O przyjaźni

Rekolekcje Bractwa CL Rimini – Świdnica 1996

Księże Giussani, dlaczego te rekolekcje skoncentrowałeś wokół tematu przyjaźni? Ktoś z przyjaciół powiedział: „już od dwudziestu czy czterdziestu lat uważamy się za przyjaciół: dlaczego zatem o przyjaźni?

Pytanie jest niezwykle interesujące. Bez przyjaźni, przy całej miłości, jaką chcecie dać, bez przyjaźni nie stworzy się ludu, nie zabezpieczy się historii, nie zbuduje się nawet rodziny. Ponieważ wydarzenie ludzkie rodzi się zgodnie z wielkim zamysłem, jaki ma Bóg, zgodnie z wielkim projektem Pana, który ma pewne historyczne imię, ponieważ skupia wszystko („W Nim wszystko ma istnienie”). Wszystko ku niemu zmierza, aby nieustannie kształtować Jego postać aż do tego punktu, aż do ostatecznej granicy, do tej ostatecznej doskonałości, ku której Ojciec Go powołuje.

Powiedziałem, aby rodzić koniecznie jest, aby miłość – jak to wczoraj zaznaczyłem – została odwzajemniona, aby znalazła odpowiedniość. Przyzwyczailiśmy się mówić o miłości miłosiernej (caritas) lub w ogóle o miłości, nie sięgając jej głębi, owej głębi, dzięki której nasza miłość jest odblaskiem prawdziwej tajemnicy, życia Tajemnicy. Wszystko bowiem, co istnieje, rodzi się z Tajemnicy, która wszystko stwarza. Tajemnica Ojca, Syna Bożego i Ducha Świętego stała się najwyższym objawieniem przyjaźni jako wielkiej protagonistki (bohaterki) stworzenia. To Jezus pozwolił nam pojąć, jak Objawienie Boże pozwoliło nam poznać to wszystko.

Pod tym względem, jak sądzę, możemy być całkowicie zgodni, w gruncie rzeczy bowiem bez tej odpowiedniości nie można zrodzić niczego, co byłoby spełnione, zrealizowane w swoim człowieczeństwie. A to spełnienie (ta pełnia), jaką jest przyjaźń do słowa miłość, z którego jest uczyniona, ale którą zapowiada jako wydarzenie miłości – podkreślam – jest odblaskiem Tajemnicy życia Bożego, ukrytej tajemnicy Trójcy Świętej.

Dlatego przyjaźni nie można – jak to się zdarza pośród nas biednych ludzi – zredukować do wzajemnej pomocy, do wzajemnej kalkulacji, wzajemności instynktu, wzajemności afektywnej, uczuciowej, do sentymentalizmów – jak powiedział wczoraj ks. Garcia. Chodzi o wzajemność, w której treść miłości, cel tej miłości, a zatem cel odpowiedzi, odpowiedniości nie jest ograniczony. Jeśli jest ograniczony nie jest już przyjaźnią: jest biernym współudziałem (nawet w dobrym sensie), jest współpracą, towarzystwem. Przyjaźń nie może być ograniczona.

Przyjaźń jest więc wydarzeniem, które Pan nieba i ziemi zsyła poprzez swego Ducha, który stwarza świat chwila po chwili. Jest okazją, z jaką Tajemnica pozwalał mi się spotkać, by zwrócić uwagę na towarzysza drogi, wcześniej zupełnie mi obcego, a w którego obecnie intensywnie się wpatruję, obserwuję, pragnę mieć go w miarę możliwości jako pomoc w takiej czy innej sprawie, aby kroczyć razem w tej właśnie szczególnej, konkretnej okazji, aby kroczyć razem ku Przeznaczeniu. Bez Przeznaczenia przewidywanego, przeczuwanego albo wprost obecnego w prostocie serca nie ma przyjaźni! Może być miłość, lub jakieś przywiązanie afektywne inne niż miłość, ponieważ miłość jest tylko wtedy, kiedy wejrzenie na drugiego niespodziewanie staje się cząstką wielkiego współczucia, wielkiego miłosierdzia. Wówczas gdy ponad wszystko i w każdym przypadku pragnie się każdemu zwyczajnemu czy niezwykłemu człowiekowi życzyć dobra, szczęścia, powodzenia, ale nie traci z oczu faktu, że wszystko to jest tylko podmuchem, wszystko z wyjątkiem wymogu własnego Przeznaczenia, tego wymogu Opatrzności, tego wymogu relacji ustanowionej z Tajemnicą, w której tkwi szczęście człowieka.

Quid satis anima? – mówił św. Franciszek – Co wystarcza człowiekowi?

W pewnej książce na temat franciszkanizmu, o której parę razy mówiłem, wydanej przez ojca Gemelii, wszystkie rozdziały zaczynają się tzw. rubryką. Rubryka oznacza taką szczególną czcionkę, stosowaną dla pierwszej litery rozdziału. Większa od innych liter w środku zawierała piękny rysunek. Na przykład rozdział, który zaczynał się od słowa „Qando”, litera „Q” była nieco większa i mieściła w sobie u dołu rysunek ptaszka, opartego na linii „Q”, a dziób owego ptaszka skierowany był ku postaci św. Franciszka który wznosił głowę i wyciągał ręce i przyglądał się najpiękniejszemu z dzieł stworzenia Bożego: wschodzącemu nad masywem górskim słońcu. Ale owo „Q” było zarazem początkiem zdania, znajdującego się blisko ptaszka umieszczonego w literze „Q”. OD tej litery zaczynało się owo zdanie Quid satis anima? – zdanie, które miało ukazać to, czego doznawała dusza św. Franciszka.

Zdanie będące symbolem całej wrażliwości naszego pokolenia: „Cóż może wystarczyć duszy?”. Oczywiście nic oprócz Tajemnicy, dla której jest uczyniona, nic oprócz Przeznaczenia: miłość albo bierze to pod uwagę, albo nie jest miłością, przede wszystkim jednak ta ostateczna implikacja miłości jest konieczna, aby zaistniała realna wzajemność. Bez tej perspektywy wzajemność nie jest nigdy realna, nawet kiedy darzysz miłością jakąś kobietę, a ona ją odwzajemnia i zakładacie rodzinę, nic nie jest nigdy pewne do końca, dopóki ów codzienny trud, owa reguła codzienności, owo codzienne zderzanie się ze wszystkim i z wszystkimi (i pomiędzy wami) nie wykształci w waszej duszy owej perspektywy miłości, właśnie tej perspektywy miłości. I nawet jeśli twoja żona zdenerwuje cię, a ty rozsądnie będziesz milczał; i kiedy twój mąż będzie obstawał przy jakimś poważnym błędzie, który doprowadzi do ruiny rodzinę, a ty po stokroć razy będziesz mu o tym mówiła, potem zamilkniesz i na nowo sto razy mu to przypomnisz we właściwy sposób, pokazując mu i uświadomisz go, że ty umierasz z tego powodu. Jeśli tak nie postępujecie, nie ma prawdziwej odpowiedniości w niczym, nie ma przyjaźni.

Przyjaźń jest tym słowem, które znajduje się najbliżej słów: „Uwielbiam Cię, mój Boże”. I faktycznie, prawdziwa przyjaźń oddaje część drugiemu, wcale nie dlatego, że jest piękny, albo dlatego, że potrafi pięknie śpiewać (tak jak przed chwilą śpiewała jedna z naszych przyjaciółek), ale dlatego, że jest (dlatego, że jest!). I my wiemy, co dla człowieka, na ludzkim poziomie znaczy być: oznacza to pragnienie szczęścia, które – mimo wszystko – cały czas pozostaje niezaspokojone. Nie wiem czy to jest jasne? Nie jest to jasne?

Przyjaźń oparta jest na miłości, która zostaje odwzajemniona. Niezależnie od tego jaki byłby pretekst czy punkt zaczepienia, to miłość wzajemna nie jest ani prawdziwie miłością, ani prawdziwie wzajemna, jeśli – cokolwiek byłoby przedmiotem miłości, jakikolwiek punkt zaczepienia dałby początek tej relacji afektywnej.

Jeśli ja kieruję się troską o moje zdrowie, troszczę się o moje powołanie, troszczę się oto, aby mnie ktoś zrozumiał, żyję troską o to, aby drugi mi we właściwy sposób dopomógł, aby mnie nie zdradził... to okaleczam wzajemność, ponieważ najpierw okaleczam miłość: nie jest to ani miłość, ani tym bardziej wzajemność. Przyjaźń – powtarzam – jest słowem najbliższym stwierdzeniu: „Uwielbiam Cię”. Z tego powodu, Przyjaciele moi, nasze towarzystwo jest tak cenne: jest tym cennym argumentem, jaki Bóg postawił na naszej drodze i jeśli my idziemy za tym z uwagą i prostotą serca, ze szczerością, to pozwala nam wzrastać w tej percepcji przeznaczenia kogoś drugiego oraz w percepcji przyjaźni... jako konieczności odwzajemniania się wobec potrzeb wszystkich. Podobnie jak Jezus odwrócił się owego wieczora, aby popatrzeć na zbocze góry pełne ludzi, „i wzruszył się nad nimi, gdyż byli jak owce nie mające pasterza”.

Święty Franciszek w swojej regule definitywnej (podsunął mi ją o. Manuel, tak jak to zazwyczaj czyni: jako pomoc i sugestię) napisał tak: „teraz Franciszek wraca do swoich braci, którzy grupami wyruszają jako pielgrzymi na drogi świata: bez ojczyzny, bez stałego domu, a gdziekolwiek się znajdą czy spotkają, winni zawsze zachowywać się jak domownicy (jak członkowie jednej rodziny)”: każdy domownikiem wobec drugiego. Familianci – przynależący do tej samej familii, rodziny (to jest pojęcie najbliższe pojęciu przyjaźni). Oczywiście, przyjaźń winna być najpierw pomiędzy rodzicami i dziećmi, tzn. pomiędzy matką i ojcem, i pomiędzy dziećmi a rodzicami. Tu jednak dopiero się rozumie, że w przyjaźni potrzeba, aby ojciec i matka pragnęli przeznaczenia, do jakiego wezwał ich Pan... aby pragnęli drogi, na którą Pan wezwał ich córkę. TO nie jest prosta sprawa... to znaczy, sprawa jest prosta, ale nie jest czymś łatwym: jest umieraniem. I rzeczywiście tym jest przyjaźń: owa relacja ludzka, której prawem jest to, co powiedział Jezus Chrystus: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Otóż oddaje się życie za Przeznaczenie! Oddanie życia dla czegoś innego jest tragiczna melancholia. „Wzruszające! – powiada historyk – znajdą swój dom we wzajemnej miłości”. Lecz w jakim stopniu spotyka to wszystkich! Wszystkich! Nawet jeśli wasz dom jest trwały, solidny i wielki, znajdziecie wasz dom we wzajemnej miłości – tym jest przyjaźń – albo w miłości braterskiej (to jest kolejny synonim). „miłość braterska, zawsze i wszędzie, będzie dla nich domem”.

Ale dzisiaj rano, śpiewając hymn, powiedziałem: „noc już w pełni przeminęła w nowym blasku dnia [oto wszystko jest już jasne, wreszcie wszystko jest jasne: musimy umrzeć ale tam jest słońce], z duszą pełną radości, w Nim odkrywamy, iż jesteśmy braćmi”, w Nim odkrywamy, że jesteśmy przyjaciółmi. To z powodu Jezusa jest we mnie pasja do przeznaczenia kogoś drugiego. Byłby on dla mnie kimś obcym, gdybyśmy razem dochodzili tylko do porozumienia – np. przy zakupie jakiejś rzeczy – gdy trzymając się razem, zarobilibyśmy – on 10% a ja 23%.

„Z duszą pełną radości, w Nim odkrywamy, iż jesteśmy braćmi”. To powinniśmy zobaczyć, kiedy podejmujemy trzeci temat naszej duchowej drogi, kursu nauki pozostawionej przez Chrystusa: kiedy podejmiemy temat ludu Bożego. Skoro Chrystus jest Panem historii, oznacza, że w niej musi objawić się Jego chwała, Jego chwała objawia się dla nas w historii. Przyjaźń – nie nasze towarzystwo, nie nasze zgromadzenia, nasze gromadzenie się, nasze dzieła, nasze... – to wszystko nie buduje ludu: stwarzać może jedynie miłość, tak jak dzieci, tak samo i lud.

Ks. Luigi Giussani