Ksiądz Adam, Halina, parafianka z wioski Diamante i Yanelis

List z Kuby: ile wiary jest w tym ludzie

Ostatecznie nasza wielkość tkwi w tym, co On robi w nas i przez nas. Uczę się tego, że chrześcijaństwo to bardziej działanie Boga niż moje

Przyjaciele!

Misje to budzenie religijności, która była tu przede mną. Religijności serca, potrzebie Boga i nieskończoności. Obserwując wiarę ludzi z ulicy (którzy nie mają nic wspólnego z Kościołem instytucjonalnym, ale czy to oznacza, że nie mają wiary ewangelicznej?) zadziwiam się i nie raz zawstydzam, że jeszcze do całkowitego przylgnięcia do Boga jest mi tak daleko.
Misje to zapatrzenie w oczy drugiego człowieka i wsłuchanie się w jego świętą historię - ileż w tym wiary i obecności Boga. Takie zatrzymanie się przy człowieku bez uprzedzeń, oceniania, a nawet(!) bez natychmiastowej pokusy nawracania go, bo tak naprawdę, nie wiem kto kogo nawraca. W ubiegłym tygodniu posiedziałem chwilę z moim chrześniakiem (a mam ich już 47!). Leo ma zespół Downa, teraz przygotowuje się ze mną do Pierwszej Komunii Świętej. Rozmawiamy o Bogu, rodzinie, miłości i w końcu prowokacyjnie (hmm taki już jestem) pytam go: Leo, ty myślisz, że Bóg to ciebie kocha? Leo zamyślił się, wstał z ławki i patrząc mi w oczy powiedział: Gdyby mnie nie kochał - to ja bym był już tam gdzie mój tata! (ojciec zginął w wypadku sześć miesięcy wcześniej jadąc na motorze z Leo). I dodał: Pan Bóg mnie ocalił, abym był silny i kochał mamę! Ośmielam się zapytać mojego dziewięcioletniego rozmówcę: A nie masz Bogu za złe, że Twój tata nie żyje? Leo spokojnie odpowiedział: Ja tam za bardzo tego Boga nie rozumiem, ale ja bym lepiej tego świata nie zorganizował, więc wierzę, że On wie co robi! Myślę, że Leo jest gotowy do Pierwszej Komunii Świętej, w końcu to mój chrześniak.
Misje to pokazywanie wszystkim studni, do której każdy może przyjść, aby się napić i chwilę odpocząć. Misje to odpowiadanie na głód człowieka i głód Boga. Od dwóch tygodni przychodzą do kościoła... myślę, że są około czterdziestki. Siadają obok siebie i uważnie słuchają (tak mi się wydaje) wszystkiego...
To, żeby powiedzieć delikatnie „kochający inaczej”. Muszę przyznać, że trochę mnie to jeszcze drażni i niesmak mały pozostawia, ale przełamałem się, aby po Mszy Świętej podać im rękę i podarować książeczki z tekstami do Eucharystii. Może oni bardziej niż inni potrzebują przyjść do studni, czy mam ją ogrodzić płotem i drutami kolczastymi? Pewnie po jakimś czasie sobie pójdą - niech zapamiętają, że studnia jest zawsze i że Bóg na nich też czeka... Najpierw miałem pokusę Zbawiciela - aby coś powiedzieć - ale zapytałem siebie co zrobiłby na moim miejscu Jezus... i uczę się cierpliwości, aby nie wyrwać zboża z chwastami - niech rosną, choć z czasem spokojnie prawdę powiedzieć będzie trzeba.
Misje to zmaganie z samym sobą. W ostatnim czasie przeszedłem oczyszczenie organizmu poprzez czterodniowe biegunko-wymioty - dobry czas na zwolnienie tempa i małe rekolekcje w międzyczasie. Myśl skupieniowa, nasza wielkość nie tkwi w tym, co robimy, ani nawet w tym kim jesteśmy.



Ostatecznie nasza wielkość tkwi w tym, co On robi w nas i przez nas. Uczę się tego, że chrześcijaństwo to bardziej działanie Boga niż moje...
Gdy zakończyłem sezon biegunkowo-wymiotny połamały mi się dwa zęby i wiem, że od wizyty u dentysty wolę tydzień toaletowy. Pojechałem do szpitala stomatologicznego w Bayamo, ale zamknięty - wszak dziś wszyscy rzucają kwiaty do wody ku czci wojownika rewolucyjnego Camillo...
Wybrałem się kolejnego dnia i o dziwo nie ma kolejek, nie ma ludzi...
Okazuje się, że nie ma wody w szpitalu. Lekarze i dentyści spokojnie sobie rozmawiają więc się dołączyłem, wszak rozmawiać lubię - nawet z powyłamywanymi zębami, przy okazji namówiłem do chrztu trójkę małych dzieci z rodzin dentystów i umówiłem się na chrzest za dwa tygodnie.
Teraz czeka mnie jeszcze odbudowywanie korzenia - już na samą myśl pocę się jak na saunie...
Przy okazji podwożenia ludzi - jednego dnia jechał ze mną ojciec nowonarodzonego dziecka - jechał do swojej kobiety (bo nie żony). Więc pytam, dialoguję. To pierwsze dziecko, jak będzie miało na imię, aby było od czego zacząć i jest - młody człowiek mówi: to pierwsze dziecko, które dała mi natura.... I jest - mam punkt zaczepienia - ja ci dam natura! (pomyślałem sobie) i powiedziałem: mówisz natura - to jak to jest, że natura jednym daje dziecko, a innym nie... zamieszał się trochę i wyskoczył z teoriami ewolucji i inne takie bajki dla dorosłych dzieci, które chcą wierzyć we wszystko, byleby nie w Boga-Osobę. I zacząłem tłumaczyć wszystko jak dziecku, że w końcu powiedział - tak moja córeczka to dar Boga! (satysfakcja jest, ale jeszcze niepełna). Kontynuuje o tym, że dzieci trzeba wychowywać (zwalniam jazdę, bo mało czasu zostało), i trzy magiczne słowa i dziękuję... A On tak, tak! I że wychowuje się przykładem, a nie gadaniem. A On tak, tak. I daję ostro - to jak ty będziesz wychowywał jak nie umiesz dziękować? A On już nic nie rozumie. Kto Ci dał dziecko? Mówi posłusznie- Bóg. To Mu podziękuj - mówię, ale On chce specjalnego dziękuję, które nazywa się Chrzest święty! I jesteśmy. Pomyślał chwilę, a ja już dałem obrazek z telefonem i datą chrztu - ha! Zobaczymy co z tego będzie. Ale tak dla pewności - to jego numer też wziąłem w końcu elektrykiem jest. I szczęśliwie dojechaliśmy pod szpital...
Misje to radość Ewangelii i radość bycia razem. Odkryłem też nowe talenty młodych do bycia pajacami, więc poszyliśmy stroje – hmm, niektóre moje ubrania też pasowały i jeździmy po małych wioskach z teatrzykami pajacykowymi - ile w tym zabawy - a pajace też ewangelizują w końcu w Kościele też ich nie brakuje. To taki mały Kościół wychodzący na ulice, aby szukać tych, co nie chcą już szukać... A przy tym radość i zabawa. W sumie to ja lubię pajacować.
Zrobiliśmy też ewangelizację młodzieży - zaprosiłem grupę 54 młodych z sąsiedniej diecezji i rozmawialiśmy cztery godziny w sobotnią noc z młodymi na ulicy. Pięknie było na nich patrzeć, rozmawiać, ale smutne też było widzieć ich brak wiary, a nawet pytań o Coś więcej.... Ale cośmy posiali, tośmy posiali.
Dziękuję za wszystkie listy, maile, sms-y, wszelkie oznaki przyjaźni i wsparcia!

ks. Adam Wiński, Jiguani (Kuba)