
„Nowy ojciec na nasze czasy”
Wybór Leona XIV na stolicę Piotrową według jednego z jego współbraci. „Kiedy Chrystus się wydarza, wydarza się po prostu w ten sposób, jako niespodzianka, coś, co rzuca wyzwanie temu, co było już wiadome lub do przewidzenia”*augustianin
Poprzedniego wieczoru wraz ze współbraćmi augustianami śledziliśmy transmisję na żywo z wyboru nowego papieża. Kiedy z loggii Bazyliki św. Piotra kardynał Mamberti wypowiedział to nazwisko – Robert Francis Prevost – nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje. I nawet teraz nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Potem jednak przychodzi świadomość: kiedy wydarza się Chrystus, wydarza się po prostu w ten sposób, jako niespodzianka, coś, co rzuca wyzwanie temu, co było już wiadome lub do przewidzenia. Pierwszy raz w historii papież jest augustianinem i po raz pierwszy osobiście znam papieża w chwili jego wyboru. Ale tak jak papież Franciszek był niespodzianką, tak samo niespodzianką był papież Leon XIV. Poznałem nowego papieża, gdy pełnił funkcję generała zakonu w latach 2001–2013. Miałem wiele okazji, by się z nim spotkać, zwłaszcza gdy zadawałem mu pytania dotyczące mojej posługi jako proboszcza i moich relacji ze wspólnotą augustiańską, do której należałem. Ze wzruszeniem wspominam jego ojcostwo i mądrą pomoc, której mi udzielił i którą ceniłem: „Wspólnota nigdy nie jest czymś statycznym i ustalonym, ale konstrukcją, do której tworzenia jesteśmy wezwani dzień po dniu”.
Słowa te przez lata bardzo mi pomagały dojrzewać w cierpliwości i ojcostwie, czego, jak widzę dzisiaj, bardzo potrzeba. On sam tłumaczył wybór imienia Leon XIV również jako uznanie dla papieża Leona XIII, papieża Rerum Novarum, który zabiegał o to, aby Kościół nie zatonął w fali masońskiego sekularyzmu, która pod koniec XIX wieku uderzyła dotkliwie w Kościół i społeczeństwo, prowadząc do powstania państwa (Włoch – przyp. red.) i kasacji zakonów. Ponadto okazywał szczególną sympatię augustianom, którym wszelkimi sposobami pomagał odrodzić się z tej zawieruchy.
Bardzo cieszę się tym wydarzeniem, które jest dla mnie tak niezwykłe również dlatego, że dzisiejszy zakon augustianów powstał z inicjatywy papieża. Był rok 1256. Święty Franciszek z Asyżu nie żył zaledwie od trzydziestu lat, a miasta dopiero się rodziły. Dla Kościoła oznaczało to zapewnienie w nich takiej obecności, która gwarantowałaby jego rozwój, zwłaszcza na płaszczyźnie kulturalnej. W tamtym czasie we Włoszech istniały liczne bractwa pustelnicze, skoncentrowane przede wszystkim w górnym Lacjum, Toskanii i Marchii. Bractwa, które już wcześniej przestrzegały reguły augustiańskiej, a których początki sięgają prawie tysiąca lat wstecz, V wieku, i których założycielem był sam święty Augustyn. Najpierw papież Innocenty IV, a później Aleksander IV, postanowili zjednoczyć je wszystkie w jeden zakon, który nadal miał przestrzegać Reguły św. Augustyna. W ciągu tych prawie ośmiuset lat historii zakon rozprzestrzenił się na cały świat, zaczynając od Europy, w szczególności we Włoszech, Francji, Niemczech i Hiszpanii.
Obecnie, mimo kryzysu powołań, zakon notuje silny rozwój, zwłaszcza w Azji i Afryce. Historia usiana niezliczonymi świętymi i błogosławionymi – wśród nich święta Rita z Cascii i święty Mikołaj z Tolentino, pierwszy święty zakonu – świadczy o bogactwie charyzmatu augustiańskiego w Kościele. Charyzmatu, który w odróżnieniu od innych charyzmatów, które rozwinęły aspekty życia chrześcijańskiego, polega w swej istocie na życiu do głębi doświadczeniem pierwszych chrześcijan, tak jak opisano je w Dziejach Apostolskich. Początek pierwszego rozdziału Reguły św. Augustyna podsumowuje jego istotę: „Podstawowym powodem, dla którego się zgromadziliście, jest to, że żyjecie w zgodzie w domu i macie jedną duszę i jedno serce zwrócone ku Bogu”. Kiedy celem życia jest Bóg, nietrudno jest doświadczyć bycia jednym. Problemy pojawiają się dopiero wtedy, gdy cel przestaje mieć znaczenie.
Pamiętam, że gdy sześćdziesiąt lat temu wstąpiłem do zakonu augustianów, nie było mi łatwo zrozumieć i żyć charyzmatem świętego Augustyna. Pomogło mi w tym spotkanie z charyzmatem księdza Giussaniego, które miało miejsce pięćdziesiąt lat temu. Miałem to szczęście, że mogłem uczestniczyć w spotkaniach księdza Giussaniego z kapłanami, które odbywały się kilka razy w roku. Spotkanie z nim pozwoliło mi zrozumieć charyzmat augustiański i się nim zafascynować. W istocie charyzmaty są darem od Boga i nigdy nie pozostają w konflikcie ze sobą, ponieważ pomagają sobie nawzajem dojrzewać w wierze, a przez to uzdalniać do stawiania czoła ciosom i wyzwaniom życia. Fakt, że to właśnie papież dał początek zakonowi augustianów, daje mi do zrozumienia, że kolejny papież na nowo rozbudzi charyzmat w dzisiejszej trudnej i złożonej sytuacji.
CZYTAJ TAKŻE: „Niech pokój będzie z wami wszystkimi”
Bardzo uderzył mnie fragment homilii, którą nowy papież skierował do kardynałów następnego dnia po swoim wyborze: „Zniknąć, aby pozostał Chrystus; stać się małym, aby On został poznany i uwielbiony; oddać się całkowicie, aby nikomu nie zabrakło okazji, by Go poznać i pokochać”.
Jeśli takie są założenia nowego papieża, jest dobrze, a jeśli będziemy potrafili uczynić je swoimi, to będziemy też na bieżąco. Wielką radością tego wydarzenia jest to, że możemy dotknąć naszymi rękami tego, że Bóg nigdy nas nie opuszcza i zawsze potrafi dać nam kogoś, kto potrafi przyprowadzić nas z powrotem do istoty wiary.