Ciągły początek Ludu Bożego w świecie, chwała Jezusa w historii

Notatki z syntezy, La'Thuile 24-28 sierpnia 1996 r.

Z pracy wykonanej w tych dniach lepiej rozumie się to, co naprawdę nam leży na sercu. Ponieważ pragnę dla każdego z nas abyśmy dobrze zrozumieli racje. "Ponieważ - powiedział ks. Giussani do studentów - to czego brakuje wiele razy to dobre zrozumienie racji, o co chodzi?", ponieważ życie nie jest problemem sentymentalnym (Tracce 09. 96). Dobrze zrozumieć o co chodzi, pozwala nam lepiej zrozumieć co leży nam na sercu, co naprawdę nas interesuje w życiu i rozumie się jaki jest punkt syntetyczny, na który patrzeć ażeby się nie zgubić.

A co uczyniliśmy w tych dniach? Im bardziej człowiek wchodzi w kontakt z rzeczywistością, im bardziej rzeczywistość go uderza, tym bardziej to odsyła do Kogoś innego. Właśnie tym jest dynamika znaku. Dzieje się to podobnie jak wtedy gdy dziewczyna znajduje bukiet kwiatów na swoim stole. Im bardziej patrzy się na te kwiaty tym bardziej rośnie chęć abym się dowiedział "kto" - chciałaby poznać oblicze tego kogoś "innego", kto ofiarował jej kwiaty (L. Giussani, Il senso religioso, Milano 1991, p. 149-150). To jest początek zwycięstwa nad pozytywizmem. To jest tak jakby ona nie mogła zatrzymać się na tym co widzi. Ale rzeczywistość odsyła ją dalej, poza to "coś", co jest tutaj do Tego Kogoś, bez którego kwiaty nie byłyby tam, bez którego nie dałoby się wytłumaczyć istnienia kwiatów. Ale im bardziej człowiek napotyka na te kwiaty, tym bardziej rośnie chęć poznania oblicza tego "kogoś". W ten sposób dokonuje się każdy związek z rzeczywistością. "Kim jesteś Ty który wypełniasz całe życie Twoją nieobecnością, wypełniający całe życie Twoją obecnością, którą jesteś Ty?". Ale ten "Ktoś" pozostaje nam obcy. My przy wszystkich naszych siłach, przy całej naszej wyobraźni nie dajemy rady odkrywać Jego oblicza. Im bardziej pracujemy, tym bardziej tworzymy sobie obraz, tego czegoś czego nie znamy. Ten cały wysiłek wejścia w relację z tym nieznanym był to trud tylu ludzi na przestrzeni wieków. Tu rozumie się dobrze jaka jest sytuacja człowieka, o co naprawdę chodzi w życiu, "Qui animo satis?" Co wypełnia naszą duszę, nasze serce? Jest zawsze coś, co jest poza.

Nagle człowiek wkracza jako część rzeczywistości, którą ty dotykasz, widzisz, czujesz. Ten człowiek podejmuje inicjatywę i wychodzi na przeciw naszemu człowieczeństwu. On ukazuje miłosierdzie wobec naszego życia, wobec naszego przeznaczenia. To On. Tu jest zmiana metody, której nauczyliśmy się na Szkole Wspólnoty. Już nie jest to nasz wysiłek, ale jest to inicjatywa podjęta przez Niego polegająca na wyjściu na spotkanie każdego z nas. Ta zmiana metody objawia nowość, która się wydarzyła w naszej historii, jedyną prawdziwą nowość. Jedyną prawdziwą rewolucją jest ta. Wszystkie inne są różnymi formami tego samego wysiłku, który człowiek podejmuje aby osiągnąć tego Kogoś, który pozostaje nieznany. Jedyną prawdziwą rzeczą nową, jedyną prawdziwą rewolucją jest wejście, wkroczenie Tajemnicy w historię, wkroczenie Tego Człowieka. A to objawia się w spotkaniu tak jak spotkanie Jana i Andrzeja, którzy pewnego dnia wstali rano jak wszyscy inni i poszli słuchać tego proroka Jana Chrzciciela. Nagle natknęli się na nową Obecność, nową i wyjątkową. Była to nadzwyczajna Obecność. Spotykali dużo ludzi, dużo osób, ale ten człowiek był inny, ponieważ będąc z Nim doświadczało się wyjątkową odpowiedniość, która przekraczała to, co po ludzku można było doświadczyć w stosunku z jakąkolwiek częścią rzeczywistości. Była ona inna od doświadczenia odpowiedniości, którą człowiek ma widząc zachód słońca lub spotykając piękną kobietę. Jest to odpowiedniość tej samej natury, ale jakaś inna wyjątkowa. Ta odpowiedniość jest czymś, co w głęboki sposób ma związek z własnym człowieczeństwem, z własnym "ja", które ma pragnienia, z serca, z wymogami prawdy, szczęścia, sprawiedliwości i pokoju. Ta odpowiedniość jest początkiem drogi, która we współżyciu z Nim i w uwadze na Jego znaki kończy się, z łaski, na wierze. Rozpoznanie tego Jezusa nazywa się wiarą. Wiara rozpoznaniem tej wyjątkowej obecności, w której Znak i Tajemnica zbiegają się. Ten człowiek, którego mieli przed sobą, Ten człowiek - Jezus jest tajemnicą odpowiadającą na oczekiwania serca. Rozumiecie co leży nam na sercu?

Osoba, która to spotkała tego Człowieka, która kocha swoje Przeznaczenie, która nie ucieka od pragnienia swojego serca, która naprawdę kocha siebie. Co naprawdę jej leży na sercu, jeżeli nie Ten człowiek? Gdzie człowiek spotyka odpowiedź na pragnienie prawdy i piękna w swoim sercu jak nie w Nim? To wszystko jest łaską. To, że się wydarzyło w życiu jest łaską. Wszystko jest łaską. Od początku do końca jest łaską. Fakt, że Bóg stał się człowiekiem jest rzeczą, której nikt nie może uczynić jeżeli nie On. Jest łaską to, że ja Go spotkałem. Jest łaską to, że ja Go rozpoznałem. To, że ja Go spotkałem, to że ja Go rozpoznałem nazywa się wyborem. Bóg mnie wybrał, wybrał mnie wśród wielu osób, abym poznał odpowiedź na moje serce i na serce wszystkich, abym ja doświadczył (ponieważ doświadczenie, jest obecnością, którą można widzieć i dotykać) tego co jest odpowiedzią na pragnienie serca wszystkich.

To spotkanie, ten fakt jest początkiem pamięci. Pomyślcie o uczniach, jak oni będąc z Nim, widząc to co Mu się wydarza, widząc cuda, widząc sposób w jaki On patrzy na ludzi, jak każda potrzeba spotyka serce Jezusa, wchodzi w serce Jezusa. On nie omija żadnej potrzeby. Widząc te rzeczy, wracają do domu codziennie, z oczami przepełnionymi tymi faktami (tymi faktami!) uczynionymi przez Tego człowieka. Rozjeżdżamy się dzisiaj z tymi faktami (które wydarzyły się tutaj w tych dniach). Oblicza tej Obecności nie można już wyrwać z życia, nie można wyrwać z pamięci. My napotykamy na rzeczywistość z obecnością w oczach bez lęku. Aby to "bez lęku" było prawdziwe potrzebne jest doświadczenie współżycia z tą Obecnością, z tymi faktami; w przeciwnym wypadku owo "bez lęków" jest niemożliwe. To co usuwa lęk przed wyjściem na spotkanie z rzeczywistością, to jest Obecność. Pomyślcie o dziecku, które ze swoim ojcem idzie wszędzie, kiedy jest samo, wszystko je przeraża.

To co usuwa lęk w życiu, w przeżywaniu rzeczywistości, to nie są słowa, to nie jest schemat, ale jest to Obecność, towarzystwo obecności w oczach. Z tą obecnością w oczach my możemy nawet patrzeć na te aspekty rzeczywistości, które jawią się jako bolesne. Pamiętam jak kiedyś byłem na spotkaniu Szkoły Wspólnoty ze studentami w szkole, gdy wydarzył się wypadek jednemu z naszych ludzi. Wtedy przyjaciele stawiali sobie pytanie: "Jak mogą się wydarzyć takie rzeczy, jak Bóg może pozwalać by takie rzeczy się wydarzyły?" A ja wówczas podawałem taki przykład: "Pomyśl, jeżeli ty dzisiaj wracasz wieczorem do domu, spotykasz na ulicy kogoś, kto uderzy Cię w nos, co ty robisz?" Chłopak do którego się zwróciłem był dość rosły i odparł mi: "Ja oddałbym dwa razy". "A jeżeli, kiedy dojdziesz do domu twoja mama Cię uderza, co zrobisz?" "Zapytałbym dlaczego to zrobiła?" Jaka jest różnica? Uderzenie jest takie samo. Jaka jest różnica? Taka, że ten spotkany na ulicy jest kimś nieznajomym, a mama nie jest nieznajoma. Coś czego nie rozumiem nie wprowadza wątpliwości, ale budzi pytanie.

Problem rzeczywistości polega na tym jak my dochodzimy do spotkania z nią. Jeżeli my dochodzimy do spotkania z rzeczywistością, mając za sobą współżycie z obecnością, co do której osiągnęliśmy pewność, że nas kocha, wówczas nawet wtedy, gdy nie rozumiemy czegoś, to nie wprowadza wątpliwości, wprowadza pytanie. Ponieważ my, kiedy widzimy oblicze bolesne rzeczywistości, jeżeli rzeczywiście doświadczyliśmy, jeżeli mieliśmy prawdziwe współżycie w czasie z tą obecnością, wtedy ta obecność nie odsuwa się sprzed oczu. Jeżeli się odsuwa, jest z powodu czegoś, czego nie doświadczyliśmy, nie osiągnęliśmy pewności co do tej obecności. Problemem nie jest rzeczywistość, ale jak zjawia się naszym oczom oblicze bolesne rzeczywistości. Problem polega na tym, że my podejmujemy rzeczywistość, a nam nie wydarzyło się "coś", tak jak się wydarzył temu chłopcu ze swoją mamą. Ponieważ to jest pozytywność, o której mówił Cezana wczoraj w pierwszej odpowiedzi. Ta jest pozytywność. Szczytem pozytywności jest ta obecność. i dlatego my dzięki temu możemy wyjść na spotkanie z rzeczywistością bez lęków.

Jedyną kwestią jest to, że w czasie my nie możemy przeżywać spraw, które się nam wydarzają nie myśląc o Nim, jak ci trzej przyjaciele - Łazarz, Marta i Maria. Jego przyjaciel zachorował, a Ci nie mogą popatrzeć na chorobę brata nie myśląc o tym Przyjacielu i idą Mu o tym powiedzieć. Wydaje się, że Jego to nie interesuje, ponieważ spóźni się trochę. Gdybyś był tutaj On by nie umarł. Tyle razy się nam wydaje, kiedy od razu nie otrzymujemy odpowiedzi na nasze pytanie, że Jego już nie interesuje nasze życie. "Jeżeli uwierzysz zmartwychwstanie". Idzie i wskrzesza go z martwych "aby ukazać swoją chwałę" (J 11, 1-44) - mówi tekst Ewangelii, aby bardziej ukazać chwałę, ponieważ ten, który ocala życie nie jest wskrzeszeniem ze zmarłych, bo i tak miał potem umrzeć. Problem polegał na tym, aby objawiło się bardziej kim jest ten człowiek, aby objawiła się Jego chwała. Nawet kiedy wydaje się, że On od razu nie odpowiada i dopuszcza do tego, że my przechodzimy przez trudności, przez okoliczności, których znaczenia od razu nie rozumiemy, to nie jest dlatego że On już nas nie kocha, ale ponieważ On czegoś chce, aby bardziej objawiła się Jego chwała, abyśmy bardziej widzieli Jego zwycięstwo w czasie i w przestrzeni. "To jest zwycięstwo, które zwycięża świat - wiara" (1J 5, 4). Problem polega na tym, abyśmy byli tam, kiedy On interweniuje.

Ta pewność idzie dalej, kontynuuje się w czasie. Dlatego tu dobrze rozumie się wartość czasu, którego my wiele razy nie rozumiemy, pewność dochodzi w czasie, tak jak pewność dziecka, które patrzy na swoją mamę wydarza się w czasie. Pomyślcie ile rzeczy musi zrobić mama, aby dojść do tego, aby jej dziecko przywiązało się, aby stało się rzeczywiście osobą. Jezus, abyśmy się stali rzeczywiście ludźmi, aby powstało to przywiązanie do Jego osoby, ta pewność w Jego osobie - ile faktów. Ile naprawdę faktów potrzebujemy aby dojść do tej pewności, do tego przywiązania, które nawet gdyby ziemia wybuchła..., tak jak dziecko. Ziemia może się odejść, może zniknąć, ale pewność pokładana w jego mamę pozostaje. Jest to proste, czyli to dziecko, jedyną rzeczą jest to, że ono nie wprowadza nic pomiędzy swoją potrzebę a swoją mamę. Nie ważne czy jest to czwarta rano, czy ona jest zmęczona, ono nie przedkłada niczego, jego potrzeba jest okazją do relacji, okazją krzyku ku swojej mamie. a w ten sposób objawia się przed dzieckiem oblicze swojej mamy, kim jest naprawdę jego mama dla niego. i to jest to samo co czyni Chrystus z nami. Wszystko to co się nam wydarza, wszystkie nasze potrzeby, wszystkie okoliczności, przez które musimy przejść są po to, aby objawiło się kim jest Chrystus. Ale nie kim jest "Chrystus" jako imię, ale kim jest Chrystus naprawdę, w swoim ciele, ponieważ przeszywa, przechodzi przez całe nasze człowieczeństwo, komórka po komórce, jako Jego zdobywanie naszego życia krok po kroku, a to wydarza się w czasie. Bez tego nie dochodzi się do pewności, a to widzimy bardzo dobrze przed okolicznościami, które nas przerażają. Nasza kruchość wychodzi na jaw, nasza niepewność wychodzi na jaw, ale tonie jest problem rzeczywistości, ale jest to problem braku pewności.

Rozumiecie więc, co nam leży na sercu, jaką drogę przeszliśmy w tych dniach. Jaki jest cel? Celem jest dojść tutaj, ponieważ bez spotkania z tą obecnością, bez drogi współżycia z tą obecnością my nie dochodzimy do pewności. Bez pewności nie wejdziemy na przeciw rzeczywistości. To jest moralność, ta fascynacja, którą On, Jego obecność budzi, to przywiązanie do Jego obecności, która za każdym razem coraz bardziej nas fascynuje. Fascynuje bardziej, ponieważ człowiek widzi co się wydarza w naszym życiu. Przywiązanie do Chrystusa nie rośnie poprzez "odbywanie medytacji", jak nam mówili w seminarium, ale żyjąc tak jak dziecko, jak czyni swoje przywiązanie do mamy. Czy czyni to myśląc o miłości swojej mamy, czy żyjąc w okolicznościach życia? Co to znaczy żyć w towarzystwie swojej mamy? Gdzie się wyraża oblicze swojej mamy? Kim jest ta kobieta dla niego? To samo dla nas Chrystus. Dlaczego tę pewność osiąga się w czasie, w historii, w życiu, poprzez okoliczności życia, a nie poprzez ciągłe zastanawianie się.

Kiedy człowiek zrozumiał że tym jest problem życia, że problemem życia jest kochać tego Jezusa, rozumie się czym jest prawdziwa przyjaźń. Kochać kogoś innego oznacza chcieć jego dobra, dobra tego kogoś innego. My teraz wiemy czym jest naprawdę dobro drugiego człowieka, dobro drugiego, dobro przyjaciela, dobro tego kogo kochamy. Kochać to już nie jest redukcja tej przyjaźni. Przynajmniej zrozummy te rzeczy, abyśmy w ten sposób prosili o to co nam brakuje. to nie jest być razem, to nie jest robić pewne rzeczy, to nie jest podejmować pewne inicjatywy, dobrem drugiego to ten Chrystus. a my nie jesteśmy przyjaciółmi, nie kochamy się jeżeli zadowalamy się czymkolwiek mniejszym niż to. Ta miłość wzajemna, kiedy spotykają się dwie osoby które tak się kochają, to jest przyjaźń. "Przyjaźń - mówi ks. Giussani - jest wydarzeniem, które Pan nieba i ziemi budzi poprzez swojego Ducha, który działa tworząc świat chwila po chwili, jest okazją którą Tajemnica pozwala mi napotykać. Zwraca moją uwagę na towarzysza drogi, najpierw obcego, a teraz natomiast upatrzonego w sposób bardzo intensywny, upragnionego jako możliwa pomoc w tej szczególnej okazji aby razem kroczyć wewnątrz tej okazji ku przeznaczeniu. "Mniej niż przeznaczenie przewidziane, przeczuwane lub obecne, choć w sposób nie wyrażony w prostocie serca nie ma przyjaźni.

Ile problemów byśmy sobie zaoszczędzili wewnątrz naszej wspólnoty gdyby cel dla którego jesteśmy razem nie był ten: "czy ten na mnie patrzy, czy nie?", "czy ja będę pełnił tę rolę, czy nie?", ponieważ to nie jest problem życia. Rozumiecie? Być razem z tego powodu jest głupie. Ilu problemów byśmy sobie zaoszczędzili. Dlatego jedyna adekwatna treść tej przyjaźni to pamięć. Pamiętać, uczynić obecnym, dać świadectwo sobie nawzajem, pomóc sobie nawzajem abyśmy nie zapomnieli o Chrystusie. Aby treścią naszego towarzystwa było to, że "żyjąc w ciele, żyjemy w wierze Syna Bożego, który umarł i zmartwychwstał dla nas" (J 1, 3; Kol 1, 16-17).

Z takiej przyjaźni powoli stajemy się ludem, jeden po drugim. Wybrani przez Chrystusa abyśmy należeli do tego ludu. Ten lud jest zbiorem tych, którzy go rozpoznają, którzy rozpoznają, że "w Nim wszystko jest", że "wszystko jest uczynione poprzez Niego", ponieważ "jaki jest lud rozumie się poprzez to co on kocha" - powiadał św. Augustyn, jest Ten, "dla którego się żyje". Lud - to jest kryterium osądu aby popatrzeć na nasze wspólnoty: "dla kogo żyjemy?", "dla kogo jesteśmy razem?" ("dla kogo") - jest to, że ktoś ma na tyle miłosierdzia wewnątrz wspólnoty, że budzi za każdym raz to pytanie: "dla kogo żyjemy?", "dla kogo jesteśmy razem?", to jest to co pozwala na to aby rana pozostała otwarta. Rana wewnątrz wspólnoty uniemożliwia zapomnienie, ponieważ bez tego, bez tej wzajemnej pomocy my nie dajemy rady, ponieważ Bóg nas złączył abyśmy sobie dali świadectwo o tym. a to jest chwała Chrystusa, mówi ks. Giussani na stronie 275 w książce "Czy można naprawdę tak żyć": "Chwała Chrystusa jest zjawiskiem dla którego ludzie rozpoznają, z powodu potężnej łaski, z powodu potężnego daru z czego się składają rzeczy, z czego się składają ludzie i rzeczy, z czego się składa rzeczywistość. a rzeczywistość składa się z Chrystusa. Chwała Chrystusa jest chwilą, w której człowiek rozumie, że wszystko jest uczynione przez Chrystusa, krzyczy to, nazywa się to świadectwo." Krzyczy to, krzyczy to całym swoim życiem, tak jak nasza przyjaciółka z Tunisy, która idąc prowadzić zajęcia do szkoły, ponieważ ona uczy - wydaje mi się - włoskiego, a nie religii, będąc tam, ponieważ miała kontakt z dziewczynami one zaczęły iść za nią, a rodzice (środowisko muzułmańskie) zauważyli, że ona jest niebezpieczna i ją oskarżyli o prozelityzm. Kiedy dyrektorka szkoły zapytała ją "Czy ty mówiłaś o Chrystusie?", ona powiedziała "Ja nigdy nie mówiłam o Chrystusie", ale wszystko było tam, a wszyscy szli za nią, natomiast nauczyciel religii nigdy nie został oskarżony o prozelityzm i tu jest wszystko.

Wobec tych faktów, jak my możemy powiedzieć, że nie można przeżyć w każdej okoliczności świadectwo Chrystusa. Czego my potrzebujemy? Musi być nas 500 w każdym miejscu pracy? To nie jest problem liczby (ponieważ może być nas 500 i możemy nie dać świadectwa niczemu): jest problem jedności osoby, która budzi to samo zainteresowanie, które budził Jezus, ponieważ wszystko jest tam, nie ma środowiska, gdzie nie można tego przeżyć, gdzie nie można o tym dać świadectwa, ponieważ jest to świadectwo, które Jezus daje o zmianie, którą uczynił w nas. To On, to jego chwała, która błyszczy przed wszystkimi, jest to misja zadana wszystkim nam, aby o wszystkich nas można było modlić się w ten sposób "krzak gorejący nie do ugaszenia, prawdy i miłości", ten krzak gorejący prawdy i miłości, który fascynuje życie, które może dać świadectwo wobec wszystkich, że Chrystus jest wszystkim. Aby można było się modlić o nas, o każdego w swojej pracy, o każdego w swoim miejscu, w swojej rodzinie, o wszystkich nas razem we wspólnocie, aby można się było modlić o nas "***krzak gorejący nie do ugaszenia prawdy i miłości, ożywiaj w nas radość braterskiej agapy", ponieważ ten "krzak gorejący nie do ugaszenia", którym jest tylko On, tak jak On uczynił nas częścią Jego, uczyni nas częścią tego krzaku gorejącego w świecie. To zapewnia w kraju muzułmańskim, w Nowym Jorku czy na Madagaskarze ciągły początek Ludu Bożego. Tylko to. Tylko bycie "krzakiem gorejącym nie do ugaszenia, prawdy i miłości" z powodu tego co się nam wydarzyło może zapewnić nowy początek. Nie jest to strategia, tylko to może ożywić nas, nasze wspólnoty, tylko to może ożywić radość braterskiej agapy, tylko to, to nie jest nasza siła. :Pomyślcie, że my jedziemy do domu z tą pewnością, że to ożywia nasze wspólnoty, że to ożywia sposób w jaki ja podejmuje pracę, że to ożywia miejsce pracy, zajęcia w seminarium lub zajmowanie się dziećmi, to zapewnia ciągły początek Ludu Bożego w świecie, w czasie i w przestrzeni - Chwała Jezusa w historii.