Wielka siła Papieża na kolanach

Tekst opublikowany w La Repubblice
Luigi Giussani

Drogi Dyrektorze,
uwaga, jaką Pański dziennik poświęcił papieskiemu gestowi na początek Wielkiego Postu i liczne wypowiedzi publikowane w tych dniach w La Repubblica - poczynając od artykułu wstępnego Eugenio Scalfariego - skłoniły mnie, aby poprosić o miejsce na łamach gazety dla mojego osobistego przyczynku.
Widok Papieża, który ugodzony jak Chrystus prorok i upokorzony dla całego Kościoła, prosi o przebaczenie za winy popełnione przez chrześcijan, wzrusza mnie dogłębnie, tak jak poruszył w tych dniach wielu ludzi.
Ta prośba o przebaczenie wydaje mi się być czymś, co najbardziej jasno i wyraźnie potwierdza nowość chrześcijaństwa, wskazując przez to na nieusuwalną różnicę pomiędzy chrześcijaninem a niechrześcijaninem.
Trudno jest nam zrozumieć wagę papieskiego gestu, który łatwo można by zredukować do schematów historycznego rewizjonizmu. Tym co skłoniło do niego Papieża Wojtyłę nie był cel polityczny albo propagandowy; sądzę natomiast, że papież Jan Paweł II, sprowokowany sprzyjającą okolicznością - świętem z okazji dwóch tysięcy lat Wcielenia - chciał ukazać prawdę Chrystusa i Kościoła. Ta prawda niesiona jest przez ludzi z krwi i kości, ponieważ to jest metoda, którą wybrał Bóg, aby dać się poznać w historii. Istotnie, Tajemnica - która w przeciwnym razie pozostałaby nieznana - komunikuje się, posługując się czynnikiem ludzkim: Bóg przyszedł na świat jako dziecko w łonie młodej Żydówki, rodząc się w ciele tak jak każdy z nas.
Dlatego żadna dysproporcja, nieodpowiedniość, ludzki błąd nie może być zarzutem stawianym chrześcijaństwu (zastrzeżeniem wobec chrześcijaństwa). Ograniczenie egzystencjalne - które Biblia nazywa „grzechem" - którego doświadcza człowiek nie jest zastrzeżeniem wobec przekazywania i tłumaczenia chrześcijaństwa w historii, ponieważ żadna miernota nie jest w stanie usunąć paradoksalności narzędzia, tzn. czynnika ludzkiego, który wybrał Bóg, aby dać się poznać.
Kościół jest rzeczywistością ludzką, w której znaleźć można osoby niegodne, ludzi nieokrzesanych i mało wartościowych, czasem nieopanowanych, ludzi słabych albo zarozumiałych, nieprzygotowanych rodziców i zbuntowane dzieci. Ale Kościół nie stoi po drugiej stronie, tzn. po stronie faryzeuszy i tych bez grzechu. I tak oto chrześcijanin wie, że jest grzesznikiem i właśnie świadomość bycia nim jest pierwszym i najszlachetniejszym krokiem jaki można uczynić w stosunku do samego siebie i do innych, jeśli człowiek nie chce się stać zarozumiale nietolerancyjnym i agresywnym.
Stąd też prośba do Boga o przebaczenie ludziom jest najbardziej czystym aktem człowieka, który wierzy w Niego i woła do Boga, jak to ukazują codziennie wszystkie Psalmy Izraela. To właśnie dla potwierdzenia pozytywności - pozytywności obecnego w historii i zwycięskiego Chrystusa - człowiek prosi o przebaczenie. I właśnie po to, aby ta pozytywność była dla całego świata, Papież klęka na kolana, obarczając się grzechami wszystkich i każdego z osobna. Otóż to, nie osądzając ich w imieniu jakiejś abstrakcyjnej moralności albo praw narzuconych przez ludzi, lecz odnawiając dynamikę nawrócenia i przebaczenia, które nie jest ustąpieniem (osłabieniem, przegraną), lecz siłą, która stwarza na powrót człowieczeństwo w obliczu wielkiej Obecności. Na tym polega różnica.
Chrześcijanin nie jest przywiązany do niczego z wyjątkiem Chrystusa. Wszystkie ideologie posiadają pewien aspekt, wskutek którego człowiek jest pewnym przynajmniej jakiejś jednej rzeczy, którą sam tworzy, i nie jest w stanie z niej zrezygnować ani poddać jej w wątpliwość. Ale chrześcijanin wie, że jego wysiłki i wszystko co posiada albo co czyni zawsze muszą ustąpić prawdzie. Dlatego jest on jedynym prawdziwym bojownikiem o oczyszczenie świata i o sprawiedliwość. Ponieważ sprawiedliwość jest więzią z Bogiem, jest zamysłem Boga; dlatego ktoś, kto spotkał Chrystusa nie zwleka ani chwili, aby pomóc światu w byciu lepszym, albo przynajmniej bardziej znośnym. Jest on jednak również głęboko przekonany, że świat zawsze go będzie prześladował, oskarżając go za każde zło.
Papież na kolanach nie kojarzy mi się ze słabością. Przypomina mi raczej antycznego Spartakusa, który zdobywa się całą wzniosłością swego człowieczeństwa na najwyższy gest wolności, jako ofiarowany przykład mający na uwadze ciągle upragnione szczęście wszystkich i każdego z osobna. Ten Papież odnawia we mnie i w moich przyjaciołach koniecznie potrzebną odwagę, aby podtrzymywać ludzką nadzieję.