ja, który podążałem drogą w towarzystwie osób z Ruchu, byłem w stanie pozostać w tej sekcji, w tym sądzie. Wyzwania są ogromne. Ale stawiając czoła mojej pracy, próbując pogłębić to, z czym zetknąłem się w wieku 23 lat - że wiara jest wiedzą pośrednią - zdecydowałem się pozostać w tym miejscu, gdzie sędziowie wydawali wyroki, zasądzali skrócenie kary, zwolnienie warunkowe różne środki dla osób odbywających karę... ale wciąż odczuwałem gigantyczny dyskomfort, ponieważ nie wystarczało zrobić tylko tego. Zacząłem więc szukać doświadczeń i wtedy znalazłem Apac, metodę zarządzania „więzieniem bez więźniów”, a także Radę Bezpieczeństwa tej wspólnoty, prywatną instytucję, która oferuje pracę i szkolenia więźniom w zwykłym systemie. Kiedy objąłem stanowisko, w Radzie było tylko dziesięć miejsc, potem było ich dwadzieścia, ale wiara odpowiada na potrzeby, naprawdę reaguje na rzeczywistość, na wyzwania, daje nam nową inteligencję, a to popchnęło mnie do upewnienia się, że liczba ta wzrosła. To wszystko jest bardzo konkretne, ponieważ myślałem o historii, którą żyłem do tego czasu, o tym, ile rzeczy widziałem, o tym, że byłem świadkiem tak wielu dzieł charytatywnych, o przyjaciołach, którzy tworzą miejsca, w których młodzi mogą być pod opieką podczas studiów, lub o tych z St. Paul's, którzy pomagają prowadzić małe firmy. Wszystko to z pewnością popchnęło mnie do tego, by nie poprzestawać na tych dwudziestu miejscach: rozrośliśmy się do pięciuset. A to zmieniło rzeczywistość miasta, w którym mieszkam, Macapá.
Doświadczenie wiary sprawiło, że spotkałem największych wyrzutków, ludzi, którzy są w więzieniu z ostatecznym wyrokiem, w najcięższej celi, najciemniejszej, za popełnienie niezliczonych przestępstw. W czasie, gdy wprowadzaliśmy metodę Apac, szukałem dwudziestu osób, którym mógłbym dać miejsce. I znaleźliśmy je, wszystkie z bardzo długimi wyrokami. Najłagodniejszy wyrok wynosił dwadzieścia trzy lata, najsurowszy dziewięćdziesiąt osiem. Ci ludzie popełnili bardzo poważne przestępstwa. Cóż, wsadziliśmy ich do więzienia.

© Fausto Ferioli

Zwykle, gdy odwiedzam Apac lub normalne więzienie, więźniowie korzystają z okazji, by poprosić mnie o różne rzeczy. Proszą o wgląd do swoich akt, o widzenie z rodziną, o materac, zestaw higieniczny, ubrania, o możliwość wyjścia na przepustkę... Pewnego dnia znajomy więzień, José, skazany na dziewięćdziesiąt osiem lat, mówi do mnie: „Doktorze João, ma pan dla mnie dwie minuty?”. A ja myślę: „On mnie o coś zapyta. Żaden problem”. Więc odpowiadam mu: „Nawet cztery minuty. Porozmawiajmy trochę”. Spodziewałem się, że powie mi coś o swojej sprawie, zapyta mnie o proces. Zamiast tego zaczął mi opowiadać, że po dwudziestu trzech latach spędzonych w więzieniu - dwadzieścia trzy lata, pięcioro dzieci - nigdy nie poznał dwóch swoich córek, dopóki nie został przeniesiony do Apac. Jak to było możliwe? Dwunastoletnia córka i siedmioletnia córka. I powiedział mi, że dopiero kiedy został tam przeniesiony, dopiero wtedy chciał spotkać się z tymi dwiema córkami, ponieważ nigdy nie pozwoliłby im odwiedzić go w zwykłym więzieniu. Do tego czasu Apac był dla mnie jedynie owocem dwunastu punktów składających się na jego metodę i pomocy wielu ludzi dobrej woli, ale nie poprzestał na tym przykładzie. Kontynuował: „Doktorze João, nie chcę pana o nic prosić. Chcę tylko opowiedzieć panu moją historię”. Opowiedział mi o morderstwach, które popełnił, kradzieżach, swojej historii przestępczości, przemocy, której doświadczył i której dokonał. I mówi mi, z pełnymi łez ale przeszywającymi oczami - to nie było jakieś spojrzenie, to było prawdziwe spojrzenie - że wraca z wizyty u swojej rodziny. Mówi mi to z wdzięcznością, ponieważ nie traktowałem go tak, jak sędzia traktuje więźnia, ale z człowieczeństwem, którego nigdy wcześniej nie widział. Gdy wtedy tam na mnie spojrzał, zdałem sobie sprawę, że to spojrzenie nie było tylko spojrzeniem mojego przyjaciela, José, ale spojrzeniem skruszonego człowieka, a przede wszystkim spojrzeniem samego Chrystusa.

CZYTAJ TAKŻE: Muzyka w bronksie Katanii

Nagle cała moja historia przeniknięta tym spojrzeniem. Cała moja historia przylgnięcia do doświadczenia i charyzmatu księdza Giussaniego, do obietnicy, że wiara jest metodą poznania pośredniego, dającego świadectwo, w którym można spojrzeć w twarz świadkom, którzy objawiają człowieczeństwo Chrystusa, prawdziwe człowieczeństwo Chrystusa. W spojrzeniu tego człowieka, pełnym łez, pełnym prośby o przebaczenie, uznania odpowiedzialności za wyrządzone zło, to Chrystus patrzył na mnie. I wtedy zrozumiałem dokładnie całą drogę, którą obrałem, drogę szukania Go w rzeczywistości, w tym cierpiącym spojrzeniu. Teraz nie mogę już odwiedzać więzień i tych ludzi bez głębokiego spojrzenia na każdego z nich. A moje życie jest tak naprawdę teraz - wcześniej i teraz - rozpoznaniem, że On patrzy na mnie poprzez rzeczywistość.