Michał Bułhakow

Mistrz i Małgorzata. Doskonała spłonka

Tutaj spalają się nieogarnione wymiary przestrzenne. Szerokością można ironicznie określić komunistyczne społeczeństwo „wrogów wszystkich tajemnic”, w którym to, czego nie można wytłumaczyć, nie istnieje („Ślady”, nr 2/2012)
Emmanuel Exitu

W ten bunkier bez okien, zupełnie podobny do naszego, niezłomny zabobonnik, jakim jest Bułhakow, tchnie rozżarzony powiew ludowych bajek – królestwo wychowania do tego, co możliwe – i w zderzeniu tego, co fantastyczne, z tym, co rzeczywiste, rozpala do białości swój wspaniały, komiczny styl. Do tego piekła przybywa Szatan, wypowiadający słowa i dokonujący dzieł nieustannie szydzących z homo sovieticus. Każdy, kto go spotyka, traci głowę. Jest to jednak jakiś dziwny diabeł… Przynosi ogień i zamęt, czyni to jednak demaskując zło – skąd naprawdę pochodzi ten Obcy?
Wysokość, usuwająca wszelki komizm, to historia Piłata, który tchórząc, opuścił Niewinnego (Jezusa, który – podobnie jak Szatan będący jakby­-Szatanem – jest jakby-Jezusem; konstrukcja dwuznaczna, na szczęście jednak – czyż nie? – nigdy niepokrywająca się z dogmatyczną wiarą). Styl staje się tragiczny – przytłaczający jak Imperium żyjące tylko intrygą i zdradą, niepokojący jak pustka dławiąca Piłata w chwili, gdy pojmuje, że „pozwolił bezpowrotnie czemuś uciec”. (Á propos: zawsze udręczony okrutnym bólem głowy tylko w czasie krótkich chwil z Joszuą będzie uzdrowiony.)

Głębią jest Małgorzata, jedyna, która trzyma na wodzy Szatana, nie dlatego że jest dobra, ale ponieważ jest zakochana. Styl zmienia się na wysoki, kiedy na scenę wchodzi ona – piękna, inteligentna, bogata, poślubiona młodemu, przystojnemu, zakochanemu w niej człowiekowi sukcesu. „Jednym słowem… czy była szczęśliwą kobietą? Nie, ani przez minutę”. Szczęście rodzi się, kiedy spotyka Mistrza – autora książki o Piłacie, sponiewieranej przez krytykę – i umiera, ponieważ on znika. Kiedy uderza miłość, komizm i tragizm znikają, odkrywając istotę człowieczeństwa, która wszystko zagarnia i domaga się zmiany tonu. Tutaj potrzebny jest „dramatyzm”, ponieważ Małgorzata ma cel, można nawet powiedzieć zadanie – odnaleźć swoją miłość. I jej się to udaje. „Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle” – mówi przysłowie. Czy to jest jednak zwycięstwo? W żadnym razie. Tragiczna atmosfera powraca w zakończeniu – dwoje kochanków zostaje nagrodzonych niezakłóconym „wiecznym schronieniem”, które nie ma w sobie jednak niczego z raju. Bunkier został sforsowany, na zewnątrz nie ma jednak nic – nieugaszone nostalgiczne pragnienie ludzkości pozostaje w każdym wersie, i nie przestaje się nasilać.
Bułhakow jest narratorem przepotężnym, ponieważ mistycznym – pragnie tajników rzeczywistości, wyssanych z Tajemnicy jej atrakcyjności. Próbą jest incipit: redaktor naczelny jednej z gazet odrzuca antychrześcijański poemat, który zamówił, ponieważ błędem jest wyobrażanie Jezusa jako postaci negatywnej, ale mimo wszystko żywej; trzeba pokazać, że jest tylko mitem. Tutaj wkracza na scenę Szatan i temu zaprzecza, z prostego powodu – Jezus był. „To fakt. A fakty to najbardziej uparta rzecz pod słońcem” (s. 371). Fakt jest doskonałą spłonką serca – nigdy nie da spokoju, pozostawi ogień. Przed sercem zawsze można uciec, i się pogubić, nikt nie może mu jednak przeszkodzić, by płonęło – tak stało się to w Wielkanoc 1929 roku, tak dzieje się każdego dnia do końca świata.