Pokrowsk, Ukraina. Z Donbasu pociągi odjeżdżają na Zachód. ©Wolfgang Schwan/Getty Images

Przepowiadanie pokoju

Zapytaliśmy naukowców, artystów, dziennikarzy, osobistości ze świata religii i kultury, do konfrontacji z ulotką CL, zatytułowaną: Wojna na Ukrainie i "proroctwo dla pokoju" (z grudniowych „Tracce”)

Poniżej zebrano kilka doświadczeń, które oświetlają i odczytują nadzieję i drogę, którą wskazuje papież. Od Ukrainy do Rosji, od Półwyspu Arabskiego po przyjęcie do rodziny uchodźców wojennych.
Nie brakuje uwag na temat szeroko zakrojonego dialogu. W niestrudzonym poszukiwaniu prawdziwych znaków tego „prawdziwego pokoju, na który czeka świat”.


Wołanie z frontu
Nello Scavo
Korespondent „Avvenire” na Ukrainie

Istnieje niejasne zło, „choroba wojenna”, bardzo rozpowszechnione, o którym mało się opowiada. Aby to zrozumieć, trzeba zatopić swoje kroki w śniegu, policzyć zamarznięte trupy, zatrzymywać się w domach leżących w połowie w gruzach, których żaden ogień nie jest w stanie ogrzać.
W połowie listopada Kijów świętował wyzwolenie większości Południa, z odzyskaniem Chersonia i dziesiątek okupowanych przez wiele miesięcy wiosek. Na miejscu saperzy próbowali zabezpieczyć obszary najbardziej zagrożone minami-pułapkami. I w Snigurivce, na cmentarzu miejskim, gdzie pochowano ciała wielu cywilów, jeden z saperów został poważnie ranny w wyniku wybuchu miny lądowej.
Uroczystości związane z wypędzeniem Rosjan nie trwały długo. W Chersoniu siły moskiewskie zabarykadowały się tuż po drugiej stronie rzeki Dniepr. Pozycje groźne, ponieważ były w stanie przypuścić ataki artyleryjskie na centrum miasta, podczas gdy ludność cywilna czekała w kolejce, by otrzymać, po miesiącach trudów, pomoc humanitarną.

W Moskwie główne jastrzębie wojny z Ukrainą zareagowały gniewem z powodu upokarzającej decyzji wojsk rosyjskich o wycofaniu się z Chersonia, rezygnując ze zniszczenia wszystkich domów po kolei. Ataki na infrastrukturę energetyczną pozostawiły w międzyczasie w ciemności i bez ogrzewania miliony osób; plany związane z naprawami były cały czas weryfikowane i opóźnione właśnie z powodu ciągłych ataków przypuszczanych przez część wojsk Kremla.
Na wschodzie wzdłuż grzbietu Donbasu i na południu „sytuacja bezpieczeństwa pozostaje wyjątkowo niestabilna”, potwierdza notatka Biura koordynacji ONZ z Kijowa, „z walkami i atakami sygnalizowanymi wzdłuż nowej linii frontu i na niektórych obszarach, które pozostają poza kontrolą rządu ukraińskiego. Infrastruktura cywilna zostaje zdewastowana, dołączając do i tak już złożonej sytuacji na polu bitwy”.

Właśnie w mieście Chersoń i na południu zachęca się mieszkańców do ewakuacji z powodu niestabilności i braku bezpieczeństwa energetycznego. Cały obwód nie ma wody i elektryczności, a nawet gdyby nastał pokój z chwili na chwilę, stabilne usługi nie mogłyby zostać zagwarantowane przed nadejściem wiosny.
Na ziemi nadal leżą ciała do identyfikacji i pochówku. Mieszkańcy mówią o pospiesznych pochówkach i zaginięciach. Potrwa to jeszcze wiele dni, być może miesięcy, zanim będzie można zlokalizować ciała ofiar. Zadanie jest tym bardziej utrudnione z powodu nowej fali ataków na wioski, które dopiero co odetchnęły z ulgą. „Spodziewamy się, że 2–3 miliony ludzi opuści swoje domy w poszukiwaniu ciepła i bezpieczeństwa. Zmierzą się z wyjątkowymi wyzwaniami sanitarnymi, między innymi infekcjami dróg oddechowych, takimi jak covid, zapalenie płuc i grypa oraz poważnym ryzykiem zachorowania na błonicę i odrę w populacjach nieszczepionych” – można przeczytać w notatce Światowej Organizacji Zdrowia. Katastroficzne prognozy, które biorą pod uwagę efekt uboczny, ale długoterminowy. „Wszystko to wystawia na ciężką próbę zdrowie psychiczne Ukraińców. Już około 10 milionów ludzi – donosi Światowej Organizacji Zdrowia – jest zagrożonych zaburzeniami psychicznymi, takimi jak ostry stres, niepokój, depresja, używanie substancji psychotropowych i zaburzenia wynikające ze stresu pourazowego”.

Wojna kiedyś się skończy. Domy być może uda się odbudować. Ale nie życia. Te utracone i te, które będą musiały rozliczyć się z nieprzerwanym echem konfliktu. Tortura cicha i ustawiczna. Ponieważ pokój serca nie przychodzi wraz z podpisem złożonym piórem i uściśnięciem sobie dłoni między walczącymi stronami.

Mikołajów, Ukraina. ©Narcisio Contreras/Getty Images

Poza wojną
Andrzej Riccardi
Założyciel Wspólnoty Św. Idziego

Papieże często znajdowali się w stanie izolacji w obliczu wszechpotężnych wojowniczych i nacjonalistycznych namiętności, które przywołują racje jednej lub drugiej walczącej strony. Ważnym faktem wyróżniającym XX wiek i nasze stulecie jest przepowiadanie pokoju przez papieży: towarzyszyło historii Europy i świata, od Benedykta XV podczas I wojny światowej po papieża Franciszka. Papieże często znajdowali się w stanie izolacji w obliczu wszechpotężnych wojowniczych i nacjonalistycznych namiętności, które przywołują racje jednej lub drugiej walczącej strony. Stanowisko papieży oskarżano o ekwilibryzm albo oderwanie od rzeczywistości, ale – jak powiedział papież Franciszek – nie jesteśmy „neutralni, ale zjednoczeni na rzecz pokoju. Dlatego powołujemy się na ius pacis jako prawo każdego do prowadzenia konfliktów bez przemocy”.

W swojej długiej historii Kościół, „ekspert od człowieczeństwa”, wie, że „każda wojna pozostawia świat w gorszej sytuacji, niż go zastała” (261) – czytamy we Fratelli tutti. W istocie ta encyklika oferuje jasną i dramatyczną refleksję na temat konfliktów. Twierdzi słusznie, że wojna „jest porażką polityki i ludzkości, haniebną kapitulacją, porażką w obliczu sił zła”. Niewiele rozmyśla się nad lekcjami historii, także dlatego, że wojnę, z jej orszakiem namiętności i propagandy, determinuje zaćmienie rozumu i polityki.

Wydaje mi się zatem bardzo odpowiednie przylgnięcie dzisiaj do słów przemówienia papieża Franciszka podczas audiencji dla Comunione e Liberazione 15 października: „Zapraszam was do towarzyszenia mi w przepowiadaniu pokoju…”. Przepowiadanie pokoju papieża w obliczu wojny na Ukrainie wyraża nie tylko odczuwanie nas chrześcijan, ale lament wielu cierpiących mężczyzn i kobiet, tak niewysłuchanych. Wizja papieża Franciszka pomaga się uwolnić z pesymistycznego realizmu tych, którzy nie patrzą poza konflikt i są więźniem wojennej logiki. Poza wojną jest poszukiwanie możliwych i właściwych sposobów zatrzymania rozlewu krwi i doprowadzenia do pokoju. Pokój i dialog zawsze są możliwe. Słusznie tekst CL stwierdza: „Dialog nie jest urojeniem, ale jedynym rozsądnym wyjściem. W każdej sytuacji, nawet tej najmroczniejszej czy najbardziej zgniłej”.

Kiedy mówimy o pokoju, myślimy zwłaszcza o Ukrainie, wrzuconej w poważny i krwawy konflikt w wyniku rosyjskiej agresji. Wojna zabiła, zniszczyła, spowodowała ogromne cierpienia. I robi to dalej, zwłaszcza w tych warunkach w ziemie, przy mrozie i ograniczeniu dostaw energii. Następnie jest wielu zmarłych zarówno wśród Ukraińców, jak i Rosjan. Mówienie o pokoju nie oznacza stwierdzenia, że Ukraina nie musi się bronić. Dyskurs militarny przyćmił jednak dyskurs polityczno-dyplomatyczny oparty na dialogu. Mało inwestuje się w dyplomację, wierząc w rozwiązanie problemu przy pomocy broni. Co więcej, zapanowała dyplomatyczna inercja. Jest to błąd. Także dlatego, że jestem przekonany, iż ta wojna mogłaby się zakończyć w pozycji impasu, podobnie jak inne współczesne konflikty na tym naszym globalnym świecie (patrz Syria).

W tym sensie nie wolno nam nigdy zapominać o tym, co dzieje się na Ukrainie, przypominając opinii publicznej i decydującym o losach pokoju i wojny, że zawsze jest droga dialogu. Ponadto modlitwa, zanoszona z wiarą i uporem, jest wielką siłą, która „zwalcza” wojnę i nienawiść, ponieważ wznosi się do Tego, który jest Panem pokoju. W istocie pokój jest codziennym dążeniem, ale także i przede wszystkim darem Pana, o który wołamy.

W obliczu jakiejkolwiek wojny
Wael Farouq
Wykładowca języka arabskiego na Katolickim Uniwersytecie w Mediolanie

Ulotka z CL po raz kolejny przypomniała mi, jakie wielkie serce ma papież. Jego wielokrotne nawoływania do pokoju na Ukrainie nabierają dla mnie jeszcze większego znaczenia, biorąc pod uwagę, że czyniąc to, nigdy nie zapomina o innych wojnach. Często wiele osobowości opinii publicznej i wiele mediów woli je natomiast ignorować. Papież nie, nie zapomina i nie oddziela od siebie niszczycielskich wojen na Bliskim Wschodzie od ostatniej wojny na Ukrainie. Wszystkie one są częścią „III wojny światowej w kawałkach”. Na przykład w przemówieniu skierowanym do członków Synodu Kościoła grecko-malickiego, przyjętych na audiencji 20 czerwca 2022 roku, powiedział: „Dramaty ostatnich miesięcy, które niestety zmuszają nas do skierowania spojrzenia na Europę Wschodnią, nie mogą sprawić, że zapomnimy o tym, co od 12 lat dzieje się na waszej ziemi”, w Syrii. Ta obrona ludzkości, całej ludzkości, w obliczu wojny, jakiejkolwiek wojny, jest rzeczą, którą najbardziej cenię. Chociaż wojna jest złem absolutnym, nie czyni różnic między ludźmi, ponieważ kule i pistolety nie rozróżniają czarnych i białych, muzułmanów i chrześcijan, Arabów i Europejczyków. Ale niektóre osądy tak. Papież jednak nie popada w ten grzech miłości do podobnego zamiast do bliźniego. Dobrze wie, że musi zostać zwalczone narzędzie wojny. Wie, że ucieczką przed wojną jest tylko miłość.
Sądzę, że wezwanie przedstawione w ulotce do przyłączenia się do papieża w praktykowaniu tej miłości bliźniego jest najsłuszniejszą rzeczą w obliczu wojny, której zła osoby takie jak my nie mają mocy powstrzymać. Możemy jednak chronić nasze serca przed zepsuciem tego zła.

Nie do pomyślenia
Aleksander Archangielski
Rosyjski pisarz i dziennikarz

Co można zrobić, kiedy wydaje się, że nie można nic zmienić? Papież Franciszek odpowiada na to pytanie: musimy działać, nie przejmując się tym, jak będziesz postrzegany i oceniany. Jego przepowiadanie na rzecz pokoju jest często „odczytywane” błędnie jako propozycja niedopuszczalnego kompromisu lub jako wezwanie do przedwczesnych negocjacji albo w każdym razie jako antycypacja czasów, jako nieudana próba otworzenia luki w tej fazie historii powszechnej, w której wszystkie sprzeczności znajdą rozwiązanie, a matka obejmie zabójcę swojego syna. To znaczy jako próba wydania osądu o dniu dzisiejszym z perspektywy wieczności.

W rzeczywistości papież nie mówi o kompromisie, ponieważ kompromis (sam w sobie często ważny) mieści się w sferze polityki, a nie w sferze wiary. Nie mówi o negocjacjach (które również są niezwykle ważne same w sobie), bo negocjacje należą do sfery dyplomacji. I nie spieszy się, ale kieruje się zasadą „każdy dzień jest wart swojej ceny”.

CZYTAJ TAKŻE: NIGDY NIE ZAMYKAĆ

Papież mówi o czymś innym. O tym, że już tu i teraz – poza polityką i dyplomacją, w życiu codziennym – można i trzeba myśleć kategoriami pokoju, nie wojny. Tak, to prawda, nie możemy wahać się przed zdefiniowaniem, kto ma rację, a kto się myli, kto jest agresorem, a kto ofiarą. Ale oprócz tego, wcześniej, musimy pozostawić w naszym sumieniu i w naszej duszy miejsce na pokój. Nie dla kiepskiego pojednania podyktowanego słabością, ale wielkodusznością, która pochodzi z siły.
Wspólne niesienie krzyża w Wielkanoc przez Ukrainkę i Rosjankę nie było gestem uznania „równości” obu narodów, ani fasadowym świadectwem neutralnej pozycji. Nie, ten gest po prostu wskazywał, że wymiar osoby, człowieka, a tym bardziej boski, nie daje się zamknąć w klatce logiki podziału. Agresor i ofiara nie mogą być utożsamiani i jednoczeni, ale osoby, które niosą pokój w sercu, nie mogą być podzielone.
W ten sposób rozumiem słowa papieża i to jest warunek, punkt wyjścia, aby móc przetrwać w tym katastrofalnym biegu historii. Cała reszta przychodzi później – od polityków to, co należy do polityki, od wojskowych to, co należy do działań wojennych, od dyplomatów to, co należy do dyplomacji – ale na początku pojawia się niezachwiana obietnica: „Daję wam mój pokój. Daję wam go nie taki, jaki daje świat”. To nielogiczne, nie do pomyślenia, ale tylko dzięki temu dana nam jest możliwość dokonania niemożliwego.