Jaką wartość ma dzisiaj nasza chrześcijańska egzystencja?

Notatki ze spotkania kończącego rok pracy dla dorosłych, Mediolan 22 maja 1993

Powinniśmy uklęknąć. Nasze serce powinno rzeczywiście klęczeć kiedy rozmawia z Bogiem, a my tak jak tu jesteśmy, w tym otoczeniu, wszyscy razem, jesteśmy tu właśnie po to, aby rozmawiać z Bogiem, zachowując jasną świadomość własnego ubóstwa, własnych potrzeb, świadomość, że jesteśmy ludźmi potrzebującymi. Kto nie ma potrzeb nie przychodzi tutaj.

„Wzmocnij ducha w naszych słabych ciałach”: uczyń mocnym pragnienie prawdy, sensu życia a zatem i użyteczności /utilità/ życia. Spraw, abyśmy byli użyteczni w życiu pomimo całej naszej instynktowności, wskutek której gotowiśmy toczyć się w dół jak kamienie po równi pochyłej. Tymczasem zamiast bezwładnie toczącymi się kamieniami, winniśmy być skałami, które stanowią budulec mieszkania (przybytku) Boga z ludźmi, tzn. domu człowieka. Prawdziwym domem człowieka jest ten, w którym mieszka ojciec i matka, ci, z których zrodziła się jego egzystencja; wszystko stąd się narodziło. To z ojca i matki wszystko w nim się zrodziło, a ich oczy i ręce, i serca pomagają mu wkroczyć na drogę, która w pewnym momencie będzie wyłącznie jego drogą, drogą, za którą będzie odpowiedzialny. Ja i Bóg: jedynie z tej dwubiegunowości może wyzwolić się aktywna iskra, niosąca ludzkości ciepło i światło. Wezwijmy Ducha Świętego, ważąc sercem słowa.

Przyjdź Duchu Święty.
Veni Sancte Spiritus. Veni per Mariam.


Za każdym razem, gdy pomyślimy jak owa 15-letnia dziewczyna mogła powiedzieć (a jest to fakt historyczny, odnotowany już dwa tysiące lat temu) – jak nam przypomina Alessandro Manzoni w jednym ze swoich wierszy poświęconych Madonnie – „Wszystkie pokolenia zwać mnie będą błogosławioną” (por. Łk 1, 48), doznajemy wzruszenia.
Pomyślcie z jakim spojrzeniem musiała budzić się rano i patrzeć na swoje mieszkanie, na swojego synka, którego miała przed sobą, na sąsiadów i na nazaretańskie pagórki, na niebo i na wszystko to, czego nie widziała! Dla ludzi, to czego nie widać, jakby nie istnieje. Ale skąd się bierze to, co jest? Pomyślmy o świadomości jaką miała Maryja i prośmy ją, żeby poszerzyła naszą świadomość. „Veni Sancte Spiritus. Veni per Mariam”: przez ciało i kości tej kobiety.

Giancarlo Cesana: W zamieszaniu i powadze chwili obecnej, które dotyczą nie tylko Włoch (pomyślmy o licznych wojnach toczących się na świecie), chwili, która jest niebezpieczna dla człowieka, człowieka pojętego jako jednostka bądź kolektyw, postawmy sobie pytanie, pytanie fundamentalne, na które wszyscy winniśmy dać odpowiedź: "Jaką wartość ma egzystencja nas chrześcijan, nas, którzy jesteśmy ustawicznie wzywani, aby podać racje tego, co przeżywamy, którzy zbieramy się razem, by z trudem, na tyle na ile nas stać, osądzić wszystko to, co się wydarza?" Często nie znajdujemy odpowiedzi, choć chodzimy do kościoła. Jak mówił pogański filozof Saturnino: „Stoimy jakby wobec rytów, które istnieją od zawsze, a nigdy się nie urzeczywistniają”, tzn. wobec rytów, które nie prowokują do zmiany życia. Naszej wiary jednak nie można sprowadzić jedynie do pobożnego wspomnienia, do czegoś, co wydarzyło się kiedyś, i czego teraz już nie ma: wiara musi zasadzać się na czymś, co przemienia teraźniejszość, na czymś, co jest zdolne przekształcić nasze życie. Jesteśmy tu dzisiaj po to, aby odnaleźć na powrót owo coś, albo lepiej Kogoś. Winniśmy czuć w nas i między nami przywołanie apostoła Jakuba: „Wiedzcie, bracia moi umiłowani: każdy człowiek winien być chętny do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu. Gniew bowiem męża nie wykonuje sprawiedliwości Bożej. Odrzućcie przeto wszystko, co nieczyste, oraz cały bezmiar zła, a przyjmijcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze. Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie. Jeżeli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do człowieka oglądającego w lustrze swe naturalne odbicie. Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapomniał, jakim był. Kto zaś pilnie rozważa doskonałe Prawo, Prawo wolności, i wytrwa w nim, ten nie jest słuchaczem skłonnym do zapominania, ale wykonawcą dzieła; wypełniając je, otrzyma błogosławieństwo” (Jk 1, 19-25).

Do tego zostaliśmy zaproszeni. Istnieje jednak nieprzyjaciel ludu, tzn. nieprzyjaciel nas, od początku aż do skończenia świata, od Adama aż do Antychrysta: Szatan, albo inaczej kłamstwo i niezgoda (właśnie)! Posłuchajmy raz jeszcze św. Jakuba: „Gdzie bowiem zazdrość i żądza sporu, tam też bezład i wszelki występek. (...) Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz. Cudzołożnicy, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem?” (Jk 3, 16; 4, 1-4).
Niezgoda, niezgoda w rodzinach, we wspólnocie i w społeczeństwie. Owa niezgoda, która swoją kulminację kulturalną osiąga w mechanicznym podziale na uczciwych (porządnych) i nieuczciwych (nieporządnych), jak to ma dzisiaj miejsce.

Giorgio Vitadini: Uleganie nieprzyjacielowi ludu, którym jest kłamstwo ukształtowane w system obrony i ataku, uleganie niezgodzie ukształtowanej w system zachowania ostrożności w relacjach międzyludzkich: wszystko to zmierza do wywołania w każdym z nas obojętności wobec rzeczywistości, rzeczywistości jako takiej, a zatem obojętności wobec życia.

Ta obojętność staje się brakiem odpowiedzialności w odniesieniu do życia osobistego i kolektywnego (zbiorowego), tak jak to się dzieje, np. obecnie – staje się amoralnością. Owa obojętność prowadzi do poddania się temu, kto głośniej krzyczy, kto posiada więcej władzy. Ale tego typu obojętność wobec rzeczywistości bierze swój początek w nas samych, w obojętności naszego doświadczenia, ponieważ to poprzez nasze doświadczenie Bóg naciera na duszę i wzywa nas. Obojętność wobec naszego doświadczenia powoduje zagubienie życia w zamieszani, w którym wszystko staje się wrogie. Wszystko to powoduje wzrost cierpienia, które wyczerpuje się w buncie, w cynizmie, zamiast obudzić nas do współpracy w celu zbudowania na powrót rozumnej drogi. I tak coraz bardziej przytłacza nas cierpienie i staje się naszą główną troską. Uniknięcie cierpienia staje się naszym głównym bogiem.

Ks. Luigi Giussani: Przejmujące jest to, co powiedział Vittadini, bo istotnie jest krótka wypowiedź stanowi serce wszystkiego: obojętność wobec życia, przerażenie cierpieniem, wskutek czego unikanie cierpienia staje się bogiem – jak bardzo trafnie zauważył – wywołuje albo w końcu przykrywa śmiertelna obojętność wobec wszystkiego tego, co istnieje. Pierwsza obojętność dotyczy nas samych: jakże często spotykamy osoby obojętne na samych siebie... ile razy my sami jesteśmy na siebie obojętnymi! Przeciwieństwem obojętności wobec samego siebie jest pasja prawdy. Pasja prawdy zakłada, ze rzeczywistość posiada znaczenie, a znaczenie to umyka każdej chwili, żadna chwila nie jest w stanie go uwięzić: tym znaczeniem jest Coś Innego. Obojętność na rzeczywistość przezwycięża jedynie pasja ku Czemuś Innemu, a więc uznanie Czegoś Innego i oczekiwanie na Coś Innego. Innego, jak wtedy, gdy ktoś – ponieważ ten fenomen jest identyczny na każdym poziomie – mówi świadomie „Ty”. „Ty”, to coś innego. My z łatwością wypowiadamy „Ty”, ponieważ redukujemy kogoś innego do kategorii naszej wyobraźni albo naszych upodobań, albo korzyści. Tymczasem słowo „Ty” jest naprawdę niezgłębione: to coś zupełnie innego. Stąd też obojętność wobec rzeczywistości jest tym, co duch autentycznie religijny najbardziej zawzięcie zwalcza.
I dlatego duch autentycznie religijny nie boi się najbardziej ze wszystkiego cierpienia. Cierpienie bowiem w prosty sposób wkomponowane zostaje w ową tajemniczą rzeczywistość, tajemniczą u swych początków. Bo możesz sobie wyobrazić człowieka systematycznie analizującego, punkt po punkcie, rzeczywistość w całej jej strukturze, ale to, czym rzeczywistość naprawdę jest, zawsze umyka poza jakikolwiek możliwy do osiągnięcia przez człowieka punkt. W tej tajemniczej rzeczywistości cierpienie jest rzeczą dziwną, jakby obcą naszej naturze – owszem jakby obcą – a jednak istnieje, jest wewnątrz, i jedynie obraz Boga, który staje się człowiekiem i zostaje ukrzyżowany może zrównoważyć niepokój jaki w nas powstaje. Ale człowiek autentycznie religijny nie poddaje się terrorowi cierpienia i nawet śmierć staje mu się w tajemniczy sposób familijna (bliska).
Obojętność wobec rzeczywistości: można powiedzieć, że być może pierwszym celem naszego towarzystwa jest wzajemne przestrzeganie się przed obojętnością wobec rzeczywistości. Poza naszym towarzystwem wszystko kończy się sugestią ostatecznej mniej lub bardziej cynicznej, obojętności na rzeczywistość. A teraz ks. Ambrogio wprowadzi nas na ten poziom refleksji, który podniesie nas na duchu.

Ks. Ambrogio Pisoni: Bóg rzeczywiście stworzył w historii pewien lud, którego losy są proroctwem o całej owej sytuacji świata, sytuacji, która niestety, bez tej interwencji byłaby czymś normalnym. Lud Izraela wraca z niewoli, żeby się odnowić, wbrew wszelkim przypuszczeniom. Kapłan Ezdrasz i zarządca Nehemiasz gromadzą lud, który wreszcie odbudował mury Jerozolimy, by ogłosić mojżeszowe prawo, tzn. reguły życia. Księga ta został odnaleziona nieomal przez przypadek w podziemiach świątyni. Posłuchajmy teraz z przejęciem tej strony Księgi Nehemiasza, która czyni nieśmiertelnym tamto wydarzenie.

Ks. Luigi Giussani: Zrozumcie – przed oczyma człowieka wszystko staje się ruiną. Dlatego ks. Ambrogio posłużył się stwierdzeniem: „Wbrew wszelkim przypuszczeniom”. Ten zniszczony, zdruzgotany lud na wygnaniu zdołał powrócić, ponieważ nie zaprojektował sam od siebie tego powrotu. Nikt spośród tego ludu nie był w stanie wykrzyczeć aż do tego stopnia swojej nadziei, przynajmniej jako wyobrażenia. Wracają, są tutaj, wracają do Jerozolimy, która przedstawia jedna wielką ruinę, odbudowują ją, odbudowują siebie jako lud. Z tego powodu jest to być może najbardziej interesujący moment w całej historii powszechnej przed Chrystusem.

Ks. Ambrogio Pisoni: (Ne 8 1-2).

Ks. Luigi Negri: Profetyczna obecność tego ludu znajduje swoje ostateczne wypełnienie w Chrystusie, który bez uszczerbku kontynuuje swą obecność w tajemnicy Kościoła. Mieliśmy w tym roku wyjątkową okazję zgłębienia, w czwartym i piątym rozdziale Szkoły Wspólnoty, natury kościelnej rzeczywistości, jej struktury, jej konstytutywnych czynników, jej dynamiki. Jest to definitywny (ostateczny) lud, niesiony przez Chrystusa ku ostatecznemu poznaniu Boga, który rodzi człowieka przez chrzest („Nie ma już Żyda ni poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Gal 3, 28). Lud który ciągle się odradza, nie przez tłuszcz składanych ofiar, albo słodycz win, ale praktykując sakramenty Pana; lud, który nie jest posłuszny tylko abstrakcyjnej regule pisanej księgi, ale dale posłuch żywemu magisterium, które jest źródłem jasności i energii do działania, oto czym jest Kościół. W jaki sposób jednak treść życia chrześcijańskie o rzeczywistość Kościoła stają się bardziej żywe? W jaki sposób rzeczywistość Kościoła uczyniona zostaje bardziej żywą, tzn. ruchem (poruszeniem) rozumu i serca, konkretnym doświadczeniem historycznym, osobistym, świadomym. W życiu Kościoła dokonuje się to zazwyczaj poprzez dar, którego Duch Pana udziela jako łaski szczególnej jednostkom, u których życie wiary staje się bardziej przekonywujące, bardziej efektywne, bardziej mobilizujące, dar ten zwie się charyzmatem. Duch Pana wybiera temperamenty, które odznaczają się bardziej żywym zaangażowaniem, wrażliwością i wolą komunikowania innym własnego doświadczenia. Charyzmat czyni więc Kościół żywym i służy całości kościelnego życia, ze swej natury każdy charyzmat, mocą swojej specyficznej identyczności, otwarty jest na uznanie wszystkich innych charyzmatów. Żywy i wiernie naśladowany charyzmat istnieje w służbie osoby, i tak oto wprowadzone zostaje nieznane światu słowo „posłuszeństwo”, słowo, które oznacza pójście za kimś, kto otrzymał łaskę większą od mojej. Posłuszeństwo sprawia, że regułą życia staje się afirmacja Kogoś Innego. Afirmacja Kogoś Innego jest źródłem przyjaźni.
Stąd też posłuszeństwo jest siłą przyjaźni: przypomniał o tym w jednym ze swoich pism wielki teolog Bonhoeffer, wyjaśniając, że chrześcijaństwo nie jest doktryną. W istocie pisał: „Idea Chrystusa, doktryna, ogólna wiedza religijna na temat łaski albo przebaczenia grzechów nie wymaga posłuszeństwa, co więcej rzeczywiście je wyklucza, jest jego wrogiem. Będąc wyposażonym w ideę wchodzi się w relacje wiedzy, entuzjazmu, być może również realizacji, ale nigdy nie w relację osobistego zaangażowania płynącego z posłuszeństwa”.
Tak więc żywy i naśladowany wiernie charyzmat istnieje w służbie osoby, za pośrednictwem wielkiego prawa posłuszeństwa. Istnieje w służbie towarzystwa, żyje dla dobra Kościoła w świecie i wśród ludzi, tzn. żyje w służbie misji. Chciałbym zakończyć przytoczeniem pewnego zdania, autorstwa kardynała Ratzingera, zdania bardzo znaczącego, które jest zawarte w prezentacji ostatniej książki ks. Giussaniego Un avvenimento di vita, coe una storia [Wydarzenie życia, czyli pewna historia]. Kardynał pisze: „Szczerze zachęcam możliwie jak najwięcej osób do lektury tej książki. Można się z niej dowiedzieć nie tylko kim jest ks. Giussani albo czym jest CL, ale także można nauczyć się znowu sedna samej wiary jako takiej”.

Ks. Luigi Giussani: A zatem świat nie jest wielką ruiną. Nie jest wielką kurzawą, w której rzeczy łączą się razem przez czysty przypadek, na chwilę, potem zaś rozpadają się i każdej części przypada w udziale jej własny los. Świat nie jest wielką ruiną i nie jest wielką kurzawą nasze życie – nie! – ale wszystko, wszystko ma odniesienie do Przeznaczenia, do ostatecznego Znaczenia. A siła, która przyciąga każdą rzecz do owego Przeznaczenia, do ostatecznego Znaczenia zwie się regułą.
Słowo reguła, przetłumaczone na kategorie życiowe całkowicie ludzkie, brzmi jak słowo towarzystwo, ponieważ towarzystwo jest regułą w służbie Przeznaczenia, żywą regułą w służbie Przeznaczenia, w służbie Znaczenia. Wówczas budzimy się rano i wiemy, ze żaden nasz krok, żaden nasz trud, żadna nasza inicjatywa nie będzie bezużyteczna. Uznajemy to, akceptujemy: akceptujemy Cię, o Tajemnico, która stwarzasz dzień i noc i poznałaś mnie już w łonie mojej matki (jak mówi Psalm 138), ukształtowałaś mnie w nim i znałaś mnie zanim się narodziłem. Nazwa historyczna, którą otrzymało tego typu towarzystwo pojęte jako nierozerwalna całość – żaden nieprzyjaciel nie będzie w stanie zatrzymać jego wędrówki – brzmi Kościół.
Lecz tak jak ludzkość żyje wewnątrz każdego pojedynczego domu, który ożywia miłość, upiększa, którego tchnienie owej miłości napełnia ciepłem, tak Kościół czynią żywym domem, tętniącym życiem domem, ciepłym, pełnym światła i serdecznych słów wyjaśnień, odpowiedzi, ci którzy zwą się ruchami. To znaczy jednością towarzystwa stworzona przez charyzmaty, przez owe dary rozdzielane przez Ducha Świętego tym, których On wybiera, nie ze względu na wartość osoby, ale dlatego, aby spełnił się Plan (Zamysł), żeby spełnił się wielki Zamysł, który w historii nosi nazwę jeszcze bardziej głęboką niż słowo Kościół, będący Jego misteryjnym (mistycznym) Ciałem, widzialnym, zmysłowym, tajemniczym aspektem – ta nazwa to: Jezus Chrystus. Ta rzeczywistość jednoczy zatem wszystkie aspekty mojego życia i każe mi mówić „ja” stanowczo, ale również „my”: ponieważ ja obejmuję ks. Ambrogio i jestem przyjacielem ks. Negriego nie dlatego, że ich znam, ale dlatego, ze jesteśmy uczynieni jedno, uczynieni i przeznaczeni do tego samego ostatecznego Znaczenia i niesiemy w sobie i razem, niesiemy komukolwiek, wszystkim, i chcielibyśmy zanieść całemu światu, aż po krańce ziemi, owo błogosławione imię, które wyjaśnia każdą rzecz, który sprawia, iż wszystkie włosy na naszych głowach są policzone i nie spada żaden liść bez Jego woli. Wczoraj wieczorem podczas Komplety czytałem fragment proroka Jeremiasza, który wzrusza mnie co tygodnia, bo teksty Komplety zmieniają się każdego dnia, ale powtarzają się co tygodnia. A punktem fundamentalnym Komplety jest czytanie, krótki fragment Biblii: „Ty jesteś wśród nas, Panie, (pośrodku nas trzech, Panie, Ty jesteś), a Twoje imię zostało wezwane nad nami (chrześcijanie). Nie opuszczaj nas, Panie, nasz Boże” (Jer 14, 9). W jaki sposób „nie opuszczaj nas”? „Zaprawdę mówię wam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie a znajdziecie; kołaczcie a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli któregoś z was, ojców, syn prosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre rady swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą” (Łk 11, 9-13).
„Nie opuszczaj nas”: nie opuści nas Ten, kto nas uczynił. „Nawet gdyby własna matka was opuściła, Ja was nie opuszczę”. To my nie powinniśmy Go opuścić! Jak to zrobić? Starając się wiernie zachowywać Jego prawo? Starając się odpowiadać Jego normom? Zachowując Jego przykazania? Wszystkie przykazania, zawsze? Panie, któż jest do tego zdolny? Uczyń mnie zdolnym!
Nie opuścić Go, oznacza prosić Go, prosić Go! W ten sposób staje na powrót przed naszymi oczyma prawdziwy obraz naszego ludzkiego życia: jesteśmy żebrakami, żebrakami żebrzącymi o prawdę, żebrzącymi o miłość, o szczęście. To dlatego mamy litość nad sobą i żywimy miłość do kogoś, kto jest nam bliski, i tę samą identyczną miłość do kogoś, kto jest nam obcy, i nie znamy go, ale w końcu poznamy. Kiedy myślimy o tych sprawach możemy się poczuć mali (małą garstką), bo dookoła nas, któż o tym myśli?
Ale oto co mówi jeden z pierwszych misjonarzy w Chinach: „Nie mówcie, że jesteśmy nieliczni i że wasze zadanie was przerasta. Czy sądzicie, że dwie, albo trzy chmury na niezmierzonym letnim niebie to mało: ale oto nagle rozciągają się na całe niebo, widać błyskawice i pada deszcz. Nie mówcie, że was za mało: mówcie, że jesteśmy”.
„Jesteśmy”: dana nam została łaska bycia, słuchania, rozumienia, poznania, a nawet – mówimy o tym z niejakim drżeniem – Panie, kochania Cię. Dlatego mówimy serio, że kochamy ludzi-braci, ze kocham ciebie, jak również człowieka, którego nie znam. Nie opuszczaj nas, Panie! Msze św. odprawimy przede wszystkim za śp. Don Ricciego, który pomógł nam pomnożyć naszą obecność we wszystkich częściach świata, ponieważ przypadka kolejna rocznica Jego śmierci. Prosić będziemy również aby wstawiał się on za nami u Pana który go widzi, by uczynił nasze serca stałymi i zdolnymi do wzywania, wewnątrz świata, tajemnicy, która stwarza ten świat – o wzywania Chrystusa.

(tłum. Ks. Joachim Waloszek)