fot. Aniela Maletzko

List z Kuby. Stacje drogi krzyżowej

Droga krzyżowa, która prowadzi ku radości, choć więcej jest trudności niż radości. O planach, „panach”, otwieraniu nowych drzwi i Szymonie Cyrenejczyku oraz o tym jak Chrystus czyni się obecnym i widocznym w świecie

Przyjaciele!
Serdeczne pozdrowienia z drogi krzyżowej, która prowadzi ku radości Zmartwychwstania. Celowo piszę drogi krzyżowej, bo więcej teraz trudności niż radości, krzyża niż zmartwychwstania czy nawet cichej nadziei o świcie Wielkiej Nocy. Kiedy przed wyjazdem na misje otrzymałem w Gnieźnie Krzyż misyjny, to w kilkuzdaniowym wywiadzie powiedziałem: „Dostałem krzyż. Nie ukrywam wolałbym dostać kwiatek, czekoladki czy butelkę dobrej whisky, a tutaj w prezencie krzyż. Czyli sam Jezus zaprasza mnie do cierpienia i mówi: przyjdzie ci chłopie pocierpieć, zapłakać i wtedy patrz na Krzyż, bo Krzyż to miłość” – koniec cytatu własnego. Może trochę górnolotne i poetyckie, ale to jest moja droga. Ten rok to rok krzyży, często nie moich, ale moich, bo przecież mojej rodziny parafialnej, albo diecezji, którą jestem.

Styczeń to miesiąc tzw. reordenamiento [uporządkowania], wyprowadziłem źródłosłów od ordena [rządź] i miente [kłam] i chyba się nie pomyliłem. Czterokrotnie wzrosły wypłaty, ale wydatki dziesięciokrotnie. W sklepach nie ma nic – nawet rumu czy papierosów, a na targu kosztuje kilkanaście razy więcej. Ceny przerosły europejskie, a kiedy się coś już dostanie to wielka radość i kupuje się jak najwięcej. Ostatnio kupiłem dwa kilo sera za 1600 pesos (56 dolarów USD), czyli prawie wypłatę miesięczną. Wielu ludzi straciło pracę, albo otrzymują 50% pensji z racji na skrócony czas pracy czy inne nadużycia. Moim bólem były zwolnienia moich parafian, wielu z nich pracowało w Kurii, ale próby oszczędzania skończyły się utratą pracy. Większość z nich pracowało w diecezji od 20-30 lat, w czasach bardzo trudnych, byli prześladowani, a teraz pozostali bez pracy. Do tej pory należeć do Kościoła oznacza bycie naznaczonym, odtrąconym społecznie – czyli szanse na znalezienie pracy bez znajomości są zerowe. Wstyd mi było i czułem się malutki, chociaż wiele prób podjąłem, aby niektórych ocalić. Taka stacja drogi krzyżowej – kilka nieprzespanych nocy, wielogodzinne rozmowy... Ale trzeba wstać, ciągle powstawać.

Kolejny krzyż to z czerwonymi. Cóż kolejne dziwne przesłuchanie, tym razem na wycieczce w nieznane z trzema panami ciemnym samochodem. Mało przyjemne, chociaż poopowiadałem im o kilku przypowieściach Jezusa... Ich nie umiem jakoś kochać, a przecież to moi parafianie, raczej czuję gorzkie odczucie niesprawiedliwości - może nie w stosunku do mnie, co do moich owieczek, z których jedną nawet elektrowstrząsami motywowali do pozyskania informacji. I to w 2021 roku. W ostatnim tygodniu przyszedł czerwony syn i nakazał zamknąć „to tam” – wskazał na kościół katedralny. Spojrzałem mu w oczy - chyba tego nie lubią - i powiedziałem: proszę o szacunek, to tam nazywa się „kościół” i jest Domem Bożym! Oczywiście rację miał, bo COVID, przedstawiłem zatem swoje racje, powzięte środki ostrożności... przecież na ulicy dziesięciogodzinne kolejki w słońcu i kurzu... A najbardziej czerwonego pana oburzyło pytanie o nazwisko - kto, kiedy podjął taką decyzję, bo chciałbym napisać informację i umieścić na drzwiach i w internecie... Pan się nakrzyczał, straszył mandatami, odmową odnowienia wizy, a ja spokojnie sporządzałem moją służbową notatkę, którą w pewnym momencie mi wyrwał i rzucił na ziemię... i poszedł. Kolejna stacja...

Zrobiliśmy naradę z biskupem i radą kapłańską – wszyscy jednoznacznie – Adam ma rację – tak nie można, trzeba walczyć. Następnego dnia biskup w towarzystwie księdza poszedł do paszczy lwa - widziałem jak wrócili – nawet na spotkanie z papieżem tak ładnie się nie ubrali, kiedy zobaczyłem ich twarze już wiedziałem – wszystko przegrane – szli jak owieczki na rzeź prowadzone... Siadamy i pytam - a oni, że nic się nie udało - wszystko oddali bez walki. Nawet żadnego kompromisu, zwyczajnie skapitulowali... Oczywiście ja później wszystko poukładałem, złagodziłem, obszedłem... Kolejna stacja bardzo bolesna, a może wychowanie mojego ego?

Napisałem informację, dostosowałem się do wymagań – wszak teraz przedstawionych przez biskupa oraz dyrektora departamentu, naszego piątego... i powiedziałem szeptem biskupowi – ja zawsze mam plan, bo kiedy diabeł drzwi zamyka, Pan otwiera drugie. Biskup kiwnięciem zatwierdził moje jeszcze chyba młodzieńcze i buntownicze decyzje....
Skoro nie można mszy św. odprawiać publicznie, to przecież drzwi zamknięte, ale do mojego domu mogą przychodzić ludzie, bo przecież zameldowanie mam w kościele. Bocznymi drzwiami z należytą uwagą przychodzą ludzie i chwilowo rozsyłam znaczącą grupkę super nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świętej, aby Chrystusa nie brakło moim braciom. A po skończonej mszy św. otwieram drzwi i udzielam Komunii świętej cały ranek, bo po 13.00 zakaz poruszania się po ulicach. Wydrukowałem tekst rekolekcji, aby każdy mógł je w domu odprawić. A za chwilę Pan coś podpowie na Niedzielę Palmową i Triduum Paschalne.

Wyszedł z więzienia Elias, spędził tam 35 lat. W więzieniu wirus i wypuścili tych najbardziej zagrożonych. Przyszedł do mnie popłakać, że on już nic nie umie – chodzić po ulicy, załatwić spraw w urzędzie, kupić coś. A zamieszkał ze schorowaną siostrą, ponad 80-letnią. Powołałem dla niego ekipę przyjaciół, którzy przygotowują go do życia i mają z nim ubaw. Elias cieszy się jak dziecko kwiatkiem, psem na podwórku, wszak przebywał na oddziale dla niebezpiecznych i kiedy go odwiedzałem był w podwójnych kajdankach i w towarzystwie dwóch policjantów. Po dwóch tygodniach odzyskał kolor na twarzy i spokój w codziennym zamieszaniu. Teraz pomagam mu trochę finansowo kupując żywność i to, co niezbędne. Zawsze dziękuje i daje kawałek szarego papieru z prezentem – zapisanym ołówkiem fragmentem Pisma Świętego. Teraz kryminalista ewangelizuje nawet w kolejce rozdając szare papierki ewangelizacyjne. To taki Szymon Cyrenejczyk.

Dziękuję kochani za przyjaźń, modlitwę, bliskość, wsparcie, pomoc materialną – idźcie razem ze mną, idźmy razem tą drogą, abyśmy codziennie stawali się coraz bardziej podobni do Chrystusa. Aby Chrystus czynił się jak najbardziej Obecnym i widocznym w świecie.

W przyjaźni Wasz Adam, Bayamo