W wierze, człowiek i lud
Fragment książki Dall`utopia alla presenza (1975-1978) [Od utopii do obecności (1975-1978)]. Jest to pierwszy wolumin z nowego cyklu wydawniczego Ekipy (proponującego wykłady i rozmowy z odpowiedzialnymi za CLU)Po zgromadzeniu w Rimini odbyły się dwa spotkania Ekip: jedno we Florencji w lutym 1976 r., a drugie w maju, ponownie w Rimini. Propozycja „podstawowej komunii” z pewnością trafiła do studentów, stając się tematem obydwu wspomnianych spotkań. Co miałoby znaczyć „podstawowa komunia” dla osoby i wspólnoty, okazało się jednak trudne do zrozumienia, pomimo że zadawano pytania dotyczące wymiarów doświadczenia chrześcijańskiego oraz całej serii słów z nim związanych (edukacja, darmowość, odpowiedzialność). Ponadto dało się odczuć pilna potrzebę ponownego zobaczenia „obecności” oraz fizjonomii wspólnoty na uniwersytetach, powstrzymując w ten sposób swego rodzaju „ucieczkę z uniwersytetu” ku zewnętrznym środowiskom, co stawało się dość rozpowszechnionym zjawiskiem. Jednakże uwaga prawie zawsze zatrzymywała się na konsekwencjach organizacyjnych i kulturalnych, by nie powiedzieć „politycznych” (w styczniu tego roku odbywały się wybory przedstawicieli studentów do organów akademickich), pokazując jak bardzo trudno jest zmienić przyjęty dotychczas sposób pojmowania i przeżywania życia na uniwersytecie.
Ks. Giussani nie uczestniczył w Ekipach we Florencji. Wziął natomiast udział w kolejnych, odbywających się w Rimini. Przez całe popołudnie śledził pracę – poświęconą zaangażowaniu kulturalnemu i politycznemu na uniwersytetach – siedząc dyskretnie w końcu sali. Po przerwie, tuż przed zakończeniem, poprosił o możliwość zabrania głosu, aby wyrazić swoją reakcję na to, co usłyszał.
Byłoby interesujące, aby każdy z was odpowiedział na pytanie, od którego – moim zdaniem – zależą wszystkie problemy: „czym jest wiara?”.
Według mnie brakuje jasnej odpowiedzi: lecz jeśli brakuje jasnej odpowiedzi to w jaki sposób metoda, tzn. wędrówka, życie może stać się kreatywne? Kreatywny jest bowiem tylko dojrzały i świadomy siebie podmiot.
Otóż, jaka jest dzisiaj rola CL w życiu Kościoła i społeczeństwa włoskiego, jeśli nie bycie przywołaniem do wiary? Nie ma nikogo, kto by przywoływał siebie do treści wiary; dlatego wszyscy się niepokoją, ale nie są w stanie odnaleźć własnego podmiotu, własnego oblicza, własnej tożsamości. Lecz jeśli brakuje jasności, wówczas to, co jest funkcją i narzędziem samoświadomości pretenduje do zastąpienia czegoś, czego nie ma.
Czym jednak jest wiara? Staje się to jasne, gdy „wejdziemy w skórę” pierwszych uczniów: Andrzeja i Jana, którzy poszli za Nim, pytając Go: „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?” (zob. J 1, 38). Czym była wiara wobec tego człowieka? Była rozpoznaniem Bożej obecności. Oni nie ośmielali się nawet tak myśleć, nie mieli jasności, jednak rozpoznawali w tym Człowieku obecność, która wyzwalała, zbawiała.
Wiara określająca naszą tożsamość i czyniąca nas aktywnymi, czyli kreatywnymi podmiotami, jest spostrzeganiem pośród nas tej obecności, która jest nasza jednością, naszym byciem ludem. Moją, odpowiednią dla mnie tożsamością jest nasza jedność, jako ludu; świadomość tego usunęłaby natychmiast sto procent poważnych trudności, jakie występują między rozpatrywaniem własnego podmiotu pojmowanego indywidualistycznie a życiem wspólnoty, trudności, które moim zdaniem pochłaniają ogrom energii. Prawdziwa relacja z dorosłym, czyli z autorytetem CLU jest relacją z historią taką, jak jest prowadzona: każda inna relacja, faktycznie, ryzykowałaby zejście na poziom więzi osobistej, przeżywanej wewnętrznie (co mogłoby być ocalone jedynie przez wyjątkową jasność i obiektywność dojrzałej osoby; to zaś skądinąd, dzieje się tylko w wyjątkowych sytuacjach).
To, co nas zbawia, jest obiektywne, podobnie jak obiektywne jest to, co pozwala nam dojrzewać. Wiara jest rozpoznaniem obecności wyzwalającej życie, zbawiającej wszystko; właśnie wiara jest tym, co wyzwala świeżą i radosną pewność, której nie mamy. Wiara jest też tym, co zwycięża świat, a czego my nie mamy. To właśnie twoja wiara jest tym, przez co rozpoznajesz obecność zbawiającą i wyzwalającą ciebie, i równocześnie świat. Ta obecność dwa tysiące lat temu przybrała oblicze Człowieka, a teraz ma oblicze naszej jedności, ludu, który jest Jego ciałem: naszą prawdziwą i właściwą tożsamością jest to Ciało, znajduje się w jedności z tym Ciałem.
Jest tak, jakbyśmy jeszcze nie przekroczyli progu Wydarzenia, od którego bierzemy nazwę. Jakby to nie była rzeczywistość, lecz tylko jakieś ideologiczne imię, jakiś ideologiczny zryw, zakładający na kolejnych etapach pewną określoną kulturę i moralność.
Cechą człowieka, który uważa się za wolnego, zbawionego, a więc nowego, jest tymczasem zaangażowanie się w historię, tworzenie z radością i weselem ducha.
Drugą sprawą, którą należy zauważyć jest to, że nie istnieje jakaś zawieszona w próżni jednostka, istnieje natomiast ucieleśniona tożsamość: nie może istnieć tożsamość poza pewnym kontekstem. Problemu nie stanowi jedność z CLE (Comunione e Liberazione Nauczycieli – przyp. tłum.), z CLU, z różnymi wymiarami Ruchu; problemem jest samoświadomość nowości, jaką jesteśmy, żyjąca w danej sytuacji. Wówczas można nawet nie być przygotowanym do życia na uniwersytecie (w zakresie kursów, rad wydziałowych), tym niemniej z drżeniem z powodu niesionej w sobie nowości.
Kiedy kończy się pobyt na uniwersytecie właśnie to drżenie tożsamości należy nieść na zewnątrz, w życie Kościoła, w zaangażowanie obywatelskie, społeczne i polityczne.
Wówczas takie zaangażowanie polityczne jest organizowane jako praca kulturalna, ponieważ ma się świadomość co znaczy praca z potrzeby kulturalnej. Chodzi o świadomość ludu, która w zderzeniu z wydarzeniami wciąż bardziej pogłębia jasność niesienia w sobie odpowiedzi na kryzys.
Pozycja w zaangażowaniu kulturowym to postawa ludu, który pogłębia świadomość niesienia w sobie przyczyny decydującej o rozwiązaniu kryzysu dla wszystkich; my niesiemy zbawienie. „Jezus Chrystus jest moim zbawieniem, idąc z Nim nie lękam się, bo w moim sercu gości pewność, że mój Pan dziś ze mną jest” (A. Marani, Kantyk zabawionych, w: Nasz głos, Opole 2002). Ten werset nie jest symbolem estetyzującej i moralistycznie powierzchownej redukcji z jaką żyjemy: ten werset opisuje typ świadomości, jaką mam o sobie samym. Tożsamość nie istnieje abstrakcyjnie, ale jest ucieleśniona w sytuacji politycznej, uniwersyteckiej, itp. To nie jest jakaś pozycja na zewnątrz tych problemów: one mnie stanowią, są „mną”.
W ten sposób chciałem przywołać czym jest wiara – odpowiedź na to pytanie jest kluczem do wszystkiego – wiara: jest rozpoznaniem obecności, która wyzwala nas samych i świat. Często idziemy nieść orędzie chrześcijańskie w całych Włoszech, ale my sami nie czujemy go egzystencjalnie, brakuje nam egzystencjalnego wymiaru w rozpoznaniu akceptacji tej odpowiedzi. Fakt chrześcijański jest orędziem, że przybyła nowa obecność; Bóg stał się obecnością, Człowiek, który jest Wyzwoleniem wkroczył w historię. Łącząc się z Nim, podobnie jak historia, stajemy się wolni.
Gdzieś poza tym historia jest nicością, kłamstwem uczynionym i zbudowanym z nieskończonej ilości cegieł, nawet w sobie dobrych, jednak, w ten sposób straconych.
Przynależność do tego ludu jest moją tożsamością. Ten, który to powiedział, był jednym z nas; lecz wstąpił do Ruchu w 1969 roku dzięki pewnej grupie przyjaciół, która w tamtym właśnie roku odeszła; wówczas stał się uczestnikiem obiektywności faktu ludu Bożego, tej jedności, która była niezależna nawet od owej grupy przyjaciół, którzy przywiedli go do CL. Jego tożsamością była przynależność do ludu. O taką samoświadomość należy błagać Ducha Świętego.
Tożsamość ta ma świadomość samej siebie oraz przynależności do ludu; i o to właśnie należy błagać, ponieważ tu zaczyna się dojrzałość umożliwiająca kreatywność. Taka świadomość jest pilna potrzebą nie tylko dla Ruchu na uniwersytecie, ale dla wszystkich. Wielu dorosłych już tego nie rozumie. Wielu z nich to naprawdę wspaniałe osoby, ale nie rozumieją tego kroku świadomości faktu chrześcijańskiego. Pojmują to w wieku pięćdziesięciu-sześćdziesięciu lat, niejasno, gdy słowo „jedność” nie napotyka już na przeszkodę opinii, ponieważ nie mają już w życiu niczego więcej poza sobą. Wówczas z ubóstwem ducha zniżają się ku jedności jako tajemnicy, nie rozumieją jednak czym ona jest.
W każdym razie, w sytuacji, w którą wcielamy się z autentyczną dojrzałością możemy nawet nie być w niczym kompetentni, ale jednak będziemy „pociągać za sobą”. Nikt nie może tak osądzać, czym ktoś jest z powodu skuteczności jaką ma aktualnie, albowiem tym, co w danej chwili wchodzi w grę jest pewna historia, historia zaś jest wyłanianiem się znaczenia w rzeczywistości doczesnej dla podmiotu, tzn. żywego znaczenia, które się komunikuje. Moim żywym znaczeniem jest jedność jaką mam z wami, Tajemnica obecna pośród nas. W przeciwnym razie jestem niczym bezużyteczna gałązka oderwana od drzewa. Lud Boży wraz ze swoją historią jest naprawdę doświadczeniem wolności, konsystencją osoby, niezależnie od tego, co potrafimy zrobić i powiedzieć, ponieważ całą naszą konsystencją jest Obecność, której obliczem jest lud Boży, jedność wierzących, dążąca do stania się ciałem obecnym w okolicznościach (na uniwersytecie, w Ruchu, jak i w całym Kościele).