Maryja: wiara i wierność
Notatki z wystąpienia ks. Luigi Giussaniego podczas XI pielgrzymki do Sanktuarium Matki Bożej Śnieżnej. Adro (BS), 7 maja 1989Dziękuję Matce Bożej, a także ojcu Gino za to, że umożliwili mi udział, przynajmniej w małej części tego wielkiego i pięknego gestu, jakim jest pielgrzymka. Jest to gest wielki i piękny, ponieważ symbolizuje życie, ponieważ także życie, krok po kroku – bez takiego zamierzenia i bez myślenia o tym – stanowi wędrówkę ku przeznaczeniu, jakim jest Bóg – Ten, który nas uczynił, który dał nam ojca i matkę, Bóg, który czeka na nas, na końcu naszego trudu. Tak, trudu, ponieważ jest to trud: jeżeli Bóg przyszedł do nas – jak to już medytowaliście w czasie drogi – jeżeli Bóg przyszedł do nas, aby umrzeć, aby pracować jak wszyscy inni ludzie, ale nade wszystko, aby umrzeć, to znaczy, że życie jest czymś trudnym. I faktycznie życie jest próbą, aby dojść tam, gdzie czeka na nas „królestwo niebieskie –mówił Jacapone z Todi – /które będzie spełnieniem wszystkich świąt, / którego pragnęło serce” (Jacapone da Todi, „O novo canto” [Nowa pieśń] w: Laudi, trattati e detti, red. F. Ageno, Le Monnier, Florencja 1953, w. 73-74, s. 264), gdzie czeka na nas szczęście. Matka wydaje na świat dziecko, dlatego że istnieje szczęście, inaczej wydawanie na świat dzieci byłoby czymś niesprawiedliwym. Życie jest trudne i potrzeba pewnego określonego temperamentu. Nie wszyscy mogą być lekkoatletami – ja, na przykład, nie mogę być lekkoatletą, ponieważ potrzebna jest do tego odpowiednia kondycja fizyczna oraz trening, aby tę kondycję czynić jeszcze bardziej odpowiednią. Ale, dzięki Bogu, aby kontynuować życiowe pielgrzymowanie ku przeznaczeniu, nasza osobowość nie potrzebuje nic więcej, jak tylko jednej rzeczy, rzeczy bardzo podstawowej, podstawowej do tego stopnia, że Jezus tego, kto ją posiada porównał do dziecka: „Jeżeli nie będziecie jak dzieci, nie wejdziecie” (por. Mt 18, 3), a następnie porównał go do kogoś, kto nic nie ma, do ubogiego: „Błogosławieni ubodzy” (Mt 5,3). Krótko mówiąc, potrzeba – użyję tego określenia, aby wyrazić się jasno – wielkiej prostoty serca, która oznacza następnie ubóstwo duszy, ubóstwo ducha. Wielka prostota serca! Matka Boża – kiedy na Nią popatrzymy – jest właśnie typem człowieka wędrującego ku swojemu przeznaczeniu, typem człowieka protagonisty czasu. Czym byłby czas bez człowieka zmierzającego ku swojemu przeznaczeniu? Byłoby rzeczą bezużyteczną, jak wrzucanie czegoś do worka bez dna, w którym wszystko ginie.
Kiedy rozmyślam, mając przed sobą postać Matki Bożej, zazwyczaj dochodzę do kilku refleksji, które teraz wam przedstawię.
1. Przede wszystkim chodzi mi o prostotę Matki Bożej. Prostotę, która czyniła ją dyspozycyjną wobec Bożego zamysłu. Również Ona, jako dobra Żydówka, wyobrażała sobie, jaki mógłby być Mesjasz, na którego wszyscy czekali, który przyniósłby pokój sercom i pokój społeczeństwu, który uczyniłby bardziej szczęśliwą – albo lepiej powiedzmy: mniej nieszczęśliwą – drogę życia. Ale pomyśleć, że Bóg dla wypełnienia tego mógłby siebie uczynić dzieckiem w jej łonie, to akurat było niemożliwe, było niemożliwe, aby ktoś o tym pomyślał. I wobec propozycji Anioła, wobec zwiastowania tej tajemniczej chwili – któż wie, jak dokonała się owa chwila, niemniej dla niej stała się oczywista, była oczywistością – powiedziała: „Tak, fiat”. To jest dyspozycyjność wobec Bożego zamysłu: ponieważ „moje drogi nie są drogami waszymi, a moje myśli nie są myślami waszymi” (por. Iz 55, 8); zamysł Boży przewyższa nas we wszystkim, przewyższa nas zawsze, nie może zostać ograniczony czy uwięziony w przestrzeni naszej wyobraźni. Zauważcie, że Bóg swoją wolę realizuje poprzez okoliczności. Dlatego też dla Matki Bożej, zanim zdarzyło się zwiastowanie – trzy minuty, minutę wcześniej – nie było nawet możliwe wyobrażenie sobie, że mogłoby się ono zdarzyć. Okoliczności, zwłaszcza te, które nam najbardziej dopiekają, sytuacje nieuniknione, właśnie one wyznaczają drogę Boga. Ktoś, kto jest dyspozycyjny, aby zawsze wszystko zmieniać według woli Bożej, kto pozostaje dyspozycyjny w tym względzie, nie jest wewnętrznie przywiązany do niczego, jest wolny. Pierwszą konsekwencją jest zatem uważność osoby, większa wrażliwość na potrzeby innych. Rzeczywiście, zaledwie Anioł odszedł, Maryja, piętnasto-, szesnastoletnia dziewczyna, postanowiła udać się w długą drogę (jadąc do Palestyny odległość tę przebywa się zwykle autobusem lub samochodem),ponad sto kilometrów wśród skał, aby odwiedzić swoją kuzynkę Elżbietę, ponieważ Anioł powiedział, że od sześciu miesięcy nosi ona w swym łonie dziecko. Pierwszą rzeczą, którą z wielką ofiarnością uczyniła, było współdzielenie potrzeby i trudu kuzynki Elżbiety.
Kiedy człowiek jest wolnym? Wolnym jest się, pozostając dyspozycyjnym wobec tego, czego chce Bóg. Człowiek jest wolny w obliczu Nieskończoności i tylko w obliczu Nieskończoności, zdystansowany wobec siebie. Będąc takim, jest się jednocześnie gotowym, aby odczuwać potrzeby innych. Jakaż nauka dla nas! To są pierwsze cechy człowieka, który przeżywa życie jako pielgrzymkę.
2. Jest jedna rzecz, która wywiera na mnie wrażenie, która działa na mnie bardziej niż wszystko inne. Ewangelia wskazuje, że Anioł powiedział do Maryi: „Będziesz matką Najwyższego”, i Ona odpowiedziała: „Fiat, niech mi się stanie według twego słowa”. Kropka. „Anioł odszedł od niej” (Łk 1, 35, 38). Lubię utożsamiać się z tamtą chwilą, kiedy już nie było Anioła, ani niczego innego, i Matka Boża – jak mówiłem –piętnastoletnia dziewczyna, pozostała sama z wydarzeniem, którego jeszcze nie odczuwała, ale które rozumiała, że się wydarzyło i że będzie się rozwijać. Mogła myśleć o rodzicach, mogła myśleć o Józefie, swoim narzeczonym, o ludziach, o tym, co powiedzą: sama, sama... – nie było już niczego, na czym mogłaby się oprzeć. W owym momencie dotknęła szczytu tego, co się nazywa: „wiara”.
Największe dzieło wolności człowieka wobec Nieskończoności stanowi zdolność do wiary, która jest spostrzeganiem Nieskończoności, spostrzeganiem Tajemnicy wewnątrz tego, co zjawiskowe: chociaż pozornie nie było już nic, ona wierzyła, ona podtrzymywała zgodę wobec oczywistości, która się jej wydarzyła. Ona zrozumiała – i przylgnęła do tego – że wewnątrz, za pozorną ciszą rzeczy, wydarzyła się wielka Tajemnica, dla której została stworzona ludzkość, której aż dotąd wszyscy, szczególnie jej naród, na różne sposoby oczekiwali. Ona to zrozumiała i zaakceptowała pomimo pozorów. Wiara, powiem powtórnie, jest rzeczywiście rozpoznaniem wielkiej obecności Tajemnicy, Tajemnicy Ojca i Tajemnicy Chrystusa, Słowa, które stało się ciałem, Tajemnicy Boga, który stał się obecny, utożsamiając się z tymczasowością materii. Bóg był w Jej ciele, w ciele bardzo młodej dziewczyny, w tym pełnym mroku domku, był Bóg, Boże światło. Zobaczyć Boga jako wewnętrzną perspektywę wewnątrz rzeczy, ponieważ wszystkie rzeczy – najbardziej te, które są nam bliskie, najbardziej te, które kochamy – są znakiem, czyli wprowadzeniem do prawdy i życia, jakim jest Bóg, który stał się człowiekiem, ponieważ stał się ciałem w jej wnętrzu.
Wiara... Kiedy widziała go (syna) małego, bawiącego się, kiedy widziała go potem nieco starszego, jak próbował pomagać ojcu, kiedy widziała go już młodego jak pracował, kiedy go widziała rozmawiającego z ludźmi, którzy się z niego naśmiewali – tylko niektórzy się zbliżali, przychodzili – kiedy widziała tego zwykłego, normalnego człowieka, rozpoznawała bez żadnej wątpliwości, że dzieje się wielkie Wydarzenie, że w tym – narodzonym z Jej łona – człowieku jest obecna Tajemnica Boga.
Wiara jest sprawiedliwością człowieka. Człowiekiem, który postępuje w życiu w sposób słuszny jest człowiek żyjący wiarą, ponieważ w świecie zwycięża jedynie wiara, jedynie w wierze zostaje pokonana pozorność rzeczy, przemijalność, znikomość rzeczy; w przeciwnym razie wszystko popadałoby w nicość, rozpadałoby się i znikało, wszystko oznaczałoby nicość.
3. Ale nie tylko wiara. Chcę wskazać jeszcze na coś innego, co mnie porusza, co wynika z wiary – mianowicie wierność. Wierność Matki Bożej, również wtedy, gdy wydawało się, że wydarzenia zaprzeczają temu, czego mogła oczekiwać, co jej zostało powiedziane. Zostało powiedziane, że jej syn ma być przywódcą ludu, że ma zbawić swój lud, a tymczasem został on zmiażdżony, zmiażdżony przez wszystkich, potępiony przez wszystkich: przez władzę i przez naród (które – jak mówił Péguy – są zazwyczaj przeciwne jedno drugiemu). Tam wszyscy byli zgodni. Herod i Piłat, których wcześniej dzieliła niezgoda, doszli do porozumienia. Wszyscy przeciwko Niemu. Z tego powodu hasło „Stabat mater”, jakie daliście waszej pielgrzymce, wraz z imponującym obrazem Giotta, najwybitniejszego malarza naszej historii – to właśnie hasło streszcza w sobie wszystko. „Stabat mater” stała wyprostowana, gdyż po łacinie stabat znaczy „stać prosto”. Stała tam wyprostowana Maryja, Jego matka, blisko krzyża, na którym umierał Jej Syn. Nie wiem – nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić – co musiała wtedy czuć w sercu i jakiego doznała wstrząsu w tym momencie. Ale, czyż ten moment nie był przygotowywany w poprzednich latach, kiedy towarzysząc Mu, być może z oddali, czuła jak jej serce przeszywa ból z powodu obelg, jakimi Go obrzucano, albo dezaprobaty z jaką Go przyjmowano i jaką Mu okazywano?
Właśnie dlatego, że w taki sposób uczestniczyła w śmierci swojego Syna, uczestniczyła również w wielkim darze – jaki Jej Syn ofiarował światu, mnie i każdemu z was, i każdemu człowiekowi, który przyszedł na świat, który żyje obecnie na świecie, jak i temu, który przyjdzie na świat w sposób znany Ojcu – w darze zbawienia. Współpracowała w ofiarowaniu nam zbawienia. Bez Jej „tak” – jak mówimy: „bez Jej pośrednictwa”, jeśli by jej nie było – nie bylibyśmy zbawieni. Dlatego jesteśmy pełni wdzięczności i nazywamy Ją „Matką”. Czynimy tak słusznie, ponieważ – jak powiedziałem na początku – jaką wartość miałby fakt, że nasza matka wydała nas na świat, jeśliby druga Matka nie zapewniła nam odpowiedniego dla nas, dobrego i szczęśliwego przeznaczenia?
4. Lecz – to jest ostatnia kwestia, którą pozwolę sobie tylko wspomnieć – Pan nie czeka na koniec. Chrystus zmartwychwstał i zajął miejsce u korzeni rzeczy (ukazuje to święto Wniebowstąpienia), zajął miejsce, które należy do Niego na wieczność. Jest Panem wszystkiego i Matka uczestniczy w Jego panowaniu nad wszystkim, w panowaniu, które ujawni się powoli, w czasie. W miarę, jak ludzie wierzą, zaczynają rozumieć, są oświecani przez Ducha Świętego, a wówczas spostrzegają, że panem wszystkiego jest „Pan” – Jezus, syn Maryi. Ale chciałbym zaznaczyć, że zanim nastanie koniec świata Pan nie szczędzi rzeczy wielkich, tak wielkich, że zdają się końcem świata. Ileż cudów dzieje się poprzez Matkę Bożą! Cudów! Kiedy rozpoczęły się objawienia w Lourdes i wszystkie gazety radykalne, laickie i masońskie oszukiwały, Stolica Apostolska – w celu badania wszystkich przypadków, które miały tam miejsce, które zdawały się cudami – powołała Komisję, dając polecenie, aby w jej skład weszli raczej ateiści, aby było jasne, że to, co się wydarzyło nie jest wyrazem przesądu. Wszystkie osoby kierujące pracami licznych Komisji medycznych i naukowych, badających wydarzenia z Lourdes, kończąc swoją misję odczuwały potrzebę opisania tego w książkach. Książki te, ujmując całość sytuacji, przedstawiają cuda opisane przez ateistów, którzy ostatecznie dochodzili do stwierdzenia: „Nie można tego wyjaśnić, nauka nie potrafi wyjaśnić tych rzeczy”.
Jednakże największym cudem, jaki Matka Boża musi uczynić w naszym życiu, jest obdarowanie nas prostotą jej serca i dyspozycyjnością wobec Tego, który nas stworzył i oczekuje na nas przy końcu czasów. Nasze kości i ciało są Jego, są uczynione dla Niego. Niech Matka Boża da nam wiarę zdolną zobaczyć w braciach (czy wydają się dobrzy czy źli), w rzeczach, których dotykamy rękami i w otaczającym nas świecie (czy wydaje się dobry czy zły) wprowadzenie w Tajemnicę, która napiera, Tajemnicę Chrystusa, która napiera, ponieważ „w Nim wszystko istnieje”, mówi św. Paweł! Niech nam da łaskę wierności, również gdy sprawy idą źle, gdy zdaje się nam, że idą źle (idą źle według nas, w danym momencie), również gdy wydaje się, że coś nie jest korzystne dla nas i naszego dobrobytu! Niech nas zachowa w wierności.
Człowiek rozpoznający Boga, rozpoznający Boga, który stał się człowiekiem, rozpoznający Chrystusa umarłego i zmartwychwstałego, rozpoznający, że On jest Panem wszystkiego, człowiek, który wierzy i mówi o tym swojej żonie, dzieciom, znajomym w pracy, nie wstydząc się nikogo, to jest największy cud. Niech Matka Boża powtarza ten cud w każdym z nas, w każdym z was, również dzięki pełnemu ofiary gestowi, jaki dziś spełniliście!