Photo by Ryutaro Tsukata

List z Kuby. Moje Księgi Wyjścia

Życie w świecie kłamstwa, manipulacji i prześladowania za prawdę nie jest łatwe i w ostatnim czasie tego doświadczam. Wyczerpanie psychiczne staje się najprawdziwszą modlitwą za mój wyczerpany lud. List ks. Adama

Przyjaciele,
wiem, że czasy jakie przeżywacie z powodu wojny na Ukrainie nie są łatwe. My z wyspy towarzyszymy i modlimy się za naród ukraiński, pomimo że kubańskie media powtarzają rosyjskie kłamstwa i manipulacje. Życie w świecie kłamstwa, manipulacji i prześladowania za prawdę nie jest łatwe i w ostatnim czasie tego doświadczam.

Ostatnie miesiące miałem bardzo pracowite z wielu powodów, ale najbardziej z powodu wielu trudnych, a nieraz dramatycznych rozmów i spotkań. W pracy księdza czymś najpiękniejszym jest widzieć i towarzyszyć w procesach indywidualnego wzrostu. Widzieć, jak ktoś wraca do siebie (a tym samym do Boga), wykonuje tytaniczną pracę nad sobą, dorasta do pojednania, zamyka niepozamykane historie, rozwiązuje życiowe poplątania. Poplątań i życiowych zwichrowań nie brakuje, ale w tym wszystkim widzę jak Jezus idzie razem z moimi braćmi i siostrami. Czasem, nawet fizycznie, brakuje mi sił, a wyczerpanie psychiczne staje się najprawdziwszą modlitwą za mój wyczerpany lud. Dramat tych spotkań dotyczył tematu, o którym chcę napisać więcej.

Ostatnie miesiące to moja, moich Księga Wyjścia. Dziesiątki moich przyjaciół, wiernych uciekło z Kuby w poszukiwaniu życia, godności, wyzwolenia z lęków, lepszej przyszłości. To od kilkudziesięciu lat największe masowe ucieczki ułatwiane przez dyktaturę. Oczywiście za grube pieniądze, z ukrytymi celami (obniżenie napięcia społecznego, pozbycie się myślącej części społeczeństwa, czasowe rozwiązanie kryzysu ekonomicznego i gospodarczego) rząd ułatwia opuszczenie wyspy. W porozumieniu z władzami Nikaragui dziesiątki tysięcy Kubańczyków wylatuje do tego kraju, aby następnie przekraczając kolejne granice dotrzeć do Stanów Zjednoczonych. W ostatnich tygodniach dyktatura otworzyła nawet sklepy z dmuchanymi pontonami z silnikami, cicho zachęcając do przeprawy przez wodę do Maiami...

Oto kilka przykładów z mojej ziemi niewoli, gdzie wielu walczy o zimię obiecaną. Jednej nocy - około 2 w nocy zaczął natarczywie dzwonić telefon. Wybudzony odebrałem i usłyszałem wystraszony głos studenta medycyny o imieniu Jesus. Powiedział, że jest w Meksyku i za kilka godzin będzie nielegalnie przekraczał granicę. Czułem w jego głosie lęk i ogromny ból, a gdy dodał, że mama nic o tym nie wie, wszystko zrozumiałem. Dramat nie pożegnania, nie przytulenia, nie wypłakania się... Wszystko dlatego, żeby nikt nie wiedział, nie słyszał, nie doniósł. Nawet rodzice nie żegnają się z dziećmi, żeby one przez przypadek nie powiedziały w szkole... Poprosił mnie, abym zadzwonił teraz (2 w nocy) do domu, aby mógł za moim pośrednictwem pożegnać się z mamą. Nie uważałem tego za dobry pomysł, ale rozpoznałem, że tylko ta dramatyczna rozmowa może go uspokoić, aby nie został schwytany przez służby graniczne... Nie muszę dodawać dramatu tej nocy... już nie zasnąłem, a następnego dnia odwiedziłem płaczącą jeszcze mamę. Jesus już jest w Stanach, jest spokojniejszy, mama także.

Kolejnym opuszczającym wyspę jest Ronald, dopiero co dyplomowany stomatolog. Też opuszcza wyspę, ale legalnie. Udało się pozyskać paszport hiszpański doszukując się korzeni w Hiszpanii, szczegółów nie zdradzam. Najpierw chciał po pewnym czasie zabrać ze sobą swoją dziewczynę, z czasem wszystko się poplątało i rozstali się. Ronald wyleci w najbliższych dniach. Teraz poszukujemy mu miejsca do zamieszkania i pracy. Dwie całe rodziny wyleciały do Nikaragui, już są w Stanach. Dla mnie to codzienne rozmowy z rodzinami, z tymi, którzy uciekają, ale także pomoc w kupieniu biletu, znalezieniu kogoś, kto pomoże...

Uczestniczyć w codziennych ucieczkach z wysypy nie przychodzi mi łatwo. Uciekinierzy przez wiele lat nie zobaczą już swojego kraju i swoich najbliższych, gdyż dyktatura nakłada siedmioletni zakaz wjazdu na Kubę. Przekraczanie kolejnych granic krajów Ameryki Środkowej nie jest łatwe - przeprawy w bagażnikach samochodów, w lukach autobusowych, wielogodzinne marsze przez lasy, przeprawy przez rzeki wykańczają fizycznie i psychicznie, ale chęć normalnego życia, godnego życia jest jeszcze większa. Szczególną goryczą moich parafian jest bycie prześladowanymi, dlatego w ten Wielki Czwartek obmyję nogi dwunastu prześladowanym za sprawiedliwość, cierpiącym za prawdę, aby pokazać, że Jezus się o nich troszczy i obmywa ich rany...

Moja młodzież spotkała się w naszej parafii z nuncjuszem apostolskim. Wyjątkowo bolesne spotkanie, gdzie polało się wiele łez. Nie tylko młodzieży, czy moich (o co ostatnio nie trudno), ale także nuncjusza. Wzruszające spotkania, świadectwa, trudne pytania stały się okazją do oczyszczenia ran i wzmocnienia wiary i zaufania, także do Kościoła.

A na co dzień - codzienne kilkugodzinne braki prądu, kolejne braki paliwa i małe nieżyczliwości władz. Sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna. Przeżyliśmy piękne rekolekcje parafialne w zupełnie innej formie - codziennej osobistej medytacji Ewangelii. Każdej niedzieli było przygotowane odpowiednie wprowadzenie do każdego dnia tygodnia i każdy wierny otrzymywał wydrukowany tekst (nie było to łatwe, bo na wyspie nie ma papieru do ksero, a toner też trzeba zdobyć z zagranicy). Na zakończenie po niedzielnej Eucharystii podzieliliśmy wszystkich wiernych na małe grupki i zrobiliśmy dzielenie się Ewangelią. Piękne spotkania i głębokie świadectwa codziennej modlitwy Słowem Bożym - taka wielkopostna duszpasterska mega radość.

Przyjaciele, dziękuję za każdą modlitwę, życzliwość, serce, pomoc materialną. Owocnego Wielkiego Tygodnia i mocy Zmartwychwstałego Chrystusa.

Wasz brat Adam, Bayamo