List z Kuby. Rok misyjny

O ewangelizacji jako zadaniu dla wszystkich ochrzczonych. O tym, że wiara w Jezusa przynosi radość. O „okresie koniunkturalnym” oraz krótka i prosta ocena Synodu Panamazońskiego
Adam Wiński

Drodzy przyjaciele,

W październiku wiele się działo, a czasu ciągle brakuje. Na Kubie przeżywamy rok misyjny, aby przypominać sobie, że wszyscy jesteśmy posłani. Aby ewangelizacja była zadaniem dla wszystkich ochrzczonych jedną niedzielę w każdym miesiącu ogłosiłem misyjną i wszyscy mamy za zadanie spotkać się z trzema osobami lub rodzinami i porozmawiać z nimi o wierze. I żeby zadanie było konkretne w następną niedzielę przepytuję ludzi o to jak głosili Chrystusa i komu konkretnie. Trudne to zadanie, ale w ten sposób cała parafia uczy się a na ulicy, na której mieszkają dzieją się małe cuda, bo misja to dzieło Boga. Sam czuję się częścią ludu Bożego i również podjąłem to zadanie – spotkać trzy osoby i powiedzieć im o Chrystusie Żywym i Obecnym. Pierwszą osobą był pan milicjant, który wsiadł do mnie do samochodu. Pomyślałem sobie – ten to nie, mundurówki to trudny materiał, więc zacząłem rozmawiać o pogodzie i cenach ryżu... aż milicjant mówi: oglądam wyjątkowy serial, chyba brazylijski, jest o życiu Jezusa... i opowiedział mi on – milicjant – o życiu Jezusa... i tak zostałem zewangelizowany... a skoro on zaczął to zapytałem o dzieci i czy ochrzczone... i tak ochrzciłem dwójkę dzieci. Kolejne spotkanie było ze sprzedawczynią w sklepie, taką zawsze niezadowoloną, z pogrzebową miną. Powiedziałem jej, że mnie wiara w Jezusa daje radość, a ona na to – mnie te rzeczy nie interesują... Dodałem: ale Jezus się Tobą interesuje
i poszedłem. Następnym razem zaniosłem jej Ewangelię, zobaczymy co z tego wyniknie. Trzecia osoba to student architektury zainteresowany katedrą... Oprowadzałem go i pokazywałem zakamarki katedry i powiedziałem, że żeby zrozumieć sztukę trzeba dotrzeć do jej źródła i dałem mu Ewangelię i powiedziałem: jak przeczytasz to wróć, pogadamy.
Zrobiliśmy nocną ewangelizację Bayamo z młodzieżą – w formie: „Bóg mówi, słucha i zbawia”. Wychodziliśmy dwójkami na ulicę, aby zachęcać ludzi do wejścia do kościoła. Wewnątrz ktoś z młodych zachęcał gości do wylosowania z koszyka tekstu Słowa Bożego, a następnie wyjaśniał, co Bóg chce tej konkretnej osobie powiedzieć. Następnie kolejna osoba zachęcała do napisania listu do Pana Boga i zostawienia go w koszu przy Najświętszym Sakramencie i po wspólnej modlitwie dawaliśmy folder z kerygmą oraz godzinami spotkań i formacji. I tak trzy godziny i w koszyku było 178 listów – tyle osób przyszło do kościoła. Najpiękniejsze było to, że sześć z nich kolejnego dnia było na Eucharystii.
Kolejnego dnia we wspólnocie Vado de Yeso odwiedziliśmy 45 osób czytając w każdym domu Ewangelię.
Udało się zrobić trzy koncerty w kościele, jeden zupełnie katolicki, na który zaprosiłem osobiście moich czerwonych „wysoko postawionych”, a następnie na troszeczkę kawy z rumem. A na innych koncertach zawsze miałem możliwość przemówić i powiedzieć o pięknie i mądrości chrześcijaństwa.
Raz w tygodniu odwiedzamy wszystkie wspólnoty, aby według mojego projektu formacyjnego x 4 ( Biblia, lectio divina, duchowość, integracja – zabawy dla wszystkich) współdzielić wiarę i życie. Tematem na ten miesiąc „koniunkturalny” jest nadzieja. Kraj przeżywa teraz „okres koniunkturalny” – to takie słowo klucz, co zamyka usta i każe milczeć i cierpieć ( to taki stan wyjątkowy, albo głęboki kryzys, ale eufemistycznie nazywany koniunkturą). Brak paliwa, transport na granicy rozpaczy, brak oliwy, żywności, prądu, gazu – wszystko tłumaczy się stanem koniunkturalnym. Oczywiście wszystkiemu winne jest USA, dlatego wspólnie piszemy na murach, plakatach, szkołach i domach – tutaj nikt się nie poddaje!
Mówiąc o nadziei wielokrotnie doświadczyliśmy beznadziei i na spotkaniach było wiele goryczy, smutku, rozczarowania, złości, niemocy, frustracji, zmęczenia życiem i łez. Ile bólu w moim ludzie, który pomimo wszystko żyje i kocha Boga. Poziom frutracji i zmęczenia wszystkim jest skrajny i ludzie czasami przestają siedzieć cicho – wczoraj na stacji paliw widziałem jak listonosz wysypał policji trzy kosze listów i wykrzyczał: macie paliwo to rozwieźcie te przesyłki, bo ja już nie wytrzymam... i zostawiając motor poszedł...
Mówię ludziom dużo o Niebie i bliskości Boga i traktuję wszystkich ze zwiększoną czułością i dyspozycyjnością, aby mój lud nie cierpiał przynajmniej z innych powodów...
Otworzyliśmy kolejne miejsce dla dzieci do odrabiania lekcji, kolejnych sześciu studentów otrzymuje stypendium, a dziesięcioro dzieci ma darmowe przedszkole, gdzie co dwa tygodnie katechizuję wszystkie dzieci – tak nieoficjalnie chyba... Wzrasta zaangażowanie moich parafian
i cieszę się nimi każdego dnia. Młodzi angażują się w wiele akcji duszpasterskich i wszystko sprawia mi małe radości w tym mało radosnym świecie.
Dziękuję za pamięć, modlitwę, wsparcie i proszę, abyście ze mną trwali.

Dołączam krótką i prostą ocenę Synodu Panamazońskiego, taką duszpasterską, aby kochać – zamieściłem ją na facebooku.
Dokument posyndolany trzeba przeczytać cały, aby widzieć troskę i miłość do ludzi ze strony pasterzy – pięknie się czyta. Zachęcam. Dzielę się kilkoma myślami o Synodzie i opiniach o nim.
1. Czytać Amazonię dla nas to jak dywagować o np. XVI strojach w Mongolii czyli zupełnie nic nie wiemy w Europie o nich, więc lepiej posłuchać miejscowych. Z takiego pragnienia zrodził się synod, który był poprzedzony dwoma latami pracy zgodnie z zasadą widzieć-osądzać-działać, więc po pierwsze więcej zaufania do miejscowych, bo to oni, a nie my żyją w tej rzeczywistości Ewangelią.
2. Aby czytać Kościół w Amazonii trzeba wyzbyć się pychy i buty Europejczyka, który myśli, że jest panem świata. A tymczasem Europa i katolicka Polska to ilościowo kropelka wody w oceanie Kościoła. Co czwarty katolik na świecie jest Brazylijczykiem, 164 mln ochrzczonych.
3. Przejęci pasterze widzą problem spadku liczyby wiernych o 30 % i biją na alarm. Problemem są sekty o podłożu protestanckim, znaczne odległości do pokonania (rzeka, dżungla), brak kapłanów. Pasterze widzą problem i szukają sposobu jak ocalić i zbawić człowieka.
4. Europejczyk w ogóle nie rozumie się z mieszkańcem Amazonii. Używamy tych samych słów, ale ich znaczenie jest inne. Np. kiedy biały mówi „feminizm” myśli aborcja, krzyczące LGBT
i ideologie, a w Amazonii oznacza to godność kobiet (w kulturze macho), życie i równe prawa. Kiedy biały mówi „ekologia” - myśli pieniądze, przyczepianie się do drzew i segregacja odpadów. W Amazonii oznacza to wyzysk ludzi (wydobywanie surowców), niszczenie lasów - co oznacza problem z tlenem dla świata, itd. Dlatego znowu więcej pokory i patrzenia oczyma mieszkańca Amazonii.
5. Powracające jak fala w tekście pytanie to jak zatroszczyć się o człowieka, jak zatroszczyć się o jego zbawienie. Inne to kwestie techniczne. Nie jest to dokument wyznaczający prawo, jedynie wyznacza kierunki poszukiwań, prac, dróg rozwoju. Nawet takie głośne zagadnienia jak posługa kobiet w Kościele (a kto w większości posługuje w Polsce w Kościele? – kto chodzi codziennie na msze św.?, katechetki, zelatorki, animatorki etc.), święcenie diakonów permanentnych czy sprawdzonych mężów wiary – jeśli jest to droga do pomocy ludziom w drodze do nieba, to czy my – szare stworzonka z podlaskiej wioski czy nawet ze stolicy możemy podnosić głowę i krzyczeć o prawa Kościoła. Ze spokojem i ufnością – Kościół jest Boga i On znajdzie drogę do zbawienia swoich dzieci.
6. A co do wrzucenia Pachamama do Tybru, mam mieszane uczucia. Więcej szacunku do inności, a nawet więcej miłości w procesie rozwoju wiary. Nie wiem, kto okazał się bardziej dziki, prymitywny i nie-religijny... Drogą Kościoła jest miłość, nie agresywna walka.
Religijność pozaeuropejska przepełniona jest strachem, lękami przed naturą, bóstwami, Bogiem. Dla Latynosa wszystko jest przepełnione duchowym wymiarem. Tak po prostu jest. Wystarczy przejść się wokół mojej katedry, aby zobaczyć ile każdego dnia ludzie zostawiają św. Łazarzy, Barbar ze strachu, że mogą ukarać, zesłać przekleństwo. Jan Paweł II w Encyklice o misji napisał, że pierwszym zadaniem misjonarza jest wyzwalanie z lęku i strachu. A ileż tych zabobonów było jeszcze kilkanaście lat temu w naszym kraju? Pachamama to nie demon, nie bałwochwalstwo, ale obraz ludzkich lęków, niepewności, a zarazem szacunku wobec Sił Większych. Stała się biednym ludziom wielka krzywda, w żaden sposób nie można się tym chlubić.. Nie był to gest miłości do człowieka, nie był to gest Chrystusowy. Pachamama to w historii ewangelizacji często punkt wyjścia w głoszeniu ludziom Prawdziwego Boga. Ile żeśmy przyjęli od pogaństwa... świątynie, pielgrzymki, kult zmarłych i wiele innych... to wszystko wymaga czułej ewangelizacji. Chrześcijaństwo usuwa lęk, a nie go powoduje jak to stało się
z figurką... Chrześcijaństwo ewangelizuje, nie dominuje i kolonizuje. Widziałem zdjęcia płaczących ludzi w selwach, bo ktoś w imię Boga tradycji wrzucił do rzeki to, co innym było drogie i przypominało o istnieniu świata duchowego. Aby zmieniać innych, trzeba ich pokochać
i zrozumieć.
7. Trzeba patrzeć na fakty, a nie na opinie. Dzisiaj opinie wyprzedzają i niestety zniekształcają fakty. Dlatego warto przeczytać ten prosty dokument.
8. Ostatnie – znakami zła jest otwarta walka z Kościołem i Papieżem. Bramy piekielne nie przemogą Kościoła, a Papież jest gryziony przez wilki. Kochajmy Papieża, módlmy się za Niego, słuchajmy go sercem. Franciszek jest darem Boga dla nas. Zakochajmy się w Chrystusie, Kościele, Papieżu. Więcej ufności – Kościół jest Chrystusa.