Image by Karolina Grabowska from Pixabay

Wielkopostny Dzień Skupienia

Kilka świadectw przesłanych z okazji Wielkopostnego Dnia Skupienia, który w tym roku odbył się za pośrednictwem wideokonferencji

Jak dbać o relacje w dobie koronawirusa?
Drogi przyjacielu, księże Jurku

Pamiętam dokładnie chwilę spotkania. Moment uznania „Ty”, Tego Innego, który wkroczył w moje życie nadając wszystkiemu znaczenie. Sens stał się oczywisty przez odniesienie codziennych spraw do tej wielkiej Obietnicy, do Miłości.

Wcześniej wiele miesięcy tęsknoty - to pamiętam. Zmęczenie podejmowanymi obowiązkami, kontaktami z rówieśnikami, rodziną, bez świadomości ostatecznego znaczenia tego wszystkiego. Bo czy można rozumem ogarnąć po co jestem? Dlaczego warto żyć? Dlaczego warto podejmować każdą z codziennych rzeczy? Odpowiedź Tajemnicy przyszła w sposób zaskakujący - czas, miejsce i odpowiedź były radykalną nowością, zaskoczeniem. Wiele razy o tym opowiadałem - chcę dzisiaj spojrzeć co zostało z tamtego doświadczenia.

Bóg zadbał o mnie. Przez kolejne zaproszenia wchodziłem coraz bardziej w doświadczenie, które mnie przemieniło. Znasz sporą część tej drogi. Nawrócenie, małżeństwo, nasze spotkania z Tobą, ojcostwo, coraz bardziej regularne gesty Ruchu (Szkoła Wspólnoty, wakacje), aż po rozpoznanie Ruchu jako mojej drogi do zbawienia i akces do Bractwa. W tym wszystkim była jakaś wiosenna żywiołowość zdobywania się na coraz bardziej „pójście za”. Nie obyło się bez moich buntów i kontestacji, których dziś może nawet się wstydzę, może komuś zrobiłem przykrość - było to wszystko częścią drogi (...).

Jak więc mogę żyć dziś swoim powołaniem? Kiedyś wchodziłem w coraz to nowe aktywności. Dzisiaj widzę, że wierność w rzeczach drobnych jest miejscem spotkania. Rozpoznaję, że to jest praca, do której jestem zaproszony. Jak być na nowo mężem, kiedy mamy już tyle ustalonych zwyczajów - dobrych i tych, które chciałoby się zmienić? Jak kochać w praktyce dzieci, którym trudno już okazać miłość przytuleniem, dobrą radą, wspólną wyprawą w góry czy na kajaki - bo mają już swoje sprawy. Jak cieszyć się Szkołą Wspólnoty, kiedy znów mruczymy jak muchy Liturgię Godzin? To są pytania, na które szukam odpowiedzi i znajduję w podjęciu prostych gestów z wiernością i oczekiwaniem na Wydarzenie.

Ostatnie fakty związane z pandemią Covid-19 nie bardzo mają na mnie wpływ. Oczywiście życie codzienne zmieniło się radykalnie ale to co ważne, wewnętrzne, nie uległo zmianie. Zweryfikowało się wiele niepotrzebnych aktywizmów, obaw i starań (np. związanych z relacjami w pracy). Po prostu jakby wszystko zostało wyłączone. To czego jesteśmy pewni, to że Pan ma odpowiedź - dlatego podejmujemy wspólną modlitwę w różnych porach dnia. Posłusznie uczestniczymy w niedzielnej mszy św. przez internet. Czasem udaje nam się wpaść do kościoła na Drogę Krzyżową lub przyjąć Komunię Św. bez mszy, oczywiście zachowując administracyjne zakazy. Staramy się być uwrażliwieni na potrzeby sąsiadów i ludzi, którzy spacerują za płotem, ale wiadomo izolacja nie sprzyja - gestem charytatywnym jest chyba tylko wysłuchanie innych i zachowanie bezpiecznego dystansu. I czekamy na Święta zastanawiając się skąd ten spokój wśród nas w tak niesprzyjających warunkach?!

Mój problem teraz to trudność w utrzymaniu relacji. Już zwyczajnie mam dość Skype'a i telefonu - dniówka pracy a potem czas wolny spędzany na telekonferencjach. Pytaniem, które wciąż mi towarzyszy i które chyba wielu z nas boi się wypowiedzieć to: a jeśli tak właśnie wygląda koniec świata? Nie chodzi mi o jakiś strach czy egzaltację. Ale zastanawiam się, czy te wszystkie telekonferencje mają sens? Te wszystkie sprawy codzienne, podejmujemy z kolegami z pracy, dokładnie tak samo jak kiedyś - niewiele więcej o sobie wiemy jako ludzie, niewiele bardziej uważnie wykonujemy codzienne czynności, niewiele bardziej świadomie żyję. Nie mam tej świadomości obecnego Chrystusa choć, być może, On właśnie nadchodzi w spektakularny sposób... Jestem w wielu momentach pokonany przez nawyki kształtowane latami - np. w relacjach w pracy.

Jak odzyskać prostotę i łatwość dzielenia się wiarą na co dzień? Bez moralizowania, kaznodziejstwa ale też pozwalającej się wykorzystać naiwności. Jak uratować ten czasem ulotny moment spojrzenia drugiego człowieka, w którym jest pytanie o sens tych wydarzeń i odpowiedzieć świadcząc o czułości Nazarejczyka? Bez tanich słów, bez łatwych pocieszeń, bez powtarzania obiegowych plotek i medialnych przekazów... Jak odpowiedzieć na poziomie serca? Jak być świadkiem Miłości, która stworzyła i odkupiła świat?

Jurku, dziękuję za Twoje cierpliwe prowadzenie nas do większej dojrzałości i przyjaźni. I za Twoje wierne „tak” wobec propozycji Kościoła i Ruchu.

Tomek

Reguła klasztorna w dobie koronawirusa
Drogi Księże Jurku,

U nas w Niemczech w naszej spayerowskiej diecezji (Speyer) już od 15 marca nie można w ogóle uczestniczyć we mszy św. czyli za mną trzy niedziele i dwa i pół tygodnia bez realnego uczestnictwa w Eucharystii. Księża muszą sami koncelebrować, czasami jest organista lub 2 osobowy zespół śpiewaczy. Kiedy wcześniej słyszałam, że we Włoszech kościoły są zamknięte, myślałam sobie, że to całkowita katastrofa. Kiedy dowiedziałam się w piątek 13 marca na Drodze Krzyżowej, że to jest ostatnie nabożeństwo z udziałem ludu na dłuższy czas, aż do odwołania, przyjęłam tę wiadomość spokojnie. Tego samego dnia otrzymaliśmy wiadomość ze szkoły muzycznej, że lekcje są także odwołane. Cóż ja mogłam zrobić? Okoliczności te nastąpiły tak nagle, przeszył mnie dreszcz, i wiedziałam, że narzekanie i użalanie się nad sobą samym nic tu nie pomoże. Od tamtego czasu jestem zdana na TV lub raczej na Internet. Nie powiem, możliwości jest bardzo dużo, codziennie uczestniczę w „nierealnej” mszy św., jest to smutne, pełne tęsknoty przeżycie, ale z drugiej strony dzieje się niespodziewanie dużo dobrego.

Życie religijne się ożywiło w naszej diecezji, na każdej codziennej mszy jest głoszone kazanie, jakby codziennie było święto. Bernhard „uczestniczy” codziennie rano we mszy św. z Papieżem, ja też od niedawna. W domu, kiedy Bernhard pracuje home office, ustaliliśmy reguły, jak w klasztorze. Rano, w południe i wieczorem (propozycja naszego biskupa) modlimy się Anioł Pański. Codziennie też pielgrzymujemy razem do katedry, by pomodlić się przed tabernakulum. Właśnie w tym celu, na szczęście, kościoły są otwarte.
Jest to dla mnie przywołanie, otrząśnięcie się z mojej często występującej ostatnio bierności.

Wszelkie zaostrzenia i ograniczenia powodowane ostrożnością przed zarażeniem się, uniemożliwiły również m.in. przystąpienie do sakramentu pokuty. Jednak miałam szczęście. Będąc członkiem chóru katedralnego, otrzymałam list od księdza z kapituły biskupiej, który jest odpowiedzialny za muzykę kościelną w naszej diecezji i zajmował się sprawami raczej organizacyjnymi, a który nagle odczuł potrzebę udzielania nam pomocy duchowej (wreszcie!) jako kapłan. Zachęcił nas do kontaktu. Zadzwoniłam i zapytałam o możliwość spowiedzi i skorzystałam z tej możliwości jeszcze tego samego dnia wieczorem.

Autor znany Redakcji

Odkrycie, które zmieniło wszystko
Drogi Księże Jurku,

spróbuję w kilku zdaniach zmierzyć się z pytaniami jakie Ksiądz nam postawił. Muszę zacząć jednak od redukcji jaką uczyniłam i odkrycia, które zmieniło wszystko. Z uwagi na sytuację w pracy, dość napiętą, wynikającą z tego co nieznane, braku odpowiednich środków ochrony osobistej, niejasnych procedur itd., rozmawiałam z koleżanką z pracy na temat naszych godzin w szpitalu. Mówiła mi o obawach, jakie mają niektóre osoby z zespołu, wynikające z faktu iż mieszkają ze starszymi rodzicami, czy też mają małe dzieci.

W obliczu jej ateizmu, by nie wchodzić w zbyt długą dyskusję odpowiedziałam jej, że mogę więcej pracować, bo mieszkam sama, więc jak coś to nikogo nie zarażę. Podczas mszy świętej zdałam sobie jednak sprawę z niesamowitej redukcji mojej osoby - zredukowałam się do bezdzietnej singielki, jakby wartość mojego życia była mniejsza niż każdej innej osoby z zespołu. A przecież to nie jest prawda o mnie.

Patrząc na ołtarz, na eucharystycznego Chrystusa to, co do mnie dotarło, to prosty fakt - mogę ofiarować swoje życie za drugą osobę, mogę pracować więcej, ale nie dlatego, że jestem sama, ale dlatego, że spotkałam Chrystusa, który pierwszy ofiarował się za mnie. I to właśnie relacja z Nim daje mi pewność i pokój wobec aktualnych okoliczności, pomaga mi być bardziej uważną na potrzeby otoczenia.

Jako owoc tego odkrycia zaproponowałam koleżance z pracy, która spędza Święta sama (by nie narażać rodziny mieszka w wynajętym mieszkaniu), aby śniadanie wielkanocne spędzić razem w pracy (wraz z lekarzem dyżurnym), by tego dnia nie współdzielić tylko okoliczności jaką jest praca, ale całe nasze człowieczeństwo.

Ania

Wolni i obecni
Witaj Jurku,

Patrząc realnie na moje doświadczenie ostatnich dni, widzę, że to co daje mi możliwość innego spojrzenia na rzeczywistość to obecność i wolność. Ja staram się na to odpowiedzieć po prostu będąc obecnym i wolnym.
Obecność w pracy to pomoc moim kolegom w codziennych obowiązkach w pracy. Utrzymanie firmy tak, aby mieli pensje na koniec miesiąca. Pomoc, motywacja, budowanie zespołu. W domu to pomoc dzieciom w rozwoju, nauce, ale i przywoływanie do zrozumienia sytuacji, w której jesteśmy ale także do wykonywania codziennych obowiązków. To bycie z nimi 5 minut po zakończeniu pracy. Odpowiedzi na pytania i postawa, która rodzinę motywuje i buduje.
Ale dlaczego tak robię - bo dzięki mojej obecności w Ruchu spotkałem przyjaciół, świadków którzy są ze mną na tej drodze - od których się uczę codziennie. Moja żona codziennie dzielnie podejmuje pracę w domu, przygotowanie pysznego i zdrowego obiadu, równocześnie pomagając w nauczaniu trójki dzieci z naszym czwartym maluchem na ręku. To wielki wyczyn.
Miłosz w pracy od rana do wieczora pomaga nam zdobyć nowe kontrakty – sam będąc równocześnie ojcem. Piotr nawołujący do pracy na Szkole Wspólnoty – dający osąd tego, co się wydarza.
Każda z tych osób jest dla mnie świadkiem – oni wołają do mnie codziennie – bądź obecny! A otoczony takimi osobami widzę, że można być obecnym tam gdzie rzeczywistość nas powołuje i to jest dla mnie bardzo motywujące.
To także codzienna prośba o relację z Chrystusem, która objawia się poprzez spotkanie – to wspólna modlitwa, Anioł Pański. Modlitwa, której właśnie nauczyłem się w Ruchu. Otwartość na drobne potrzeby wokoło – widzę, że przyjaciele tacy jak Adrian, Jakub – są bardzo uważni i otwarci na to, aby pomagać. Ja też taki chcę być!

Dziękuję
Mirek