List z Kuby. Duszpasterz niewierzących

Czym katedra różni się od parafii? Czy Bóg jest nudny? I o tym, co nowego na froncie. O duszpasterstwie niewierzących, które poszerza horyzonty i uczy pokory wobec wielkości ludzi, ich serca, zaangażowania w dobro, poszukiwania Kogoś większego

Drodzy przyjaciele!

Misje to zaangażowanie serca, a kiedy serce się angażuje nie ma miejsca na nudę i rutynę – wówczas życie staje się pasją. Uczę się tak przeżywać każdy dzień w mojej nowej rzeczywistości, w katedrze w Bayamo. Katedra z natury swojej trąci dziwnym zapachem i swoistą sztywnością - chyba taka jej natura i przedziwny urok. Dlatego na pierwszej mszy św., kiedy to biskup zaprezentował mnie parafii, powiedziałem: wiecie czym różni się katedra od parafii? Katedra to siedziba biskupa i celebracje z biskupem i subtelnie wskazałem ręką na biskupa Alvaro, a moja jest parafia, a parafia to jest rodzina i jedyne czego chcę, to byśmy stawali się rodziną. Pan Jezus powiedział, że kto dla Niego zostawi rodziców, siostry, braci po stokroć więcej otrzyma. A obietnice Boże spełniają się tutaj, na ziemi, więc pomóżcie Jezusowi wypełnić tę obietnicę i bądźmy razem rodziną! – ot i tyle przemówienia i zaczęło się codzienne życie i wiecie jak to w rodzinie... jest tu wszystkiego. Myślę, że w Kościele im wyżej tym trudniej, żeby nie powiedzieć gorzej, więc zatęskniłem za czasami wikariuszowskimi, nawet w Suchowli. Ale natychmiast otrzeźwiałem od mola przeszłości i pomyślałem o Bogu – jak On musi ufać człowiekowi, w tym przypadku mnie, że nie boi się powierzać mi nowych, przerastających mnie zadań... Skoro On ufa bezgranicznie to i ja mogę, przynajmniej spróbuję.

Co nowego na froncie? Rośnie kryzys w Wenezueli, a to jedyni, oprócz Angoli, przyjaciele i partnerzy Kuby. Benzynę, produkty żywnościowe otrzymujemy od nich, a do tego mega wielkie sumy dolarów za wysyłane do nich służby medyczne... więc sytuacja napięta. W ubiegłym tygodniu jeden z przywódców wygłosił godzinną odezwę do rządu i narodu, a zakończenie było niepokojące – porównanie do kryzysu z lat dziewięćdziesiątych, wezwanie do oszczędzania energii, reorganizacji pozyskiwania żywności i inne. Jednym słowem – trzeba przygotować się na najgorsze. Nie ma – i to już od miesięcy - oliwy, mąki, chleba, a zapowiadają kolejne cięcia. Najbardziej boję się, że skończy się paliwo, choć i tak już podrożało niemiłosiernie – wtedy nie będzie możliwości dotarcia do ludzi. Niektórzy z moich młodych wyjechali do Wenezueli jako lekarze i pracownicy medyczni oraz pracownicy kultury – po wielu z nich znikły wszelkie ślady – boję się, że zostali podstępnie wcieleni do walki i mogą nie wrócić, a wszyscy w wieku 25-30 lat... Widzę ich twarze i codziennie modlę się za nich, aby odnaleźli się i wrócili.

A co na moim froncie? Dach cieknie i spadają kawałki już nie tylko tynku, ale i gruzu. To moje budowlane zmartwienie. Powoli się dorabiam – mam już łóżko takie drewniane, używane mocno, ale pomalowane wygląda jak nowe oraz materac super twardy – chyba wielu na nim dokonało żywota, ale wyprany i przykryty prześcieradłem – wygląda jak nowy. Mam regał na książeczki oraz biurko, stolik i dwa krzesła. Jest postęp. Nawet dwa chodniczki i wiatraki. A do tego kupiłem rower taki mega wygodny, aż źle się czuję jadąc na nim – czuję się jakbym jechał Maybachem.

Zaprzyjaźniłem się już z „Czerwonymi” z prowincji. Pani odpowiedzialna za relacje z Kościołami całkiem miła, za to pan „od miasta” taki burakowaty, więc potraktowałem go „po prałatowsku” - zapowiedziałem, że teraz jestem bardzo zajęty i żeby się dowiadywał po świętach... ale pozyskałem wyżej stojącą panią z prowincji (naszego województwa) i nie omieszkałem powołać się na znajomość z nią przed panem „Burakiem”...

Ostatnio wykręciłem sobie stopę i odnawia się ból i bywają dni, że kuleję troszeczkę, ale to tylko przejściowe trudności. Zaprzyjaźniłem się z panem X , co jest hotelowym zaopatrzeniowcem, więc za grube dolary pozyskuję mięso, rybę czy ser. Odwiedzam teraz cztery razy w miesiącu więzienia i spotykam wielu więźniów – taka codzienna praca – mówię do nich, patrzę im w oczy i szukam tam dobra i tak czasami sobie myślę, że to łaska Boża, że my jesteśmy po drugiej stronie krat. Prowadzę duchowo już trzydzieści młodych osób, nawet nie wszyscy są ochrzczeni, a niektórzy nawet nie myślą o chrzcie świętym. Chyba jestem takim duszpasterzem niewierzących, albo ładniej „wierzących inaczej”, to bardzo poszerza horyzonty i uczy pokory. Jaki mały czuję się wobec wielkości ludzi, ich serca, zaangażowania w dobro, poszukiwania Kogoś większego. Poznaję okoliczne sąsiadki i sąsiadów i zagaduję do nich, spotykam też dziwnego pana, który potrafi stać pod moim oknem dziesięć godzin dziennie nawet na słońcu czy deszczu i już Go oswoiłem – odpowiada skinieniem na moje pozdrowienie. Powiedzieli, że nie jest z „Czerwonych”, że jedynie chory psychicznie. Ja go całkiem lubię, a on się uśmiecha. Żonę sąsiada z masonerii zawiozłem do szpitala – źle się czuła, a teraz już z nią lepiej, a mąż może spokojnie uczęszczać na spotkania loży Wielkiej Loży bayamowskiej. Uprawiam uliczne duszpasterstwo niewierzących – nie ma Internetu w domu i na dachu słaby, więc muszę wychodzić do parku, gdzie przebywa dużo ludzi – to ich poznaję i zapytowuję, a oni mnie też. I uczą mnie wiary prawdziwej. Ostatnio młody nauczyciel, od czasu do czasu mnie zagadywał, przysiadł się i powiedział – ja nienawidzę Boga. Na zapytanie: Dlaczego? – odpowiedział: On jest śmiertelnie nudny... Nie pomogły mówienia o imprezie w Kanie i o gadkach z prostytutkami... ale jego uwaga mnie poruszyła... to były moje rekolekcje, jakie wygłosił mi niewierzący nauczyciel na ulicy. Czy Bóg jest nudny? I uświadomiłem sobie, że chyba my z drugiej strony – obecni w Kościele – nudzimy innych Bogiem, ale czy sami nie jesteśmy znudzeni wiarą i Bogiem? I chodziłem, chodzę z pytaniem czy i mnie Bóg nie nudzi czasami... Ostre pytanie, a odpowiedź to nie pobożne gadanie, ale przeżywanie codzienności. Trzeba mi ciągle oczyszczać się z tego, co jeszcze nie jest Boże i skubać pióra niewiary...

Dziękuję Bogu za Was i Wasze serce dla misji. Za każdy gest bliskości, maila, modlitwę, wsparcie materialne, za wszystko.

ks. Adam, Bayamo (Kuba)
Niedziela Palmowa 2019