Odpowiedzialność: nawrócenie „ja” w obliczu obecnego wydarzenia
Odpowiedzialność jest nawróceniem «ja» w obliczu obecnego wydarzenia” – wypowiadając te słowa, ksiądz Giussani daje nam kryterium do osądzania naszej odpowiedzialności. Łatwiej byłoby przynależeć do jakiegoś stowarzyszenia, nie musielibyśmy bowiem liczyć się wtedy z podobnym zdaniem. Ponieważ jednak nie przynależymy do żadnego stowarzyszenia, ale do obecnego wydarzenia, problemem jest to, czy jesteśmy gotowi podążać za tym, co czyni Ktoś Inny; nawrócić się w obliczu obecnego wydarzenia. Jest to najważniejsza odpowiedzialność, jaka na nas spoczywa: jeśli ktoś nie jest na to gotowy, powinien sobie odpuścić. Mówię o tym ze względu na jego odpowiedzialność, na jego zbawienie, ponieważ nie jesteśmy tu po to, by bawić się w jakieś stowarzyszenie.
W jaki sposób możemy zweryfikować, każdy z nas, jak tym żyliśmy?
1. Ksiądz Giussani mówi, że fakty posiadają pewną swoją nieuniknioność. Przekonaliśmy się o tym ostatnio: jeśli proponujemy wyjazd do Rzymu, każdy musi liczyć się z faktem, że tam pojedzie lub nie. Fakty posiadają swoją nieuniknioność, przypierają nas do muru, zmuszają do podjęcia jakiejś decyzji. Człowiek może o tym myśleć jak o jakiejś wielkiej uciążliwości, albo też – i tak jest w rzeczywistości – jak o wielkiej czułości, jaką darzy nas Tajemnica, która – nie naruszając naszej wolności – przywołuje nas z wielką siłą, nie pozostawiając nam w ten sposób alibi. W ostatnich czasach sporo było tych faktów. Wymieniam tylko najważniejsze: wybory [regionalne we Włoszech, które odbyły się w kwietniu], podjęta w prasie sprawa pedofilii, rekolekcje Bractwa, Rzym, Szkoła Wspólnoty. Wszystko to fakty, z którymi każdy z nas, niezależnie od intencji, musi się zmierzyć: w jaki sposób je przeżyliśmy? jaką pozycję zajęliśmy wobec nich? Nie mówię o tym po to, by czynić wyrzuty, ale po to, by wszystko było jasne. Ten kto pragnie kroczyć z jasnością ku przeznaczeniu, przede wszystkim musi wiedzieć, czy postępuje naprzód, czy też nie, ponieważ dopóki pozostaje dwuznaczność, nie pomagamy sobie. Fakt, że Ruch albo życie (ponieważ wiele razy to nie my decydujemy o rzeczywistości, jak chciałaby prasa) rzuca nam wyzwanie, wzywa nas do udzielenia odpowiedzi. I każdy może w sobie zobaczyć – jest to bowiem prawdziwy rachunek sumienia – czy wziął pod uwagę fakty, czy też pozostał obojętny.
Fakty te przeżyliśmy, stając w obliczu pewnej propozycji. Ostatnie wybory mogliśmy przeżyć podobnie jak wszystkie inne, tym razem powiedzieliśmy sobie jednak: wybory są okazją do zweryfikowania wiary. Czy chociażby w najmniejszym stopniu wzięliśmy pod uwagę tę propozycję? Powiedzieliśmy sobie: nie jedziemy do Rzymu po to, by wesprzeć Papieża, ale by otrzymać od niego wsparcie. Jak każdy z nas podjął to ryzyko w obliczu racji? Uczestniczyliśmy w rekolekcjach: jak? Była proponowana Szkoła Wspólnoty: w jaki sposób stanęliśmy wobec tej propozycji? Czy pomogliśmy dotrzeć do Szkoły Wspólnoty każdemu, kto tego pragnął? A może raczej tylko utrudniliśmy do niej dostęp? Była ona taką właśnie propozycją: wolną, ale dla wszystkich. Czy każdy zinterpretował tę propozycję zgodnie z własnymi kryteriami (jak w przypadku wyborów albo wyjazdu do Rzymu)? To jest nieuniknioność faktów, która demaskuje możliwość pojawienia się dwuznaczności w naszym postępowaniu. Fakty są wyzwaniem rzuconym „ja”, wyzwaniem, wobec którego nie można kombinować. Czy rozpoznaliśmy te fakty jako znak, który odsyłał nas do czegoś więcej, czy też były one tylko okazją do bawienia się w interpretacje?
2. Ponieważ każdy z nas przeżył to wszystko w taki czy inny sposób, każdy może zweryfikować to, co się stało; może spojrzeć na własne życie i zobaczyć, co się stało, niezależnie od tego, jaką podjął decyzję. Czy miały miejsce ponowne narodziny„ja”? To one są bowiem weryfikacją chrześcijańskiego wydarzenia. To znaczy, jak na koniec tego roku postrzegam siebie? Jaką drogę przebyłem? Jakie doświadczenie ponownych narodzin zostało mi dane? Każdy z nas może zobaczyć bez cienia wątpliwości w samym sobie – odpuszczając sobie całe to gadanie (wybaczcie za sformułowanie) –fakty, fakty ponownych narodzin, które dostrzegamy w tak wielu ludziach. Czy jako odpowiedzialni za poszczególne wspólnoty uczestniczymy w tym czy nie?
3. Zmieniająca wszystko miłosierna miłość [caritas] Tajemnicy do każdego z nas została nam naprawdę dana (i nie jest to żadną oczywistością) w historycznej Obecności. Charyzmat jest historyczną Obecnością, która pozwala przezwyciężyć zagubienie. By jednak Obecność ta mogła przezwyciężyć zagubienie, trzeba pozwolić się zrodzić, w ten sposób można dostrzec użyteczność wiary w życiu. „Pozwolić się zrodzić” oznacza, że moje „ja” budzi się w pewnej relacji, w relacji z tą historyczną Obecnością: dziś może się to dokonać tutaj, jutro gdzie indziej, to jednak jest metoda, zgodnie z którą Tajemnica naprawdę działa w pewien tajemniczy sposób. Wszyscy mamy skłonność do eliminowania tego zderzenia, a wówczas alternatywą dla tego, by pozwolić się zrodzić, jest przystanie na to, by zwyciężył opór. Jeśli jednak człowiek pozwala się zrodzić, staje mu przed oczami to, dzięki czemu dokonuje się to zrodzenie: Obecność, którą napotyka, posiada taką zdolność pochwytywania, że nas zradza; wywołuje pewien wstrząs, który jest zwycięstwem nad rozłamem między wiedzą a wiarą, ponieważ okazuje się z coraz większą jasnością, że chrześcijańska prawda jest wydarzeniem, które ma miejsce w podmiocie. Zdumiewa to przede wszystkim nas; jest to coś tajemniczego, ale tak rzeczywistego, że całe życie jest określane przez to wydarzenie.
Dlatego wydarzenie się nowego stworzenia nie jest owocem żadnych naszych usiłowań, ale właśnie łaską. Po czym to rozpoznać?
4. Wydarzenie popycha nas do działania, to znaczy prowokuje całe „ja”, w jego rozumności i wolności, pochwyca je i porusza, ponagla, dzięki czemu dociera ono aż do osądu. Wydarzenie nie pozostaje czymś wyłącznie estetycznym czy też dewocyjnym, ale wprawia w ruch całą zdolność rozumu do tego, by dotrzeć do meritum sprawy wyborów, pedofilii, pracy lub jakiegokolwiek innego aspektu rzeczywistości. To właśnie pozwala nam wypowiadać się w odmienny sposób, ponieważ tylko „ja” poruszone przez to wydarzenie wchodzi w meritum spraw i je osądza. Dwuznaczność pozostaje tam, gdzie brakuje tej pracy. Oto zdanie Ojca Świętego, które powtarzam niemal każdego dnia, odkąd je usłyszałem: „Wkład chrześcijan jest decydujący tylko wtedy, gdy sposób, w jaki postrzega wiara, staje się sposobem postrzegania rzeczywistości” (Benedykt XVI, z przemówienia do uczestników Posiedzenia Plenarnego Papieskiej Rady do spraw Świeckich, 21 maja 2010 r.). Aby sposób, w jaki postrzega wiara, stał się sposobem postrzegania rzeczywistości (co nie jest automatyczne), wydarzenie wiary musi rozbudzić całą inteligencję po to, by wejść w rzeczywistość. W ten sposób, z tą otwartą na oścież inteligencją (poszerzoną, jak powiedziałby Ojciec Święty), mogę lepiej rozumieć rzeczywistość, mogę wydawać właściwszy osąd, wchodzić w meritum spraw.
Bez tego nasz wkład nie może być decydujący, ponieważ będzie on taki, jak wkład wszystkich innych, tyle że dokona się z większym sprytem i uporem, nie będzie on jednak odmienny i dlatego nie będzie decydujący. Przyjaciele, fakt ten mówi nam o tym, że aby sposób, w jaki postrzega wiara, stał się sposobem postrzegania rzeczywistości, potrzeba wychowania: o tym dawał nam świadectwo ksiądz Giussani, a rekolekcje Bractwa, w ślad za księdzem Giussanim, zaproponowały nam to ponownie, ponieważ rekolekcje są odpowiedzią na rozłam między wiedzą a wiarą, między sposobem, w jaki postrzega wiara, a naszym postrzeganiem rzeczywistości (innymi słowy). Nie możemy przezwyciężyć tego rozłamu, jeśli nie będzie chrześcijańskiego wydarzenia i jeśli nie będziemy gotowi na to, by za nim podążać, aż po osądzanie szczegółu. To czyni podmiot obecnością, ze względu na nowość, jaką on przynosi; nie ze względu na nienaganny sposób mówienia, ale na nowość w patrzeniu na rzeczywistość.
Bez tego treść naszej mentalności pozostanie taka sama i nie wyłoni się nowe stworzenie, ponieważ podmiot nie może pozostawać prawdziwym podmiotem w obliczu rzeczywistości, jeśli nie wejdzie w szczegół i jeśli nie stanie się powszechnym stanowiskiem kulturowym, w przeciwnym razie chrześcijaństwo jest dewocją. Oznacza to, że jeśli chcemy mieć wkład, pomijając nasze zdolności, musimy zadać sobie pytanie, czy jesteśmy gotowi na nawrócenie, o którym mówiliśmy na początku i do którego Ojciec Święty nas przyzywa na wszelkie sposoby. W tym trudnym momencie historii Kościół, w swoim największym autorytecie, wzywa nas do tego nawrócenia. Moglibyśmy zredukować je moralnie, jeśli charyzmat nie pomógłby nam naprawdę go zrozumieć w jego prawdziwym wymiarze, który jest pierwotnym wymiarem Nowego Testamentu: przemiana mentalności, metanoia, przemiana nous [umysłu].
Przyjaciele, to jest fascynująca przygoda, w której jesteśmy zanurzeni, a ten rok właśnie za sprawą wszystkich faktów, które były dla nas wyzwaniem, pozwolił wyjść z ukrycia wielu dwuznacznościom, a przez to zobaczyć, w jaki sposób Tajemnica lituje się nad nami. Człowiek może postrzegać jako nieszczęście wszystko to, co wychodzi na jaw, albo też uważać to za łaskę, jak mówi Ojciec Święty: nawrócenie jest łaską, ponieważ jest pokojem. W zależności od tego, jak poważnie każdy z nas traktuje to wyzwanie, możemy pomóc osądzać – czy to na zakończenie roku, czy to podczas wakacji – również naszym przyjaciołom w każdej wspólnocie; możemy stworzyć im odpowiednie warunki, dać wszystkim narzędzia do osądzania; do tego, by patrzeć, co się wydarzyło, by świadomość uczyniła krok do przodu, co interesuje przede wszystkim nas, nasze wspólnoty. Tylko dzięki temu nasza obecność w świecie może być decydująca.