(Foto: jeshoots/Unplash)

„TO, CO SPRAWIŁO, ŻE CHRYSTUS STAŁ MI SIĘ TAK BLISKI”

Marta jest rezydentką pracującą w poradni onkologicznej. Po powrocie z audiencji papieskiej w Rzymie zadała sobie pytanie: „Co to znaczy przyjąć charyzmat?”. Potem przyszło objęcie pacjentki…

Odkąd wróciłam z audiencji papieskiej w Rzymie, nieustannie zadaję sobie pytanie: co to znaczy przyjąć charyzmat? Na czym to polega? Pragnę zrozumieć, odkryć na nowo to, co mi się przydarzyło. I przeżyć to, a raczej zobaczyć, jak to we mnie żyje, uchwycić to w życiu. Tak jak to miało miejsce kilka tygodni temu.

Od kilku miesięcy pracuję jako rezydent w poradni onkologicznej. Niedawno spotkałam młodą kobietę, u której zdiagnozowano zaawansowane stadium raka, mającą przed sobą kilka miesięcy życia. Kiedy robiłam z nią wywiad medyczny, odkryłam, że mieszka sama, nie ma rodziny poza córką, z którą nie utrzymuje żadnej relacji i której odmówiła udzielania informacji o stanie swojego zdrowia. Wizyta trwała, a ona wydawała się spokojna, prawie nieświadoma powagi tego, o czym mówiłyśmy. Kiedy pod koniec wizyty wyznaczyliśmy jej termin rozpoczęcia chemioterapii, wydawała się obojętna i wyszła. Kiedy weszłam do poczekalni, żeby wezwać kolejnego pacjenta, zastałam ją zwiniętą w kłębek, opartą pięściami o ścianę i zalaną łzami. Podeszłam zatem do niej i chciałam ją objąć, ale nie miałam na to nawet czasu, ponieważ odwróciła się i to ona objęła mnie. Potem mnie przeprosiła i się pożegnałyśmy. Powiedziałam jej, że jestem tu na miejscu, że zaczynamy tę wspólną drogę, że to jest mój gabinet i że może do niego zapukać w jakiejkolwiek sprawie.

Kiedy mnie obejmowała, pomyślałam o dwóch rzeczach: po pierwsze, że nie mogłam nawet w przybliżeniu wyobrazić sobie bólu i samotności, jakie odczuwała ta kobieta. Po drugie, patrząc na jej samotność, poczułam w ciele tę bardzo silną, bardzo trwałą więź, jaką Bóg ustanowił ze mną za sprawą łaski.
To ta więź pozwoliła mi nie wyrwać się z jej objęć, nie tylko fizycznie (nie miałam nawet czasu, żeby o tym zdecydować), ale całą sobą, bez uczucia dyskomfortu, pragnąc dać jej wszystko.

CZYTAJ TAKŻE: WYSTAWA O KS. GIUSSANIM

Pomyślałam: to jest charyzmat! Ten splot wydarzeń, który sprawił, że Chrystus stał się tak bliski mojemu życiu i że łapię się na tym, że nie muszę nic robić ani nie muszę być zdolna do robienia czegokolwiek; który sprawia, że patrzę pozytywnie na życie, pozwala mi stanąć dyskretnie wobec potrzeby drugiego człowieka, bez dyskomfortu, bez uciekania.
Wiem, że to dopiero początek drogi, że wciąż nie wiem wszystkiego o tym, co mi się przydarzyło i co przeżywam, ileż jeszcze jest do odkrycia! Proszę o nawrócenie mojego serca, abym coraz bardziej mogła przyjmować Jego przychodzenie do mojego życia, którym jest charyzmat.
Marta