Ksiądz Luigi Maria Epicoco

Ogień we wnętrzu

„Niepokój jest cechą charakterystyczną naszego życia. Ksiądz Giussani dotknął go w bardzo chrześcijański sposób, tak jak Jezus dotykał trędowatych…”. Rozmowa z księdzem Luigim Marią Epicoco (z listopadowych „Tracce”)
Paola Bergamini

„Nie zgadzamy się, ale jesteśmy po twojej stronie, pomożemy ci. Pod jednym warunkiem: jeśli zauważysz, że to nie jest twoja droga, wracasz natychmiast do domu”. Taka była reakcja jego rodziców, gdy jako 15-latek zakomunikował im decyzję o wstąpieniu do seminarium. „Chrześcijanie, ale niepraktykujący, okazali zaufanie wobec wyboru, którego nie rozumieli. To była lekcja życia, do której zawsze wracam w relacji z młodzieżą”. A z młodymi ksiądz Luigi Maria Epicoco, urodzony w 1980 roku, ma często do czynienia. Teolog, odnoszący sukcesy pisarz, jego profil na Facebooku i nagrania na YouTube są śledzone przez tysiące obserwujących. Na Meetingu w Rimini, podczas spotkania na temat antologii Alle radici di una storia („U korzeni historii”), opublikowanej przez Wydawnictwo Rizzoli, opowiedział drżącym głosem, kim jest dziś dla niego ksiądz Giussani, którego spotkał „poprzez skażenie swoich przyjaciół”. Kiedy spotykamy się w biurach Watykańskiej Dykasterii do spraw Komunikacji, gdzie papież powołał go na asystenta kościelnego, pierwsza wymiana zdań dotyczyła właśnie Meetingu. „Pojechałem po raz pierwszy. Czułem się, jakbym był w środku wielkiego objęcia. Spotkanie, które pozostawiło ślad”.

Ksiądz w wieku 24 lat. Jak zrodziło się Księdza powołanie?
Jako dziecko zawsze czułem pociąg do życia parafialnego, tego prostego, bez szczególnej przynależności. Nikt w domu nie stawiał mi przeszkód, ale też nie sprzyjał mojemu zainteresowaniu. Aby dać wyobrażenie o tym, jak to wszystko wyglądało, powiem, że to pewna kobieta z parafii nauczyła mnie modlitwy i czytania Ewangelii. Ale orędzie Ewangelii miało egzystencjalne konsekwencje w tym sensie, że powtarzające się pytanie brzmiało: co ma to wspólnego ze mną? I stopniowo Pan odpowiedział. Aż wreszcie w okresie dojrzewania „wybuchła” wdzięczność Jezusowi do tego stopnia, że chciało się zrobić coś dla Niego. I wstąpiłem do seminarium. W Ostuni, ponieważ jestem z Salento.

Kontynuował Ksiądz studia w Rzymie, kończąc filozofię i robiąc doktorat z teologii moralnej. Pierwszym miejscem przeznaczenia po święceniach była parafia położona w górach Abruzji. Potem nadeszła propozycja biskupa Aquli…
Tak, biskup Giuseppe Molinari poprosił mnie, abym poprowadził parafię założoną przez niego dla studentów z Aquili, gdzie poznałem między innymi studentów CL. Pełniąc tę funkcję, przeżyłem osobiste trzęsienie ziemi, przełom w moim życiu. Po wstrząsach sejsmicznych (w 2009 roku – przyp. red.) nie wiedziałem, jak dotrzeć do rozproszonych po mieście studentów i rannych w wyniku tragedii. W ten sposób podjąłem decyzję. Po odprawieniu mszy św. w pustym kościele, siadałem do komputera i na moim profilu pisałem komentarz do Ewangelii. Zaczęli do mnie pisać młodzi z całych Włoch, dziękując i opowiadając swoje osobiste historie.

Możemy powiedzieć, że pisanie i aktywność formacyjna zaczęły odgrywać coraz większą rolę
Stanowią część mojego kapłańskiego życia. Jestem księdzem, to, że przekłada się to na nauczanie, na wykłady czy książki, to przypadek. Powiedzmy, że podążam za tym, co wskazuje mi Opatrzność. Muszę dodać, że moje wykształcenie filozoficzne ukierunkowuje mnie bardzo na pytanie, na niepokój tkwiący w człowieku. Właśnie to egzystencjalne podejście stworzyło coś, co mógłbym nazwać sympatią, w znaczeniu „wspólnego odczuwania” z czytelnikami. Pragnienie tego odczuwania występuje także ze strony wydawców i czytelników.

„Niepokój” to słowo, które powraca w Księdza książce La scelta di Enea („Wybór Eneasza”).
Każda epoka ma swoje tabu. W czasach Jezusa byli to trędowaci, cudzoziemcy, nieprzypadkowo bohaterowie Jego przypowieści. Dziś niepokój jest cechą charakterystyczną naszego życia. Właśnie ksiądz Giussani rozumiał jego znaczenie: rana, którą wszyscy nosimy w sobie. Giussani dał głos czemuś, co było obecne, ale o czym nikt nie śmiał mówić. Powiedziałbym lepiej: dotknął niepokoju w bardzo chrześcijański sposób, tak jak Jezus dotykał trędowatych.

Co to znaczy „w chrześcijański sposób”?
Możliwość rodzenia jest Łaską. Dla Giussaniego ten egzystencjalny fakt, niepokój, zawiera w sobie dobro, którego wciąż nie jesteś w stanie dostrzec. Zatem w pytaniu o sens w każdym aspekcie życia jest ukryty, ale obecny Bóg. Na tym polega dla mnie doświadczenie chrześcijańskie: na wchodzeniu do środka każdej sytuacji, każdego uwarunkowania, jakie stwarza życie.

Odnośnie do tego napisał Ksiądz: „Wychodzę z przekonania, że orędzie Ewangelii, a przede wszystkim osoba Jezusa są najbardziej realistycznym, a jednocześnie pozytywnym spojrzeniem, jakie można mieć na świat”.
Realistyczna osoba bez Chrystusa jest zdesperowana, to obecność Jezusa wskazuje postawę, która zbawia od nicości. Bez Niego pozostaje tylko zawrót głowy. Proszę pomyśleć o dziecku stojącym na stole: samo się boi, ale jeśli obok jest tata, wie, że nic złego nie może mu się przytrafić.

Czy może Ksiądz wyjaśnić to lepiej?
Odpowiedzią jest Rose! Jej świadectwo 15 października na placu św. Piotra (Rose Busingye, pielęgniarka pracująca w Ugandzie z kobietami chorymi na AIDS – przyp. red.). Nie jest to wyjaśnienie w kategoriach filozoficznych, ale konkretne pośrednictwo osób, które swoim życiem ofiarowują materiał sakramentalny. Obecność Rose w tragedii, w której żyje, sprawia, że także ten, kto nie ma wiary, może jej doświadczyć.

Wróćmy do słowa „doświadczenie”.
Doświadczenie jest antidotum na gnostycyzm, który wraz z pelagianizmem jest wielką herezją, która przeorała historię Kościoła. Papież wielokrotnie odwoływał się do niebezpieczeństwa gnostycyzmu, czyli zamknięcia się w rozumowaniu. Tymczasem doświadczenie jest doświadczeniem tylko wtedy, gdy ma związek z jakimś faktem. Z tego punktu widzenia zło jest przebiegłe: chce nas oderwać od faktyczności. Następnie istnieje święty sposób przeżywania doświadczenia, to znaczy wiary, dla której sens ma związek z rzeczywistością. Na przykład: mogę być rodzicem w znaczeniu wydarzenia biologicznego lub zgodnie z modowymi kliszami. Albo też określenia „ojciec” i „matka” wskazują powołanie, które jest czymś więcej niż wydaniem na świat dziecka. Doświadczenie wiary jest nową głębią, która rodzi się ze spotkania z kimś, kto je urzeczywistnia. Zatem świadectwo, misja jest tylko tym: naszym sposobem życia.

Co nie ma nic wspólnego z „ewangelizacyjnym niepokojem”, jak Ksiądz go określił.
W tym sensie pandemia była świetnym sprawdzianem realizmu, doprowadzając do kryzysu „rozrywkowe duszpasterstwo”. Co oznacza: jeśli zabierzesz mi wydarzenia, nie pozostaje już nic. Ale jak mówi święty Paweł: któż nas odłączy od miłości Chrystusa? Miecz, ucisk, śmierć, covid? To jest wielkie wyzwanie: przestać czuć się uspokojonym, ponieważ „trzymamy” przy sobie ludzi. Bycie sobą owocuje, w przeciwnym razie jest marketingiem: to znaczy przekonać, że moja część jest tą właściwą, ponieważ jestem dobrą osobą, mam określone wartości itp. Przede wszystkim młodzi ludzie wiedzą, kiedy mówisz prawdę. Zobaczyłem to w moim doświadczeniu.

To znaczy?
Uczyłem religii w liceum w Aquili i pewien chłopak, mimo że miał zwolnienie z lekcji, poprosił mnie, by mógł zostać na moich lekcjach. Deklarował się jako ateista i za każdym razem bombardował mnie pytaniami, miał w sobie ogień. Zginął podczas trzęsienia ziemi. Później jego rodzice przyszli po mnie i opowiedzieli mi, że pewnego dnia ich syn powiedział im: „Jestem pewien, że Epicoco nie chce mnie oszukać. Dzisiaj zadałem mu pytanie i powiedział mi: «Nie wiem». Tylko ten, kto nie chce cię przeciągnąć na swoją stronę, daje taką odpowiedź”.

Ten „ogień we wnętrzu” implikuje pasję w życiu.
Tak. Wiązałbym go przede wszystkim z pragnieniem, pojmowanym jako motor życia, coś bardzo ludzkiego. Dałbym taką definicję: to jest to, co mnie czyni, ze względu na to, czym jest. Spotkanie z Jezusem rozpala go na nowo, każe dotrzeć do istoty swojego „ja”, jako jedynego, nieredukowalnego, na podobieństwo Boga. Chrystus prosi każdego z nas o bycie sobą i o dotarcie do prawdy o sobie, dlatego najróżniejsze osoby – pomyślmy o apostołach – mogą być razem. Jest to cud komunii. Dzisiaj prawdziwym problemem jest to, że jeśli pytasz młodego człowieka: „Czego pragniesz?”, nie wie, co odpowiedzieć, myli pragnienie z oczekiwaniami innych lub z „brzuchem”. To nie przypadek, że papież pyta: czy jesteśmy zdolni do rozeznania między „brzuchem” a sercem? Prawdziwy wychowawca to ten, który pomaga w tej pracy, zamiast dawać odpowiedzi.

A pasja?
Wyjaśnił mi to fragment Ewangelii. Kiedy uczniowie z Emaus mówią o Zmartwychwstałym, wykrzykują: „To był On! Czy nasze serca nie płonęły w naszych piersiach, kiedy mówił?”. Są takie chwile w życiu, kiedy serce płonie. Na przykład mnie zdarza się to, gdy stoję przed obrazem Powołanie św. Mateusza w kościele św. Ludwika Francuskiego. Caravaggio był łajdakiem, mordercą, ale był przeniknięty ogniem, który eksploduje w kształtach i w kolorach jego obrazów. Jednocześnie kiedy czytam McCarthy’ego, w jego nihilizmie znajduję więcej chrześcijaństwa, jako pasji do człowieka, niż w tak wielu słodkich autorach piszących o Bogu. Pasja jest pojawieniem się Chrystusa w życiu człowieka, czasem nawet gdy nie zdaje on sobie z tego sprawy. Myślę, że to samo stałoby się z Giussanim: nie można było zrozumieć wszystkiego, co mówił, ale był przekonany, że czuje coś prawdziwego, prawdziwego dla jego życia. Zauważam, kiedy nauczyciel, ksiądz, rodzic nie ma pasji: formalnie robi wszystko, ale brakuje kleju. Reguły są przestrzegane. Ale to młodym dzisiaj nie wystarcza.

Czego potrzebują?
Dla mnie są wielkim zasobem, na pewno przeżywają trudne chwile związane z kruchością, ale nie jest powiedziane, że jest to negatywne uwarunkowanie, jest to sposób bycia na świecie. Martwi mnie to, że widzę wiele „matek” i niewielu „ojców”, czyli tych, którzy dostarczają ci bodźców. Giussani był ojcem.

Papież Franciszek podczas audiencji 15 października powiedział: „Ksiądz Giussani był ojcem i mistrzem, był sługą wszystkich niepokojów i ludzkich sytuacji, z którymi się spotykał w swojej pasji wychowawczej i misyjnej”.
Jeszcze zanim został papieżem, Franciszek znał księdza Giussaniego za pośrednictwem jego książek, a przede wszystkim niektórych przyjaciół. Zawsze był przekonany o jego genialności, że był człowiekiem przeszytym Łaską dla korzyści wszystkich. Dodam następującą myśl. Po Soborze Duch Święty podarował wyjątkowe w swoim rodzaju doświadczenia: ruchy. Możemy powiedzieć, że jest to prezent Pięćdziesiątnicy, który odnowił Kościół. Teraz znajdujemy się w fazie – dostrzegł to Franciszek – w której od czasów charyzmatycznych osoby trzeba przejść do fazy konsolidacji. Błędem, w który można wpaść, jest „powtórzenie”. Tymczasem aby być jak ksiądz Giussani, trzeba postępować tak jak on: nie przypominać nikogo. Mieć odwagę zrobić coś zupełnie nietypowego.

CZYTAJ TAKŻE: EL VILLIN

Luigi Maria Epicoco (Mesagne, 1980) filozof, teolog, asystent kościelny Dykasterii ds. Komunikacji Watykańskiej i kapłan archidiecezji Aquili. Wykłada filozofię na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim i w ISSR „Fides et ratio” w Aquili. Należy do cieszących się dużą popularnością we Włoszech autorów duchowości chrześcijańskiej, jego książki zostały przetłumaczone na ponad dziesięć języków. W listopadzie ukazała się jego książka Prega, mangia, ama. Esercizi spirituali sul Vangelo di Luca („Módl się, jedz, kochaj. Rekolekcje o Ewangelii św. Łukasza”)