Kijów, Ukraina. Emeryci w kolejce po gorący posiłek. ©Ed Ram/Getty Images

Nigdy nie zamykać

Zaproszenie papieża Franciszka, „aby towarzyszyć mu w przepowiadaniu pokoju”, to jedno ze sformułowań, które wywarło na mnie największe wrażenie. Opowiada Giovanna Parravicini - pracownik naukowy fundacji Russia Cristiana (z grudniowych „Tracce”)
Giovanna Parravicini

Zaproszenie papieża Franciszka, „aby towarzyszyć mu w przepowiadaniu pokoju”, to jedno ze sformułowań, które wywarło na nas największe wrażenie, gdy uczestniczyliśmy w audiencji z Moskwy wraz z przyjaciółmi ze wspólnoty i różnymi innymi osobami, które chcieliśmy zaprosić, świadomi, że udział w „widowisku” tego spotkania miał być podarowaniem im znaku nadziei. Jakby te słowa rozjaśniały pragnienie, z jakim ponownie zaproponowaliśmy w lutym, że pozostaniemy, aby dawać świadectwo o możliwej nadziei wobec głębokiego spustoszenia i dezorientacji panujących wśród ludzi.

Wielu wyjechało w ostatnich miesiącach, a inni – zwłaszcza mężczyźni, młodzież, a także starsi – w pośpiechu opuścili Rosję pod koniec września, z powodu mobilizacji. A ci, którzy pozostali, często żyją, jakby już powietrzem nie dało się oddychać, jakby nie było już żadnej nadziei. Niektórzy zobaczyli, jak wszystko, co próbowali zbudować przez lata pracy, nauki, runęło; innych przytłacza poczucie winy z powodu tego, co ich państwo zrobiło i nadal robi; jeszcze innych niepokoi podział, który nagle się pojawił w ich rodzinach, przyjaźniach wypróbowanych przez lata, które wydawały się niezniszczalne. W końcu są tacy, którzy cierpią z powodu stanowisk zajmowanych przez własną wspólnotę wyznaniową, parafię, dlatego – jak powiedziała nam kilka dni temu pewna znajoma – pytają mnie: „Ale kto jest waszym Chrystusem? Z pewnością nie jest to nasz Chrystus, ten, którego głosi Cerkiew prawosławna…”.

Krótko mówiąc, głęboko zranione, podzielone, pozbawione pokoju społeczeństwo, nawet jeśli bomby wojenne nigdy go nie dotknęły. I wyzwaniem, które popchnęło nas w ostatnich miesiącach do utrzymania czynnego centrum kultury „Biblioteka ducha”, nawet pośród sceptycyzmu wielu, w Rosji i poza nią, była świadomość, czerpana z naszego charyzmatu – nowy owoc w tych nowych dramatycznych okolicznościach – bycia znakiem nadziei, jedności, miejscem dialogu właśnie w sensie rozumianym przez papieża Franciszka – w sensie, że zawsze można i trzeba prowadzić dialog, bo „drugi jest dobrem”.

CZYTAJ TAKŻE: BOŻE NARODZENIE I PRZEPOWIADANIE

Prawie nie ma dnia, żeby ktoś w Centrum nie wyrażał zdumienia i wdzięczności za to, że tu jesteśmy, ale czasem nie jest to wcale oczywiste dla nas ani dla tych, którzy są wokół nas, zrozumieć, co to znaczy przeżywać „przepowiadanie na rzecz pokoju”. Pokusą – w skrajnie zradykalizowanym kontekście, w którym kwestia wojny jest pytaniem znajdującym się zawsze w tle – jest stanowisko „polityczne”, to znaczy mierzenie drugiego, z którym się spotykasz albo ścierasz, odsetek sprawiedliwości i błędu występujący w jego ocenach. Na przykład w tych dniach w Centrum swoją książkę o wierze zaprezentował słynny autor religijny, kochany przez wielu mnich prawosławny, który jednak opowiedział się po stronie wojny. W mediach społecznościowych natychmiast wybuchł skandal. Pewna znajoma wyznała nam jednak, że jeśli do tej pory, podobnie jak wielu innych, nie jest w stanie rozmawiać z tymi ludźmi, jest to dla niej zbyt bolesne, „wy jesteście w stanie to robić – dodała – i rozumiem, że to jest to samo, co robi papież, który nigdy nie zamyka z nikim dialogu”. Prawosławny ksiądz, który zajął bardzo odważne stanowisko w stosunku do konfliktu, na nasze trochę nieśmiałe prośby, by udzielić nam rady, dodał nam otuchy bez żadnych zastrzeżeń, mówiąc nam: „Biada, jeśli zaczniemy wybierać, z kim rozmawiać, a z kim nie, ostatecznie zamkniemy się na wszystkich. Ważną rzeczą jest faktyczny dialog, aby wyłoniło się to, co naprawdę leży nam na sercu”. Dialogować nie po to, aby przeciągnąć drugiego na swoją stronę, ale aby kroczyć razem, każdy według własnej drogi, ku prawdzie.