List z Kuby. Wzruszać się dobrocią Boga

O codziennym wydarzaniu się wielu małych cudów, kandydacie na pastora i na księdza, zdobywaniu farb, cementu i innych materiałów oraz o adoptowaniu dzieci

Przyjaciele!
Przynaglony do napisania kolejnego listu widzę jak czas ucieka i jak wiele codziennych małych cudów dzieje się w moim i moich owieczek życiu. I jak tu nie wierzyć i nie wzruszać się dobrocią Boga, który nie przestaje szukać swoich dzieci.
Na spotkania młodzieży przychodzi młody kandydat na pastora kościoła baptystów. Inteligentny, zadający wiele pytań, oczywiście atakujący - jak przystało na protestanta. Jest w chwilowym kryzysie wiary, ale szuka, pyta i dobrze czuje się z nami. Przychodzi do mnie na ekumeniczne kierownictwo duchowe. Nie mogę mu tylko za pokutę Różańca zadawać, przynajmniej na dzień dzisiejszy.
Rosario, która oczekiwała dziecka - okazało się, że dziecko zmarło w jej łonie… Trudna chwila dla niej i dla naszej wspólnoty. Byłem u niej w szpitalu, a obok szesnastoletnia dziewczyna po dwukrotnej próbie usunięcia dziecka. Jedna chce mieć dziecko, a ono umiera, druga nie chce, a dziecko silnie walczy o życie. Hmmm - nie muszę dodawać, że tak, mam kolejne dziecko - udało się przekonać dziewczynę do przyjęcia dziecka, a ja będę ojcem chrzestnym i podjąłem się duchowej i materialnej adopcji na dwa lata. Tak oto po raz kolejny stałem się ojcem Bożych dzieci. To już siódme na moim kubańskim dorobku - boję się myśleć, że Jezus powiedział, że kto dla Królestwa Niebieskiego zostawi ojca, braci, dzieci po stokroć więcej otrzyma… Ale co Pan Bóg daje to jest dobre i cudowne!
Kolejny prezent z Nieba dla mnie od moich wspólnot to obecność - na razie krótsza - moich wspomożycielek - dwóch cudownych sióstr Ani i Iwony. Towarzyszą mi w pracy duszpasterskiej i cieszą ludzi. Bardzo potrzebujemy na Kubie sióstr i kapłanów. Ta ziemia naprawdę pragnie Boga.
Ostatnio czuję się mega zmęczony - i zaczepiają mnie wirusy i inne takie tam - ale walczę i się nie poddaję. A Pan Bóg jak przyłoży kijem to zaraz i cukierka da. Po wykańczającym sobotnio-niedzielnym maratonie - nie miałem już ochoty nikogo widzieć - tylko położyć się do łóżka i zniknąć. Po 21.00 zadzwonił telefon… jeden młody, mówi, że chce przyjść porozmawiać…. jak zawsze pierwsza myśl nie była chrześcijańska, ale kolejna już lepsza - OK - czekam na Ciebie! Jose przyszedł, trochę wystraszony i nie bardzo wiedział jak zacząć. W takich sytuacjach zaczynam ja i mówiąc przygotowuję kawę…. W końcu usiedliśmy i Jose - student turystyki na czwartym roku powiedział: Padre chcę być księdzem! W takich momentach, chociaż jestem realistą i wiem, że w drodze wszystko może się wydarzyć - wszystkie przejściowe trudności mijają i pojawia się radość - radość jak u dziecka, gdy dostaje wymarzony prezent. Radość z cudownego i zaskakującego działania Boga.
Trwa malowanie domu i okien i wszystkiego, póki farby wystarczy. To także małe cuda - kupić, a raczej zdobyć farby, cement czy jakiekolwiek inne materiały.
W Adwencie mamy codziennie dwie godziny adoracji Najświętszego Sakramentu - rano świtem bladym połączoną z jutrznią, a wieczorem z nieszporami. Tłumów nie ma, ale dla mnie i moich sióstr jest to czas błogosławiony.
Zrobiliśmy koncert kulturalny w kościele zapraszając regionalnych artystów
i poetów. Takie nowe świeckie tradycje mają na celu oswojenie ludzi nie mających nic wspólnego z Kościołem, aby tutaj znaleźli swój dom. Ucieszyli się i zaprosiłem ich na święta na koncert dla Nowonarodzonego Jezusa.
Dzięki za wszelkie wsparcie i modlitwę

ks. Adam

Jiguani, 5 grudnia 2018