„Wprowadzać w świat coś, czego do tej pory nie widziano”
Papież Franciszek do artystów: „Gdy działa się w sztuce ograniczenia naszego doświadczenia i rozumienia zmniejszają się. Nabywamy spontaniczności dziecka oraz wyczucia wizjonera”Dzień dobry, witajcie! Tutaj wszystko jest sztuką, tam [wskazał na freski], wy, wszyscy! Witajcie!
Dziękuję wam, że przyjęliście moje zaproszenie. Cieszy mnie wasza obecność, Kościół bowiem utrzymywał zawsze więź z artystami, którą można określić zarazem jako naturalną i szczególną. Chodzi o przyjaźń naturalną, gdyż artysta podejmuje na poważnie niewyczerpaną głębię istnienia, życia i świata, łącznie z ich przeciwnościami i tragicznymi wymiarami. Istnieje niebezpieczeństwo, iż głębia ta stanie się niedostrzegalna z punktu widzenia wielu dyscyplin wyspecjalizowanych, które odpowiadają na potrzeby doraźne, ale mają trudność w postrzeganiu życia jako rzeczywistości wielorakiej. Artysta przypomina wszystkim, że wymiarem, w którym się poruszamy, nawet jeśli sobie tego nie uświadamiamy, jest Duch. Wasza sztuka jest niczym żagiel, który napełnia się Duchem i sprawia, że posuwamy się naprzód. Przyjaźń Kościoła ze sztuką jest więc czymś naturalnym. Ale jest to jednocześnie przyjaźń szczególna, zwłaszcza jeśli mamy na myśli wiele okresów w dziejach, przebytych razem, należących do dziedzictwa wszystkich, wierzących i niewierzących. Pamiętając o tym oczekujemy nowych owoców również w naszych czasach, w klimacie słuchania, wolności i szacunku. Ludzie potrzebują tych owoców, tych szczególnych owoców.
Romano Guardini napisał, że „stan, w którym znajduje się artysta, gdy tworzy, jest podobny do dziecka a nawet wizjonera” (L’opera d’arte [Dzieło sztuki], Brescia 1998, 25). Nasuwają mi się tu dwa ciekawe porównania. Według niego „dzieło sztuki otwiera przestrzeń, w którą człowiek może wejść, w której może oddychać, poruszać się i obchodzić się z rzeczami i ludźmi tak, jak otwierają się one przed nami” (tamże, p. 35). To prawda, że gdy działa się w sztuce, granice stają się płynniejsze a ograniczenia naszego doświadczenia i zrozumienia zmniejszają się. Wszystko wydaje się bardziej otwarte i gotowe do przyjęcia. Nabywamy więc spontaniczności dziecka z jego wyobraźnią oraz wyczucia wizjonera, który odbiera rzeczywistość.
Tak, artysta jest dzieckiem – nie powinno to zabrzmieć jak obraza – oznacza to, że porusza się on przede wszystkim w przestrzeni wynalazczości, nowości, tworzenia, wprowadzania do świata czegoś, czego do tej pory nie widziano. Czyniąc to, artysta obala ideę, jakoby człowiek był bytem po to, aby umrzeć. To prawda, że człowiek musi być świadom swej śmiertelności, ale jest istotą nie dla śmierci, lecz dla życia. Taka wielka myślicielka, jak Hannah Arendt, twierdzi, iż to właśnie byt ludzki ma żyć, aby nieść światu nowość. Jest to wymiar płodności człowieka: nieść nowość. Nawet w przyrodzie narodziny każdego dziecka wnoszą nowość, otwieranie się i wprowadzanie nowości.
Wy, artyści, urzeczywistniacie to, pielęgnując swoją oryginalność. W swych dziełach dajecie zawsze coś z samych siebie jako istot niepowtarzalnych, jakimi wszyscy jesteśmy, ale z zamiarem stworzenia jeszcze czegoś więcej. Swymi zdolnościami rzucacie światło na coś wyjątkowego, wzbogacacie świat nową rzeczywistością. Mam na myśli pewne słowa, które czytamy w Księdze proroka Izajasza, gdy Bóg mówi: „Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie?” (43, 19). A w Księdze Apokalipsy (Objawienia) czytamy: „Oto czynię wszystko nowe” (21,5). Tak oto twórczość artysty zdaje się być udziałem w męce Boga, gdy stworzył świat. Jesteście sojusznikami marzenia samego Boga! Jesteście oczami, które patrzą i marzą. Nie wystarczy jedynie patrzeć, ale trzeba też marzyć. Pewien myśliciel latynoamerykański powiedział, że my, osoby, mamy dwoje oczu: jedno po to, aby spoglądać na to, co widzimy, i drugie, aby widzieć to, o czym marzymy. I gdy ktoś nie ma tych dwóch oczu lub tylko część jednego czy drugiego, wówczas czegoś mu brakuje. Zdolność widzenia naszych nadziei i marzeń… Twórczość artystyczna: nie wystarczy widzieć, trzeba marzyć. My, istoty ludzkie, wzdychamy do świata nowego, którego nie zobaczymy w pełni swoimi oczami, nawet jeśli tego pragniemy, szukamy i marzymy o nim.
Wy, artyści, macie więc zdolność marzenia o nowych wizjach świata i to jest ważne: nowych wizji świata. Zdolność wprowadzania nowości w dzieje. Dlatego tenże Guardini mówi, że jesteście podobni również do wizjonerów. Macie w sobie coś z proroków. Potraficie postrzegać rzeczy zarówno w ich głębi, jak i z oddalenia, jak strażnicy, którzy wytężają wzrok, aby przenikać horyzont i rozeznawać lepiej rzeczywistość ponad jej powierzchownościami. Czyniąc to jesteście wezwani do odrzucenia sugestywnej władzy tego domniemanego sztucznego i powierzchownego piękna, dziś tak rozpowszechnionego i często współwinnego tym mechanizmom gospodarczym, które rodzą nierówności. Piękno to nie przyciąga, gdyż rodzi się ono martwe, nie ma w nim życia, nie pociąga. Jest to piękno pozorne, kosmetyczne, makijaż, które ukrywa, zamiast ukazywać. Po włosku mówi się na to „trucco” [sztuczka; fałszerstwo], ponieważ ma w sobie coś z oszustwa. Wy trzymacie się z daleka od tego piękna, wasza sztuka chce działać jako krytyczne sumienie społeczeństwa, zdejmując zasłonę z jasności. Chcecie pokazywać to, co skłania do myślenia, do czujności, do ukazywania rzeczywistości także w jej sprzecznościach, w tych jej aspektach, które wygodniej lub zwyczajowo lepiej byłoby ukrywać. Niczym prorocy biblijni stajecie w obliczu spraw, które nieraz sprawiają przykrość, krytykując fałszywe mity dnia dzisiejszego, nowe bożyszcza, banalne przemówienia, pułapki konsumizmu, podstępy władzy. Jest to ciekawe zjawisko w psychologii i osobowości artystów: zdolność do wychodzenia dalej i ponad, w napięciu między rzeczywistością a marzeniem.
I często robicie to z ironią, która jest cudowną cnotą. Są dwie cnoty, które niezbyt pielęgnujemy: poczucie humoru i ironia, powinniśmy bardziej o nie dbać. Biblia jest pełna wzmianek ironicznych, w których wyśmiewa się rzekomą samowystarczalność, nadużycia władzy, niesprawiedliwość, okrucieństwo, gdy zasłaniają się władzą, a nieraz nawet świętością. Możecie także służyć jako strażnicy prawdziwej religijności, niekiedy zbanalizowanej lub skomercjalizowanej. W tym byciu wizjonerami, strażnikami, krytycznym sumieniem uważam was za sojuszników wielu spraw, które leżą mi na sercu, jak obrona życia ludzkiego, sprawiedliwość społeczna, ubodzy, troska o wspólny dom, odczucie, że wszyscy jesteśmy braćmi. Leży mi na sercu człowieczeństwo ludzkości, ludzki wymiar człowieczeństwa, ponieważ to także jest wielkim cierpieniem [pasją] Boga. Jedną z rzeczy, które zbliżają sztukę do wiary, jest fakt, iż obie sprawiają trochę kłopotów. Sztuka i wiara nie mogą pozostawiać rzeczy takimi, jakimi one są: zmieniają, przeobrażają i poruszają je. Sztuka nigdy nie może być znieczulająca, przynosi pokój, ale nie usypia sumień, pobudza do czujności. Wy, artyści, często próbujecie zgłębiać nawet najniższe sfery kondycji ludzkiej, otchłani, ciemnych części człowieka. Nie jesteśmy tylko światłem i wy o tym nam przypominacie. Ale trzeba rzucić światło nadziei w ciemności człowieczeństwa, indywidualizmu i obojętności. Pomóżcie nam dostrzegać światło i piękno, które zbawia.
Sztuka zawsze była związana z doświadczeniem piękna. Simone Weil pisała: „Piękno kusi ciało, aby uzyskać zezwolenie do dotarcia aż do duszy” (Cień i łaska, Bolonia 2021, 193). Sztuka dotyka uczuć, aby ożywić ducha i czyni to przez piękno, które jest odbiciem rzeczy, gdy są one dobre, słuszne i prawdziwe. Jest to znak, że coś ma pełnię, dzieje się to bowiem wtedy, gdy zdarza się nam powiedzieć spontanicznie: „Jakie to piękne!”. Piękno sprawia, że czujemy, iż życie jest ukierunkowane na pełnię. W ten sposób w prawdziwym pięknie zaczynamy doświadczać tęsknoty i pragnienia Boga. Wielu ma nadzieję, że sztuka pozwoli znów coraz bardziej pielęgnować piękno. Oczywiście, jak to już powiedziałem, jest również piękno błahe, sztuczne i powierzchowne, nawet oszukańcze, piękno fałszywe.
Sądzę jednak, że kryterium ważnym do rozeznania go jest kryterium harmonii. Prawdziwe piękno jest bowiem odzwierciedleniem harmonii. Ciekawe, że teologowie opisują ojcostwo Boga i synostwo Jezusa Chrystusa, ale gdy chodzi o opis Ducha Świętego, wówczas mówią: Duch jest harmonią: Ipse harmonia est. Duch jest tym, który czyni harmonię. I artysta ma w sobie coś z tego Ducha, aby czynić harmonię – jest to ów ludzki wymiar tego, co duchowe. Prawdziwe piękno jest bowiem odbiciem harmonii. Jest ona, jeśli można tak powiedzieć, cnotą sprawczą piękna. Jest jego najgłębszym duchem, w którym działa Duch Boży – wielki harmonizator świata. Harmonia jest wtedy, gdy są dwie części, różniące się między sobą, tworzące jednak jedność, różną od każdej z tych części i różną od ich sumy. Jest to trudne zagadnienie, które jedynie Duch jest w stanie umożliwić: iż różnice nie są ze sobą sprzeczne, ale stają się różnorodnością, która się integruje, a zarazem jedność nie jest ujednoliceniem, ale przyjmuje to, co jest wielorakie. To harmonia sprawi te cuda tak, jak w dniu Pięćdziesiątnicy.
Zawsze zastanawia mnie myślenie o Duchu jako o tym, który dopuszcza istnienie największych nieporządków – mam na myśli poranek Pięćdziesiątnicy – a później czyni harmonię. Nie ma równowagi, bo aby była harmonia, potrzebna jest najpierw nierównowaga. Harmonia jest czymś innym niż równowaga. Jakże aktualne jest to przesłanie: żyjemy w czasie medialnych kolonizacji ideologicznych i niszczących konfliktów, standaryzująca globalizacja współżyje z licznymi zamkniętymi w sobie zajętymi samymi sobą partykularyzmami. Jest to niebezpieczeństwo naszych czasów. Również Kościół może to odczuwać. Konflikt może działać pod fałszywym dążeniem do jedności; tak tworzą się podziały, frakcje, narcyzmy. Potrzebujemy, aby zasada harmonii zamieszkała jeszcze bardziej na naszym świecie i wyrzuciła precz ujednolicenie. Wy, artyści, możecie pomóc pozostawić przestrzeń dla Ducha. Gdy widzimy dzieło Ducha, który jest twórcą harmonii różnic, nie unicestwiajmy tego, nie ujednolicajmy go, ale harmonizujmy je, a wtedy zrozumiemy, czym naprawdę jest piękno. Piękno jest tym dziełem Ducha, które stwarza harmonię. Bracia i siostry, niech wasz geniusz podąża tą drogą!
Drodzy przyjaciele, jestem szczęśliwy z tego spotkania z wami. Zanim was pożegnam, chcę jeszcze powiedzieć wam jedną rzecz, leżącą mi na sercu. Chciałbym poprosić was, abyście nie zapominali o ubogich, którzy są szczególnie bliscy Chrystusowi, dotkniętych wszelkimi sposobami ubóstwa. Również biedni potrzebują sztuki i piękna. Niektórzy doświadczają najcięższych form wyrzeczeń i dlatego potrzebują tych rzeczy najbardziej. Zwykle nie mają głosu, aby ich usłyszano. Wy możecie stać się tłumaczami ich milczącego krzyku.
Dziękuję wam i potwierdzam wam swój szacunek. Życzę wam, aby wasze dzieła był godne kobiet i mężczyzn tej ziemi i głosiły chwałę Boga, który jest Ojcem wszystkich i którego wszyscy szukają także przez sztukę. I wreszcie proszę was, abyście harmonijnie modlili się za mnie. Dziękuję.