Franciszek i pastor luterański Jens-Martin Kruse

Odkryć na nowo, że jesteśmy razem

W przeddzień podróży Papieża do Szwecji (oraz w 500. rocznicę Reformacji) głos zabiera ksiądz prałat Franco Buzzi, wielki znawca myśli Lutra (Ślady 5/2016)
Luca Fiore

Wielu zadało sobie pytanie: co tu jest do świętowania? Dlaczego Papież miałby się udawać do Lund w Szwecji, by obchodzić 500-lecie Reformacji? W gruncie rzeczy doprowadziła ona do największej schizmy w ostatnich wiekach i stała się źródłem niezliczonych cierpień dla Europy. Zainicjowana w 1517 roku wraz z publikacją 95 tez Marcina Lutra, stała się przyczyną krwawych wojen religijnych, a potem pogłębiała rozłam trwający do dzisiejszego dnia.
A jednak w ostatnich dziesięcioleciach coś się zmieniło i sprawiło, że katolicy i protestanci nie patrzą już na siebie jak na wrogów. I to już jest wielki krok.
Wie o tym dobrze ksiądz prałat Franco Buzzi, prefekt Biblioteki Ambrozjańskiej, wielki znawca myśli Lutra, który spogląda na nas zza swojego biurka, mając za sobą regał gromadzący 110 tomów Opera omnia w oryginalnym języku niemieckiego mnicha.

Papież modlący się wraz z luteranami, by upamiętnić Reformację. Sto lat temu byłoby to nie do pomyślenia…
Tak, zeszliśmy z barykad. Jeszcze niedawno, przed Soborem Watykańskim II, nastawienie było konfliktowe. Dzisiaj już tak nie jest. Staramy się wspólnie dostrzec to, co nas w głębi jednoczy. Na przykład chrzest, co już jest wielką rzeczą.

Na spotkanie w Lund przybywa się z dokumentem podpisanym w 2013 roku, zatytułowanym Od konfliktu do komunii.
Został on przygotowany przez komisję luterańsko-katolicką właśnie z myślą o tej rocznicy; przedstawia on stanowisko, które w tej sprawie zajął także Papież. Nie chodzi o zdystansowanie się, co więcej, usiłuje się w nim wyjaśnić wszystko to, co jest możliwe do współdzielenia. Jest to postawa wychodząca od Unitatis redintegratio, dokumentu soborowego z 1964 roku, wraz z którym przestano myśleć o ekumenizmie jako o pragnieniu przymuszania oddzielonych braci do powrotu do Kościoła katolickiego.

To, co uderza w dokumencie z 2013 roku, to praca oczyszczająca spojrzenie na historię. Dlaczego konieczne było wykonanie tej pracy?
Ostatnie badania pokazały, tak mi się wydaje, że to, co się zdarzyło na początku Reformacji, nie było czymś nieodwracalnym. Jestem przekonany, że w tych najwcześniejszych latach można było dojść jeszcze do porozumienia, które pozwoliłoby uniknąć schizmy.

W jakim sensie?
Wszystko zaczęło się od zgłoszenia przez Lutra nadużycia w sprzedaży i kupnie odpustów. Z jednej strony oferowano przebaczenie grzechów bez gwarancji rzeczywistego nawrócenia, z drugiej strony zbierano pieniądze, które wzbogacały kasę Państwa Papieskiego, zamiast trafiać do ubogich. W rzeczywistości prawdziwe starcie dotyczyło tak zwanej doktryny o usprawiedliwieniu. Bardzo specyficzny sposób, w jaki Luter wyjaśniał to teologiczne zagadnienie, zgadzał się koniec końców z niektórymi współczesnymi mu prądami teologicznymi. Gdyby poświęcono tej kwestii więcej uwagi, pozwalając poddać się krytycznej ocenie…

Na czym polegał problem?
Papież Leon X wywodził się z rodu Medyceuszy. W bardzo młodym wieku został kardynałem, zgodnie z kościelną strategią działania wielkich rodzin, dla których papież z nich się wywodzący gwarantował zabezpieczenie z punktu widzenia politycznego. Nie chodziło co prawda o Aleksandra VI (papieża znanego z rozwiązłego życia i skandali – przyp. red.), ale Leon, powiedzmy to tak, był skoncentrowany na innych kwestiach. W ten sposób od razu postanowił ugasić pożar, bez wywoływania skandali.

Nie starając się zrozumieć…
Tak, zachęcił teologów, którzy mieli zająć się tą sprawą, by zachowywali nieugięte stanowisko. Po tym nastąpiło zamieszanie, od którego nie było już odwrotu. Także dlatego, że – trzeba o tym powiedzieć – stanowisko Lutra i jego zajadła krytyka papiestwa były wygodne dla książąt niemieckich, ponieważ stawało się to przesłanką do utworzenia Kościoła narodowego. Był to sposób na uwolnienie się od obowiązków, także finansowych, które Rzym wciąż nakładał.

W 1999 roku została podpisana między katolikami a luteranami deklaracja dotycząca właśnie doktryny o usprawiedliwieniu.
Jest to bardzo ważny dokument. Ustala, że katolicy należący do Światowej Federacji Luterańskiej zgadzają się co do tego, że jesteśmy zbawieni, jesteśmy usprawiedliwieni tylko za sprawą wiary. I mówi się, że niezależnie od tego, jak różne są sposoby wyrażania tej rzeczywistości oraz jej interpretacje, nie istnieją podstawy do nakładania na siebie nawzajem ekskomuniki.

Co to znaczy, że jesteśmy usprawiedliwieni przez wiarę?
Oznacza to, że, jak wyjaśnia święty Paweł, cieszymy się komunią z Bogiem nie ze względu na to, co robimy dobrego przy pomocy naszych sił albo inteligencji, ale kiedy przyjmujemy słowo, które Bóg kieruje do nas poprzez Stary Testament, a następnie poprzez osobę Jezusa Chrystusa. A więc Bóg mówi nam poprzez swoje słowo, które jest prawem, że jesteśmy grzesznikami. Ale także poprzez swoje słowo – którym jest wcielony Jezus, umarły i zmartwychwstały – oznajmia nam też, że pomimo naszego grzechu On nas kocha i nam przebacza.

Jakie padły oskarżenia?
W pismach Lutra istnieją sformułowania, które długo wydawały się nie do przyjęcia. Katolicy sądzili, że zgodnie z jego koncepcją usprawiedliwienia człowiekowi nie przypisuje się po prostu grzechu, mimo że tak naprawdę wciąż pozostaje on grzesznikiem. Ale także dla Lutra wiara jest darem, który w rzeczywisty sposób odradza człowieka, i to z niej tak naprawdę pochodzą dobre działania.

Niektórzy utrzymują, że Luter tak czy inaczej starał się doprowadzić do podziału.
Nie, nie chciał tego. Nigdy nie pomyślał o Reformacji jako o narodzinach innego Kościoła. Nawet pod koniec. Zawsze pragnął tylko zreformować jeden Kościół Chrystusa.

Z perspektywy historycznej był to jednak punkt, który był początkiem rozpowszechniania się podziałów.
Wbrew jego woli głos zabrali potem inni, a on sam stał się pionkiem w rękach niemieckich książąt.

Ale poza kwestią usprawiedliwienia pozostają różne niemałe trudności: sakramenty, koncepcja Kościoła…
Jest to złożone zagadnienie. Trzeba by mieć na uwadze także, na przykład, powód, dla którego Luter znalazł się w sytuacji zmuszającej go do wyświęcania pastorów, bez liczenia się ze zdaniem Kościoła katolickiego. Kościół Chrystusa działa poprzez sakramenty, nie mogąc więc działać za zgodą Rzymu, poradzili sobie bez niego.

Tak, ale ostatecznie luteranie zrezygnowali z sakramentów pokuty, małżeństwa, kapłaństwa…
Występuje jeden aspekt, ze względu na który różnica mogłaby uchodzić tylko za terminologiczną. Jeśli chodzi o święcenia kapłańskie i małżeństwo, ze względu na błogosławieństwo można mówić o czymś zbliżonym do sakramentu katolickiego, pomijając oczywiście różnice doktrynalne. Natomiast gdy Luter mówi o ofierze Mszy św., pokazuje, że jego koncepcja ofiary eucharystycznej w żaden sposób nie odpowiada nawet współczesnej mu teologii katolickiej. To są ograniczenia…

A jednak Luter mówi, że uznaje rzeczywistą obecność w Eucharystii…
Tak, tak jest. Podważa on ważność doktryny przemienienia jako sposobu wyjaśnienia tego, co zachodzi w konsekracji, ale dla niego prawdziwe jest, że „to jest Moje ciało”. Następnie jest kwestia koncepcji Kościoła: czy Kościół luterański jest Kościołem apostolskim? To znaczy: co takiego gwarantuje relację z innymi apostołami, zważywszy na to, że przerwana została bezpośrednia historyczna sukcesja? Są to kwestie, które trzeba zgłębić i jeszcze wyjaśnić.

Wydaje się, że papież Franciszek pragnie podkreślić aspekt modlitwy i pomocy ubogim, które mogą być podejmowane wspólnie. Czy różnice teologiczne schodzą na drugi plan?
Ekumeniczny duch domaga się, by wspólnie podejmować to wszystko, co można robić razem: istnieją konkretne formy świadectwa, które łączą wszystkich. Oczywiście różnice teologiczne, które pozostają, muszą być zgłębione i wyjaśnione, ale nie mogą przeszkodzić we wspólnym dawaniu świadectwa o Chrystusie.

Niektórzy widzą w tym zbliżeniu niebezpieczeństwo protestantyzacji Kościoła katolickiego.
W pismach Lutra można odnaleźć wiele duchowej strawy. Idea wiary, posłuszeństwa, nawrócenia swojego życia na światło Ewangelii, życia „przecierpianego” z Chrystusem… Także Benedykt XVI publicznie docenił jego religijność. Są to aspekty dające się współdzielić, które mogą przynieść korzyści. Nie ma powodu, by się czegoś obawiać. Można je doceniać, pozostając w naszej tradycji. Ale chodzi o coś innego.

O co takiego?
Ten strach rodzi się, gdy gruntownie nie zostaje przyswojona przynależność do Chrystusa. Ponieważ Chrystus nie dzieli, ale jednoczy. Kiedy czytam 16. rozdział Mateusza i to, co Jezus powiedział do Piotra po Zmartwychwstaniu, wydaje mi się oczywiste, że istnieje prymat. Dlaczego Luter przestał go zauważać? Ponieważ myślał o Piotrze, mając przed oczami Leona X i jego bezpośrednich poprzedników. Jest to logika, która nie odpowiada Pismu Świętemu, ale zdarzyło się, że wzięła górę. Nie gorszy mnie to. Chcę tylko powiedzieć, że ten, kto jest wyraźnie przekonany o przynależności do swojego wyznania, może otworzyć się na innych. Reszta to postawy dyktowane przez niepewność. To strach zamyka. Przeżywana wiara otwiera.