Jak wejść w problematykę Kościoła

Z Dlaczego Kościół, Pallottinum - Poznań 2004, ss. 11-18.

1. Podstawowe założenie
Kościół jest nie tylko wyrazem życia, czymś, co rodzi się z życia, ale jest życiem. Życiem, które dociera do nas od wielu poprzedzających nas stuleci. Kto zamierza zweryfikować własna opinie o Kościele, musi zdawać sobie sprawę, że do rzeczywistego zrozumienia życia, jakim jest Kościół, potrzebne jest odpowiednie współdzielenie tegoż życia.
Zrozumienie rzeczywistości, która w jakiś sposób łączy się z życiem, zdaje się wymagać trudnego do przewidzenia czasu. W rzeczywistości wypływającej z życia są bowiem takie pokłady znaczeń i aspekty, których nigdy do końca nie odkryto i nie zgłębiono.
Condito sine qua non zrozumienia życia jest współdzielenie go, udział w nim. Zazwyczaj człowiek odczuwa pokusę wyznaczenia w określonym punkcie kresu, uprzednio zamierzonej albo postanowionej granicy. Aby uniknąć tego ograniczającego założenia, potrzeba szczególnej prostoty i uczciwości. W przeciwnym razie uniemożliwia się krytyczny osąd owej formy życia. Niemożliwe staje się choćby minimum obiektywizmu.

2. Współbrzmienie z fenomenem
Kościół jest rzeczywistością mieszczącą się – niezależnie od stanowiska tego, kto się z nim styka – w kategorii zjawisk religijnych. Ktoś może sądzić, że jest on zjawiskiem wypaczonym albo wypaczającym, mało interesującym. Ktoś inny zaś może uznawać jego wartość za bezsporną. Jednak w żadnym wypadku nie sposób – jak sądzę – uniknąć konieczności zaszeregowania Kościoła do rzeczywistości religijnej. To właśnie chciałbym przede wszystkim rozważyć.
Kościół jest „życiem” religijnym.
Niemiecki psycholog i filozof Johannes Lindworsky w swoim dziele Willenschule (Szkoła woli) twierdzi, że pierwszym warunkiem wychowania, czyli przekazywania zdolności wkraczania w rzeczywistość, jest to, aby kroki jednostki wprowadzanej w rzeczywistość motywowane były zawsze przez coś, co opiera się na doświadczeniu już zdobytym. Człowiek bowiem odkrywa w gruncie rzeczy tylko to, co w jakiś sposób wiąże się z czymś już w nim obecnym. Powiadam „w jakiś sposób” właśnie dlatego, że kontakty, spotkania, bogactwo wzajemnych relacji wzywają wnętrze, intuicję jednostki do bardziej otwartej, dojrzalszej realizacji. Splot nawiązywanych przez nas relacji aktualizuje, realizuje coraz pełniej naszą fizjonomię, o tyle właśnie, o ile pobudza rzeczywistość już w nas obecną; pobudza jakby przez współbrzmienie (rezonans).
Skoro Kościół jest rzeczywistością religijną, to tym trudniej będzie mi obiektywnie i krytycznie osądzić ten fakt religijny, im mniej aktywny, zatrzymany na poziomie infantylnym, będzie we mnie wymiar religijny. Jeżeli na przykład stykamy się z tak wielkim, poetą dawnych czasów, jak Dante czy też Szekspir, to żywiej reagujemy na te fragmenty ich utworów, które wyrażają uczucia żywe w nas także dzisiaj, i lepiej je rozumiemy. Gdy natomiast czytamy ustępy, w których poeta odwołuje się do mentalności i zwyczajów współczesnej mu epoki, w ich przemijającym kształcie, w ich przelotnej jedynie wartości, bardzo trudno przychodzi nam je zrozumieć. Musi zaistnieć pewna zgodność, aby powstało zrozumienie.
Zrozumiałe jest zatem, że w sytuacji, w której dzisiaj żyjemy, we współczesnej atmosferze umysłowej, pojawiają się trudności w odbiorze rzeczywistości o charakterze religijnym. Brak rozwijania (edukacji) naturalnego zmysłu religijnego aż nazbyt łatwo powoduje, że odczuwamy jako odległe od nas sprawy, które tymczasem zakorzenione są wewnątrz naszego ciała i ducha. I odwrotnie, żywa obecność ducha religijnego natychmiast ułatwia zrozumienie pojęć odnoszących się do rzeczywistości takiej jak Kościół.
W tej sytuacji pierwszą przeszkodą w spotkaniu z Kościołem jest więc trudność rozumu, wynikająca z braku dyspozycji podmiotu względem przedmiotu, o którym ma on wydać osąd, trudność zrozumienia spowodowana jest sytuacją niedorozwoju zmysłu religijnego.
Podczas rozmowy, w której miałem okazje uczestniczyć , pewnemu znanemu profesorowi uniwersytetu wymknęły się następujące słowa: „gdybym nie miał chemii, chyba bym się zabił!”. Tego rodzaju gra sił istnieje w naszym wnętrzu zawsze, nawet jeśli wprost tego nie deklarujemy. Zawsze istnieje coś, co sprawia, że życie jest w naszych oczach godne przezywania, coś, bez czego, nawet jeśli nie dochodzi do tego, że pragniemy śmierci, wszystko stałoby się bezbarwne i pełne rozczarowań. Tej właśnie „rzeczy”, temu czemuś, cokolwiek by to było, bez potrzeby wyrażania tego w postaci teorii czy ujmowania w system pojęciowy – może się to bowiem uwidaczniać w banalnych czynnościach codziennego życia – człowiek dedykuje całą swoją pobożność. Nikt nie może uniknąć ostatecznej zależności,. Bez względu na to, do czego się ona odnosi, w momencie, gdy odpowiada na nią w życiu ludzka świadomość, do głosu dochodzi postawa religijna, urzeczywistnia się religijny poziom życia . Cechą własną zmysłu religijnego jest to, iż jest on ostatecznym, nieuchronnym wymiarem każdego gestu, czynu i wszelkiego rodzaju relacji (więzi). Jest to poziom ostatecznego pytania, czy ostatecznego przylgnięcia, nierozerwalnie związany z każdym momentem życia, ponieważ głębia, z jaką ów zmysł domaga się znaczenia, odbija się w każdym uczuciu, przedsięwzięciu i geście.
Jasne jest zatem, że gdyby cos wymykało się temu, co my uznaliśmy za ostateczne, za owego „boga” – jakkolwiek jest on pojmowany – to tym samym ten ostatni nie byłby już czymś ostatecznym, nie byłby „bogiem”. Ponieważ znaczyłoby to, że w naszym sposobie działania istnieje coś jeszcze głębszego i temu czemuś w rzeczywistości oddawalibyśmy cześć. Brak wychowania zmysłu religijnego, o którym co dopiero wspomniałem, wyraża się dokładnie w tym oto fakcie: odrzucamy (co stało się reakcją instynktowną) możliwość, by zmysł religijny świadomie ogarniał każde nasze działanie i miał na nie decydujący wpływ.
Wyraźnym objawem zaniku czy niedorozwoju zmysłu religijnego w nas jest na przykład poważne zakłopotanie, obcość, której doświadczamy wobec stwierdzenia, iż „bóg” ma decydujący wpływ na wszystko, że jest on czynnikiem, którego nie można pominąć, kryterium, na podstawie którego podejmuje się decyzje, studiuje, gromadzi wytwory swojej pracy, wstępuje do partii, prowadzi badania naukowe, wybiera zonę lub męża, rządzi narodem. Wychowanie zmysłu religijnego powinno z jednej strony ułatwiać uświadomienie sobie faktu istnienia całkowitej i nieuniknionej zależności między człowiekiem i tym, co nadaje sens jego życiu, a z drugiej pomagać w przezwyciężeniu z czasem owej nierealnej obcości, której doświadcza on wobec swojej pierwotnej sytuacji.

3. Co oznacza pojęcie oryginalności chrześcijaństwa?
Zagadnienie zmysłu religijnego jest ważne dla zrozumienia oryginalności, wyjątkowości chrześcijaństwa, które jest właśnie. Dana przez Chrystusa i Kościół, odpowiedzią na zmysł religijny człowieka. Chrześcijaństwo jest rozwiązaniem problemu religijnego, a Kościół jest jego narzędziem. Nie jest on natomiast rozwiązaniem problemów politycznych, społecznych i ekonomicznych.
Najpoważniejsze błędy, jakie popełnia człowiek na swej drodze, mają zawsze swój początek u korzeni danej kwestii. Stąd też, osiągnąwszy ostatni etap naszej drogi, chciałem powrócić do punktu wyjścia naszej refleksji, który, jeśli został zaniedbany przez brak odpowiedniego wychowania, to stanowi przeszkodę na każdym następnym etapie drogi, jeśli natomiast został w nas ukształtowany, to staje się niezastąpionym zarzewiem rozumnego postępu ludzkiego ducha.
Przypominając niedawno cytowana wypowiedź Lindworsky`ego, trzeba stwierdzić, że kierowanie się w życiu rozwiązaniem problemu religijnego proponowanym przez chrześcijaństwo zakłada, iż będzie on zawsze tak żywo odczuwany, że człowiek będzie w stanie dostrzec ewentualną zgodność umysłu i serca z proponowaną treścią, bez której każde przylgnięcie jest ideologią. Taka zgodność, podkreślam, objawia się jedynie wewnątrz żywego zmysłu religijnego, a zatem jest możliwa tylko poprzez nieustanne wychowywanie tegoż zmysłu.
I właśnie z niego bierze początek hipoteza głosząca, że Tajemnica, która otacza wszystkie rzeczy, która przenika wszystko, ukazała się bezpośrednio człowiekowi. Orędzie chrześcijańskie głosi, że owa hipoteza się urzeczywistniła: Tajemnica stała się faktem historycznym, pewien człowiek oznajmił, że jest Bogiem.
Tu zaczyna zarysowywać się interesujący nas problem.

4. Istota problemu Kościoła
Jak ktoś, kto styka się z postacią Jezusa Chrystusa dzień, miesiąc, sto lub dwa tysiące lat po Jego zniknięciu z ziemskiego horyzontu, może być pewny, że On rzeczywiście jest tym, za kogo się uważa? To znaczy: jak ktoś może się przekonać, że Jezus z Nazaretu jest wydarzeniem, które ucieleśnia owa hipotezę objawienia w ścisłym sensie?
Ten problem jest sercem tego, co historycznie nazywamy „Kościołem”.
Słowo Kościół wskazuje na zjawisko historyczne, którego jedyne znaczenie polega na tym, że umożliwia ono człowiekowi osiągnięcie pewności co do Chrystusa, słowem znaczenie Kościoła polega na tym, że udziela on odpowiedzi na następujące pytanie: „Skąd ja, który przyszedłem na świat nawet dzień po odejściu Chrystusa, mogę wiedzieć, że naprawdę chodzi tu o Coś, co interesuje mnie w najwyższym stopniu, oraz jak mogę do tego dojść w sposób rozumny?”. Zauważyliśmy już, że nie sposób wyobrazić sobie poważniejszego dla ludzkiej egzystencji problemu niż ten, niezależnie od tego, jakiej odpowiedzi udzieli się na postawione pytanie. Każdy człowiek stykający się z orędziem chrześcijańskim powinien się starać osiągnąć pewność w odniesieniu do tak istotnego dla jego życia i dla życia świata problemu. Można oczywiście ów problem przemilczeć, ale ze względu na charakter postawionego pytania byłoby to równoznaczne z udzieleniem na nie negatywnej odpowiedzi.
Jest zatem ważne, aby ktoś, kto żyje dzisiaj, wiele lat po wydarzeniu Jezusa z Nazaretu, mógł się z Nim zetknąć w taki sposób, by stało się możliwe dojście do rozumnej i pewnej oceny, odpowiedniej do wagi problemu. Kościół jawi się jako odpowiedź na ten wymóg pewnej, nie budzącej wątpliwości oceny. To jest temat, do podjęcia którego się przygotowujemy. Zmierzenie się z nim wymaga postawienia na serio pytania: „Kim naprawdę jest Jezus Chrystus?”, czyli moralnego zaangażowania świadomości, stojącej w obliczu historycznego faktu chrześcijańskiego orędzia. Podobnie jak ów fakt zakłada powagę moralną w przeżywaniu zmysłu religijnego jako takiego.
Jeżeli natomiast nie angażujemy tego nieuniknionego i wszechobecnego aspektu życia, jakim jest zmysł religijny, jeżeli sądzimy, że wobec historycznego faktu Chrystusa można nie zajmować osobistego stanowiska, wtedy Kościół może nas interesować tylko w ograniczonym zakresie. Będziemy go postrzegać jako problem socjologiczny, polityczny lub stowarzyszeniowy, po to aby go (Kościół) zwalczać lub bronić, mając na uwadze te właśnie aspekty.
Jakąż degradacją dla rozumu jest niezdolność do zaangażowania się właśnie w to, co sprawia, że jego umiejętność dostrzegania związków ze wszystkim jest pełniejsza i bardziej ludzka, a zatem przyczynia się do tego, iż zmysł religijny staje się autentyczny i żywy!
Z drugiej strony de facto historia, czy tego chcemy czy nie, czy nas to irytuje czy uspokaja, jest przeniknięta orędziem o Bogu, który stał się człowiekiem.