Pierwsza pomoc w mieście Mandalay (© Ansa-Xinhua/ABACA)

Birma. „Potrzebujemy wszystkiego, módlcie się za nas”

Pierwsze świadectwa z kraju położonego w Azji Południowo-Wschodniej, który dotknięty już wieloletnią wojną domową został zniszczony przez trzęsienie ziemi. Dramat w dramacie, gdzie dzięki obecności Kościoła pojawiają się znaki nadziei
Matteo Rigamonti

W obliczu wciąż rosnącej liczby ofiar potężnego trzęsienia ziemi, które nawiedziło Birmę (prawie 3000 ofiar śmiertelnych, 4500 rannych i ponad czterysta zaginionych), ludzie kopią często gołymi rękami, aby wydostać ocalałych spod gruzów. Ludność najbardziej dotkniętych katastrofą terenów została zmuszona do obozowania na ulicach, porzucając zniszczone lub uszkodzone i nienadające się do zamieszkania budynki. Tymczasem Organizacja Narodów Zjednoczonych zwróciła się z apelem do stron zaangażowanych w trwającą wojnę domową, do wojska i milicji etnicznych, o umożliwienie dostępu do pomocy humanitarnej. Jak podaje BBC, junta wojskowa, sprawująca władzę od czasu zamachu stanu w 2021 roku, nie zaprzestała nawet nalotów bombowych na niektóre dotknięte obszary, za wyjątkiem tygodniowej żałoby narodowej. Do natychmiastowego zawieszenia broni, ponieważ pojednanie, dialog i pokój są „jedynym rozwiązaniem”, wezwał również kardynał Charles Maung Bo, arcybiskup Rangunu i przewodniczący Konferencji Episkopatu Birmy.

Sytuacja jest niesłychanie poważna. „Tutaj tylko śmierć i zniszczenie” – to dramatyczne świadectwo złożone Vatcan News przez siostrę Benedettę, przełożoną częściowo zawalonego i nienadającego do użytku klasztoru w Mandalay, miasteczku będącym – obok Sagaing – epicentrum trzęsienia ziemi, w diecezji o tej samej nazwie, w centrum kraju, gdzie z powodu konfliktu zostało już przesiedlonych miliony ludzi. „Potrzebujemy wszystkiego” – powiedziała siostra Benedetta. Przede wszystkim wody, jedzenia, środków medycznych, koców i namiotów. Trzęsienie ziemi z 28 marca było w istocie trzysta razy silniejsze od trzęsienia ziemi w Amatrice i osiem razy silniejsze od trzęsienia ziemi w Mesynie w 1908 roku. Pierwszy wstrząs o sile 7,7 wystąpił na głębokości 10 kilometrów tuż przed godziną 13:00 czasu lokalnego, a w naszym kraju o 7:30 rano. Drugi, nieco słabszy, o magnitudzie 6,5, odnotowano bliżej.

„Staramy się pomagać naszym współobywatelom najlepiej, jak potrafimy” – pisze do nas ojciec Peter z diecezji Mandalay, gdzie od minionego piątku znajdują miejsce i gościnę nie tylko katolicy, ale także muzułmanie, hinduiści i buddyści. – Staramy się zapewnić im schronienie, wodę, higienę i opiekę – kontynuuje, wyjaśniając, że – na razie niestety nie jesteśmy w stanie zagwarantować im pożywienia, nawet gdybyśmy chcieli”.



Komunikacja jest ograniczona. „Telefon i internet nie działają. Drogi są zablokowane z powodu uszkodzonych budynków. A w powietrzu unosi się okropny odór. Całe miasto pogrążone jest w chaosie. Wiele osób śpi na poboczu drogi, podczas gdy wstrząsy wtórne nadal są groźne”. Kontekst nie pomaga. „Ceny żywności, leków i paliwa szybują niebotycznie w górę” – zauważa. Fakt ten „utrudnia nam pomaganie naszym współobywatelom”. A co gorsza, „panuje upał: temperatura już przekracza 40 stopni”.

„W kościołach i seminariach chętnie przyjmujemy i oferujemy pomoc tak wielu osobom, jak to tylko możliwe – wyjaśnia ojciec Peter. – Udało nam się już przyjąć ponad sto rodzin, parafią przyjmującą największą liczbę osób jest parafia św. Michała, ale każda parafia robi, co może, w oparciu o dostępne zasoby. I nie ma różnicy między tymi, którzy dają, a tymi, którzy otrzymują, wszyscy jesteśmy ofiarami w taki sam sposób”. Na razie „zdolność reagowania jest częściowa: nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na potrzeby całego miasta, a tym bardziej innych sąsiednich miast czy wiosek”. Przygotowując się do spotkania z Caritas z Mandalay, ojciec Peter żegna się, prosząc najpierw o jedną rzecz: „Módlcie się za nas, abyśmy otrzymali pocieszenie i jak najszybciej zostali uwolnieni z tak strasznych okoliczności”.

Zniszczeniu uległy nie tylko miasta. Na przykład agencja Asianews podaje, że w wiejskim regionie jeziora Inle w stanie Szan zginęło około stu osób, a zawaliło się 3000 domów. Wciąż trwają tam poszukiwania zaginionych ludzi. To samo dotyczy mieszkających za granicą birmańskich robotników, którzy zostali przysypani w wyniku zawalenia się budowanego wieżowca w Bangkoku w Tajlandii, który również ucierpiał na skutek trzęsienia ziemi, choć w mniejszym stopniu. Pod gruzami specjalny skaner zidentyfikował 70 „sylwetek”. Jest nadzieja, że uda się uratować jak najwięcej osób.

W Birmie dotarcie do potrzebujących, często mieszkających na obszarach, które wciąż pozostają niedostępne, jest utrudnione również ze względu na potężną obecność wojska, co dodatkowo utrudnia skuteczność natychmiast uruchomionej machiny pomocowej. Pomijając ryzyko korupcji, kraj ten, zgodnie z jednomyślnymi doniesieniami mediów i obserwatorów, należy do najbiedniejszych, jeśli nie jest najbiedniejszy w Azji Południowo-Wschodniej, na dodatek jest niemal całkowicie zamknięty na świat zewnętrzny, do tego stopnia, że ​​obecność personelu międzynarodowego w jego granicach jest bardzo ograniczona.

Służba zdrowia w Birmie również znajduje się w zapaści, a dodatkowym powodem do niepokoju jest strach przed epidemią cholery. W przypadku populacji, która i tak jest krucha i bezbronna z powodu ubóstwa, alarm jest szczególnie poważny w związku z sytuacją 6,7 miliona dzieci dotkniętych głodem i ubóstwem.

CZYTAJ TAKŻE: Pierwszeństwo życia

Tragedia w tragedii, potwierdzona również przez lokalnych partnerów, a także 30 birmańskich kolegów z AVSI, organizacji społeczności obywatelskiej obecnej w Birmie od 2007 roku, która realizuje również projekty w północno-zachodniej części kraju, w pobliżu epicentrum trzęsienia ziemi. To właśnie dzięki nim udało się jej szybko interweniować. Podczas gdy wciąż trwa szacowanie skutków trzęsienia ziemi i rzeczywistych potrzeb, od poniedziałku 31 marca rozpoczęto dystrybucję wody i artykułów pierwszej potrzeby wśród 10 tysięcy osób w siedmiu górskich wioskach w pobliżu jeziora Inle. Ponadto prowadzone są weryfikacje mające na celu ustalenie, jak czuje się 600 dzieci wspieranych przez włoskie rodziny na odległość, które są informowane na bieżąco o ich sytuacji, mimo utrudnionej komunikacji z krajem. W międzyczasie na stronie internetowej jest już aktywna kampania dla „wielu osób, które potrzebują pomocy w tej chwili”, jak mówi Swe Swe Aye Nang, przedstawiciel AVSI w Birmie, uruchamiając apel wideo emitowany na oficjalnych kanałach: „Proszę, pomóżcie naszej ludności. Spieszcie się”.

Dramatyczny i ciągle ewoluujący scenariusz, który będzie stale monitorowany z zagranicy, również w celu oszacowania, które wspierające interwencje są najbardziej przydatne i rzeczywiście możliwe.