Javier Prades. Jak chrześcijanin staje się protagonistą historii?
Przyjechał z Madrytu. W dniach 17–18 lutego 2012 roku poprowadził dzień skupienia przed Wielkim Postem dla kapłanów diecezji opolskiej oraz zaprezentował książkę Zostawić ślady w historii świata, której jest współautoremPrezentacja książki Zostawić ślady w historii świata z udziałem jej współautora, księdza Javiera Pradesa miała miejsce w sobotnie popołudnie 18 lutego na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego. Spotkanie, prowadzone przez księdza Joachima Waloszka, rozpoczęło się recitalem gitarowym muzyki hiszpańskiej w wykonaniu Jacka Świtacza i piosenką Lela, zaśpiewaną przez Marię Waloszek. Następnie ksiądz Javier odpowiadał na pytania zadawane najpierw przez księdza Joachima, a następnie przez pozostałych uczestników spotkania.
Ks. Joachim: Na okładce książki widnieją trzy nazwiska: księdza Luigiego Giussaniego, które znajduje się najwyżej, oraz dwóch innych kapłanów – księdza Stefano Alberta i księdza Javiera Pradesa, umieszczone nieco niżej. Z lektury dowiadujemy się, że książka zbiera wypowiedzi księdza Giussaniego i porządkuje je według pewnych słów-kluczy. Ukazuje propozycję, jaką jest chrześcijaństwo, zgodnie z jego osobistą wrażliwością, z akcentami, jakie stawiał ksiądz Giussani, gdy mówił o wierze i wychowywaniu do niej. Tymczasem w książce jest w zasadzie niewiele miejsc, w których jego wypowiedzi cytowane są dosłownie. Jak to zatem było z autorstwem książki Zostawić ślady w historii świata?
Ks. Javier: Treść książki pochodzi od księdza Giussaniego i jest ściśle związana z jego nauczaniem. Kolejne rozdziały powstawały jako owoc rozmów księdza Giussaniego z odpowiedzialnymi za Ruch, przeprowadzonych zarówno w Mediolanie, jak i w La Thuile, a także w czasie spotkań w Hiszpanii. Ksiądz Giussani był chętny do dialogu ze wszystkimi, ponieważ traktował poważnie to, co mówili inni. W tym sensie źródłem tej książki jest wspólnota chrześcijańska. Ja natomiast jestem przede wszystkim bardzo wdzięczny Panu Bogu za to, że mogłem osobiście uczestniczyć w narodzinach tej książki. Okoliczność ta pomogła mi zobaczyć, w jaki sposób żył i jak myślał ksiądz Giussani.
Kiedy został zebrany materiał do publikacji, ksiądz Stefano Alberto i ja pomagaliśmy księdzu Giussaniemu uporządkować go i ujednolicić. Wtedy nastąpił drugi moment wspólnotowej pracy i rozmów, a siła charyzmatu pozwalała na to, by doświadczenie i bogactwo niektórych osób stawały się wspólnym doświadczeniem wszystkich. Tak więc autorstwo księdza Giussaniego należy także rozumieć jako przejaw typowego dla niego sposobu jednoczenia wszystkich we wspólnym doświadczeniu, w podążaniu wspólną drogą wiary.
Chrześcijaństwo jest ciągle aktualnym i dziejącym się wydarzeniem. Wydarzeniem jest Chrystus, spotkanie z Nim. „Jeśli nie rozumiemy – jak czytamy w książce – i nie używamy słowa «wydarzenie», nie rozumiemy też chrześcijaństwa, zostaje ono wtedy natychmiast zredukowane do słów, ludzkich dzieł, efektu ludzkiej działalności”* (s. 19). Jaką zatem trzeba przyjąć postawę, aby stać się uczestnikiem tego wydarzenia?
Kiedy spotkałem Ruch i księdza Giussaniego, było to jakby rozlanie się jakiejś niespodziewanej łaski. Z jednej strony „porażała” mnie nowość Obecności Chrystusa, z drugiej, jakaś jej bliskość, rodzinność. Człowiek lgnie do tego wyjątkowego wydarzenia dlatego, że odkrywa, iż koresponduje ono z najgłębszymi wymogami i aspiracjami jego serca.
Kiedy Chrystus naprawdę wkracza w życie człowieka, jest to spotkanie z czymś, czego nie można zaplanować, co nie jest jakimś przedłużeniem tego, co już się wie, ale jest czymś absolutnie oryginalnym i nowym. I dlatego, gdy się to spotyka, od razu rozpoznaje się, że to jest prawda, że to jest to, czego szukałem i wtedy można poczuć, że jest się u siebie w domu. Tak działa Chrystus – wychodzi ci na spotkanie i natychmiast pozwala poczuć się jak w domu. Wtedy człowiek wie, że jest „w domu”, tam, gdzie powinno się być, odnajduje swoje miejsce w świecie i ma przed sobą nieskończony horyzont.
Dziś modne jest przekonanie, tak typowe dla naszych czasów, że właściwą postawą człowieka jest szukanie prawdy, a nie jej odnajdywanie i posiadanie. Świat nie toleruje kogoś, kto mówi: „Spotkałem prawdę”. Tymczasem doświadczenie wydarzenia mówi nam coś zupełnie przeciwnego: właśnie dlatego, że spotkałeś prawdę – w sposób darmowy i zupełnie tego nie przewidując – odsłania się przed tobą cała przestrzeń poszukiwania prawdy. Nikt nie jest w stanie poszukiwać prawdy, jeżeli wcześniej już jej nie spotkał. Chrystus dlatego właśnie jest wydarzeniem, bo wkraczając w życie otwiera je na oścież. Współcześni opierają się temu, ponieważ chcą zastąpić wydarzenie swoim własnym projektem. Wtedy jednak gubią tę właściwą postawę poszukiwania prawdy. Spotykając Ruch, poczułem, że poznałem prawdę, i właśnie dzięki temu od 30 już lat mogę ciągle wędrować w oczekiwaniu na tę największą Prawdę. Każdy z nas powinien o tym świadczyć wobec świata.
Chrystus uobecnia się dzisiaj w świecie w realnym znaku jedności tych, którzy do Niego przynależą od chrztu. Jesteśmy członkami Jego Ciała. „Bez nas Chrystus nie istnieje w historii…” (s. 51). Człowiek posłany, by wypełnić misję powierzoną mu przez Chrystusa – ten człowiek odnawia świat, jest widzialnym protagonistą swojego odkupienia (por. s. 58). Pamiętam, że stanowczość, zuchwałość, z jaką ksiądz Giussani akcentował tę prawdę w swoim nauczaniu i propozycjach wychowawczych, uderzyła mnie bodaj najbardziej na początku mojej drogi w Ruchu. Była, i ciągle jest, prowokacją, wyzwaniem dla wszystkich moich pomniejszających znaczenie Kościoła i znaczenia mojego życia w Kościele myśli, wątpliwości, dla moich zgorszeń słabością Kościoła. Dookoła nas pełno takich pomniejszających, redukujących znaczenie Kościoła sądów, pielęgnowanych również w środowiskach kościelnych, dookoła nas huczy od zgorszenia grzechami ludzi Kościoła. Co pozwala pomimo tego wszystkiego – a zwłaszcza pomimo świadomości własnej miernoty, słabości, własnego grzechu – obronić w sobie takie głębokie rozumienie tajemnicy Kościoła, miłość do Kościoła, radość bycia powołanym do uobecnienia Chrystusa w świecie?
Moje doświadczenie dowodzi, iż miłość do Chrystusa i do tego towarzystwa, jakim jest Kościół, pozostają czymś nierozerwalnym. Dzisiaj, kiedy mówi się o Kościele, często eksponuje się ograniczenia ludzi Kościoła. Ludzie nie rozpoznają prawdziwej natury Kościoła. Ktoś, kto doświadczył wydarzenia Chrystusa, rozumie, że Kościół jest jedynym miejscem, w którym człowiek może osiągnąć szczęście. Widzi wtedy piękno Kościoła i wiąże się z Kościołem na zawsze, ponieważ jest to więź z prawdą Bożą, którą człowiek spotyka w historii. Wcześniej prawda była poza tobą, teraz jest w tobie, jest twoja. Ty przynależysz do tej prawdy, którą spotkałeś. To, co spotkałeś, aż do głębi definiuje to, kim jesteś – twoje człowieczeństwo. Dokonuje się to za pośrednictwem innych ludzi. Mogą to być księża, ksiądz Giussani, przyjaciele z Ruchu.
Ksiądz Giussani ciągle nam powtarzał: „Musicie iść za tą prawdą, którą spotkaliście, nawet gdyby ten, który ją zaproponował, okazał się pełen słabości”. W ten sposób ujawnia się prostota serca. Osoba o prostym sercu potwierdza prawdę, przekraczając ograniczenia ludzkie drugiej osoby. To jest możliwe tylko wtedy, gdy ktoś żyje w relacji z prawdą Boga. Dlatego też, jak mówił Guardini, musimy wszyscy rozumieć, że „Kościół rodzi się w duszach”. To znaczy, że Kościół nie jest tylko zewnętrzną wobec mnie instytucją, ale jest najgłębszym wymiarem mnie samego. Stąd też ten, kto spotkał wydarzenie Chrystusa żyjące w Kościele, zawsze kocha Kościół, nawet wtedy, gdy objawia on swoje najbardziej bolesne ograniczenia.
Dziś ponosimy wielką odpowiedzialność, by komunikować innym to Coś największego, co wkroczyło w nasze życie. By móc to czynić, musimy nieustannie sami doświadczać tej nowości. To oznacza, że po 30 latach nadal mogę powiedzieć, że odnajduję smak życia i wiary w spotkaniu, które stało się moim udziałem. Co więcej, to wszystko z upływem czasu staje się intensywniejsze, większe. Pozwala nam coraz bardziej rozsmakowywać się w życiu. Dzisiaj jestem o wiele bardziej świadomy swoich ograniczeń i grzechów, i dlatego też jestem bardzo wdzięczny Bogu za to, że pozwolił mi odkryć to wydarzenie, które takiemu grzesznikowi jak ja umożliwia przeżywanie życia ze smakiem.
Przynależność do Wydarzenia, do Chrystusa i Jego Kościoła staje się korzeniem nowej inteligencji i nowej moralności (por. s. 75 nn). „Szczere spojrzenie na wydarzenie umożliwia powstanie w nas nowego kryterium osądu i nie pozwala ulec kryteriom «świata». Tak jak to jest z dzieckiem, które w obliczu rzeczywistości niczego nie wymyśla, nie pozwala, by jakiekolwiek inne zmartwienie przeniknęło jego spojrzenie. Szczere spojrzenie na wydarzenie prowadzi daleko – to jest affectus, jak affectus Szymona, który tak niewinnie i mocno kochał Jezusa” (s. 77). W obrazach, przy pomocy których ksiądz Giussani nakreśla ten affectus Szymona (to miłosne przylgnięcie Piotra, jego: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”), wydaje się prześcigać samego siebie w żarze słów i polemice z powszechną moralizatorską mentalnością. Proszę nam przybliżyć tę zilustrowaną postawą Piotra myśl, że źródłem prawdziwej moralności jest akt miłości, przylgnięcie do Obecności, a nie jakaś etyczna spójność i sprawność woli: „Ja potrafię, ja umiem, bo ja chcę…”. Jak trwać w tej moralnej postawie, której źródłem jest wzruszenie spotkaną Obecnością, dzięki której poczułem się kochany i ważny na zawsze?
To pytanie jest dla mnie szczególnie ważne. Jeśli macie mało czasu, aby przeczytać całą książkę – bo tak może się zdarzyć, że macie czas przeczytać tylko 3–4 strony – to warto przeczytać fragment książki od strony 83 – punkt zatytułowany Szymonie, czy kochasz mnie?, bo w nim ksiądz Giussani wyjaśnił, jak rodzi się nowa moralność: „Nowa moralność rodzi się z gestu miłości Bożej”. Aby zrozumieć te słowa, musimy patrzeć na nasze doświadczenie, na nasze życie, bo to są podstawowe kwestie tej książki, najbardziej oryginalne.
Kiedy miałem około 30 lat i przyjaźniłem się już z księdzem Giussanim, często jeździłem z Hiszpanii do Włoch, żeby z nim współpracować. Pewnego razu podczas obiadu zacząłem opowiadać księdzu Giussaniemu o wszystkich sprawach, które chcieliśmy podejąć w Ruchu w Hiszpanii. Nagle ksiądz Giussani przerwał mi i powiedział: „To wszystko, o czym mi opowiadasz, jest bardzo dobre, ale ja chciałbym czegoś innego”. Nie wiedziałem, o co mu chodzi. A ksiądz Giussani popatrzył na mnie i powiedział: „Chciałbym być twoim przyjacielem, jeśli tylko ty tego chcesz”. Chciał być moim przyjacielem. Wszystko inne było drugorzędne. Stąd czerpałem energię do pracy. A wtedy bardzo dużo pracowałem dla Ruchu. Wszystko zrodziło się z tego darmowego gestu miłości wobec mnie.
Jeśli czujemy się kochani, wtedy naprawdę możemy oddać wszystko. Założenie rodziny wymaga przecież wiele trudu, ale pomyślcie: czyż u początku rodziny nie ma gestu miłości? Piotr mógł oddać wszystko, mógł kierować Kościołem i oddać życie dla Jezusa, ponieważ Jezus go ukochał. I dlatego też Piotr z czasem mógł się poprawić, pozbyć się swoich ograniczeń. Pomyślmy o naszych grupach Bractwa, o naszych wspólnotach. Jak bardzo decydujące jest rozpoznanie tej przynależności i tej miłości, która stoi u ich początku! Ruch istnieje i będzie istniał tam, gdzie będzie kontynuowany, urzeczywistniany ten gest, który wszyscy rozumieją: „Czy ty chcesz być moim przyjacielem? Czy ty chcesz współdzielić ze mną swoje życie, abym i ja mógł współdzielić je z tobą?”. Tylko ta, zaistniała z łaski Bożej, relacja ludzkiej przyjaźni może odmieniać życie w pierwszym, drugim roku i po 25 latach.
W dalszej części spotkania ksiądz Javier odpowiadał na pytania osób z sali.
Pierwsze dotyczyło tego, kim dzisiaj, siedem lat po śmierci, pozostaje ksiądz Giussani dla księdza Javiera i jak dzisiaj ksiądz Javier przeżywa tę relację, skoro była to więź tak wielkiej i pięknej przyjaźni.
Szukając odpowiedzi na to pytanie, które po śmierci księdza Giussaniego zadawałem sobie wielokrotnie, zastanawiałem się, w jaki sposób przyjaźń z księdzem Giussanim może przetrwać zarówno w obliczu rzeczy pięknych, jak i trudnych – skoro nie można zadzwonić do niego ani pojechać do Mediolanu, by się z nim spotkać. Przecież wszystko, co mi powiedział, było decydujące dla mojego życia! Co mam teraz robić? Przypominać sobie wszystko, by niczego nie zapomnieć? Żyć ze wzrokiem utkwionym w przeszłości? To przecież nie wystarczy, aby nadal doświadczać nowości chrześcijańskiego wydarzenia… W tym, abym pozostawał dzisiaj w żywej relacji z charyzmatem i w żywej przyjaźni z księdzem Giussanim, pomagają mi dwie rzeczy. To, co ksiądz Giussani mówił mi osobiście, mówił tak naprawdę wszystkim, dlatego pierwszym sposobem jest dobre przeżywanie Szkoły Wspólnoty. A po drugie prawdziwa relacja z tym, kto prowadzi Ruch, a więc prawdziwa relacja z księdzem Juliánem Carrónem. W ten sposób można przekroczyć, pokonać to ograniczenie, które musiałoby być ograniczeniem najbardziej okrutnym, oznaczającym, że śmierć odniosła zwycięstwo nad życiem. Natomiast w życiu charyzmatu widzimy zwycięstwo Ducha Świętego nad śmiercią.
Kolejne pytanie dotyczyło wychowania dzieci, tego, w jaki sposób wychowywać dzieci, żeby dobrze wprowadzić je w życie, podczas gdy samemu odkrywa się, z pewnym lękiem, ciągłą potrzebę wychowania.
Wychowanie jest sprawą zasadniczą, a najistotniejszą sprawą w wychowaniu jest potrzeba bycia ciągle wychowywanym. To nie jest brak, ale to jest niesamowita pomoc dla ciebie w wychowywaniu twoich dzieci. Wychowywanie jest nieustającym dawaniem świadectwa. By móc dzieci wprowadzać w życie, ważne jest to, abyśmy przede wszystkim my sami trwali w postawie oczekiwania, odkrywania życia. Bo to jest propozycja, która się ponawia i dlatego może stawać się propozycją dla kogoś innego. Dzieci patrzą na wszystko i zapisują wszystko w sobie, nie tylko to, co mówimy, ale to, co robimy, a przede wszystkim to, kim jesteśmy. Często się nad tym nie zastanawiamy, myślimy o wielu innych rzeczach: o której wrócą do domu? co będą studiować? z kim się zadają?… To są słuszne pytania i też trzeba je podejmować, ale dzieci patrzą na to, gdzie jest nasze serce, i w tej sytuacji nie możemy oszukiwać. Ponieważ to, gdzie jest nasze serce, widać we wszystkim.
Jesteś ojcem, masz swoje ograniczenia i twoje dzieci je widzą, ale one widzą także, czyim dzieckiem ty jesteś i co jest dla ciebie najważniejsze, co dla ciebie jest interesujące. Pokazując im, że twoją wolnością jest przynależność, możesz rzucać wyzwanie ich wolności. Środowisko, do którego przynależą rodzice, jest ważnym czynnikiem wspomagającym wychowanie dzieci. Jeśli Pan Bóg nie opuścił nas, którzy jesteśmy „sługami nieużytecznymi”, nie pozostawi też bez pomocy naszych dzieci. Nam jest rzucane wyzwanie wolności i my musimy pozwolić na to, aby nasze dzieci też podlegały takiemu wyzwaniu.
Następne pytanie dotyczyło tematu spotkania: Ciało Chrystusa rozrasta się w świecie, a metodą, którą posługuje się Bóg, jest powołanie, aby nas uczynić bohaterami historii. Skoro zatem osobiste powołanie przeżywane we wspólnocie czyni Kościół obecnym w środowisku, jak zatem konkretniej przyczyniać się do tego, aby chrześcijaństwo stawało się obecne w środowisku?
Aby być bohaterami historii, potrzebne są dwie rzeczy. Przede wszystkim potrzebne jest bycie częścią tego miejsca, które mnie tworzy. W obecnym wydarzeniu, uczestnicząc w nim, odnajdujemy ten najszerszy i nieograniczony horyzont życia. Drugą ważną rzeczą jest osądzanie teraźniejszości. Wiara promieniuje, jeśli jest wychowywana do konfrontacji ze wszystkim, co się wydarza. A to oznacza wiele rzeczy, na przykład wychowanie młodzieży i studentów. Wobec wszystkiego, czym młodzież żyje i co studiuje, istnieje propozycja, która może ich prowadzić. To samo dotyczy dorosłych. Pojawiają się problemy w życiu społecznym, gospodarczym, które przynaglają nas do wydawania osądu. Przykładem może być apel w sprawie kryzysu, który został przygotowany w Ruchu, a w którym było napisane między innymi, że rzeczywistość jest zawsze pozytywna. W Hiszpanii, kiedy staraliśmy się podejmować dyskusję nad tym osądem, widzieliśmy, z jakim trudem przychodziło nam proponowanie go innym. Ale to jest sposób, w jaki jesteśmy wychowywani do tego, aby ten osąd proponować. W takich sytuacjach wychodzi na wierzch moja postawa. Łatwiej jest rozmawiać o tym z przyjaciółmi we wspólnocie, ale prawdziwa weryfikacja następuje wtedy, kiedy proponujemy ten osąd na zewnątrz, w przestrzeni publicznej, wtedy okazuje się, kim jesteśmy. Jeśli chcemy być protagonistami, musimy pozwolić wychowywać siebie w konfrontacji z rzeczywistością.
Spotkanie z księdzem Javierem zakończyło się poczęstunkiem i wspólnym śpiewem piosenek, a wśród nich – na szczególne życzenie księdza Javiera – Czarnej Madonny. Ksiądz Javier wspominał przy tej okazji jeden szczególnie ważny dla niego moment. Chodziło o jego pobyt w Polsce w 1984 roku, kiedy to jako kleryk przyjechał do komunistycznej jeszcze wtedy Polski, do Częstochowy. Bardzo wielkie wrażenie wywarł na nim wówczas naród polski, który w tych trudnych czasach reżimu wykazywał wielką determinację. „W pamięci zostanie mi na zawsze ta ogromna rzesza ludzi, która zgromadziła się 15 sierpnia 1984 roku na Jasnej Górze. Ta rzesza ludzi, w momencie, kiedy trudno jeszcze było myśleć o zakończeniu panowania reżimu, była znakiem nadziei. Teraz po tych wielu latach jest dla mnie rzeczą piękną spotkać znowu Polaków i współdzielić z nimi doświadczenie Ruchu” – dodał ksiądz Javier Prades na zakończenie spotkania.
* Cytaty wraz z podanym numerem strony pochodzą z książki: L. Giussani, Zostawić ślady w historii świata, Opole 2011.