Matthias Stomer, Adoracja pasterzy, XVII wiek. Palazzo Madama, Museo Civico d'Arte Antica, Turyn. © Mario Bonotto/Photo Scala, Florencja

„Uczynieni z tego, na co patrzą”

Niemal kalka rzeczywistości. Oblicza, ręce i spojrzenia, które „nigdy nie oderwałyby się od tego, co mają przed sobą”. Na bożonarodzeniowym plakacie Adoracja pasterzy Matthiasa Stomera („Ślady” nr 6/2021)
Giuseppe Frangi

Przede wszystkim pasterze. To oni byli bezpośrednimi świadkami tego, co wydarzyło się w nocy w jednej z grot, które znajdują się w pobliżu Betlejem, grot dobrze im znanych, ponieważ często używanych jako stajnie. Nie zawahali się dać kredytu zaufania aniołowi, który im się ukazał. Rzeczywiście, jak opowiada Łukasz: „Udali się też z pośpiechem”. Poszli i znaleźli. Nie mogli wiedzieć, nie mogli zrozumieć, jak mówi o tym ksiądz Giussani, odnosząc się do Jana i Andrzeja. Niemniej jednak to, co mieli przed oczami, nie wymagało wyjaśnień: „Mieli tam coś, co było jak Raj”.
Ileż razy artyści usiłowali przedstawić tę chwilę natychmiastowego przylgnięcia do rzeczywistości, która ukazała się pasterzom w tak marginalnej, ale jednocześnie tak przeobfitej formie. Nieoczywiste wyzwanie. Łatwiej uzmysłowić sobie przybycie Trzech Mędrców do owego Dziecka. Oni gwarantowali więcej punktów oparcia, przy uroczystej procesji, z przepychem szat, drogocennymi darami tak starannie obmyślonymi i przygotowanymi. W przypadku pasterzy nic z tych rzeczy: jedyne składniki, na których można się oprzeć, by dokonać wizualnej rekonstrukcji tamtej nocy, to prostota i zdumienie. Pasterze są triumfem „małego”.



To nie przypadek, że w ciągu dwóch stuleci silnych intelektualnych pewników, takich jak XV i XVI wiek, artyści mieli tendencję do redukowania tego zaskakującego odwrócenia hierarchii społecznych do nieco oswojonej bajki. Tymczasem w XVII wieku, stuleciu niespokojnym i burzliwym, artyści instynktownie utożsamiają się z sytuacją udokumentowaną w Ewangelii św. Łukasza. To Caravaggio torował drogę swoim arcydziełem namalowanym w 1609 roku dla kościoła Santa Maria della Concezione w Mesynie (obecnie przechowywanym w Muzeum Regionalnym w tym samym mieście). Ubogie Boże Narodzenie; Boże Narodzenie na gołej ziemi, ogołocone ze wszystkich zdobień, naznaczone impetem pasterzy, którzy ledwo powstrzymują swoje zdumienie i uczucie, prawie nacierając na Maryję i Dzieciątko. Wiek XVII to także stulecie, w którym tworzy fascynujący artysta o nieznanej tożsamości, który został sklasyfikowany jako Mistrz Zwiastowania Pasterzom, właśnie dlatego, że był wyspecjalizowany w malowaniu tego tematu.

Również w XVII wieku tworzy Matthias Stomer, artysta holenderskiego pochodzenia, działający we Włoszech, między Rzymem, Neapolem a Sycylią, z pewnością od 1630 roku. Stomer to caravaggionista z ostatniego pokolenia; caravaggionista do granic możliwości, twardy i czysty pozostał posłuszny słowu rewolucyjnego mistrza, nawet gdy wiatr wydawał się wiać już w innych kierunkach. Jak napisał ze swoją bezcenną przejrzystością Roberto Longhi, Stomer jest jednym z tych, którzy pozostają uparcie związani z gramatyką Caravaggia, nawet wtedy, gdy barok wygasał już nieuchronne, a triumfujący Rzym czasów Kontrreformacji nie chciał już patrzeć na te rzeczy”.

Nasz artysta, zamiast mediować z duchem czasów, radykalizował swój styl. Upraszcza go, aż do nadania kształtu niemal hiperrealizmowi Caravaggia. Zapłacił za to cenę, zmuszony przenieść zasięg swojego działania z dala od centrum świata, jakim był Rzym, by pracować zwłaszcza na Sycylii, a potem także w Lombardii. Adoracja pasterzy jest oczywiście przedmiotem, z którym identyfikuje się z największym przekonaniem, do tego stopnia, że tworzy osiem wersji, jeśli wziąć pod uwagę tylko te, które zachowały się do naszych czasów, w różnych wariantach. Na interesującym nas obrazie, przechowywanym obecnie w Muzeum Palazzo Madama w Turynie, Stomer wydaje się robić ze swojego malowidła niemal kalkę rzeczywistości. Oblicza, ręce przedstawione są z dokładnością, która natychmiast rzuca nam się w oczy. Przemawiają swoimi spojrzeniami, które nigdy nie oderwałyby się od tego, co mają przed sobą. Przemawiają dłońmi, złożonymi w geście wzruszającego oddania i powstrzymywanego zdumienia tym, co znaleźli. Światło promieniujące z Dzieciątka wywyższa ten ich sposób bycia bez psychologizmów; nie stoją po prostu, patrząc na „kawałek Raju” – to, co mają przed oczami, stało się w istocie samą ich konsystencją. Są uczynieni z czego, na co patrzą.