©Unsplash/Jeswin Thomas

RIMINI. „NIEUSUWALNY ZNAK”

Poranna modlitwa, wieści o wojnie i wszystkie lęki, które ją nawiedzają. Następnie spojrzenie na własne życie... List 17-letniej uczennicy

24 lutego był dość trudnym dniem, ale pełnym tych „podmuchów”, o których była mowa na Szkole Wspólnoty Młodzieży Szkolnej. Obudziłam się i w sposób całkowicie dla mnie wyjątkowy i niezwykły pomodliłam się za rozpoczynający się dzień. Później dotarła do mnie wiadomość o pierwszych rosyjskich bombardowaniach Ukrainy. Świat zwalił się na mnie. Zadawałam sobie pytanie: „Jak to możliwe, że modliłam się za ten dzień i pierwszą wiadomością, jaka do mnie dociera, jest wiadomość o wybuchu strasznej wojny?”. Potem na wizerunku mojego przyjaciela, który zmarł w zeszłym roku, przeczytałam zdanie: „Tak łatwo jest być posłusznym”. Zadałam sobie pytanie: „Czy temu mam być posłuszna? Co mogę zrobić w tej sytuacji?”.

Spędziłam prawdopodobnie najgorsze sześć godzin w szkole w swoim życiu. Moja głowa była zajęta myślami o wojnie, ogarnęły mnie zmartwienia i lęki, które mnie dusiły i zatapiały. Po południu jednak coś się zmieniło. Tym, co pozwoliło mi uspokoić wszystkie te zmartwienia i nie utonąć, była myśl, że jeśli spojrzę na swoje życie, to coś spotkałam. Otrzymałam coś, dzięki czemu mogę powiedzieć: „Nawet gdyby moje życie skończyło się jutro, byłabym wdzięczna za to, co mi się przydarzyło”.

Bo chociaż mam dopiero 17 lat, spotkałam coś, co nie usuwa moich zmartwień, ale pozostaje jako niezatarty znak, od którego nie da się odpędzić trosk o teraźniejszość i przyszłość. Ta rzecz się wydarzyła. I nikt mi tego nie odbierze. Naprawdę potrzebowałam pójść na Szkołę Wspólnoty, musiałam zobaczyć twarze tych przyjaciół, którzy mają związek z tym wszystkim.
Agnese, Rimini (Włochy)