1981: Koniec pewnego świata
Chrześcijaństwo jako obecność stała, a więc zdolna do przekazywania - [tradere po łacinie znaczy przekazywać, komunikować] - już nie istnieje. Nadszedł moment rozpoczęcia. Czerwiec 1981To, co przeżyliśmy w ciągu ostatniego półtora miesiąca, tzn. referendum dotyczące aborcji, wzbudziło w nas pytanie. Stawiać pytanie znaczy pobudzać: to tak, jakby obudzić przysypiającego kopnięciem lub przejmującym krzykiem. Poza tym ktoś powiedział: "jesteśmy inni, niż przedtem". Te dwie ważne uwagi są symptomem pozytywnym, więcej, mogą stanowić właściwą formułę oceny tego co, się wydarzyło. Jesteśmy inni niż przed referendum, ponieważ zostaliśmy poruszeni i oczekujemy czegoś, co trwa lub rozwija się. Inność zawiera się cała w tym poruszeniu, jakie przeżyła nasza świadomość. Gdybyśmy odbyli to spotkanie w miesiącu wrześniu, być może nie zwrócilibyśmy na to uwagi. Być może za kilka miesięcy odnaleźlibyśmy siebie takimi jak przedtem: pogrążonych w rytmie życia nie wyrywającym nas z pewnego otępienia, jak dzieje się w przypadku każdej rutyny. Jak wyrazić pytanie, które te chwile w nas wzbudziły?
Czy można wyrazić i nadać kształt temu niespokojnemu oczekiwaniu, oczekiwaniu, które z powodu tego, co się wydarzyło, jest jeszcze dla nas znaczące?
1. Kształt ten zawarty jest w pytaniu, jakie postawiliśmy dziś rano: "po co jesteśmy obecni w społeczeństwie?"
Moim zdaniem jest to pytanie bardzo poważne i trafne jeśli nie chcemy na nie odpowiedzieć banalnie, w sposób urzędowy i nie przekraczający zwykłej rutyny oraz ograniczoności odpowiedzi udzielanych na co dzień (ponieważ ograniczoność jest postawą osoby zamkniętej w sobie, postawą, która czyni z ciebie monadę; jest postawą jednostki całkowicie w sobie zamkniętej, która musi wnosić pewne określone datki na rzecz zbiorowości. Opłaty te staną się coraz liczniejsze i uciążliwsze, ponieważ ideałem obecnego społeczeństwa jest podporządkowanie całego życia człowieka określonym strukturom. Potrzebna tu jest więc odpowiedź ogarniająca całość. My znajdujemy się w społeczeństwie jako ludzie mający pewną koncepcję własnego życia, ludzie z poczuciem tego, co mają w sobie oraz poczuciem przeżywanych powiązań i związków z tym, co jest na zewnątrz; jako ludzie mający koncepcję siebie i świata, historii, przeznaczenia własnego i innych: tzn. jako chrześcijanie. Lecz pytanie "co robimy w społeczeństwie?", przypomina nam inne: "czy musimy być obecni w społeczeństwie tylko wtedy, gdy narastają zbyt wielkie sprzeczności, czy też istniejemy w społeczeństwie posiadając jakieś oblicze, głowę i serce, które mają swą aktywność, osąd i świadomość"?
Nie możemy być obecni w społeczeństwie tylko wówczas, gdy sprzeczność staje się zbyt wielka; do tego ograniczyło się chrześcijaństwo włoskie, pojawiające się tylko wówczas, gdy wezwane jest do wyborów. Katolicyzm włoski nie uczynił nic ponad to, że kierował głosami w wyborach nieinteligentnie i bez serca, tzn. w sposób pozbawiony tożsamości zdolnej budować plany. Wszystko zostało roztrwonione i teraz wielu tych, którzy nawoływali do głosowania na Demokrację Chrześcijańską, dorabia teorię wyboru religijnego.
Jeżeli reagujemy tylko gdy sprzeczność staje się zbyt wielka, potwierdzenie tego, co czynimy nie rodzi się z życia. Nie jest to obecność życia lecz odruch przetrwania. Jeśli to wydaje się być ideałem katolicyzmu włoskiego, nie może na pewno stać się naszym ideałem, a jeżeli uczestniczymy w tej zarazie, oznacza to, że przybraliśmy pozycję bardziej bierną niż aktywną życiowo. Jest bardzo źle jeśli z trudem przychodzi nam uzasadnienie normalnego codziennego zaangażowania i nasze trudności stają się robieniem ze wszystkiego problemu (co jest właściwym określeniem tego, co normalnie nazywamy sceptycyzmem).
Jeżeli z trudem znajdujemy motywację dla codziennego zaangażowania, to znaczy, że nasze życie nie jest życiem, ponieważ życie ma ciągle powody, aby żyć od rana do wieczora. Czyli naszej wspólnocie zagraża to, że nie jest jeszcze życiem, lecz jest po prostu reaktywną rzeczywistością nastawioną na obronę własnego przetrwania. Przetrwanie działa poprzez reakcję. Kiedy sytuacja jest poważna działamy dobrze, jak było z nami w przypadku referendum; ale jedynie normalne życie buduje i tworzy: budowanie życia nie zna nawiasów ani przystanków, życie idzie naprzód. Budowanie albo jest ciągle we wszystkim albo nie jest budowaniem. życie albo wchłania i wykorzystuje wszystko, albo nie jest życiem. To jest tak, jakbyśmy byli ciągle trochę zmęczeni poszukiwaniem racji egzystencjalnych. Stawia nas to w jednym szeregu ze wszystkimi. Wszyscy nasi koledzy poszukują racji egzystencjalnych, aby odczuć choć trochę smaku życia. Z trudem przychodzi nam uzasadnienie codziennego zaangażowania. A więc co to jest za obecność, co to za życie? Jest to przeżywanie; reakcja na szok doznany ze strony tego, kto ma jeszcze trochę energii, by ponownie potwierdzić swoją władzę. Dlatego poruszamy się, gdy pojawia się przed nami poważna prowokacja, ale potem znów składamy pysk między łapy, w ziemię. Wszyscy odczuwamy że grozi niebezpieczeństwo powrotu do stanu poprzedniego, pozostania w tym rozdarciu pomiędzy zaangażowaniem publicznym a codziennym prywatnym życiem, całkowicie utrudzonym brakiem motywów, która czynią sprawy codzienne ludzkimi.
2. "Trzeba, byśmy stali się ubożsi" - cóż to oznacza? Oznacza być pewnym niektórych wielkich rzeczy.
Ubogi jest pewien niektórych wielkich Rzeczy, dla których wznosi katedrę nawet jeśli żyje w ruderze: jest on sto tysięcy razy bardziej człowiekiem niż ten, kto za ostateczny horyzont ma wygodne mieszkanie. Dlaczego być biednym oznacza być pewnym? Dlatego, że pewność to porzucenie siebie, pokonanie siebie: jestem mały, jestem niczym, Rzeczą prawdziwą i wielką jest coś Innego. To właśnie ubóstwo czyni nas pełnymi, wolnymi, czynnymi. Dlatego, że miłość jest prawem rządzącym człowiekiem, tzn. jest stałym dynamizmem naturalnego mechanizmu zwanego człowiekiem. Miłość jest potwierdzeniem czegoś Innego jako znaczenia siebie samego. Dlatego, przyjaciele, niełatwo jest znaleźć wśród nas ludzi pewnych; dlatego, że nie ma ubóstwa. Ubóstwo jest zdobyczą bardzo dojrzałą. Być pewnym niektórych wielkich Rzeczy to Wiara. Słowo Wiara oznacza istotny stosunek z Czymś Innym, niż my sami, nasze opinie, nasze plany, niż efekt tego co czynimy. Jest to Coś Innego przewyższającego wszystko, co my możemy zbudować. Ludzie, którzy zbudowali Kościół Świętego Ambrożego w Mediolanie, byli ubodzy, ponieważ byli pewni niektórych wielkich Rzeczy, większych nawet od budowli, jakie zdolni byli wznieść. Jedynie coś Innego pozwala budować rzeczy wielkie, budować coraz więcej, pokonywać siebie samego również w pięknie tego, co się tworzy. Jak określiliśmy Wiarę? Jako pewność wielkiej Obecności pozwalającej budować twoje współżycie z kobietą lub z mężczyzną, wznosić twoją budowlę, twoje uczestnictwo w społeczeństwie; pozwalającej, aby twoje dzieło wznosiło się przed tobą jako coś pięknego i użytecznego. Jeżeli nie staje się dziełem sztuki, to znaczy, że dotknięcie człowieka w tworzeniu rzeczy nie jest tu ludzkie. To dotknięcie artysty wprowadza odbicie ideału w mechaniczną manipulację: "to sztuka będąca dzieckiem Boga" (Dante), ponieważ tylko to, co zbawia jest pięknem dobrym, nie bojącym się przemijania czasu, ani śmierci, ani bólu. Ryzykować wiarą to znaczy porównać ją z tym co się wydarza, jest sposobem na jej wzrastanie. Jest ryzykowanie w danych okolicznościach, ponieważ każda okoliczność jest wydarzaniem się. Ryzykuje się wobec tego, co się dzieje, nie tylko wobec takich okoliczności, które są tak silnym uderzeniem, że nawet umarły by się obudził, ale wszystkimi - małymi i dużymi - ponieważ życie jest tym właśnie pasmem okoliczności, które zacieśniając się wokół ciebie, dotykają i poruszają. Jest to właśnie ta praca lub raczej walka: to ryzykowanie Wiarą, we wszystkim, co się wydarza; właśnie ta walka sprawia, że nie śpimy, tzn. żyjemy. To ryzyko jest walką, ale wojna jest życiem. Walki te stanowią tkankę życia każdej godziny dnia właśnie dlatego, że życie składa się z tych okoliczności. Jak mówił Jacopone da Todi: "Kto wnika do wewnątrz kocha cię zawsze: ponieważ Ty jesteś wątkiem i osnową": jesteś tkaniną i wzorem. Powinno to dla każdego z nas stać się możliwością; a więc jesteśmy różni, tacy pozostajemy, ale posiadamy godność. Nie możemy tej godności z siebie wyrwać. Tam bowiem, gdzie człowiek żyje samodzielnie, tylko władza Państwa ma godność. Calvino (na łamach Corriere della Sera) mówił na temat aborcji: Osoba nie opiera się na prawie naturalnym, ale ustanowiona jest przez władzę państwa".
Godność nie może wynikać z nas; jest ona strumieniem ze źródła, które cię przewyższa. Dlatego Pan wstąpił do nieba. Wniebowstąpienie jest metaforą; oznacza, że rzeczywistość Chrystusa zmartwychwstałego zaczęła istnieć u korzeni wszystkich rzeczy, zaczęła się utwierdzać i nic jej nie zatrzyma. Godnością jest Ktoś Inny, kto jest wśród nas. Nie ma nic bardziej wyzwalającego ponad to: bowiem człowiekiem najbardziej wolnym wśród nas jest dziecko, ponieważ jego godnością i pewnością są ojciec i matka. Jakże wzruszające jest widzieć człowieka dorosłego, który kocha w taki sposób, że jego godność staje się naprawdę i całkowicie Tym Innym. Jest to walka; walka, która nie pozwala nam zasnąć i która winna być normalną kanwą życia.
Ogłoszenie referendum stało się dla naszej Wiary historycznym wyzwaniem. Wiara nasza została sprowokowana, by ryzykować sobą, została sprowokowana do walki, ale nie może to być traktowane jako rzecz wyjątkowa: każda rzecz jest faktem stanowiącym historyczne wyzwanie dla naszej Wiary; historyczne tzn. dla naszej Wiary egzystencjalne. Dynamizm wywołany referendum musi stać się czymś codziennym, ponieważ Wiara stanowi "Ja" mojej osoby.
Czym jestem Ja bez tych kilku wielkich Rzeczy? Reaktywnością starającą się jakoś urządzić, przeżyć, narzucić się, dopóki starcza jej energii dla stawiania czoła. Wiara to tych kilka Wielkich Rzeczy, którymi ryzykuje się w każdych okolicznościach. Wiara musi porównywać cały ciąg okoliczności, nawet tych najbardziej banalnych, jest bowiem napisane: "Zdacie sprawę nawet z jednego słowa powiedzianego żartem". Walka ta jest tym, co czyni życie żywym. Dlatego na życie składają się właśnie fakty stanowiące wyzwanie wobec naszej Wiary.
3. Ten ciąg okoliczności, to codzienne życie, zakorzenia się w jakimś miejscu, które zwie się środowiskiem. Dlatego to ryzykowanie Wiarą odbywa się w środowisku.
Tam, gdzie nie będziecie przyjemnie pociągani przez sprzyjającą, euforyczną falę łatwej chwili albo przez wasze rodzinne uczucia, pierwszym środowiskiem będzie wasza rodzina o tyle o ile odczujecie dystans, inność istniejącą pomiędzy wami a żoną, dziećmi itd. Środowisko jest rzeczywistością jako miejsce, pole, zakres okoliczności, geometryczne miejsce okoliczności, które nie z nas się rodzą lecz które nas dotykają. W tym znaczeniu każde środowisko przez swą naturę przywołuje w sobie najdalsze miejsca, ponieważ w środowisku zawiera się cały - odbijający się w nim - świat: świadomość człowieka jest punktem polaryzującym cały wszechświat. Środowisko to świat, który konkretyzuje się jako okoliczność nawet wówczas, gdy chodzi o cztery ściany własnego domu lub zakładu pracy. Wiara musi ryzykować sobą w środowisku; nie możemy zapomnieć, że istnieją środowiska, które z natury swej stają się określającym źródłem i które zmieniają klimat i stosunki między rzeczami a nawet znaczenia innych środowisk, w jakich żyjemy. Rodzina zależy od tego, co rodzi się na uniwersytecie lub od tego, co "zdziała się" w fabryce. Trzeba, by nasze działania nie zastąpiły nam konfrontacji ze środowiskiem. Nasze działania nie wyczerpują zjawiska Wiary, która ryzykuje sobą w środowisku. Środowisko ma pewną wartość nie wyczerpującą się w tym, co robimy. Nasze działania - z jednej strony - mają pewną pedagogiczną wartość przebudzenia, z drugiej strony mają wartość polityczną jako próba innego zmobilizowania: ale nie wyczerpują środowiska.
4. Problemem jest gdy codzienność - to, co się wydarza, okoliczności - jawią się jako przeciwność wobec tego, czym jesteś ty. Bolesny punkt nie znajduje się w fakcie, że to co się wydarza, wydaje się być przeciwnością, ale że ona staje się dla nas rzeczywiście przeciwnością.
Zdecydowana większość osobistych zainteresowań, kiedy strukturalnie i bezpośrednio uderza w wolę życia - jeżeli ja nie mam świadomości tego, kim jestem - stanowi przeciwność wobec tego kim chciałbym być lub tego, co mówię, że tym jestem. Wówczas Wiara w nas już nie wzrasta. Dlatego, że Wiara wzrasta tylko ryzykując samą siebie w codzienności. Zdarza się wówczas, że człowiek usiłuje odejść ze środowiska, w jakim jest, oraz od codzienności po to, by zachować pewność. Uciekamy od codzienności, kiedy utożsamiamy Wiarę z naszą działalnością (Szkoły Wspólnoty, Spółdzielnie). To jest właśnie odejście od środowiska dla zachowania pewności o sobie. Albo też idziemy na kompromis, który wyjaławia siłę przebicia tych "niektórych Wielkich Rzeczy" i stajemy się coraz bogatsi w to, co chcemy i osiągamy, podczas gdy właściwą postawą jest postawa "problematyczna": Nie problematyzowanie lecz postawa "problematyczna". Pozwala to, aby to, kim jestem zostało pobudzone do reakcji na przeciwności wymagające od nas zawieszenia pewności. Jaki to ma związek z tym, co sobie mówimy, z naszą pracą? z wyobrażeniem przyszłej kariery? z twoją wolą zaangażowania politycznego?
Jednym aspektem zagadnienia jest to, że posiadamy odpowiedzialność bardziej krytyczną niż twórczą. Fakt, że żyjemy odpowiedzialnością bardziej krytyczną oznacza, iż odpowiedzialność ta reaguje na wydarzenia wówczas, gdy stają się one znaczącą przeciwnością. Nie jesteśmy jednakże twórczy:bycie twórczym jest Wiarą ryzykującą sobą w okolicznościach i zmieniająca je, tzn. tworzącą Coś Innego. W relacji dziewczyna - chłopiec postawa krytyczna nazywa się moralizmem; postawa twórcza czyni, że relacja jest inna, czyni, że staje się pełniejsza; postawa krytyczna stwarza zakłopotanie.
Postawa problematyczna jest właśnie Wiarą, która ryzykuje sobą wobec określonej okoliczności, jakby wymagającej zawieszenia co do tych "kilku wielkich Rzeczy". Takie sytuacje wymagałyby, abym zawiesił pewność i przyjął postawę reaktywną. Kontratak to Wiara, która w inny sposób każe pojmować mój stosunek wobec interesujących mnie rzeczy i w ten sposób tworzy się doświadczenie innego człowieczeństwa. A to stanowi sprawdzian dla Wiary.
Cóż to takiego pozwala, aby problematycyzm nawrócił się na problematyczny dynamizm? Cóż to jest takiego, co chroni nas przed sceptycyzmem? życie to pasmo problemów, w których Ideał w nas działa, zderza się i zwycięża. To co zwalcza problematycyzm to znalezienie się wewnątrz historycznego sposobu, z jakim możliwy jest dla mnie kontakt z Chrystusem.
Gdyby płód mógł myśleć, jak mógłby uniknąć problematycyzmu na temat tego, co należy robić aby oddychać, odżywiać się i rozwijać. Powiedziałby: "życie jest niemożliwe". Co natomiast uczyniłoby maleńki płód dynamicznym i problematycznym? Próba pozostania w historycznym sposobie, w którym kontakt z życiem jest dla niego możliwy.
5. Zmusza nas to, by słowu Wiara spojrzeć w twarz. Czymże jest tych "kilka wielkich Rzeczy"?
a) Obecność wśród nas - w ludzkim kształcie - tej Tajemnicy, która stwarza wszystkie rzeczy: stał się człowiekiem i ta rzeczywistość jest między nami. "Będę z wami aż do końca" i nic nigdy nie będzie w stanie wyrwać tej Obecności z ciała czasu i z historii. Nawet gdybyśmy my wszyscy popełnili zdradę lub wymazali ją z pamięci. Po referendum mówiłem: "To jest właśnie chwila, w której byłoby wspaniale być tylko w dwunastu na całym świecie". Oznacza to chwilę, w której powraca się do początku, ponieważ zostało udowodnione, iż mentalność nie jest już chrześcijańska. Chrześcijaństwo jako obecność stała i rzeczywista i dlatego zdolna do "tradere" (tradycja = komunikacja): takiego chrześcijaństwa już nie ma. Musi wobec tego odrodzić się pobudzenie do "problematyki" jako odpowiedź na życie codzienne. życie ludzkie złożone z inteligencji, wolności (tj. z osądów i wyborów) oraz z siły przywiązywania się: to jest życie jako problem podjęty i rozwiązany. Jak odbywa się przejście od dzieciństwa do początku osobistej świadomości? Jest to przejście od posiadania tego, co otrzymujemy poprzez tradycję do problematyki, do krytyczności i wyboru: wobec tego, co nam zostało dane, zapytać: dlaczego? I zatrzymać to, co wartościowe.
Pobudzenie do przeżywania życia jako "wojny", jako "problematyki" jest tylko jedno: Chrystus, ta Obecność w świecie. Wiara jest rozpoznaniem tej Obecności i tyle. To właśnie jest "tych kilka wielkich Rzeczy", w jakie bogate jest nasze ubóstwo, to znaczy nasza prawda. Wiara jest rozpoznaniem Chrystusa: chodzi więc tu o rozpoznanie go obecnym.
Sedno sprawy leży w separacji, w rozdzieleniu pomiędzy Chrystusem a życiem. Chrystus jest odpowiedzią i sensem, jest formą i znaczeniem życia. Dlatego Chrystus jest znaczeniem relacji uczuciowych itd. Musi stać się kształtem wszystkiego, rzeczywistości i osoby, aktywną i działającą inspiracją całego jej kryterium osądu.
Guardini mówi, że w przeżywaniu wielkiej miłości wszystkie rzeczy stają się w swoim zakresie wydarzeniem.
Chrystus jest Wielką Rzeczą, dla której wszystko staje się wydarzeniem w swoim zakresie, tzn. wszystko jest tym wydarzeniem zdeterminowane. Sprawiedliwość jest Wiarą, "mój sprawiedliwy żyje Wiarą". Sprawiedliwość w kontakcie ze wszystkim i ze wszystkimi jest Wiarą; a Chrystus, jako obecność, jest treścią Wiary.
Należy tu uczynić dwie uwagi:
Pierwsze znaczenie jest negatywne. Jeżeli Ideał jest osobą Chrystusa należy odczuwać wielką dysproporcję pomiędzy tym, co widzimy w nas i poza nami a Ideałem. Jest to pierwsza straszna rzecz, która musi nastąpić przed jakąkolwiek próbą bycia konsekwentnym: jest to konsekwencja najwyższa. Jaka jest najwyższa zgodność konsekwencja) z Chrystusem? Rozpoznanie Chrystusa chociaż jesteś pełen nędzy. Chrystus jest większy, jest pojemniejszy i silniejszy od całej studni twojej nędzy. Dlatego jest jakaś pewność, która nie może wyeliminować radości: przyczyną radości jest pewność większa od wszystkiego, za co się ja sam uważam. Miłość jest właśnie potwierdzeniem czegoś Innego. Dziecko z natury swej jest radosne i pogodne, kiedy znajduje się w swych naturalnych warunkach (są nimi ojciec i matka), ponieważ cała jego rzeczywistość jest potwierdzeniem przez niego matki. Dlatego ta dysproporcja, jakiejkolwiek byłaby natury, nie jest zaprzeczeniem pewności zwanej Wiarą oraz energii, jaką ta pewność wyzwala w wolności. Jest to punkt wyjścia dający charakterystyczną zdolność do radości, która jest całkowicie nie do pomyślenia poza doświadczeniem Wiary chrześcijańskiej. Dlatego nie ma nic dziwniejszego od rzeczywistej radości zrodzonej wewnątrz jednostki, która jest świadoma tego, kim jest: świadoma własnej nędzy.
Druga uwaga jest pozytywna.
Wiara jest rozpoznaniem ciebie obecnego, Chryste. A to niesie ze sobą zadanie wielkie jak świat i jak historia.
Wiara to rozpoznanie Chrystusa jako Rzeczy wielkiej, będącej bogactwem mojego ubóstwa, a więc stanowi ona ziarno nowego ludu: jest obaleniem prywatności: kategoria prywatności znika. Kategoria prywatności w koncepcji chrześcijańskiej nie istnieje, i tak prawdą jest, że pojęcie zasługi - moralnej wartości czynu - jest proporcją czynu wobec planu bożego: czyn jest słuszny, kiedy jest "funkcją", tj. rozszerza Królestwo Boże: jest dla świata. Pojęciem zasługi jest to, że czyn jest moralny, kiedy pomaga światu realizować się, a tym czynem może być mycie naczyń. Nie ma już kategorii prywatności do tego stopnia, że nawet jeden włos na głowie nie może być samodzielny. Tak jak nie można powiedzieć ani jednego słowa żartem, z którego nie trzeba by zdawać sprawy. Zawsze w codzienności ta wielkość rozszerza odczuwanie własnego człowieczeństwa a więc odczuwanie własnego stosunku ze wszystkim. Ale jeżeli wiara jest rozpoznaniem obecności Chrystusa, rozpoznaniem, że On ma pozostać, oto jest ta wielka Niewiadoma między nami, to jest wielka cenzura, z powodu której jesteśmy współwinni razem ze światem całkowicie pogrążonym w fałszu, a to jest kłamstwem; kłamstwem jest nierozpoznawanie Chrystusa, kłamcą jest ten, kto nie rozpoznaje Chrystusa.
b) następną z " kilku Wielkich Rzeczy", o których mówiliśmy wcześniej, jest nasze towarzystwo. Jeżeli Ideałem jest Chrystus, nie ma potrzeby, by Ideał pozostawał tylko psychologizmem; psychologizmem jest wszystko to, co zostaje dokonane i sprowadzone do naszych myśli, uczuć, wyobrażeń.
"Ideę" tę można zobaczyć. Tragedią dla nas jest to, że Chrystus pozostaje pewną ideą, podczas gdy jest obecnością widzialną, która wobec tego musi być rozpoznana w towarzystwie, w tym żyjącym fakcie.
Gdyby nas zostało dwunastu w całym świecie to nasze towarzystwo (którego znaczenie przewyższa jego kształt, spójność, przewyższa to, czym jesteśmy oraz przewyższa sumę tego, czym jesteśmy) byłoby i tak rzeczą świętą, wielką, ponieważ jest ono powłoką, znakiem wielkiej rzeczy, jaką jest bogactwo naszego ubóstwa. Nasza świadomość budzi się, gdy pierwszą rzeczą, którą nas interesuje, jest to, co spotkaliśmy.
To, co spotkaliśmy, jest treścią Wiary, jest towarzystwem, którego znaczenie i trwałość to coś większego niż ci, którzy je tworzą, jest Chrystusem. Zawierzyć temu towarzystwu, powierzyć się mu tzn. przynależeć: oto co nas określa: jesteśmy określeni pewną przynależnością. Przynależność do Chrystusa jest ideą abstrakcyjną, jeżeli nie znajduje się wewnątrz historycznego sposobu, w jaki Go spotkaliśmy. Sposób historyczny jest śmieszny, ale bez niego nie przynależymy do Niego!
Towarzystwo między nami - nie jako osłona od ciosów, nie kiedy płaci, lecz jako oparcie dla mojej osobistej postawy, jako wezwanie, pożywienie i poprawienie mojej osobistej postawy, tzn. mojej Wiary. To jest więc formuła, za jaką powinniśmy iść w tym pierwszym odcinku drogi do przebycia. To, że życie nie może być czymś więcej niż Ideał, lecz Ideał jest czymś więcej niż życie. Życie jest czymś więcej niż Ideał gdy okoliczności - odrzucając "problem", "walkę" - wymykają się spod osądu, spod natarcia, spod ataku Ideału. Wówczas życie staje się czymś więcej niż ideał, a ideał kryje się w kącie jak w niszy, do której od czasu do czasu przynosimy kadzidło. Ale Ideał jest czymś więcej niż życie: "Twoja łaska warta jest więcej niż życie". Twoja obecność warta jest więcej niż życie.
tłum. Luigi Crisanti