Prawda, ryzyko i stokroć więcej
Spotkanie Papieża z młodymi i te pełne propozycji słowa skierowane do nich. I do dorosłych. Profesor ponownie odczytuje przemówienie FranciszkaW poniedziałek wielkanocny papież Franciszek wygłosił przemówienie podczas pielgrzymki włoskich nastolatków do Rzymu, które mimo swej zwięzłości, napisane prostym i bezpośrednim językiem, zawiera pewne refleksje, które nie są banalne, skierowane zarówno do młodzieży, jak i do wychowawców, nad którymi warto się zastanowić.
Papież przyznaje, że okres pandemii pogłębił lęki i słabości młodych ludzi, ale wie, że najpoważniejszym niebezpieczeństwem jest rezygnacja i zamknięcie się w sobie, skupienie się i wycofanie w głąb siebie: „Pamiętajcie o tym: o lękach trzeba mówić. Do kogo? Do taty, do mamy, do przyjaciela, do osoby, która może ci pomóc. Trzeba je wydobyć na światło dzienne. A kiedy lęki, które są w ciemności, wychodzą na światło, prawda wychodzi na jaw. (...) Rzuć się w wir życia. «Ech, Ojcze, ale ja nie umiem pływać, boję się życia!»: znajdź kogoś do towarzystwa, poszukaj kogoś do towarzystwa. Nie bójcie się życia, proszę!”.
W innym fragmencie, który szczególnie utkwił w pamięci tych, którzy go słuchali (lub czytali, jak ja), powiedział młodym ludziom, że jedną z ich cech jest to, że „mają nosa do prawdy”: „Drodzy chłopcy i dziewczęta, nie macie takiego doświadczenia jak dorośli, ale macie coś, co my, dorośli, czasem tracimy. (...) Masz nosa: nie strać go! Masz nosa – coś, co ci mówi: „to jest prawda – to nie jest prawda – to nie jest słuszne”; masz nosa, żeby szukać Pana, masz nosa do prawdy. Życzę wam, abyście mieli talent Jana, ale także odwagę Piotra. Piotr był trochę „wyjątkowy”: trzykrotnie zaparł się Jezusa, ale gdy tylko Jan, najmłodszy, mówi: „To jest Pan!”, wskakuje do wody, aby odnaleźć Jezusa.
Należy zauważyć, że Ojciec Święty mówiąc, że młodzi „mają nosa do prawdy”, potwierdził przede wszystkim, że prawda istnieje, że można ją rozpoznać i że nie jest ona ideą, z którą należy się zgodzić, ale Obecnością, której należy się trzymać. Nie ma ryzyka w zgadzaniu się z Innym, ale w podążaniu za Nim - tak, a to również wymaga odwagi.
Musimy pamiętać, że żyjemy „w świecie, w którym wszystko mówi coś przeciwnego”, jak powiedział ks. Giussani w Ryzyku wychowawczym. Kilka tygodni temu, rozmawiając z niektórymi moimi studentami, zapytałem ich, czy i jakie dostrzegają oznaki dominującej mentalności, tej siły, o której często mówił ks. Giussani. Pomyślałem, że stawiam ich w niezręcznej sytuacji, a zamiast tego dość szybko odpowiedzieli, bo wydawało im się to jasne i oczywiste: wspólnym mianownikiem całej pozornej różnorodności myśli i propozycji, które do nich docierają, jest to, że nie ma prawdy i dlatego każdy może myśleć i działać tak, jak chce. To zaprzeczenie prawdzie byłoby jednym z wielkich podbojów współczesności na rzecz wolności: jeśli rzeczywistość nie ma znaczenia – nie jest prawdziwa – to ja mogę dowolnie decydować o jej znaczeniu. Bez prawdy jestem wolny od wszystkiego – od ograniczeń, dogmatów, tradycji, autorytetów, pewników... – nie jestem zależny od niczego ani od nikogo, mogę „tworzyć” swój własny, osobisty sens wszystkiego, a w szczególności sens swojego życia, a to byłby właśnie warunek urzeczywistnienia wolności i dążenia do szczęścia. Wyjaśniałoby to również wstręt świata do ograniczenia, któremu się zaprzecza lub z którym się walczy właśnie dlatego, że stanowi dowód na to, że rzeczywistość nie została przez nas stworzona, że nas poprzedza i być może nie jest taka, jakiej byśmy sobie życzyli, wychodząc od tego, jacy jesteśmy. Dopiero w doświadczeniu chrześcijańskim usłyszałem, jak ceni się ograniczenie: nasze ograniczenie jest stopniem na drabinie, która pnie się ku nieskończoności, ku Bogu.
Tutaj wiara mówi coś zupełnie przeciwnego niż świat, ponieważ potwierdza, że wolność potrzebuje prawdy, aby mogła się urzeczywistnić – „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8, 32) – i że rzeczywistość ma znaczenie, którego ja nie nadaję, lecz Ten, który ją stworzył, a to nie jest przeciwko mnie, lecz dla mnie.
Byłoby więc naiwnością i niebezpieczeństwem sądzić, że to „wyczucie prawdy” oznacza, iż młodzi „nie pozwolą się nikomu oszukać”: tak jak my, oni również podlegają natarczywości tej władzy, która właśnie próbuje nas „oszukać”. Jest to mentalność, którą jesteśmy przesiąknięci i która, wbrew pozorom, jest sprzeczna z sercem człowieka, takim, jakim stworzył je Bóg, i ma tendencję do określania wszystkiego, co nas dotyczy: sposobu, w jaki czujemy, myślimy i działamy.
Żyjemy w czasach, w których słowa takie jak „szczęście”, „wolność”, „pragnienia”, „sprawiedliwość (prawa)” nie są usuwane z powszechnego słownictwa, a wręcz przeciwnie. Otwiera się kierunki studiów poświęcone szczęściu; książki, filmy, seriale telewizyjne, reality show mówią o nim wprost i właśnie dlatego nas fascynują. Władza nie neguje tych potrzeb; wręcz przeciwnie, potrafi je doskonale wykorzystywać, redukując je i naginając do własnych celów. Serce z „pragnienia nieskończoności” staje się „pragnieniem ogarnięcia nieskończonych możliwości” (Oscar V. Miłosz, Miguel Mañara), a więc władza dąży do nieskończonego pomnażania naszych pragnień, ponieważ człowiek, który nie pragnie, nie kupuje. Jest to wiek „dyktatury pragnień”, jak nazwał go przed laty Giuliano Ferrara, wiek wielkiego indywidualizmu i egocentryzmu, a Papież zaprasza właśnie do wyjścia z własnego ego i zdobycia się na odwagę powiedzenia „Ty”. Na tym polega paradoks życia chrześcijańskiego: jeśli chcesz zachować siebie, musisz oddać swoje życie dla dzieła Innego.
W świecie, w którym wszystko mówi coś przeciwnego, mamy obowiązek przekazać młodym to, co sami otrzymaliśmy – „formę nauczania, która została nam dana” (Joseph Ratzinger) - i rozliczyć się z tego, dając świadectwo o doświadczeniu i jego weryfikacji. Musimy towarzyszyć młodym w sprawdzaniu chrześcijańskiej hipotezy, nie zastępując ich, ale wykorzystując każdą okazję, by pokazać sensowność wiary i jej związek z wymogami życia.
„To, co jest proponowane, nie może być po prostu proponowane. Nie jest to edukacja, którą można po prostu zaproponować. W tym momencie rozgrywa się 'ryzyko' wychowawcze: ponieważ jest nam dane, dorosłym, kochać, to znaczy proponować i towarzyszyć w celu weryfikacji, aby osoba, której się to proponuje, mogła pojąć racje, które my pojęliśmy”, by użyć ponownie słów księdza Giussaniego.
Pamiętajmy więc, że tym, co wychowuje, jest doświadczenie życia we wspólnocie chrześcijańskiej, jak napisał Giancarlo Cesana w marcowym numerze „Tracce”; to właśnie poprzez przynależność do tego życia, dorosłych i dzieci, relacja wychowawcza znajduje swój porządek i prawdę.
Podkreślam ostatni fragment, w którym Franciszek komentuje epizod cudownego połowu z Ewangelii Jana, wyraźny obraz stokroć więcej: „Kiedy wkładamy tak wiele energii w realizację naszych marzeń, kiedy inwestujemy tak wiele, jak apostołowie, i nic z tego nie wychodzi... Ale dzieje się coś zaskakującego: o świcie na brzegu pojawia się człowiek, którym był Jezus. Czekał na nich. A Jezus mówi do nich: `Tam, po prawej stronie, są ryby`. I stał się cud wielu ryb: sieci napełniły się rybami”.
Giussani wielokrotnie podejmował temat marzenia, przeciwstawiając je ideałowi, zaznaczając w ten sposób wyraźną różnicę między stanowiskiem chrześcijańskim wobec życia a stanowiskiem świata. Przytoczę tylko kilka fragmentów ze spotkania z Młodzieżą Szkolną w 1991 r., zatytułowanego Oltre il muro dei sogni [Poza murem marzeń], w: Realtà e giovinezza: la sfida [Rzeczywistość i młodzież]: wyzwanie, które jest istotne dla uchwycenia oryginalności naszego stanowiska: „Początkiem wszystkiego, co się narodziło (...) jest pragnienie, aby ludzie zrozumieli (...), do czego jest stworzone serce; aby ludzie trochę bardziej zrozumieli przeznaczenie, do którego są stworzeni; aby ludzie trochę bardziej zrozumieli, że życie jest zadaniem”. I dalej mówi: „Nie stworzyliśmy samych siebie, nie stworzyliśmy potrzeb, które tkwią w naszej osobowości. (...) Ideał wskazuje kierunek, którego sami nie wyznaczamy; (...) dążąc w tym kierunku, nawet z wysiłkiem, nawet pod prąd (...), ideał z czasem się urzeczywistnia; urzeczywistnia się inaczej, niż go sobie wyobrażamy; zawsze inaczej, zawsze prawdziwiej. Szczęście to pełne i całkowite urzeczywistnienie tego, do czego dążymy, czego pragniemy. (...) Pełnia szczęścia nie jest rzeczywistością ujawniającą się w teraźniejszości. To jest wielka obietnica przyszłości, to jest Przeznaczenie. Natomiast szczęściem w życiu nazywamy doświadczenie rzeczywistości o tyle, o ile jest ono zgodne z przeznaczeniem, o ile skłania nas do dążenia do niego. (...) Oczekiwanie szczęścia w życiu jest marzeniem, życie idące ku szczęściu jest ideałem. (...) Ale jest jedna zasadnicza rzecz: przeznaczenie, z którego się rodzę i do którego zmierzam, mój początek i mój koniec, stało się Jednym spośród nas; (...) to przeznaczenie ma swoje imię w historii: nazywa się Jezus Chrystus. Powołanie jest więc przyjęciem wszystkich okoliczności, byciem posłusznym, przylgnięcie do nich, zrealizowanie tego, czego Chrystus od ciebie chce”.
Jesteśmy wezwani do kochania młodych nie tyle przez troskę o to, by nie przestały generalnie pragnąć, mieć pragnień, ale by ich serca nie przestały pragnąć ich własnego przeznaczenia: Jezusa Chrystusa. Tylko w ten sposób pomożemy im być naprawdę wolnymi i podążać w tym kierunku.