Pier Paolo Pasolini, Rzym, 1967 (Fot. Franco Vitale / Reporters Associati & Archives / Mondadori Portfolio)

„W TYM ŚWIETLE NIE BYŁO GRANICY MIĘDZY CZŁOWIEKIEM A CZŁOWIEKIEM”

Pier Paolo Pasolini: „W tym momencie jestem apokaliptyczny, to znaczy widzę przed sobą świat zbolały i wciąż coraz brzydszy. Nie mam nadziei”. A jednak pisze do końca swoich dni...
Simone Invernizzi

„Przez jakiś czas jako chłopiec wierzyłem w rewolucję (…). Teraz zaczynam w nią wierzyć trochę mniej. W tym momencie jestem apokaliptyczny, to znaczy widzę przed sobą zbolały i coraz brzydszy świat. Nie mam nadziei, zatem nawet nie kreślę sobie przyszłego świata”.
W ten sposób Pier Paolo Pasolini, w wywiadzie udzielonym Enzo Biagiemu w 1971 roku, odpowiada na pytanie: „O jakim świecie pan marzy?”. I kontynuuje, dolewając oliwy do ognia: „Słowo nadzieja zostało całkowicie usunięte z mojego słownika”.

W ostatnich latach życia – umrze 2 listopada 1975 roku – Pasolini wydaje się coraz bardziej ponury i rozczarowany. Widzi przed sobą oznaki „mutacji antropologicznej”, która jak śmiertelna choroba uderza we Włochy, bogatsze po gospodarczym boomie, ale spustoszone, bez duszy.
„Wędrując po ulicach, uderza jednolitość tłumu” – pisze w Pismach korsarskich, książce z 1975 roku, będącej zbiorem kilka artykułów dziennikarskich. Jest to prawdziwe „ludobójstwo kulturowe”, dotyczące przede wszystkim ludzi młodych, z których każdy „odczuwa poniżający niepokój dorównania pozostałym w konsumpcji, w byciu szczęśliwym, w byciu wolnym”. Jest to jednak fałszywa równość, zewnętrzna, a nie wewnętrzna, zbudowana wokół wcześniej ustalonych form i modeli życia narzuconych przez nową Władzę cywilizacji konsumpcyjnej, poprzez homologiczną przemoc telewizyjnej propagandy i mody: twarze są smutniejsze, pełne udręki, i „nigdy różnorodność nie była tak straszną wadą jak w tym okresie tolerancji” (Pisma korsarskie, 11 lipca 1974).

Są to bardzo często cytowane stronice, które usłyszymy kilkakrotnie w tym roku obchodów setnej rocznicy urodzin – 5 marca 1922 – jednego z najwybitniejszych włoskich intelektualistów. Pasolini jest jednym z pierwszych, którzy zwracają uwagę na odczłowieczającą konsekwencję postępu, milczącą przemoc „ideologii hedonistycznej” i jej represyjną tolerancję, sformułowaną już przez Marcuse’a. Te stronice są aktualne, ponieważ globalizacja tylko spotęgowała tę dynamikę, a przemoc ideologii wyraża się dziś w najbardziej tragiczny sposób, jak widzimy.

Pasolini nie ma nadziei, ale pisze dalej, aż do ostatnich swoich dni. Nie milczy zrezygnowany. Dlaczego? Jak udaje mu się zwracać uwagę na homologację, nie będąc nią przytłoczonym? Co pozwala mu wskazać to, czego wydaje się nie widzieć nikt? I odczuwać boleśnie to, co wszyscy wydają się akceptować? Na pewno nie ideologia, przynależność do jakiegoś kościoła czy partii, ponieważ porównując się do świętego Pawła, opisuje siebie w ten sposób: „Od zawsze spadałem z konia. Nigdy nie siedziałem pewnie w siodle (jak wielu potężnych ludzi w życiu albo wielu nieszczęsnych grzeszników). Od zawsze spadałem, a moja stopa pozostawała wplątana w strzemię (…). Nie mogę ani wsiąść ponownie na konia Żydów i pogan, ani spaść na zawsze na ziemię Boga” (Lettera a don Giovanni Rossi – „List do ks. Giovanniego Rossiego”, 27 grudnia 1964, w: Lettere 1955–1975).

„Od zawsze spadałem z konia”. Życie Pasoliniego naznacza rozdzierający niepokój, poczucie bycia na wygnaniu, bycia wiecznie „bez dachu nad głową”, jak wyznaje w wizjonerskim Poema per un verso di Shakespeare („Poemacie na jeden wers Szekspira”), zapisując wielkimi literami, jakby chciał to wykrzyczeć:

JEŚLI KOŚCIÓŁ BOGA JEST DOMEM ZAMKNIĘTYM OD WEWNĄTRZ
I TYLKO ON MA KLUCZE, JA TAKŻE
MIESZKAŁEM W DOMU ZAMKNIĘTYM OD WEWNĄTRZ
W DOMU ROZUMU, SIOSTRY POBOŻNOŚCI. Otworzyłem
Drzwi i wyszedłem z niego… Teraz znajduje się tam ten
przeklęty dom Boga zamknięty od wewnątrz,
budzi we mnie nieprzyjemne uczucie mdłości,
a z tyłu nudna Historia, w którą mógłbym ponownie wejść.
A tymczasem bez mieszkania – aaaaah, teraz krzyczę, AAAAAAAH…

Jest to egzystencjalne osamotnienie, wspaniale zarysowana na stronicy La Divina Mimesis („Boskiej Mimezis”), będącej niedokończoną nową wersją Boskiej Komedii Dantego. W drugiej pieśni Pasolini-Dante przechadza się po przedmieściach miasta, „gdzie wieczorne światło spadało jak burza”:

„W tym świetle nie było granicy między człowiekiem a człowiekiem, między tymi, którzy tam na dole, w pięknych i skromnych królestwach życia, na równinach, wsiach, w miastach oddawali się triumfowi istnienia (…). Tylko ja byłem poza tak wielką chwałą, tak wielką melancholią. I ogniste ostrze łez przecinało moją pierś bólem, który powtarzał się niezmiennie od najdawniejszych lat życia. Tylko ja, naznaczony granicą – niesamowitą dysproporcją między tym małym mną a resztą świata, tak wielką, niewyczerpaną także w nostalgii!” (La Divina Mimesis).

Ale właśnie „niesamowita dysproporcja między tym małym mną a resztą świata” kształtuje spojrzenie poety Pasoliniego na rzeczy i ludzi tak ukochanych i tak nieosiągalnych. Jego oczy, przepełnione nostalgią, widzą głębiej, poza tym, co niewidocznie. „Zawsze postrzegam rzeczy jako nieco cudowne – wyznaje Biagiemu w cytowanym wywiadzie. – Mam pewną wizję świata, wciąż bezkształtną, bezwyznaniową, ale w pewien sposób religijną”; chodzi o „rodzaj czci, która wywodzi się z dzieciństwa, nieodpartą potrzebę podziwiania natury i ludzi, uznania głębi, w której inni widzą tylko martwą, mechaniczną powierzchowność rzeczy” (Pasolini rilegge Pasolini).

Z tego „religijnego” spojrzenia wypływa przenikliwy, ale pełen litości osąd Pism korsarskich. Ujawnia to sam Pasolini: „Żeby zrozumieć przemiany zachodzące w ludziach, trzeba ich kochać” (Pisma korsarskie, 1 lutego 1975, s. 259) i, chcielibyśmy dodać, zmierzyć się z tym „ognistym ostrzem łez”, który przeszywa pierś. „Serce” buntuje się przeciwko pozornie niepowstrzymanym mechanizmom Władzy. To właśnie pozwala Pasoliniemu odczuwać tragedię konsumpcjonizmu nie z dystansem intelektualisty, ale „na własnej skórze”.

„Niczym hodowlane kurczaki, Włosi natychmiast przyswoili nową niereligijną i niesentymentalną ideologię władzy”, która psuje relacje i generuje przemoc. „Co w rzeczywistości czyni wykonalnymi (…) polityczne rzezie po tym, jak zostały obmyślone? Jest to przerażająco oczywiste: brak poczucia świętości cudzego życia, a także kres wszelkich uczuć we własnym życiu”.
A co tłumaczy fenomen nowej przestępczości, o której w gazetach jest pełno? „To jest wciąż przerażająco oczywiste: uznawanie cudzego życia za nic, a własnego serca wyłącznie za mięsień”. Z tego powodu – Pasolini konkluduje – „myślę zatem, że – nie zdradzając naszej humanistycznej i racjonalistycznej tradycji umysłowej – jak kiedyś słusznie to czyniono, nie należy nadmiernie dyskredytować świętości; bez obawy też dobrze mieć serce” (Pisma korsarskie, 1 marca 1975, s. 307–308).