Ukraińscy uchodźcy w Polsce (fot. Garbiel Piętka)

Polska. „Jak mieć Boga w naszym domu”

Celina, która niedawno przeszła na emeryturę, rozumie, dlaczego tyle lat temu uczyła się rosyjskiego. Jest też Anna, która wraz z mężem otworzyła swoje drzwi dla pięciorga obcych ludzi i na nowo odkryła wartość swojego czasu i oszczędności...

Tak się złożyło, że koniec lutego wiązał się dla mnie ze zmianą życia. Od marca jestem na emeryturze. Wcześniej zastanawiałam się, co będę robić, jak przyjdzie ten czas. Życie nauczyło mnie jednak tego, że nie należy zbytnio martwić się o to. Zgodnie z powiedzeniem; nie martw się o przyszłość, bo Pan Bóg tam już jest.

Jesteśmy zanurzeni w Bycie, czy w życiu czy w śmierci, czy w innych okolicznościach. Okoliczności nie zależą od nas, są nam dane i zadane. Trzeba je podjąć tu i teraz. Czy można było się spodziewać, że po czasie nasilonej pandemii przyjdzie czas wojny za naszą granicą? Zadaliśmy sobie pytanie, co możemy zrobić w tej sytuacji? Siedzieliśmy i przerzucaliśmy kanały, chłonąc wszelkie informacje z Ukrainy, ale żeby dotknąć rozmiarów ludzkiego cierpienia trzeba przynajmniej raz wybrać się na dworzec kolejowy. Zobaczyć umęczonych, głodnych ludzi, którzy nierzadko stracili dorobek całego życia. Pierwsze, co możemy im dać, to kawałek serca, przytulenie.

Coraz częściej spotykamy osoby, które przyjeżdżają z terenów działań wojennych i straciły bliskie osoby. Spotkanie takich osób powoduje łzy w oczach i pytanie co ja mogę zrobić dla nich. Gdybym była młodsza pewnie siedziałabym tam i pomagała. Robią to moje dzieci.
Oczywiście możemy modlić się i modlimy się nieustannie, ale również ofiarować, w miarę możliwości naszą pomoc. I dla nas było to normalne, że kiedy tyle osób jest w potrzebie, ofiarujemy im miejsce w naszym domu. Nie zastanawialiśmy się, na jaki czas, czy damy radę, czy podołamy, czy ktoś jest szczepiony, czy nie. Zawierzamy to wszystko Chrystusowi. On jest Panem naszego życia i pozwala wyzbyć się naszych ludzkich kalkulacji i naszych ograniczeń. W okresie Wielkiego Postu dana nam w tych okolicznościach praca nas sobą, aby bezgranicznie dać siebie. Otworzyć nasze serca. Nie tylko dach nad głową. Nasza rodzina powiększyła się o dwie osoby. Babcię z 13-letnim wnukiem. Zadziwia nas postawa jednej z osób, która powiedziała, że żeby uniknąć śmierci tylu osób, trzeba było, aby Ukraina się poddała. I dziwi mnie reakcja niektórych osób na Zachodzie, którzy nie mają pojęcia, co to jest samostanowienie, niepodległość niezależnego narodu. Czym jest wolność dla takiej osoby? Ukraina walczy również o naszą wolność .Towarzyszy mi jeszcze jedna refleksja. Dawno temu, ponad 30 lat, uczyliśmy się języka rosyjskiego. Zadawaliśmy sobie pytanie, po co Teraz okazało się, że przydaje się ten język do komunikacji z Ukraińcami. Na emeryturze chciałam przypomnieć sobie języki, ale nie spodziewałam się, że będę uczyć się także języka ukraińskiego. I tak wszyscy we wszystkim należymy do Pana. W Nim nasza nadzieja.
Celina


Nasz świat nie jest już bezpieczny, stabilny, przewidywalny. Zło, kłamstwo, brutalność wychyliły się spod powierzchni. W obliczu tej potwornej przemocy pierwszym odruchem stała się modlitwa. Nie jako gest pobożności, ale jako gest relacji z podstawą ontologiczną świata, historii i każdego człowieka. Zaczęłam od słów: „Wierzę w jednego Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi i wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych”. Te słowa momentalnie przywróciły mi spokój: On jest Panem wszystkiego, do Niego należy życie i śmierć, żaden człowiek nie jest pionkiem na szachownicy brutalnych bądź nieudolnych polityków. Każda chwila w Nim ma znaczenie i ma znaczenie ze względu na Niego. Ta pewność jest większa niż strach w powracających koszmarach o wybuchu jądrowym, poparzonych rękach i czołgach niszczących mój dom. Dlatego słowa te stały się modlitwą powtarzaną wielokrotnie w ciągu dnia i początkiem każdego gestu, także pracy. Gdy stanęłam naprzeciw swoich studentów wręcz czułam pytanie, które w nich wibruje. Pytanie o rację studiowania analizy finansowej i poznawania wskaźników finansowych gdy toczy się wojna. Zaczęłam zatem wykłady od tego pytania. Aby wiedzieli, że wszyscy sobie takie pytanie zadajemy. I podzieliłam się z nimi pewnością, że ten moment nie jest „testem naszego człowieczeństwa” (jak to często głoszą media) ale okazją do stawania się bardziej ludzkimi. Pogłębienia naszych pytań i szukania odpowiedzi.
Ja pogłębiając potem te pytania, dlatego, że wierzę, zrozumiałam, że dziś Pan daje nową drogę, że rzeczywistość, taka jaka jest, jest moim powołaniem, że życie w dobie tej wojny i tego kryzysu jest moim codziennym powołaniem. Patrząc na osobę księdza Giussaniego, zapragnęłam z nową świadomością podejmować życie jako gest świadomego i pokornego posłuszeństwa. Moja przyjaciółka Justyna powiedziała kiedyś na szkole wspólnoty, że posłuszeństwo Chrystusowi to rozpoznawanie ludzkiej potrzeby i odpowiadanie na nią. Te potrzeby stały się od razu widoczne. Są i ogromne, i radykalne. Odpowiedź na te potrzeby wiąże się z ryzykiem. Wiele osób przyjmuje uchodźców do domu, ale wiele mówi też, że się tego boi. W obliczu tego wyzwania przyszły mi na myśl słowa piosenki „Pozwól się czynić temu, kto Cię kocha”. Pewność miłości Chrystusa do mnie jest większa niż taki strach. Poprosiłam w modlitwie Jezusa, abym mogła być narzędziem Jego pokoju w świecie i odezwał się telefon, że potrzeba noclegów na kilka dni dla pięcioosobowej rodziny. Razem z mężem podjęliśmy się tego, nie wiedząc, kto przyjedzie do nas. Największym naszym pragnieniem było przyjęcie ich jak braci. W Polsce mamy takie przysłowie: „Gość w dom Bóg w dom”. Przygotowałam dla nich łóżka, łazienkę, ręczniki, posiłek, pragnąc, aby poczuli się potraktowani jak ukochani i wytęsknieni przyjaciele. Spędziliśmy z Saszą, Ludmiłą, Tamarą, Ksenią i małym Iwanem razem 5 dni, po których przeprowadzili się do przygotowanego dla nich i opłaconego samodzielnego mieszkania. To były dni odkrywania, że każdy człowiek jest przede wszystkim dobrem i darem. Zrozumiałam, że ten niezwykły czas to czas prawdziwej łaski dla mnie. Odkryłam na nowo wartość mojego czasu. On nie jest tylko czasem do pracy (praca zawsze była dla mnie zawsze bardzo ważna), jest czasem do dyspozycji dla Pana, który może chcieć go poświęcić na czekanie na lekarza z Saszą lub na pranie pościeli, co jest większym darem dla świata niż kolejny artykuł naukowy. Odkryłam na nowo wartość moich oszczędności. Teraz, gdy mogą uratować kogoś od bezdomności i głodu są warte stukrotnie więcej. Relacja z naszymi nowymi przyjaciółmi się nie skończyła. Nasza przyjaźń rozpoczęła się w tragicznych okolicznościach ale wiem, że będzie trwała na całe życie, także gdy w końcu nadejdzie pokój. Choć pokój już naszedł dla mnie, czekam z pokojem na następny dzień i proszę Jezusa, aby użył moich sił tak, jak tego zechce.
Anna