Inny świat na świecie
Listy z kwietniowych „Tracce”Jestem żołnierzem sił powietrznych, chciałbym zapisać się do Bractwa, ponieważ przed około dwu lat, za pośrednictwem mojej znajomej, poznałem osoby, a dziś przyjaciół, które brały udział w Szkole Wspólnoty, a wśród nich kapłana, który często w swoich homiliach wspominał księdza Giussaniego. Ogarnięty ciekawością i zdumieniem skorzystałem z zaproszenia i wziąłem udział w zdalnym spotkaniu. Słuchając ich, zdałem sobie sprawę, że jest tam coś, co mnie przyciągnęło i sprawiło, że czułem się swobodnie, konkretne „miejsce”, które czyniło mnie bardziej prawdziwym. Wkrótce potem kupiłem książkę Zostawić ślady w historii świata, zacząłem ją czytać, pozostając pod wrażeniem. Od tego dnia zacząłem przychodzić na Szkołę Wspólnoty, gdzie osoby będące jej częścią, otworzyły przede mną inny świat na świecie. Szkoła pomogła mi pamiętać o moim życiu: gdzie byłem i kim byłem, gdzie jestem i kim jestem. Dzięki pomocy towarzystwa doszedłem do świadomości, do nowego poznania, które nie zależało ode mnie, ale od wydarzenia, którego nie mogę już dłużej ignorować. Jest to żywa rzeczywistość.
Massimo, Cicciano (Neapol)
Wewnątrz szkatułki
Drodzy przyjaciele z CL, jestem osobą konsekrowaną, która miała szczęście poznać charyzmat księdza Giussaniego i was, którzy go kontynuujecie, za pośrednictwem rodziców dzieci chodzących do szkoły, w której uczyłam. Już od 9 lat podążam za wami za pośrednictwem „Tracce”, a w szczególności poprzez książki, które opublikował ksiądz Julián Carrón. Poznanie was było dla mnie jak przewodnik pomocny w ponownym odkryciu mojej wiary, która nigdy nie chciała być religijnością składającą się z pobożnych, oderwanych od życia praktyk. Kiedy pojawiliście się na mojej drodze, uchwyciliście moje pragnienie życia z Chrystusem jako osobą żywą, prawdziwą, działającą dla mnie teraz w Kościele. I było to jak odkrycie na nowo głębokiego znaczenia mojego życia: działanie z Obecnością. I powoli ta komunia z Tajemnicą staje się miarą doświadczenia, którym żyję. Teksty Ruchu, które do mnie docierają, są jak skarb w szkatułce, rozkoszuję się nimi chwila po chwili i rozsmakowuję się w nich. Odnajduję pełną odpowiedniość między tym, co jest napisane – w szczególności przez księdza Carróna, człowieka, którego powołał Duch, aby ucieleśniał słowa księdza Giussaniego – a głębokimi potrzebami mojego ducha. Tak też musiało być w przypadku uczniów Jezusa: wreszcie ktoś mówił w taki sposób, aby wniknąć w ich głębokie pragnienia nieskończoności. Jesteśmy ubogimi mężczyznami i ubogimi kobietami, ale dostrzegamy, gdy ktoś „mówi z autorytetem” i to nie po to, żeby tylko tak mówić. Dziękuję za to, że jesteście, dziękuję, że mogłam was spotkać. Niektórzy mówią mi, że jestem bardziej z CL niż ludzie z CL. Bóg wie, kim jestem. Jedno jest pewne: na nowo odkryłam Tego, za którym podążałam od wielu lat, nie znając Go w pełni, nie będąc szczęśliwa z tego powodu, że Go spotkałam, nie postrzegając Go jako Obecność zainteresowaną moim życiem.
Siostra Maria, Trydent (Włochy)
Wyzwanie i racje
Niezwykły moment, który przeżywa Ruch, zmusił mnie, że tak powiem, do „przyspieszenia” znalezienia osobistych racji do odnowienia przynależności i przylgnięcia do zaproszenia do nowej osobistej odpowiedzialności wobec charyzmatu, do której wciąż nas przywołują najpierw Julián Carrón, a teraz Davide Prosperi. Pomyślałem o innej nadzwyczajnej chwili: śmierci księdza Giussaniego, kiedy to było oczywiste, że zostałem poproszony o nowy krok w mojej odpowiedzialności w stosunku do charyzmatu. Ta chwila była podtrzymywana pewnością: przewodnictwem księdza Carróna, ponieważ został wybrany bezpośrednio przez księdza Giussaniego, i to wyznaczało obiektywny punkt, przypominający w pewien sposób wyzwanie obecnej Szkoły Wspólnoty, Oddać życie za dzieło Kogoś Innego, to znaczy, że obiektywność poprzedza, a tym samym kształtuje zachowanie moralne i osąd. Ta pewność towarzyszyła nam w tych latach, sprawiając, że każdy w inny sposób podejmował także nieuniknione trudy zmian, przede wszystkim dla takich jak ja, którzy żyli w Ruchu od ponad 30 lat razem z księdzem Giussanim. Ale na czym opiera się dzisiaj pewność, teraz, gdy przewodnik nie jest wskazany przez założyciela, jak było to 17 lat temu? Wszystkie okoliczności, które Bóg dopuścił, prowadzą mnie bezpośrednio, pomijając przemyślenia i analizy, do uznania, że ta pewność opiera się na ojcostwie Kościoła. A ojcostwo jest zawsze korygowaniem i dowartościowywaniem. Powiedziano nam, że to ojcostwo jest dziełem Ducha Świętego: co to oznacza dla mnie? Jak powiedział kiedyś Prosperi: „Czy nie mówimy może, że wybór papieża odbywa się z towarzyszeniem Ducha Świętego? Mimo to wiemy równie dobrze, że wybierają go kardynałowie!”. A zatem na czym polega działanie Ducha Świętego? W dopuszczeniu możliwości ludzkiego wyboru, czasem w tajemniczy sposób i nie od razu oczywisty, kryje się możliwość dobra. Zrozumiałem to na przykładzie mojej córki Anny. To nie Bóg wybrał, by dać mi córkę po ludzku dotkniętą poważnymi ograniczeniami fizycznymi, cierpiącą i skazaną na przedwczesną śmierć, jak też się stało, ale Bóg pozwolił, żeby było to dla mnie dobrem, które z biegiem czasu stało się oczywiste i ukazało się naszym oczom. To właśnie z tej pewności wiary rodzi się posłuszeństwo, które nie zaćmiewa rozumu, to znaczy nie sprawia, że akceptujesz wszystko biernie. Zawsze widziałem księdza Giussaniego posłusznego temu, o co prosiły go władze, co nigdy nie przeszkadzało mu w posługiwaniu się rozumem. Zatem dla mnie jest to okres, któremu stawiam czoła, opierający się wciąż na obiektywności, na pewności wiary, a zatem na ojcostwie Kościoła i jego autorytecie, który dyktuje również zachowanie moralne odpowiedzialne wobec tego, o co dziś prosi Ruch. Druga pewność, która mi towarzyszy, dotyczy ludu, którym jesteśmy, a zatem sposobu patrzenia i bycia we wspólnocie. A mówię to, opowiadając o fakcie, który przydarzył mi się z księdzem Giussanim. Pewnego razu zwierzyłem mu się z trudności z kilkoma osobami ze wspólnoty, a on nagle przerwał mi i powiedział: „Ale czy mógłbyś tworzyć Ruch dzisiaj bez nich?”. Nie pozbawił mnie trudu, ale postawił mnie ponownie wobec czegoś obiektywnego, co dopuszcza Bóg. Z tego powodu dziś dla mnie, w tym nowym kroku, odradza się wdzięczność za każdego z nas, wybranych przez Tajemnicę, aby uczestniczyć w tej fascynującej historii.
Mario, Padwa (Włochy)
Podwiezienie samochodem
Wychodząc z biznesowego spotkania, ja i koleżanka zobaczyliśmy kobietę obładowaną torbami z zakupami. Zapytaliśmy ją, czy gdzieś ją podwieźć. Zgodziła się natychmiast, ponieważ, jak nam wyjaśniła, miała do przejścia spory kawałek drogi, żeby wrócić do domu. Była Ukrainką i opowiedziała nam, że właśnie kupiła makaron w promocji, aby wysłać swoim krewnym. Rzuciła dwa lub trzy złorzeczenia przeciwko wojnie i przez resztę czasu nie przestawała dziękować za podwiezienie. Po dotarciu do biura zauważyliśmy, że zostawiła paczkę makaronu na tylnym siedzeniu. Było jasne, że jej nie zapomniała. Ja i moja koleżanka nie powiedzieliśmy nic, było to prawdziwe milczenie pełne znaczenia, oboje byliśmy poruszeni. To ubodzy nas ocalają, ubodzy w duchu, ci, którzy robią prezent, nawet jeśli w porównaniu z potrzebą, którą mają, wydawałoby się to bezsensowne. Nie mam odpowiedzi na ból wojny, ale są ludzie o świętym sercu, za którymi należy podążać.
Silvio
„Coś bardziej chrześcijańskiego”
W książce Oddać życie za dzieło Kogoś Innego ksiądz Giussani mówi: „Te dwie teorie i postawy (nihilizm i panteizm) kierują dziś wszystkimi zachowaniami (…). Jedna i druga, z wszystkimi swoimi konsekwencjami, spotykają się w tej samej grze: ufają władzy i pragną władzy (…). W takiej kulturze państwo nie może się urzeczywistnić inaczej, niż przez kulturalny totalitaryzm, jeśli nie ugodzi go w serce coś bardziej chrześcijańskiego niż idee i praktyki, w których pokłada swoją mądrość”. Oglądając wiadomości telewizyjne, rozpłakałem się, widząc grupy 18–20 latków, które wyjeżdżały z Kijowa na front, i natychmiast pomyślałem o moim synu; wysłałem mu wiadomość, mówiąc, że wojna nigdy nie jest sprawiedliwa. Mówił mi o różnych rzeczach, między innymi że trzeba się modlić, ale także, że gdyby sytuacja tego wymagała, zaciągnąłby się. Od razu pomyślałem o rozmowach, jakie musiał odbyć z młodzieńczym impetem ze swoimi kolegami z mieszkania, oglądając telewizję, ale wracając myślami do mnie, w stosunku do wszystkich sytuacji wojennych w ciągu ostatnich 40 lat, zawsze myślałem, że być może słuszna jest interwencja. Dopiero teraz odkryłem, że lgnę do osądu wydanego przez Kościół i papieża w tych przypadkach. A rozumiem to nie ze względu na jakieś moje uzdolnienie albo dzięki mojemu osobistemu wysiłkowi, ale ze względu na to, że coraz poważniej traktuję Szkołę Wspólnoty. Noszę ze sobą w tych dniach fragment ogłoszenia arcybiskupa Filippo Santoro ze Szkoły Wspólnoty: odnosząc się do aspektu metodologicznego, mówi on, że nie myślimy jak Giussani, myślimy w inny sposób, myślimy jak wszyscy. To mi pozwala dostrzec rzeczy, które kiedyś uważałem za oczywiste. Na przykład Ewangelię, gdy Jezus mówi do Apostołów: „Kochajcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą, błogosławcie tym, którzy wam złorzeczą, módlcie się za tych, którzy was źle traktują”. Słyszałem to wiele razy, ale jakbym po raz pierwszy postrzegał to jako nowość dla mojego życia. Jestem wzywany każdego dnia przede wszystkim, aby szukać pokoju w moim sercu i z osobami, z którymi żyję. Myślę, że to jest największa odpowiedzialność, jaką mamy wobec świata teraz, świadectwo o tej możliwości pokoju w nas i pośród nas za sprawą czegoś, co jest nam wciąż dawane. Myślę, że właśnie to „coś bardziej chrześcijańskiego” może zaatakować totalitaryzm kulturowy, o którym mówił ksiądz Giussani, będąc w stanie wydać osąd, któremu naprawdę leżałoby na sercu dobro każdego człowieka, i mogąc wciąż coraz bardziej odzyskiwać pewność, która pozwala mi stawać wobec każdego wyzwania rzeczywistości.
Giancarlo, Pesaro (Włochy)
W firmie
W firmie wszyscy pracownicy otrzymali wiadomość e-mail z informacją o szeregu możliwości wsparcia ludności ukraińskiej. Mój kolega odpowiedział natychmiast wszystkim, mówiąc, że na pewno się zaangażuje. Minutę później zadzwonił do mnie i powiedział: „Enrico, ale to mi nie wystarcza, muszę zrobić coś więcej: a ty co robisz?”. Zaskoczyło mnie to pytanie. Wywiązała się między nami 10-minutowa rozmowa, w czasie której wyjaśnił mi, że kobieta, która u niego sprząta, jest Ukrainką, i że jej córki są wciąż tam, na Ukrainie. Powiedział mi, że nie śpi w nocy, ponieważ ta sprawa nie daje mu spokoju, że uświadomił sobie, iż zawsze żył powierzchownie. Rozpłakał się. Starałem się mu coś powiedzieć i zrozumiałem, że chodzi o ranę, której ja nie jestem w stanie zagoić. W pewnym momencie zapytał mnie, czy i komu coś daję, ponieważ dodał: „Ty jesteś inny i wiem, że tam, gdzie patrzysz, jest coś dobrego także dla mnie”. Następnego dnia powiedział mi, że przekazał pieniądze AVSI i nie pozwolił mi odejść. Rozumiem, że chodzi o znacznie więcej: to tak, jakby mówił mi: „Chcę być z tobą, czy ty jesteś ze mną?”. Być może powinniśmy uświadamiać sobie bardziej, że gdziekolwiek żyjemy, jesteśmy tym, co przynosimy, a nie tym, co udaje nam się zrobić.
Enrico
Magisterka, praca i wojna
Od kiedy rozpoczął się konflikt na Ukrainie, toczy się we mnie walka między pragnieniem przyczynienia się do dobra „dzieci, niewinnych i nieuzbrojonych cywilów” (cytuję papieża), a przymusowym pozostawaniem we Włoszech, aby ukończyć pracę magisterską. Po zdaniu egzaminów udało mi się jednak wygospodarować trochę wolnego czasu, dlatego niedawno zacząłem pracować jako opiekun dydaktyczny. W pracy i nauce wciąż rozgrywam pytanie: „Co ma wspólnego moje szczególne zaangażowanie z Chrystusem, który wzywa z odległości 2500 kilometrów?”. Rozpoznaję w tej postawie wychowanie otrzymane w wyniku podejmowania gestu charytatywnego. Ksiądz Giussani mówi: „Przede wszystkim nasza natura czuje potrzebę zainteresowania się innymi”. W tych intensywnych tygodniach modlitwy sądzę, że dopiero tego ranka zrobiłem krok do przodu i zrozumiałem, w jaki sposób inteligencja wiary może przełożyć się na postrzeganie rzeczywistości. Wychodząc od potrzeby, którą miałem, by moja praca konkretnie zawierała w sobie cały świat, dostrzegłem kampanię AVSI i rozpoznałem Jezusa, który wzywał mnie, abym powiedział swoje „tak”. W porozumieniu z moim przełożonym postanowiłem przekazywać co tydzień równowartość wynagrodzenia za godzinę pracy na cele zbiórki środków pieniężnych. Te pieniądze są moją pierwszą pensją i zarabiając je, uznaję, że potrzebuję pamiętać, że nie należą one do mnie, ale do Chrystusa, dzięki Chrystusowi. Rozumiem, że ta świadomość wykracza poza okoliczność wojny, i cieszę się, że po tych owocnych latach w Ruchu w czasie studiów mam taką.
Luigi, Bolonia (Włochy)
#Ślady